Prezydent-elekt Donald Trump szykuje się już do objęcia urzędu. Po wyborczym triumfie kandydata Republikanów oraz ostatecznym potwierdzeniu rezultatów głosowania przez kolegium elektorskie wiatru w żagle nabrali najbardziej oddani i niepoprawni politycznie zwolennicy zwycięzcy – tak zwana alternatywna prawica, czyli alt-right.
Liberalny świat na zwycięstwo Donalda Trumpa zareagował oburzeniem. Nieoczekiwana wygrana miliardera radykalnie zmieniła układ sił w Stanach Zjednoczonych i będzie mieć poważne konsekwencje dla całego świata. Mimo swej przynależności do biznesowej oligarchii, biznesmen w kampanii wyborczej odwoływał się głównie do zwykłych ludzi. A mówiąc ściślej – do białych zwykłych ludzi. Dla wyznawców politycznej poprawności to kamień obrazy.
Wesprzyj nas już teraz!
Bardziej niż oburzenie liberałów daje do myślenia artykuł opublikowany przez „The Washington Post” 9 grudnia. Gazeta ogłosiła, że w przebieg wyborów prezydenckich ingerowała Rosja, i nie chodziło tylko o zasiewanie wśród Amerykanów wątpliwości co do prawidłowego działania systemu wyborczego, lecz także o pośrednie wspieranie miliardera. Zdaniem raportu CIA, na który powołali się dziennikarze, to osoby powiązane z Kremlem przekazały demaskatorskiemu portalowi WikiLeaks kompromitujące Hillary Clinton e-maile komitetu wyborczego Partii Demokratycznej oraz szefa sztabu wyborczego kandydatki Demokratów. Donald Trump zdementował rewelacje dziennika.
Sensacyjne doniesienia nie wpłynęły na decyzję kolegium elektorskiego, które – zgodnie z wynikami głosowania powszechnego – wybrało Donalda Trumpa. Co oznacza dla Ameryki i świata zmiana warty na najważniejszym stanowisku w państwie będącym czołową globalną potęgą?
Czy Donald Trump zmienił poglądy?
Po udanej kampanii wyborczej politycy często wycofują się z co bardziej radykalnych obietnic. Portal BBC.com już 23 listopada zawyrokował, że tak właśnie stało się również w przypadku Donalda Trumpa. Podczas kampanii zwolennicy miliardera otwarcie i głośno nawoływali do skazania Hillary Clinton na więzienie, a sam kandydat nie odcinał się od takiej możliwości. Po wygranej stwierdził jednak, że kraj ma wobec byłej sekretarz stanu… dług wdzięczności.
A co ze słynnym murem na granicy amerykańsko-meksykańskiej? Początkowo republikański kandydat twierdził, że zapłacą zań Meksykanie. Już po elekcji bliski współpracownik nowego prezydenta Newt Gingrich powiedział jednak, że nie będzie to priorytet dla Trumpa. Przyznał jednak, iż sprawa okazała się w trakcie kampanii doskonałym narzędziem.
Miliarder złagodniał również w kwestii deklarowanych uprzednio deportacji nielegalnych imigrantów, krytyce teorii globalnego ocieplenia czy zapowiedziach stosowania tortur wobec terrorystów. Stwierdził także, iż zachowa pewne elementy uważanego słusznie za socjalistyczny, państwowego programu ubezpieczeń zdrowotnych Obamacare.
Nie znaczy to bynajmniej, że między Donaldem Trumpem a „liberałami” (czytaj: lewicowcami) nie ma żadnych różnic. Republikanin podtrzymuje wolę powołania do Sądu Najwyższego sędziów znanych z postawy pro–life. Nadal deklaruje wystąpienie Stanów Zjednoczonych z Partnerstwa Transpacyficznego – zawartej w ubiegłym roku umowy handlowej między dwunastoma krajami z rejonu Pacyfiku i Azji. Walka z globalną ekspansją międzynarodowych korporacji to ważny postulat zwolenników Republikanina.
Nominacje Donalda Trumpa
Kto wejdzie w skład gabinetu nowego prezydenta? Nazwiska, które co pewien czas przedostają się do opinii publicznej, wzbudzają wiele gorących dyskusji. Jak ocenił nie tak dawno portal businessinsider.com.pl, wbrew populistycznym hasłom, w administracji Republikanina nie zabraknie miejsca dla reprezentantów finansowego establishmentu. Sekretarzem stanu zostać ma Rex Tillerson, prezes koncernu Exxon Mobil. To człowiek znający się na robieniu interesów – zwłaszcza z rosyjskimi koncernami naftowymi. Szefem Narodowej Rady Gospodarczej ma zostać Gary Cohn, dyrektor operacyjny Goldman Sachs. Resort skarbu obejmie również wywodzący się z kręgów tego samego banku Steven Mnuchin.
