Często się dziś słyszy, nawet w tradycyjnych rodzinach: Gotowanie to przeżytek! Skończyły się już czasy pełnych krzątaniny poranków spędzanych w kuchni na przygotowywaniu smakowitych dań. Trzeba upraszczać sobie życie, każda minuta jest cenna. Coraz powszechniejszy wydaje się pogląd, że celebrowanie posiłków, wyszukiwanie przepisów i staranny dobór składników, a tym bardziej przygotowywanie potraw to coś, na co szkoda tracić czas.
Zapomina się o kluczowej roli kuchni w spajaniu więzów rodzinnych. Gotowanie wszak niesie ze sobą komunikat, iż osoba, dla której przyrządzamy posiłek, jest dla nas ważna, że darzymy ją uczuciem. Ojcowie i dzieci czują się docenieni dostrzegając starania włożone w przygotowanie domowych posiłków, gdyż stół jest wiernym odbiciem troski małżonki i matki.
Wesprzyj nas już teraz!
Nie ma jak u mamy
Pedro Luiz ożenił się późno, za czasów kawalerskich zaś mieszkał z matką. Ona przygotowywała mu drugie śniadanie, które zabierał do biura. Każdego dnia znajdował innego rodzaju kanapki, szczodrze posmarowane masłem, które popijał sokami ze świeżych owoców. Matka piekła dla niego na deser biszkopty i inne ciasta. Aromat dobrej kawy unoszący się z termosu Pedra Luiza drażnił nozdrza kolegów z biura. Kubek, filiżankę i łyżeczki zawsze wyjmował ze skórzanego etui, a wszystko zawinięte było w dużą lnianą serwetkę, zawsze nieskazitelnie białą, która służyła mu w biurze jako obrus na stół. Żaden z kolegów nie jadł w pracy przy stole nakrytym lnem. Swoje kanapki odwijali oni ze zwykłego papieru, a kawę pili z plastikowych kubków. Widok Pedra spożywającego w ten sposób drugie śniadanie wprawiał ich w zachwyt.
Pewnego dnia jednak podczas przerwy śniadaniowej Pedro Luiz wyciągnął z plastikowego worka kanapki zakupione w supermarkecie. Na deser miał tabliczkę czekolady i musiał się zadowolić kawą z biurowego automatu. Minęło kilka dni, a Pedro Luiz wciąż jadł tak pospolity prowiant. Bodaj piątego dnia jeden z kolegów nie wytrzymał i zapytał:
– Pedro, co się stało? Ożeniłeś się?
– Nie, jeszcze nie. Mama poszła na dziesięć dni do szpitala, aby podleczyć reumatyzm.
Oto jak prosty posiłek niesie ze sobą komunikat o trosce albo jej braku. Dla kolegów Pedra zmiana na gorsze odzwierciedlała smutny obraz dzisiejszych realiów: niestety, niektóre żony, nawet te oddane, zaniedbują sprawy związane ze stołem. Tymczasem wokół posiłków tworzy się nastrój, który może wpływać na relacje międzyludzkie. Św. Franciszek Salezy mawiał, że posiłki sprzyjają wyrozumiałości, jaką my, chrześcijanie, powinniśmy mieć dla siebie nawzajem.
Smakosze z Cluny
Mylą się ci, którzy sądzą, że Kościół wprowadza post i abstynencję jako ogólną zasadę życia. Nie, te są właściwe i niezbędne wyłącznie w przeznaczonych do tego okresach. Kościół od początku swego istnienia widział w tworzeniu przepisów kulinarnych drogę do samodoskonalenia ludzi. Chrześcijaństwo zawsze było przychylne wielu rodzajom sztuk. Dzięki architekturze osiągnęło splendor nieznany wcześniej w świecie starożytnym. W malarstwie Fra Angelico i gregoriańskim chorale znalazło najwyższą ekspresję. To samo zaszło w przypadku sztuki kulinarnej, która przeżyła swój wielki rozwój w klasztorach i opactwach.
Benedyktyni z Cluny w Burgundii postawili sobie za zadanie ułożenie przepisów na potrawy z ryb, jaj i warzyw (powstrzymywali się od jedzenia mięsa). Każdego dnia serwowali inne dania, co skłoniło ich do poszukiwania nowych smaków i możliwości kulinarnych. Dzięki temu udało im się wyjść z prymitywizmu, jaki cechował jadłospis pogan. To z Cluny pochodzą pierwsze książki kucharskie. Były one skierowane do ludów przesiąkniętych jeszcze barbarzyństwem. Mnisi w swej mądrości wiedzieli, że zgłębiając sekrety podniebienia, komponując smakowite dania i dogadzając ciału, podkreślą cnoty duszy. Wyobrażali sobie rozkoszny smak manny, cudownie zesłanej Żydom na pustyni w drodze do Ziemi Obiecanej. Snuli rozważania o doskonałości wina ofiarowanego przez Pana Jezusa podczas wesela w Kanie Galilejskiej. Czyż Bóg nie wyraził w ten sposób pragnienia, aby ludzie również poszukiwali wyrafinowanych smaków, które obudziłyby w duszy porywy cnoty podobne do doznań podniebienia?
Bóg ustanowił tajemnicze i godne podziwu relacje pomiędzy z jednej strony pewnymi kształtami, kolorami, dźwiękami i woniami a pewnymi stanami duszy z drugiej. Poprzez sztukę można głęboko wpływać na mentalność – przypomina Plínio Corrêa de Oliveira na kartach Rewolucji i Kontrrewolucji. A czyż sztuka kulinarna nie jest przejawem Sztuki?
