Mięso to kluczowy składnik ludzkiej diety. Dziś jednak stało się obiektem nienawiści z wielu stron. Ruchy ekologistów wszelkiej maści traktują spożywanie go jako zło niemal absolutne. W walce o swoją absurdalną utopię nie przebierają w środkach.
Niejedzący mięsa istnieli od dawna. Nazywało się ich wegetarianami, a jeszcze do niedawna – jaroszami. Współcześnie jednak wegetarianizm jest często czymś więcej niż tylko nieszkodliwym upodobaniem czy też – jak twierdzą niektórzy – dziwactwem. Niekiedy wiąże się bowiem z prawdziwą furor teutonicus, dzikim gniewem wymierzonym przeciw myśliwym, firmom mięsnym czy rzeźnikom.
Wesprzyj nas już teraz!
Rzeźnik tradycyjnie kojarzył się z mroczną i brutalną postacią. Współcześnie jednak to on stał się obiektem ataków. Pod koniec marca 2018 roku pewien wegański aktywista pochwalił wręcz dokonany przez islamistów mord, którego ofiarą padł rzeźnik.
O mężczyźnie zamordowanym w supermarkecie w Trebes powiedział, że „należało mu się”, a jego zamach uznał za wymierzenie sprawiedliwości. Ponadto w kwietniu 2018 roku 7 sklepów mięsnych w znajdującym się pod Paryżem departamencie Hauts-de Seine pomalowano czerwoną farbą (o czym w lipcu 2018 pisał na naszych łamach Bogdan Dobosz).
KFC jako zło absolutne
W ostatnich latach głównym obiektem nienawiści obrońców zwierząt stało się KFC. W kampanię przeciwko niemu zaangażowała się organizacja PETA a wraz z nią gwiazdy takie jak Sir Paul McCartney, „czcigodny” Al Sharpton i inni. Jej zwolennicy na stronie kentuckyfriedcruelty.com w przerażających słowach opisywali to, co KFC robi z kurczakami. I zachęcali do weganizmu. Firma została nawet określona mianem największej na świecie „fabryki cierpienia”. Czyż na podobną litościwość możemy liczyć w przypadku ochrony życia poczętego?
Radykalny weganizm w Polsce
Skrajny ekologizm obecny jest także na gruncie polskim. Wszak w 2018 roku na dużym ekranie ukazał się film „Pokot”. Myśliwych przedstawiono w nim jako pijaków, gnębiących rodziny i kochających zabijać zwierzęta. Na domiar „złego” chodzących do kościoła. Trudno się dziwić – myśliwy to podobnie jak rzeźnik – prawdziwa bête noire ekologistów.
Ci ostatni lubują się zresztą w uprzykrzaniu życia także podczas polowań. Joanna Podgórska opisuje jedną z takich akcji na łamach „Polityki”. Aktywiści uniemożliwili polowania w Poznaniu, „obstawiając” myśliwych na stanowiskach. Udało się udaremnić polowanie – myśliwi nie mogą bowiem strzelać w obecności osób postronnych. Podobne akcje zorganizowano także w innych miastach.
Telewizja donosi natomiast, że ekologiści posuwają się nawet do stawania na linii strzału. Byłoby to godne podziwu, gdyby chodziło o ochronę ludzi. W przypadku zwierząt jest jednak co najmniej dziwne. Jedna z myśliwych w programie „Alarm” w TVP 1 twierdziła ponadto, że padła ofiarą pogróżek i fałszywych oskarżeń ze strony ekologistów.
W styczniu 2019 roku ekologizm trafił do głównego nurtu przy okazji histerii wokół planów odstrzału dzików. Romantyczna troska o zwierzęta stała się ważniejsza od racjonalnej debaty. Sprawa została upolityczniona i zideologizowana do granic absurdu. Językiem ekologistów zaczęli posługiwać się również czołowi politycy mainstreamu. Kij w szprychy tej akcji propagandowej włożyła jednak Unia Europejska, gdy ogłosiła poparcie dla odstrzału dzików.
