„Dostęp jest ważniejszy niż posiadanie”. To motto zwolenników ekonomii współdzielenia zdobywa świat – a przynajmniej znaczną część młodego pokolenia. Chodzi o tak zwaną ekonomię współdzielenia określaną także mianem uberyzacji. Kryje się za nią mentalność, a może ideologia stanowiąca całkowite zaprzeczenie poszanowania dla tradycji, rodziny i własności.
Uber, Airnb, BlaBlaCar et cetera – według raportu PwC z „(Współ)dziel i rządź! Twój nowy model biznesowy jeszcze nie istnieje” [pwc.pl] z 2016 roku o tego typu rozwiązaniach ekonomii współdzielenia słyszało 40 procent Polaków. Aktywnie korzysta z nich natomiast 26 procent. Dziś, po około 3 latach liczby te byłyby zapewne wyższe.
Wesprzyj nas już teraz!
Choć nie każdy użytkownik o tym słyszał, za ekonomią dzielenia kryje się pewna filozofia. Chodzi o przekonanie, jakoby tradycyjnie rozumiana własność stanowiła przeżytek. Jest bowiem jakoby droga, szkodliwa dla środowiska, a nawet zwyczajnie niepotrzebna. Zamiast niej liczy się dostęp, użytkowanie, doświadczenie, konkretny cel. Te zaś można wypożyczyć – nie trzeba ich posiadać. Stąd popularność serwisów takich jak Netflix, Spotify et cetera.
Jak przekonuje znany w USA publicysta technologiczny Kevin Kelly [kk.org/thetechnium] „dla wielu osób rodzaj natychmiastowego, powszechnego dostępu jest lepszy niż posiadanie. Nie wymaga odpowiedzialności za utrzymanie, naprawę, sortowanie, katalogowanie, czyszczenie czy przechowywanie”. Jego zdaniem internet sprawił, że tradycyjne pojęcie własności stało się zbyteczne. Wiele osób może wszak korzystać jednocześnie z obecnych w nich zasobów. Co więcej, dobra materialne upodabniają się w jakiś sposób do tych obecnych w przestrzeni wirtualnej.
Wagabundzi XXI stulecia
Dzisiejsi nomadzi, nie posiadają mieszkań, samochodów ani sprzętów domowych. Nie trzymają jedzenia w domu, lecz stołują się na zewnątrz. Jak zauważa John Horvat II [returntoorder.org] najskrajniejszym przejawem ekonomii dzielenia jest dobrowolna rezygnacja z posiadania albo nawet trwałego wynajmowania mieszkania. Zamiast tego wybiera się co-living (wspólne mieszkanie).
Chodzi o krótkoterminowe wynajmowanie skromnej przestrzeni sypialnej (trudno ją nazwać mieszkaniem) i dzielenie jej z innymi ludźmi. Mieszkać można dzień, tydzień, miesiąc – a następnie przenieść się do innej kapsuły mieszkalnej (ang. pod). W niektórych z nich śpisz wspólnie z innymi ludźmi – w innych dzielisz z nimi „tylko” kuchnię czy łazienkę. Ale wówczas już cena rośnie. Tego typu miejsca często znajdują się w centrach wielkich miast. Wszędzie jest blisko – do pubu, kawiarni czy biura – jeśli ktoś do niego chodzi. W „kapsule” przebywa się zaś głównie w nocy.
Zauważmy również, że współcześni bezdomni nie przypominają starych i ubogich ludzi. To coraz częściej młodzi ludzie. Mogą być pracownikami międzynarodowych korporacji, zmieniającymi lokalizację w miarę realizowanych projektów. Albo freelancerami, uczestnikami „gig economy” (ekonomii fuch), biorącymi pojedyncze zlecenia – ciągle od innej firmy. Praca konweniuje z ich postmodernistycznym stylem życia.
Droga ku przepaści
Tego typu styl życia może wydawać się fajny przez kilka lat, dla młodego człowieka. Co jednak gdy się już zestarzeje i nikt nie zechce się nim opiekować ani mu nie pomoże? Gdy opadną już siły i pozbawiony własnego miejsca człowiek zapragnie osiąść we własnym lokum, na którego nabycie będzie już zbyt późno?
Spójrzmy też na szerszy, ideowy kontekst. Wszak zniesienie własności prywatnej (burżuazyjnej) stanowiło istotę komunizmu. Do realizacji tego ideału zaprzęgnięto totalitarne systemy władzy, a w jego imię zabito dziesiątki milionów osób. Dziś jednak okazuje się, że totalitarne państwo nie jest potrzebne do realizacji tego celu. Wszak ludzie sami dochodzą do przekonania, że własności posiadać nie trzeba.
Pozostaje jednak pewien problem. Wszak w tych warunkach wychowywanie dzieci, zwłaszcza małych staje się niemożliwe. Utrudnione są też stałe związki. Rodzina i małżeństwo wiążą się bowiem z przebywaniem w stałym miejscu, a nie z życiem od przypadku do przypadku. Wymagają istnienia ogniska domowego. O ile cywilizacja przemysłowa zniszczyła tradycyjną rodzinę złożoną wielopokoleniową, o tyle co-living stanowi zwieńczenie rewolucji. Wraz z własnością ginie zatem także rodzina i przekazywana w niej tradycja.
Marcin Jendrzejczak
PODCAST CZYTA JAN MONIAK: