W ostatnich dniach Naczelna Dyrekcja Archiwów Państwowych zaalarmowała, iż w obliczu, jak to ujęto, niekorzystnej linii orzecznictwa sądowego, archiwa państwowe mogą stracić przejęte po 1945 roku zbiory na rzecz ich historycznych właścicieli, czyli potomków lub spadkobierców rodzin arystokratycznych.
Chodzi tu o częstokroć bezcenne, z punktu widzenia historycznego, dokumenty naszej państwowości: patenty i przywileje królewskie, diariusze i archiwa sejmowe; dość wspomnieć, iż ostatni właściciele Wilanowa, Braniccy, mieli w okresie międzywojennym w swoich zbiorach oryginał Konstytucji 3 Maja.
Wesprzyj nas już teraz!
„W toku postępowań sądowych wszczętych przez rodzinę Tarnowskich, a także przez spadkobierców rodu Branickich, ukształtowała się niekorzystna dla Skarbu Państwa linia orzecznictwa. Sądy zgodnie stwierdzały w ostatnich latach, że żaden z obowiązujących po II Wojnie Światowej aktów prawnych, nie miał wpływu na własność tzw. archiwów podworskich, a w szczególności nie miały takiego skutku przepisy o reformie rolnej” – informują archiwa państwowe, które w końcu lutego bieżącego roku, za upoważnieniem Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, przedstawiły ten problem na posiedzeniu sejmowej komisji kultury.
Po roku 1989, rodziny wystąpiły z roszczeniami o zwrot bezprawnie zagarniętych archiwaliów, co potwierdziło orzecznictwo sądowe, przyjmujące, iż nawet w świetle tzw. ustawodawstwa PRL, nie było podstaw, by rodowe zbiory dokumentów mogły być prawomocnie objęte wywłaszczeniami, które w myśl przeprowadzonej po wojnie reformy rolnej literalnie dotyczyły wyłącznie dóbr ziemskich. Sądy odrzuciły też argument przedawnienia roszczeń.
Wedle oceny Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych, najnowsze decyzje sądów, w tym też te wydane przez Sąd Najwyższy, grożą utratą przez instytucje państwowe dokumentów ważnych dla historii i kultury. Pojawiają się argumenty, iż oddanie prawowitym właścicielom wspomnianych zasobów, oznacza zagrożenie ich rozproszeniem, wyłączeniem z obiegu naukowego, i pogorszeniem ich stanu fizycznego. Jest to o tyle dziwne, iż nie ulega wątpliwości, że to polskie rody szlacheckie, powodowane motywacją patriotyczną, przechowały te dokumenty przez półtorawiekowy okres niewoli, kiedy nie było polskich instytucji państwowych, które mogłyby upomnieć się o ich „właściwe” – z punktu widzenia urzędniczego – traktowanie. Same Archiwa Państwowe nie kwestionowały przed sądami, że przejmowanie „archiwów podworskich”, które trafiały następnie do ich zasobów, dokonywało się na ogół z naruszeniem prawa. Jednak niechęć do oddania czegokolwiek w ręce prawowitych właścicieli, pozostaje.
Warto przypomnieć, iż tzw. Archiwum Dzikowskie Tarnowskich zawiera dokumenty od XIV wieku, i obejmuje ponad 4 tysiące teczek jednostek inwentarzowych z lat 1310-1951. Zgromadzone w nim materiały archiwalne dokumentują polityczną i gospodarczą działalność dzikowskiej linii rodu na przestrzeni kilku stuleci. W ocenie specjalistów, stanowią one „nieocenionej wartości źródła do badań nad dziejami I Rzeczypospolitej oraz okresu rozbiorów”.
Warto zwrócić uwagę na fakt, iż w zespołach przejętych akt znajdują się jednak nie tylko dokumenty „wagi państwowej”; uznani za „wrogów ludu” utracili też często najbardziej osobiste pamiątki – Adam Rybiński, reprezentujący rodzinę Branickich, mówi: „Bardzo nam zależy na tym, żeby archiwalia o charakterze publicznym były dostępne, ale wśród zabranych nam po wojnie dokumentów są rzeczy całkowicie osobiste jak np. listy mojej mamy czy babci, albo wiersze mojego wuja”.
Pozostaje mieć nadzieję, iż uda się znaleźć kompromis między opinią, jak się zdaje przeważającą wśród pracowników instytucji państwowych co do archiwaliów rodowych, dającą się streścić zdaniem „musimy je odzyskać i utrzymać”, a jak najsłuszniejszymi postulatami przedstawicieli naszej elity, którzy niejeden raz na przestrzeni dziejów dowiedli, że umieją o skarby kultury i pamięci Narodu dbać także za cenę życia; jest to chyba najlepsza rekomendacja dla tych, a nie innych, kustoszy.
Piotr Toboła