W średniowieczu – epoce par excellence katolickiej – opactwa kultywowały tradycję wydawania wielkich bankietów. Panowie i mnisi (wywodzący się w dużej części ze szlachty) rozdzielali w ten sposób dary Boże wypracowane przez zmysł podniebienia. Rytuały związane z biesiadą miały uświęcony charakter i wytwarzały poczucie wspólnoty duchowej, łagodziły animozje, uciszały spory. Mnisi przygotowywali swoje przysmaki z nakazu miłosierdzia, tworząc przy okazji zasady etykiety, która z kolei przyczyniała się do uszlachetnienia duszy. Sposób prowadzenia rozmowy i zasady grzeczności stawały się coraz bardziej kunsztowne. To w trakcie wspólnego ucztowania stopniowo kształtowały się rytuały obowiązujące w społeczeństwie świeckim, tworząc model cywilizacji europejskiej. Czyż nie to właśnie jest istotnym celem biesiady?
Wielcy święci opaci z Cluny – św. Odon, św. Odilon, św. Majol – mieli doskonałych kucharzy, a dla św. Piusa V gotował sam Bartolomeo Scappi, który pozostawił niektóre przepisy w swej słynnej książce kucharskiej. Także św. Tomasz z Akwinu i św. Grzegorz VII byli wielkimi koneserami dobrej kuchni.
Od Lutra do McDonald’sa
Niemal wszystkie herezje, pod pozorem walki z obżarstwem propagując rzekomo surowy styl życia, krytykowały jakość potraw, którym Kościół nadał duszę. Luter, choć owiany sławą żarłoka, był tu jednym z wielu szkodników. Kto oglądał film Uczta Babette Gabriela Axela nagrodzony w Cannes w roku 1987, odnalazł tam symboliczny przykład zła, jakie protestantyzm wyrządził chrześcijańskiej sztuce kulinarnej.
W swym znakomitym dziele Gastronomie française Jean-Robert Pitte ukazuje, jak zmysłowe skłonności Lutra nie przeszkodziły reformie protestanckiej – a tym bardziej kalwińskiej – w opowiedzeniu się za rygorem. (…) Aby to zrozumieć, trzeba sobie uświadomić związek postawy moralnej protestantów z ich negacją sakramentu spowiedzi, która sprawia, że żyją w ciągłym napięciu i wiecznym niepokoju. To zaskakujące, aczkolwiek prawdopodobne, bowiem niepewność, jaką rodzi odmowa spowiedzi, jest powodem rezygnacji z rozkoszy stołu.
Rozwój tej pesymistycznej postawy protestantów zaowocował w dzisiejszych czasach jedzeniem produktów z puszki lub z proszku, rozmnożeniem sieci typu McDonald’s oraz popularnością fast foodów. Przygotowując potrawy, nie myśli się już o duszach i wspólnym biesiadowaniu – dziś odżywianie się ma charakter masowy. Porzuca się piec i kuchenkę, produkując jedzenie taśmowo, wzorem wielkich fabryk. Taki typ żywienia oznacza triumf materii nad duchem.
Nakaz miłosierdzia
Przytoczmy anegdotę o pewnym ceniącym sobie rozkosze podniebienia Francuzie, który zapytał jednego z przyjaciół, czy ma ochotę coś zjeść. Ten odpowiedział:
– Dziękuję, nie jestem głodny.
Zdziwiony Francuz na to:
– To ty jesz tylko wtedy, gdy czujesz głód?
Przekonanie wielu Francuzów, że w trakcie posiłku wzmacniają się przede wszystkim więzy międzyludzkie, ma w sobie wiele prawdy. Fast food powoduje zanik form wyrażania szacunku dla godności bliźniego. Ci, którzy bez konieczności wybierają ten rodzaj posiłku, mogą popełnić grzech przypisywany żarłokom, którzy w trakcie jedzenia myślą jedynie o zaspokojeniu potrzeb ciała. Fast food prowadzi wręcz do grzechu obżarstwa, choć można przy tym wcale za dużo nie zjeść.
Kiedyś pewna rodzina przyjmowała u siebie przybyłego z daleka przyjaciela, którego dawno nie widziała. Lubił on szczególnie kaczkę ze śliwkami i tym daniem zamierzano go podjąć, gdy ktoś nagle przypomniał sobie, że przecież jest piątek – dzień postu, wskazane byłoby więc powstrzymanie się od spożywania mięsa. Zaniepokojony ojciec rodziny, nie dysponując żadną inną potrawą, którą można by godnie ugościć przyjaciela, zasięgnął rady kanonika z miejscowej katedry.
– Ojcze wielebny – zapytał – co w tej sytuacji zrobić?
Stary kapłan, wziąwszy pod uwagę nieumyślne przeoczenie oraz okoliczności, udzielił zdecydowanej odpowiedzi:
– Podajcie kaczkę. Miłosierdzie jest w tym przypadku ważniejsze od wyrzeczenia. Każdy powinien odprawić pokutę wedle własnego sumienia, nie narzucając jej innym.
Dobra kuchnia i godnie zastawiony stół to nakaz miłosierdzia.
Nelson Fragelli
Tekst ukazał się w nr. 12 dwumiesięcznika „Polonia Christiana”.