Aborcja to wciąż jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów publicznych sporów. Nic w tym dziwnego. Wszak stawką jest ludzkie życie i Piąte Przykazanie Dekalogu. Historia XX i XXI wieku pokazuje, że prawodawstwo aborcyjne i promocja kontroli narodzin i/lub zabijania nienarodzonych nie wiązała się bynajmniej z walką o prawa indywidualne; lecz raczej z totalitaryzmem i rasizmem.
Pierwsze feministki miały na głowie inne sprawy niż walka o zabijanie nienarodzonych. W uprzemysłowionych miastach 1 połowy XIX i 2 połowy XX wieku aborcję przeprowadzały odległe od profesjonalnej medycyny kobiety. Ich usługi kończyły się tragicznie. Zawsze dla dzieci, a często także dla kobiet.
Wesprzyj nas już teraz!
Pierwszym państwem leżącym (częściowo) w Europie, jakie zalegalizowało aborcję, okazała się Rosja Radziecka. Jak zauważa dr hab. Mirosław Szumiło w artykule „Bolszewicka rewolucja seksualna” (historia.org.pl), dekret z 18 listopada 1920 roku uprawniał każdą kobietę do aborcji. Wystarczyło, że dziecko zabił zawodowy rzeźnik. Zwany dla niepoznaki lekarzem. Prawo to utrzymało się w powstałym w 1922 roku ZSRR.
Jednak, jak to z utopiami bywa, rzeczywistość wkrótce upomniała się o swoje. „Ojczyźnie światowego proletariatu” zaczęło bowiem brakować rąk do pracy i walki. W efekcie w 1936 roku komuniści zakazali aborcji. Jednak w 1955 roku powrócili oni do antyrodzinnych korzeni swej ideologii i ponownie zliberalizowali prawo.
Doprowadziło to do masowej rzezi nienarodzonych w latach 50. i 60. XX wieku. Współczesnym liberałom należy więc przypomnieć, że podczas 69 lat istnienia ZSRR (1922-91), zakaz aborcji istniał tylko przez 19 lat. To jedynie 27,5 procent.
Totalitaryzm, a los nienarodzonych
Zwolennicy aborcji lubią mówić o jej zakazie u narodowych socjalistów. Sęk w tym, że obostrzenia te dotyczyły „Aryjek”. Od 1943 roku za zabicie nienarodzonego dziecka groziła im kara śmierci. Adolf Hitler nie chciał bowiem, by kurczyła się zdrowa populacja. Z tego samego powodu bez problemu zezwalał na aborcję u „ras niższych”. Rzecz jasna nie wynikało to z troski o prawa ich kobiet. Przeciwnie, chodziło mu o ograniczenie rzekomo gorszej ludności.
Warto przy okazji zauważyć, że chińscy komuniści nie tylko zezwalali na aborcje, lecz wręcz do nich zachęcali (polityka jednego dziecka, obecnie dwóch dzieci). O los nienarodzonych bynajmniej nie troszczy się też inny totalitarny reżim – Korea Północna. Wydaje się zatem, że mordowanie nienarodzonych i totalitaryzm idą zazwyczaj ręka w rękę. Nic w tym dziwnego! Reżimy gwałcące prawa narodzonych gardzą też prawami przebywających w łonach matek.
Aborcja, kontrola narodzin i rasizm
Zwolennicy aborcji i kontroli narodzin lubią powoływać się na prawa człowieka i przypisywać swym przeciwnikom różnego rodzaju szowinizm. Tymczasem nie dostrzegają belki we własnym oku. Wszak czołowa amerykańska aktywistka na rzecz kontroli narodzin, Margaret Sanger, w 1919 roku stwierdziła, że „zanim eugenicy i inni pracujący na rzecz poprawy rasy odniosą sukces, muszą najpierw otworzyć drogę do kontroli narodzin. My, broniący kontroli narodzin winniśmy z kolei skoncentrować się nie tylko na zatrzymaniu reprodukcji niesprawnych, lecz na zatrzymaniu wszelkiej reprodukcji, o ile brakuje środków ekonomicznych na zapewnienie prawidłowej opieki dla tych urodzonych w zdrowiu”.
