7 marca 2012

 Kiedyś w Strzelnie nie było nic. To znaczy, Strzelna nie było. Pustka, surowy korzeń. Być może właśnie ta pustka uderzyła kujawskiego palatyna Piotra, syna Wszebora, kiedy tędy przejeżdżał. Czy polował w okolicy? Czy doglądał swoich dóbr? A może już wtedy wypatrywał miejsca pod klasztor? Nie chciał być gorszy od swego przodka, Piotra Włosta, który postawił ponoć 77 kościołów. Z fundacji Włostowica powstał m.in. największy w Polsce kościół i klasztor na Ołbinie we Wrocławiu, kolos przewyższający wszystkie polskie katedry. Objęli go ojcowie od świętego Norberta, zakon najprężniejszy w tych czasach (nie licząc cystersów). Teraz jego potomek postanowił sprowadzić do Strzelna – niejako do kompletu – panny norbertanki, i dać im klasztor z dwoma kościołami, rzecz nie mniej wspaniałą, a przy tym wyjątkową.

 

Już wkrótce do Strzelna przybyły mniszki, a Piotr ofiarował im liczne dobra ziemskie. Spis włości klasztoru poświadczył sam papież osobną bullą w roku 1193. Wówczas albo zaraz potem Piotr sprowadził murarzy i rzeźbiarzy. Prace trwały przez prawie dwa pokolenia, aż powstało dzieło sztuki romańskiej, niepowtarzalne w skali Europy. Są wprawdzie w Europie zespoły rzeźb romańskich większe i artystycznie doskonalsze, ale podobnie wymyślonych i przy tym w takim stopniu zachowanych – nie ma.

Wesprzyj nas już teraz!

Gdy w roku 1216 odbyła się uroczysta konsekracja klasztornej bazyliki pod wezwaniem Trójcy Świętej, palatyn Piotr już nie żył. Jego owdowiała synowa, Zmysława, zdążyła zasilić szeregi mniszek; córka Beatrycze była zapewne ksienią klasztoru (to domysł badaczy), a w roli dobrodzieja występował już syn Piotra, wojewoda kujawski Krystyn.

 

Portale: wykład wiary


Zakonnice wchodziły do kościoła wiele razy w ciągu dnia i nocy, zawsze spoglądając po drodze na ozdobny portal z wizerunkiem Zwiastowania Maryi Pannie. Ludzie świeccy bywali tu wtedy rzadziej, pewnie tylko podczas wielkich uroczystości. Przeznaczono dla nich boczny portal, na którym świętej pamięci fundator Piotr Wszeborowic podaje św. Annie model kościoła, a ksieni Beatrycze prezentuje kolejny dar – księgę, pewnie mszał. Napis, skomponowany w kunsztownej łacinie, głosi (cytuję przekład Mariana Plezi):

 

Tobie Anno, czcigodna Matko pobożnej Dziewicy Marii darem tym cześć oddaje Piotr, tak jak sobie tego ongiś życzył.

 

Jako wejście uroczyste, pewnie rzadko wykorzystywane, służył niezwykły portal główny. Powstał u samego­ ­końca budowy, jest już późnoromański, a jego ostrołukowy kształt zapowiada sztukę gotyku. Wszyscy ludzie świeccy wkraczający do świątyni rozpoznawali tu Pana naszego, Jezusa Chrystusa, jak tronuje nad światem i bramą klasztoru – On wszak rzekł: Ja Jestem Bramą, winien więc panować nad wejściem do świątyni. Jednak osoby uczone mogły z tego portalu wyczytać znacznie więcej. Autor reliefu postawił sobie za zadanie połączyć kilka ważnych tematów w logiczną całość. Nad Jezusem unosi się gołębica – przypominając o Trójcy Świętej, patronującej kościołowi. Aniołowie, unoszący Chrystusa – mówią o odejściu Pana do nieba, zaś apokaliptyczne zwierzęta – o Jego ponownym przyjściu. Dla znających Pismo była to dosłowna ilustracja słów: Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba (Dz 1, 14). Przyjdzie nie tylko jako Pan – także jako Ten, który daje Prawo chrześcijanom, reprezentowanym tu przez kornie zbliżających się śś. Piotra i Pawła, przed którymi Chrystus otwiera księgę Pisma Świętego. I wreszcie Jezus przyjdzie jako Wieczny Zwycięzca. Pod jego stopami wiją się bowiem bazyliszek i wąż – symbole grzechu, śmierci i szatana, których pokonanie przez Mesjasza zapowiadało proroctwo, zawarte w psalmie, na pewno często brzmiącym w klasztornych murach: Będziesz stąpał po wężach i żmijach, a lwa i smoka będziesz mógł podeptać (Ps 91, 13).

