Międzynarodowe szczyty najtłuściejszych kotów gospodarczego świata przyzwyczaiły nas do widoków anarchistycznych zadym na ulicach. Ich skala była dotąd przeciętna, podobnie jak realna siła lewicowych bojówek. Szczyt państw grupy G20 w Hamburgu jednak pokazał, że na marginesie europejskiego życia politycznego wciąż czai się niszczycielski i żądny demolowania świata demon anarchokomunizmu.
Gdy w jednym miejscu spotykają się najmożniejsi z możnych tego świata, przedstawiciele politycznych elit z najbogatszych państw na ziemi i wspólnie próbują obradować oraz decydować o losach globu w każdym człowieku rodzi się niepokój. Decyzje podejmowane nad naszymi głowami przez obcych i nieznanych nam uśmiechniętych liderów w idealnie skrojonych garniturach, mogą odbić się na naszej codzienności, chociaż Rzeczpospolita nie znajduje się w grupie G20.
Wesprzyj nas już teraz!
Czym innym jest jednak obawa i chęć zdystansowania się od wszelkich międzynarodowych oraz ponadnarodowych gremiów rządzących światową gospodarką bez naszej woli, a czym innym niszczenie sporego europejskiego miasta z nienawiści do własności. A właśnie taka motywacja kieruje anarchistami, których najnowszym dziełem zniszczenia są zgliszcza samochodów i zdemolowane sklepy w niemieckim Hamburgu. Wbrew oficjalnej narracji, lewicowcy nie obawiają się globalizacji. Strach przed rozpłynięciem się w międzynarodowej papce pop-kultury symbolizowanej niegdyś przez Coca-Colę i McDonalds, a dzisiaj przez iPhony jest raczej bliższy ideologii nacjonalistycznej niż internacjonalistycznemu komunizmowi.
Tymczasem to właśnie anarchokomuniści ruszyli do ataku, gdy do Hamburga zjechali się na szczyt G20 politycy z całego świata.
Obrazki, jakie docierają do nas z tego nieszczęsnego miasta, pokazują skrajną nienawiść do własności prywatnej i publicznej. Niszczycielski pęd „czerwono-czarnych” nie zna litości, anarchiści „nie biorą jeńców”, pozostawiając za sobą jedynie zgliszcza.
Siódme Przykazanie Boże – Nie kradnij! – jest anarchistom, jednej z niebezpieczniejszych odmian współczesnej lewicy, całkowicie obce. Czym bowiem innym jeśli nie kradzieżą jest demolowanie cudzej, niezależnie czy prywatnej czy publicznej, własności? Skoro w przyszłości nikt, czy to właściciel czy społeczeństwo, nie będzie mógł skorzystać ze sklepu, samochodu, czy przystanku, to nie sposób nazwać zachowanie opętanej nienawiścią lewicy inaczej, niż właśnie kradzieżą.
Nie powinno to jednak dziwić. Złodziejstwo stanowi immanentną cechę każdej odmiany rewolucyjnej ideologii, niezależnie od tego czy dane środowisko silniej odwołuje się do Marksa, Gramsciego czy Proudhona. Oni wszyscy, na przekór Bożemu Prawu, mówili swoim uczniom: Kradnij! Uczniowie nadal posłusznie realizują ideologiczne wizje mistrzów, a społeczeństwa cierpią.
Michał Wałach