Jak ponadto zauważa Carole Novielli na łamach LifeSiteNews.com (10.04.2018), Margaret Sanger dodała, że wierzy w sterylizację osób o słabych umysłach, szalonych i cierpiących na syfilis. Podkreśliła również, że eugenika bez kontroli narodzin „wydaje nam się domem zbudowanym na piasku”. Na ideową zbieżność eugeniki i kampanii na rzecz kontroli narodzin zwróciła też uwagę w 1921 roku.
Z kolei w 1926 roku aktywistka uczestniczyła w spotkaniu kobiecej gałęzi KuKluxKlanu w Silver Lake w stanie New Jersey. Chwaliła się, że dzięki przemówieniu otrzymała tuzin zaproszeń „do podobnych grup”. Z kolei w 1934 roku Margaret Sanger zasugerowała, by państwo udzielało licencji na posiadanie dzieci. Oto fragmenty dokumentu z jej postulatami:
„artykuł 4 żadna kobieta nie powinna posiadać prawa do posiadania dziecka i żaden mężczyzna nie powinien móc zostawać ojcem bez zgody na rodzicielstwo.
Artykuł 5 pozwolenia na rodzicielstwo powinny być wydawane na wniosek przez miasto, hrabstwo lub władze stanowe dla par małżeńskich pod warunkiem, że rodzice są w stanie utrzymać finansowo oczekiwane dziecko, posiadają kwalifikacje, by je wychować, nie cierpią na dziedziczne choroby, a u kobiet nie istnieją medyczne powody mogące doprowadzić do śmierci lub trwałego pogorszenia zdrowia matki.
Artykuł 6 Żadne pozwolenie na rodzicielstwo nie będzie ważne dłużej niż na jedne narodziny”.
W 1950 roku Margaret Sanger stwierdziła, że los świata zależy od dostępu do taniej i bezpiecznej antykoncepcji w slumsach, dżunglach i wśród ignorantów. Mało tego! Promowała również narodową sterylizację dla ludzi z problemami genetycznymi.
Poparcie dla kontroli narodzin i eugeniki szło u Margaret Sanger w parze z potępieniem dobroczynności (The Pivot of Civilisation 1922) i nauki katolickiej. Tę ostatnią uznała za sprzeczną między innymi z „poprawą rasy” (The Pope’s Position on Birth Control 1932).
Aktywistka ta zmarła w 1966 roku. Założona przez nią Planned Parenthood (wcześniej The American Birth Control League) dwa lata później jednogłośnie poparła politykę uznającą aborcję i sterylizację. Stało się tak głównie za sprawą mężczyzny: Alana Guttmachera, który w 1962 roku został prezesem organizacji.
Współczesne Planned Parenthood nie promuje otwarcie treści rasistowskich czy eugenicznych. Jednak praktyka daje co najmniej do myślenia. Wszak dane opublikowane w październiku 2012 roku przez organizację „Protecting Black Life” pokazują, że 79 procent wszystkich obiektów Planned Parenthood zlokalizowanych jest w pobliżu rejonów zamieszkałych przez ludność czarnoskórą i/lub latynoską. Zapewne nie pozostaje to bez wpływu na częstotliwość dokonywania aborcji przez murzyńskie matki.
Według danych amerykańskiego Biura Cenzusowego w 2006 roku aż 50 na 1000 ciemnoskórych kobiet dokonało aborcji. Tymczasem wśród białych kobiet na ten krok zdecydowało się „tylko” 14 na 1000 kobiet. Forsowana przez Planned Parenthood kontrola narodzin, a następnie aborcja dotyka więc szczególnie ludność czarnoskórą i zmniejsza jej liczebność.