 

Nawy: traktat moralny


Ów portal jest tylko wspaniałym prologiem do wizji, która czekała oniemiałych widzów w środku. Wnętrze to już istny Hortus Deliciarum, czyli „Ogród Rozkoszy”. Oczywiście rozkoszy mistycznych, teologicznych i estetycznych. W jego urządzeniu pomogły uczone traktaty pisane przez wielkich mnichów tamtej epoki: opata klasztoru Mont Cornillon, Łukasza – autora Zwierciadła Dziewic – i Hildegardę z Bingen. Rękopisy tych dzieł chętnie ozdabiano ilustracjami, ale tylko w Strzelnie ktoś wpadł na pomysł, żeby przekuć je na kamienne figury.

Ściany kościoła nie były, jak dziś, stonowane i szare. Grały feerią barw, zielenią, czerwienią, błękitem. Na licznych rzeźbionych i malowanych kolumnach wspierały się arkady, rozpięte nie tylko pomiędzy nawami, także pod emporą i w przezroczach otwartych z prezbiterium do bocznych kaplic. Specjalne, kamienne balustrady oddzielały ramiona transeptu. Po jednej stronie widniała na nich płaskorzeźbiona scena Zdjęcia z Krzyża, ku któremu patrzyła z naprzeciwka Matka Boga otoczona postaciami proroków. I z pewnością inne jeszcze, niezachowane do naszych dni.

Jednak najbardziej zachwycały dwie spośród rzeźbionych kolumn. Na ich trzonach dzieje się milcząca Psychomachia, opowieść o walce Dobra ze złem. Możemy sobie tylko wyobrazić zakonną mistrzynię nowicjatu, która może właśnie w tym miejscu wykładała młodym mniszkom zasady chrześcijańskiego życia. Kolumny te wyrosły bowiem w klasztornym „Ogrodzie Rozkoszy” zupełnie jak dwa opisywane w Zwierciadle dziewic drzewa: Drzewo Dobra i Drzewo Zła. Dekoracja kolumn zrodziła się też z inspiracji Ordo Virtutum, czyli „Korowodu cnót” Hildegardy z Bingen. W tym dramacie, przeznaczonym do odgrywania przez nowicjuszki, „chóry” cnót występują w niemal identycznym układzie, jak na strzelneńskich kolumnach – „drzewach” Dobra i zła. Ale tu na dodatek naprzeciw Cnót, podobnie uszeregowane w arkadach przeplecionych roślinną wicią, wychodzą Przywary.

Choć dzisiejszemu widzowi ich postacie mogą wydać się nieco niekształtne, nie dajmy się zwieść pozorom. Dla średniowiecznego artysty najważniejsze były tu nie tyle wierność wobec rzeczywistości, co ekspresja i piękno. O ekspresji decydują wielkie dłonie tudzież nadnaturalnych rozmiarów głowy i oczy, gesty i pozy ciała – one mają wyrażać idee i emocje. Piękno tkwi w zrównoważonej kompozycji i elegancji przekonujących gestów. Oto Gniew ukazany jako panna, która ze złością szarpie swoje włosy. Ale oto Pokora, łagodnie składająca dłonie na piersi. A tu Zawiść, opleciona cielskiem jadowitego węża – i Sprawiedliwość, milcząco obserwująca szale swojej nieubłaganej wagi. Oto Bałwochwalstwo, z krzyżem obróconym na opak – i Wiara, która krzyż składa na sercu, oto Czystość z rozkwitłą lilią – i goła, rozpasana Rozpusta…

 

Autorzy arcydzieł


Kto tu rzeźbił i murował? Dokumenty milczą na ten temat. Na jednej z kolumn widnieje znak rodu Łabędziów, do którego należał Piotr Wszeborowic. On więc dobierał twórców i płacił im. Aby jednak dokonać fundacji, musiał dostać zgodę swojego seniora, księcia Mieszka Starego, który w takich przypadkach dokładał się zwykle do przedsięwzięcia. Bez wątpienia książę Mieszko pomógł też swojemu palatynowi w tej budowie. W Polsce nie było wtedy rodzimych muratorów i rzeźbiarzy, bo budowano głównie z drewna. Kamienne mury wznosili przyjezdni specjaliści, ­którzy po ­wykonaniu pracy szli na następną budowę – najczęściej w ich własnej ojczyźnie. Należało ich znaleźć, wybrać, sprowadzić… Otóż córka księcia Mieszka wyszła za mąż za jednego z margrabiów miśnieńskich z rodu Wettynów – a ród jej małżonka związany był z bardzo podobnym w planie klasztorem w Petersbergu. Najwyraźniej tamtejszą fundację przyjęto za dobry wzór, a znani Wettynom rzemieślnicy zostali Polakom zarekomendowani i ściągnięto ich do Strzelna…