Szczególnie zwraca jednak uwagę inna nominacja Donalda Trumpa. Kluczowe stanowisko głównego stratega obejmie bowiem Stephen K. Bannon. To były wydawca portalu Breitbart, znienawidzony przez środowiska postępowe jako zwolennik tak zwanej alt–right. Sam zresztą w wywiadzie z 22 sierpnia dla MotherJones.com określił swój portal jako „platformę dla alternatywnej prawicy”.
Czym jest alternatywna prawica?
Zdaniem niektórych komentatorów, po wygranej Republikanina radykałowie z alt-right złapali wiatr w żagle. Już dziesięć dni po wyborach w Centrum imienia Ronalda Reagana ruch zorganizował swoją pierwszą, jedenastogodzinną konferencję. Jak pisze Piotr Milewski z „Newsweeka” (nr 49, 28 listopada – 4 grudnia 2016), w jej trakcie główny ideolog ruchu Robert Spencer mówił o Amerykanach jako o Aryjczykach – ludziach twórczych i odkrywcach, rasie niszczonej przez polityczną poprawność oraz sprawiedliwość społeczną. Liberalną prasę oskarżył zaś o sprzyjanie żydowskim interesom. Intelektualny lider alt-right prowokacyjnie określił zwycięstwo Donalda Trumpa jako triumf woli. „Heil Trump, Heil Naród, Heil Zwycięstwo” – krzyczał.
Tacy sojusznicy mogą być kłopotliwi, lecz z drugiej strony są także cenni. Dlatego też sam Donald Trump ograniczył się do oględnego oświadczenia. Trzy dni po konferencji oznajmił, że nie popiera rasizmu. Warto więc nieco bliżej przyjrzeć się ruchowi, który tak jednoznacznie opowiada się za nowym prezydentem.
Idee alternatywnej prawicy: rasizm…
Zdaniem Piotra Milewskiego, na nową prawicę składają się neoreakcjoniści, archeofuturyści, zwolennicy naukowego rasizmu, wrogowie imigrantów, propagatorzy utrzymania bioróżnorodności ludzkiej. Wśród osób kojarzonych z ruchem znajdziemy także homoseksualnych anty-feministów. Są tam zarówno akademicy, jak i młodzież oraz zwykli ludzie, swoją publiczną aktywność sprowadzający głównie do propagowania internetowych memów. Większość łączy dobra znajomość technologii i informatyki.
Fenomen alternatywnej prawicy to kwestia ostatnich lat. Jednak korzenie ideowe tego ruchu sięgają znacznie głębiej. Wśród myślicieli inspirujących poglądy zwolenników alternatywnej prawicy jej zwolennik, Milo Yiannopoulos na dailywire.com wymienia autora „Zmierzchu Zachodu” – Oswalda Spenglera, admiratora Fryderyka Nietzschego i przeciwnika chrześcijaństwa – Henry ‘ego Louisa Meckena, paleokonserwatystę i zwolennika „białej świadomości rasowej” – Samuela Francisa oraz anty-chrześcijańskiego reakcjonistę, Juliusa Evolę.
Wśród ważnych nazwisk związanych z współczesną alternatywną prawicą warto wspomnieć o Richardzie Spencerze, przewodniczącym Instytutu Polityki Narodowej oraz założycielu Radix Journal/AlternativeRight.com – portalu bardziej niż Breitbart charakterystycznego dla „nowej prawicy”. Warto wspomnieć też o Kevinie MacDonaldzie – wydawcy „The Occidental Observer”, a także o wspomnianym już Milo Yiannopoulosie, uchodzącym za bliższego głównemu nurtowi apologetę ruchu.
Dodać trzeba do wspomnianego zestawu nazwisk również białych nacjonalistów, takich jak Jared Taylor, wydawca portalu American Renaissance czy Theodore Robert Beale, znany pod pseudonimem Vox Day. Jak podkreśla Michael Knowles na dailywire.com, ten ostatni używa częściowo neonazistowskiej symboliki liczbowej. Wspomnijmy tu o Paulu Ramsey’u. Ów zwolennik alt-right wsławił się publikacją wideo pod tytułem „Czy to źle nie martwić się Holocaustem”.
…i antychrystianizm
Z rasizmem wielu zwolenników alternatywnej prawicy wiąże się ich anty-chrystianizm. Nie znaczy to, że wszyscy alt-rightowcy to zadeklarowani wrogowie Pana Boga. Część z nich usiłuje łączyć swoje idee z chrześcijaństwem. Inni jednak są bardziej konsekwentni. „Są tylko dwa rodzaje religii na świecie” – pisze Stephen McNallen w tekście „Dlaczego jestem poganinem” (radixjournal.com). „Jeden rodzaj, jak chrześcijaństwo, islam czy scjentologia, pozbawiony jest jakichkolwiek korzeni w krwi i ziemi. W efekcie religie te deklarują lojalność wobec całej ludzkiej rasy. Samo słowo „katolik” znaczy powszechny. Jako Chińczyk czy Nigeryjczyk, czy ktokolwiek inny możesz stać się pełnoprawnym członkiem jednego z tych wyznań” – wyjaśnia.