Skrajny wegetarianizm a religia
Litowanie się nad zwierzętami często wynika z sentymentalizmu posuniętego do granic absurdu. Racjonalna refleksja nie wchodzi w tym przypadku w grę. Część aktywistów czy zwykłych przeciwników jedzenia mięsa nie szuka dla swych poglądów głębszej podbudowy ideowej.
Warto jednak zauważyć, że z radykalnym wegetarianizmem często wiąże się ideologia stanowiąca niemal dokładne zaprzeczenie chrześcijańskiego postrzegania świata. Zgodnie z nim bowiem wszechświat składa się z hierarchicznie uporządkowanego wielkiego łańcucha bytów. Na jego czele znajduje się Bóg, następnie aniołowie, ludzie, zwierzęta, rośliny i byty nieożywione. Radykalna różnica między człowiekiem a zwierzęciem uzasadnia wykorzystywanie tego drugiego dla dobra tego pierwszego.
Sytuacja jednak zmienia się, gdy na miejsce transcendentnego Boga chrześcijańskiego wstawimy Bóstwo panteistyczne. Panteizm oznacza utożsamienie wszechświata z Bóstwem. Innymi słowy, uznanie wszystkich bytów za jego część. Wszystko staje się zatem jednakowo święte – zwierzę nie mniej niż człowiek. Jego zabijanie jawi się zatem jako zbrodnia.
Oczywiście nie każdy wegetarianin to panteista, jednak zgodność między jedną a drugą ideą jest nieprzypadkowa. Jak bowiem zauważa ksiądz Andrzej Zwoliński w książce „Wielkie Religie Wschodu” [opoka.org.pl] „w konsekwencji odrzucenia chrześcijaństwa wegetarianizm szukał religijnego uzasadnienia w różnych propozycjach Wschodu. Panteizm myśli Wschodu można było łatwo wykorzystać do stworzenia religijnej wykładni dla praktyk wegetariańskich. Moda wśród młodzieży na myśl Wschodu, szybki rozwój sekt o orientalnym rodowodzie, kontestacja cywilizacji łacińskiej oraz odpowiednio kierowane kampanie „ekologiczne”, o silnym zabarwieniu politycznym, ułatwiały rozwój wegetarianizmu.
Konieczność ograniczenia wzrostu populacji ludzkiej w imię dobra zwierząt (i bioróżnorodności) znajdziemy choćby w programie „Pracowni na Rzecz Wszystkich Istot”.
Jak czytamy w tak zwanych „8 zasadach ekologii głębokiej” autorstwa George’a Sessionsa i Arne Naessa „pomyślność oraz rozwój ludzkiego i pozaludzkiego życia na Ziemi są wartościami same w sobie (wartościami immanentnymi, przyrodzonymi) niezależnie od użyteczności pozaludzkich form życia dla człowieka. Bogactwo i różnorodność form życia przyczyniają się do urzeczywistnienia tych wartości i same w sobie są wartościami” [pracownia.org.pl].
W tym samym dokumencie czytamy, że „rozwój pozaludzkich form życia wymaga zahamowania wzrostu liczebności populacji ludzkiej. Rozkwit życia i kultury człowieka daje się pogodzić z takim obniżeniem”. Jest tam napisane również, że „wymaga to poważnych zmian, szczególnie ekonomicznych, technologicznych i ideologicznych. Nowa sytuacja będzie całkowicie odmienna od obecnej”. Czy chodzi tu o dążenie do powrotu ludzkości do życia plemiennego w małych grupkach pozbawionych dobrodziejstw cywilizacji? Taką „trybalistyczną” ewentualność przewidział brazylijski myśliciel Plinio Correa de Oliveira.
Jakkolwiek będzie, dziś doskonale widzimy, że w imię ekologii wynosi się zwierzęta nad ludzi, znieważa tych ostatnich, a nawet wprost postuluje się ograniczenie liczby ludzi na świecie. Pewien francuski polityk wezwał by jego rodacy przestali się rozmnażać, by zrobić miejsce… dla imigrantów. Radykalni ekologiści pragną by to ludzie przestali się rozmnażać – by zostawić miejsce zwierzętom. Jak bowiem głosi motto drugiego raportu Klubu Rzymskiego (z 1976 roku) „Świat ma raka, a tym rakiem jest człowiek”.
Marcin Jendrzejczak