Ale nawet zdolny rzeźbiarz nie byłby w stanie samodzielnie stworzyć tego, co tu dziś oglądamy. Mimo że Cnoty i Przywary rzeźbiono w średniowieczu nagminnie, tylko w Strzelnie ich orszak jest aż tak liczny, tylko w Strzelnie umieszczono je na rzeźbionych kolumnach – to motyw zaiste wyjątkowy. Tu musiała działać jakaś tęga, wybitna głowa zorientowana w pismach teologicznych i ascetycznych. Może kapelan klasztoru-norbertanin, a może sama ksieni Beatrycze, domniemana Beatrycze Wszeborowicówna, córka Piotra, określona w papieskiej bulli jako magistra Beatrix – czyli osoba uczona?

 

Dwa kościoły


Odmiennym kunsztem epatuje sama architektura. Godne uwagi, że główna świątynia zbudowana jest nie tylko z kamiennych ciosów, ale i z cegły: to bodaj pierwsza w państwie Piastów budowla wznoszona w tej technice. Zastanawia też wielki namysł, z jakim przemyślano przestrzeń klasztoru – niestety niezachowanego w dawnym kształcie – i dwóch kościołów, które stoją do dzisiaj. Oba te kościoły zaczęto budować jednocześnie. Jeden już poznaliśmy, to ten, w którym znalazły się rzeźbione portale, kolumny i płyty. Był on bazyliką na planie krzyża, z transeptem, czterema wieżami (niestety, pierwotne wieże nie zachowały się) i dwiema kaplicami po obu stronach prezbiterium, którym towarzyszą dwie apsydy w ramionach transeptu – niegdyś każda z tych pięciu apsyd mieściła ołtarz. Bezpośrednio przed główną apsydą mogły zaś stać stalle dla mniszek (chyba, że panny norbertanki miały jeszcze jakiś osobny „chór”). Każda z tych części miała więc swoją rolę w liturgii, niektóre służyły nabożeństwom całej społeczności mniszek i kapelanów, inne zaś przeznaczone były do osobistych rozmyślań i medytacji poszczególnych jednostek. Takie zakomponowanie liturgicznej przestrzeni rozpropagowali w Europie benedyktyni z Cluny.

Drugi kościół, niewielki, aczkolwiek wcale nie skromny, nosił kiedyś wezwanie Krzyża Świętego (obecnie – św. Prokopa), jako że klasztor posiadał i posiada do dziś ważne relikwie Drzewa Krzyża. Jest to bardzo ciekawa w rozplanowaniu rotunda (czyli kościół na planie koła) ze sporą wieżą i zadziwiająco obszernym prezbiterium. W nim to zapewne mniszki rozpoczęły pełnienie służby Bożej. Ale planowano go od razu jako kościół parafialny – był nim od momentu, gdy ukończono budowę właściwego klasztornego kościoła. Tu pewnie, w obliczu poddanych, częściej zasiadał na emporze fundator, może też tutaj, w bliskości relikwii pragnął spocząć – stąd, jak się sądzi, pochodzi fragment jednego z najstarszych romańskich nagrobków polskich zachowany w klasztornym lapidarium.

W ten sposób w pierwszych dziesięcioleciach wieku XIII klasztor i jego dwa kościoły przyjęły kształty aż nader doskonałe i elitarne – jako swego rodzaju prezent jednej z polskich elit (rycerskiej) dla drugiej polskiej elity (duchownej), wykonany przez trzecią elitę – najlepszych artystów dostępnych w tej części Europy sprowadzonych zapewne z Saksonii.

 

Strzelno sarmackie


Dobra klasztoru rozwijały się. Już wkrótce norbertanki założyły w Strzelnie miasto, którego były właścicielkami przez lat kilkaset i które, choć niewielkie, naprawdę kwitło w cieniu klasztoru. Z czasem jednak zbladł splendor romańskiej sztuki. Gdy w początku XVI wieku kościół spłonął i należało poczynić poważne remonty, postanowiono „uaktualnić” formy świątyni. Jej wnętrze nakryły teraz piękne, gwiaździste sklepienia gotyckie. Apsydę ponad głównym ołtarzem pokryły nowe malowidła, ostatnio odkryte.

Kolejny kataklizm – zniszczenia czasów wojny północnej w wieku XVIII – sprawił, że bazylika strzelneńska przybrała oblicze sarmackie. Sprawcą tej przemiany był ówczesny zarządca kościoła, ksiądz infułat Józef Łuczycki, człowiek uczony i bywały w świecie, przełożony polskiej prowincji norbertanów.