Jaka jest więc alternatywa? Religie pogańskie, charakteryzujące się przypisaniem ich do konkretnego ludu. Są one prawdziwe tylko w jego obrębie, a ich wyznawanie przez obcych nie ma sensu. Reprezentują one „doświadczenie specyficznych biologicznych i kulturowych grup od samego początku” – wskazuje ich zwolennik.
Keith Preston na łamach tego samego portalu upatruje – w ślad za opiewanym przezeń Fryderykiem Nietzschem – źródeł degeneracji Zachodu w myśli Platona, a następnie w chrześcijaństwie. Nowoczesność ze swoją stawianą na piedestale demokracją, koncentracją na bezpieczeństwie, brakiem męstwa, to kolejne stadium upadku. Remedium nań nie jest jednak, zdaniem autora, chrześcijaństwo – samo postrzegane przezeń jako problem. Nie jest też ponoć żadnym rozwiązaniem tradycyjny konserwatyzm, wszak „Nietzsche był (…) rewolucjonistą a jego myślenie było bardziej radykalne w swoich implikacjach niż myśl samego Marksa”. Autor odrzuca konserwatywne przywiązanie do tradycji, a także idee dziedzicznej arystokracji.
Konserwatyzm? Raczej nie!
Motyw „rewolucji” (a nie kontrrewolucji!) przewija się niejednokrotnie w publikacjach zwolenników alternatywnej prawicy. Używa go także Kevin Deanna, założyciel znanej w środowisku organizacji „Młodzież dla Zachodniej Cywilizacji” (Youth For Western Civilization). „Postkonserwatywna i postnarodowa prawica może stać się głosem rewolucji niebędącej czczą retoryką – przekonuje na łamach Radix Journal.
Na portalu voxday.blogspot.com, w tekście przedstawiającym główne założenia alternatywnej prawicy, autor odrzuca twierdzenie czołowego amerykańskiego tradycjonalisty Russella Kirka o osi politycznego podziału. Katolicki myśliciel twierdził, że kluczowy dla jego zrozumienia jest rozziew pomiędzy uznającymi jedynie świat doczesny oraz potrzeby materialne, a ludźmi wierzącymi w trwały porządek moralny wszechświata, stałą naturę ludzką, a także istnienie obowiązków wobec porządku duchowego i świeckiego.
Tymczasem twórca znanego w alt-prawicowych kręgach bloga uważa za zasadnicze rozróżnienie osób twierdzących, iż ludzie są ostatecznie określani przez chwilowe opinie, i tych, którzy uznają, że określa nas dziedzictwo genetyczne. Ten materialistyczny i deterministyczny pogląd kłóci się z wizją chrześcijańską i konserwatywną. Doskonale pasuje jednak do rasizmu.
Wiara w…technologię
Należący do alternatywnej prawicy ruch – o ironio – „neoreakcjonistów” popiera transhumanizm, czyli pogląd zwolenników sztucznego przyspieszenia ewolucji człowieka. Wśród jego przedstawicieli pojawiają się hasła ustanowienia monarchii z… mózgowcami branży informatycznej na czele – pisze Josephine Armistead w tekście The Silicon Ideology (us.archive.org).
Inni postulują z kolei rządy super-inteligentnej maszyny. Z jednej strony mamy tam zatem bliskie także wielu katolickim konserwatystom odrzucenie demokracji i egalitaryzmu. Czy jednak „neoreakcjonizm” oparty na skrajnie postępowym kulcie nauki oraz quasi-gnostyckich ideach nie jest lekarstwem gorszym od choroby?
Alternatywna prawica to zatem po prostu „neofaszyści”, jak chce autor wspomnianej publikacji w „Newsweeku”? To spore uproszczenie. Choćby z racji gospodarczych – alternatywna prawica jest bliższa ekonomice libertariańskiej niż etatystycznej. Niektóre z postulatów ruchu, choćby śmiały antyegalitaryzm, są bliskie także konserwatystom. Tym niemniej oskarżenia o neofaszyzm czy nawet neonazizm nie są całkiem bezpodstawne. Co najmniej dwuznaczny stosunek do chrześcijaństwa, apologia pogaństwa, nacisk na „naukowy” rasizm, na rolę genów i rewolucyjny radykalizm ruchu mówią same za siebie. Oto konsekwencje odejścia od charakterystycznej dla zdrowego konserwatyzmu chrześcijańskiej wizji świata. Mamy więc do czynienia nie tyle z alternatywną prawicą (alt-right), co fałszywą prawicą (fake right).
Marcin Jendrzejczak