Wskutek kolejnych odsłon kościelnego „otwierania się na świat”, Stolica Apostolska otworzyła się na promotorów antykoncepcji, aborcji i sterylizacji. Do Watykanu zaproszono guru lewicowych aktywistów, nawołującego do pilnego ograniczenia liczby ludzi o, bagatela, 6 miliardów. Jego wykładowi przysłuchiwali się najważniejsi katoliccy hierarchowie.
Kilka dni temu katolickie stowarzyszenie Voice of the Family opublikowało analizę dotyczącą „oenzetowskiego” programu zrównoważonego rozwoju – Agenda 2030 – dążącego do znacznego ograniczenia liczby ludności pod pretekstem konieczności ochrony klimatu. Okazją do publikacji raportu była zapowiedź zorganizowania w Watykanie konferencji dotyczącej „zrównoważonego rozwoju”, na którą zaproszono takich specjalistów, jak skrajnie antykatolicki dr Paul Ehrlich, propagator idei radykalnej depopulacji.
Wesprzyj nas już teraz!
W dokumencie przygotowanym przez Voice of the Family wskazano na co najmniej 20 wspólnych inicjatyw ONZ i Watykanu popierających Agendę 2030, a nawet przynaglających do jej szybkiego wdrożenia. VoF wydała dramatyczny apel: katolicy muszą powstrzymać sojusz Watykanu z ONZ, który uwiarygodnia pro-aborcyjną globalną agendę kontroli populacji i stanowi bezpośrednie zagrożenie dla rodziny!
Zdumiewający sojusz
VoF przypomniała, że ten nowy sojusz był nie do pomyślenia w czasach pontyfikatów Jana Pawła II i Benedykta XVI. Za Franciszka wszystko się zmieniło i obecnie stanowi on poważne zagrożenie dla życia i rodziny. W analizie wskazuje się na szereg wspólnych inicjatyw instytucji „oenzetowskich” promujących zrównoważony rozwój oraz instytucji Watykanu, w tym ostatnią konferencję pt. „Biological extinction” z udziałem jawnie proaborcyjnych naukowców, którzy nawet już nie ukrywali, że celem Agendy 2030 jest depopulacja i zmniejszenie liczby mieszkańców globu zaledwie do miliarda!
Agenda 2030 przyjęta na sesji ONZ z udziałem Franciszka we wrześniu roku 2015 zawiera 17 celów i 169 zadań, które będą musiały być realizowane przez najbliższych 15 lat, by wprowadzić świat na tzw. ścieżkę zrównoważonego rozwoju.
Czym naprawdę jest Agenda 2030?
Wśród dwóch z siedemnastu głównych celów Agendy 2030 znajduje się chociażby zapewnienie szeroko pojętych „praw reprodukcyjnych i seksualnych” na świecie (co w języku postępowców oznacza aborcję i antykoncepcję), kompleksowej edukacji seksualnej w postępowym wydaniu oraz inkluzyjności społeczeństw pod każdym względem itp.
W roku 2015 Departament Spraw Gospodarczych i Społecznych Sekretariatu ONZ oraz Komisja na rzecz Ludności i Rozwoju wydały raport pt. „Trends in contraceptive use worldwide” (Trendy w stosowaniu antykoncepcji na świecie). Stwierdzono w nim, że środki antykoncepcyjne są stosowane przez większość małżeństw lub kobiet pozostających w nieformalnych relacjach niemal we wszystkich regionach świata. W roku 2015, 64 proc. kobiet na świecie w wieku do 49 lat stosowało jakąś formę antykoncepcji. Mniej antykoncepcji używano w mniej rozwiniętych państwach (40 proc.) i – jak napisano – „szczególnie niski” wskaźnik jej wykorzystania jest w Afryce (33 proc.). W Oceanii wskaźnik ten wynosi 59 proc., zaś w Ameryce Północnej – aż 75 proc!
Podkreślono, że przynajmniej jedna dziesiąta kobiet w większości regionów świata „ma niezaspokojone potrzeby dotyczące planowania rodziny” i prognozowano, że docelowo do roku 2030 aż 800 mln kobiet na świecie będzie używało „nowoczesnych metod antykoncepcji”.
Jeśli zawarte w raporcie dane są rzetelne, to obraz, jaki się z niego wyłania jest porażający. Wskazuje bowiem, że w roku 2015 najpowszechniejszą „nowoczesną metodą antykoncepcji” była… sterylizacja. Zastosowało ją aż 19 proc. kobiet korzystających z „nowoczesnych metod antykoncepcji” (sic!). Przerażające! 14 proc. kobiet używało wkładek domacicznych, powodujących śmierć dziecka w wyniku poronienia, 9 proc. stosowało pigułki antykoncepcyjne, 8 proc. polegało na prezerwatywach, a 5 proc. stosowało zastrzyki hormonalne (długotrwała antykoncepcja).