Legalizacja aborcji w USA
W 1973 roku w słynnym wyroku Roe versus Wade, amerykański Sąd Najwyższy zalegalizował aborcję na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Sprawa trafiła tam z powództwa Normy McCorvey (pseudonim Jane Roe). Władze stanowe odmówiły tej 21-latce z patologicznej rodziny dokonania aborcji na trzecim dziecku.
Kobietę (jak się później okazało zmanipulowana przez prawniczki) nie dała za wygraną. Sprawa trafiła do Sądu Najwyższego, a ten w 1973 roku uznał, że aborcja to konstytucyjne prawo nie tylko „Roe”, lecz także innych kobiet. Sama Norma McCorvey w międzyczasie zdążyła już urodzić dziecko i oddać je do adopcji.
Po pewnym czasie zmieniła swe poglądy. Do tego stopnia, że stała się działaczką na rzecz ochrony życia. W 1995 roku przyjęła chrzest z rąk ewangelickiego pastora i aktywisty antyaborcyjnego. Trzy lata później przystąpiła do Kościoła katolickiego. W akcie tym uczestniczył ksiądz Frank Pavone, dyrektor międzynarodowy organizacji „Kapłani dla Życia” (Priests for Life). W 2005 roku Norma McCorvey zwróciła się do Sądu Najwyższego o zmianę wyroku w jej sprawie. Ten jednak odmówił zajęcie się sprawą.
W znacznej mierze za sprawą wyroku w sprawie „Roe versus Wade” w latach 1973-2014 wykonano w USA ponad 60 milionów aborcji (według analizy dostępnej na stronie nrlc.org). Dostrzegalny jest jednak spadek. W 2013 roku po raz pierwszy od 1975 roku liczba przypadków morderstw nienarodzonych spadła poniżej miliona w roku. Rozwija się obywatelski ruch obrony życia. Świadczą o tym choćby styczniowe Marsze dla Życia w Waszyngtonie.
Pojawiają się ponadto pogłoski o planowanym odejściu sędziego Sądu Najwyższego Anthony’ego Kennedy’ego na emeryturę. Jeśli do tego dojdzie, to niewykluczone, że dzięki spodziewanej nominacji opuszczone stanowisko obsadzi obrońca życia. W efekcie układ sił w 9-osobowym gremium przechyli się na korzyść przeciwników aborcji. To zaś może doprowadzić do odwrócenia wyroku w sprawie Roe versus Wade.
Aborcja w Polsce
W II Rzeczypospolitej trwały zagorzałe debaty poświęcone aborcji. Kodeks kilkakrotnie zmieniano. Koniec końców w 1932 roku uchwalono przepisy w ostatecznym kształcie. Dopuszczono aborcję w sytuacjach zagrożenia życia i zdrowia matki lub ciąży w wyniku czynu zabronionego.
Następnie, pod okupacją niemiecką, w Generalnym Gubernatorstwie, narodowi socjaliści zalegalizowali aborcję na życzenie. Wynikało to ze wspomnianego dążenia do ograniczenia gorszej rzekomo polskiej ludności.
Z kolei w Polsce powojennej do 1956 roku mordowanie nienarodzonych było nielegalne. Powoływano się na konieczność odbudowy populacji i prawo obowiązujące w ówczesnym ZSRR. Jednak już w kwietniu 1956 roku, również podążając śladem liberalizacji w Związku Radzieckim, Sejm pozwolił na aborcję w trzech przypadkach: podejrzenia, że ciąża stanowi skutek przestępstwa, wskazań lekarskich i trudnej sytuacji materialnej matki. Od 1959 roku wystarczyła w tej ostatniej kwestii ustna deklaracja.
Oznaczało to de facto aborcję na życzenie. Zmieniła to ustawa z 1993 roku. Niestety zabijanie nienarodzonych nadal pozostaje legalne, choć bardziej ograniczone. Wciąż dopuszczalna jest między innymi aborcja eugeniczna. Cóż, eugenika i aborcja nie od dziś idą ręka w rękę.
Marcin Jendrzejczak