To, co uczynił, miało też swoje źródło w zmianach zachodzących w ówczesnym świecie. Świątynia zakonna, przedtem przeznaczona przede wszystkim dla mniszek, powoli stawała się przystanią ogółu wiernych i prawdziwym publicznym sanktuarium. Pielgrzymów przyciągały relikwie Krzyża Świętego i przejmujący, gotycki krucyfiks z XIV wieku, który, choć zamówiony niewątpliwie przez norbertanki, potem trafił do barokowego ołtarza, dostępnego dla wszystkich. Powszechnie uznawano go za cudowny.

 

Barokowy klejnot


Ksiądz infułat postanowił rozebrać starą fasadę i wymurować nową, barokową, epatującą falistymi liniami szczytu, na którym królują Trójca Święta i Matka Boża. Z Rzymu sprowadził szereg nowych relikwii, którymi kazał otoczyć cudowny krucyfiks, tworząc niepowtarzalny „skarbiec świętych”. Cały ten ołtarz przeniesiono wówczas do transeptu, tak iż stał się dostępny dla świeckich. W specjalnej, bocznej kaplicy (którą wedle rzymskich wzorów wybudował bardzo domorosły, „sarmacki” artysta – co przydało jej specyficznego uroku), spoczęły szczątki świętego Restituta, jednego z pierwszych męczenników chrześcijańskich.

W prezbiterium wyrósł za to nowy, przestrzenny ołtarz Matki Boskiej ukazanej jako Stolica Mądrości, dom o siedmiu kolumnach, prawdziwe­ cacko­ barokowej sztuki. Korespondują z nim piękne, płaskorzeźbione medaliony opowiadające dzieje Maryi, które zajęły godne miejsca na ścianach nawy. Nowa belka tęczowa z barokowym Ukrzyżowaniem i niezwykle ozdobny chór muzyczny ujęły wnętrze jak dwie klamry.

Ten wystrój obliczano na przybywający licznie lud, który wobec świętych szczątków, a nade wszystko przed cudownym Panem Jezusem pragnął wyznać swoje grzechy. Pojawiły się więc natychmiast oryginalne, „odpustowe” konfesjonały, opatrzone moralnymi sentencjami i obrazami w „sarmackim” duchu.

Natomiast stare, romańskie kolumny okazały się zupełnie już niezrozumiałe, a nawet rażące. Obmurowano je więc dokumentnie, tworząc grube, ceglane filary. Właściwie dzięki temu niezrozumieniu kolumny przetrwały do naszych czasów w dobrym stanie. Inne rzeźby spotkał gorszy los: rozbite, rozproszone, ukryte w fundamentach nowo wznoszonych budowli, wmurowywane jako fragmenty posadzki, jako progi czy obramienia – w większości przestały istnieć.

 

Fides quaerens intellectum


W ten sposób nowe, niezwykłe dzieła sztuki wypełniły wnętrze. Ale dziś jakoś mniej się o nich pamięta. Od momentu odkrycia romańskich kolumn w roku 1946 Strzelno z każdą dekadą stawało się bogatsze o kolejne romańskie zabytki, wydobywane z ziemi lub wykuwane z murów przez archeologów. Ostatnio, dzięki inicjatywie księdza proboszcza, powstało tu muzeum z lapidarium, w którym można oglądać znaczną część zbiorów (reszta znajduje się w poznańskim Muzeum Narodowym). Niedawna renowacja w znacznym stopniu przywróciła też blask bazylice. Zresztą nie tylko tej romańskiej. Niemniej, tutejsza „sarmacka” sztuka jakby kryła się w cieniu romanizmu. A szkoda. Bazylika Świętej Trójcy jest przecież jednym ze świadków Wiary Polskiej wszech epok – oglądając ją, mamy wrażenie że Ktoś wciąż wydobywa skarby nowe i stare i całą naszą przeszłość stawia nam przed oczy. I oby ten Ktoś przeniósł w przyszłość nie tylko materię – ale i strzelneńskiego ducha. Tu od samego początku, tak na romańskich kolumnach i portalach, jak w barokowych rzeźbach i ołtarzach emocje łączą się z rozumnym wykładem wiary i chrześcijańskiego życia, realizując w sztuce postulat świętego Anzelma z Canterbury: fides quaerens intellectum – „wiara poszukująca zrozumienia”.

 

Jacek Kowalski

Tekst ukazał się w nr. 6 dwumiesięcznika „Polonia Christiana”.

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(0)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 306 286 zł cel: 300 000 zł
102%
wybierz kwotę:
Wspieram