Raport wprost stwierdza, że „upowszechnienie antykoncepcji pomogło w realizacji podstawowego prawa par i osób indywidualnych do posiadania tylu dzieci ilu chcą” i dzięki temu „ograniczono śmiertelność matek i dzieci” (po prostu rodzi się ich mniej), a także poprawiono sytuację ekonomiczną kobiet i dzieci (walka z ubóstwem to formalnie główny cel Agendy 2030).
Agenda 2030 a Kościół
Co zdumiewające, Agenda 2030 została z entuzjazmem przyjęta przez blisko współpracującą z Franciszkiem część watykańskich hierarchów, a także przez samego papieża. Wątpliwe jest, aby współpracownicy Ojca Świętego nie wiedzieli, co się kryje pod Agendą 2030.
O stosunku do Agendy 2030 dużo mówi „niefortunna” wypowiedź jednego z najwyższych dostojników Kościoła katolickiego, kardynała Petera Turksona z 2015 roku. Powiedział wtedy, że „kontrola urodzeń” może złagodzić niektóre skutki zmian klimatycznych, w szczególności braku żywności w krajach cieplejszych. Stwierdził ponadto, że „to już zostało powiedziane i poruszone przez Ojca Świętego w jego drodze powrotnej z Filipin, by zachęcić ludzi do jakiejś formy kontroli urodzeń, ponieważ Kościół nigdy nie był przeciwko kontroli urodzeń i planowaniu urodzin. Więc to może przynieść jakieś rozwiązania”. Kard. Turkson co prawda wspomniał, że Kościół nie popiera pigułek antykoncepcyjnych, ale nie zmienia to faktu, że uważa, iż grozi nam „katastrofa” z powodu rzekomych zmian klimatycznych, które rzekomo mieliby powodować ludzie. Kilka dni później prostował swoją wypowiedź, mówiąc, że niepotrzebnie użył określenia „kontrola urodzeń” i że miał na myśli po prostu „odpowiedzialne rodzicielstwo”.
Kardynał pełnił wówczas funkcję szefa Papieskiej Rady Iustitia et Pax. Od 1 stycznia tego roku jest już prefektem nowej super-dykasterii, łączącej aż cztery watykańskie instytucje w jednym – Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka. Mówiąc o słowach papieża powracającego z Filipin, kardynał Turkson nawiązał do zdumiewającej wielu wypowiedzi Franciszka mówiącego o „odpowiedzialnym rodzicielstwie” i krytykującym kobietę, która urodziła siedmioro dzieci w wyniku cesarskiego cięcia, co zagrażało jej życiu. Stwierdził wówczas, że „katolicy nie powinni rozmnażać się jak króliki”. Watykan później tę wypowiedź prostował i wyjaśniał używając zupełnie innych słów.
W Watykanie znowu o konieczności depopulacji
Podczas zakończonej właśnie watykańskiej konferencji pt. „Biological Extinxtion” (O biologicznym wymieraniu gatunków), zaproszony na to wydarzenie zajadały wróg Kościoła dr Paul Ehrlich stwierdził w obecności licznych hierarchów: Jeśli cenicie ludzi, to musicie chcieć takiej liczby ludności, której będziecie w stanie zapewnić zrównoważony rozwój. Nie możecie pożądać 12 mld istnień do końca stulecia! Byłoby to niezrównoważone dla Ziemi i przyniesie taki skutek, że cywilizacja upadnie i pozostanie tylko kilkaset ocalonych.
Choć sympozjum poświęcone było wymieraniu np. nosorożców, naukowiec z „renomowanej” uczelni Stanforda głosił wprost, iż „pozostawienie jedynie 1 mld ludzi miałoby sens i ogólny efekt pro-life (sic!), gdyż pozwalałoby utrzymać o wiele więcej istnień ludzkich przez tysiąclecia niż teraz z naszym obecnym niekontrolowanym wzrostem i perspektywą nagłego załamania”.
Taki punkt widzenia poparł biolog profesor Peter Raven. Przywołano szacunki ONZ, zgodnie z którymi liczba ludności na świecie wzrośnie z obecnego 7,4 mld do 11,2 mld do roku 2100. On i inni uczeni snuli ponurą wizję wzrostu ludności Afryki i exodusu imigrantów do Europy. Przynaglali do szybkich działań w walce ze wzrostem ludności.
Prof. Ehrlich przekonywał jednak, że świat „ma zdolność” do zatrzymania procesu wzrostu ludności: Problem polega na tym, że niebezpieczeństwo nie wydaje się oczywiste dla większości ludzi i to jest coś, z czym musimy walczyć.
Jeden z organizatorów watykańskiej konferencji, sir Partha Dasgupta z uniwersytetu w Cambridge, stwierdził, że celem sympozjum było „odkrycie procesów, które doprowadziły do patologii, z jaką teraz mamy do czynienia”. O jakiej patologii mówił?
Agnieszka Stelmach