Obecna pornografizacja mediów i przestrzeni publicznej oraz niemal nieograniczona dostępność materiałów prezentujących w wulgarny sposób zachowania seksualne z jednej strony prowadzi do olbrzymiego uprzedmiotowienia relacji międzyludzkich i olbrzymiej fali uzależnień, zaś z drugiej – wywołuje społeczną reakcję zwrotną, która w różnych krajach przyczynia się do promowania wstrzemięźliwości i hamowania tego wykwitu rewolucji obyczajowej.
„Czy rzeczywiście jesteśmy skazani na absolutną hegemonię kultury plastikowej nagości i depresyjnego onanizmu?” – pyta na łamach portalu Klubu Jagiellońskiego Konstanty Pilawa w tekście zatytułowanym: „Nadchodzi koniec ery porno?
Wesprzyj nas już teraz!
Autor przytacza między innymi wnioski z badań prowadzonych przez prof. Mateusza Golę, który w swych pracach opisuje, jak wielkie spustoszenie czyni pornografia w społeczeństwie amerykańskim. Liczba uzależnionych od niej szacowana jest tam na 5 milionów osób, kolejne 17 procent dostrzega złe skutki konsumowania tego typu obrazów. To i tak, zdaniem autora artykułu zaniżone dane, gdyż wiele osób nie jest skłonna do szczerych wyznań wobec ankieterów na temat akurat tej sfery życia.
„(…) osoby te – pisze Konstanty Pilawa – poświęcają nawet do kilku godzin na karmienie swojej silikonowej duszy zastrzykami łatwej dopaminy – lekarstwa na stres, zmęczenie, kryzysy w związku. Skala problemu już jest większa od hazardu, który szczególnie w tamtejszej kulturze kasyn jest tradycyjną chorobą Amerykanów”.
Wiele o skali problemu mówią też dane dotyczące popularności internetowych serwisów pornograficznych. Najpopularniejszy z nich w zeszłym roku zanotował w skali globalnej aż 33,5 miliarda odwiedzin. Codziennie korzystało z niego 100 milionów osób, którym witryna zaoferowała w tym okresie… 5 milionów nowych filmów.
„Wszystko to powoduje, że międzynarodowe środowisko medyczne wpisało tzw. kompulsywne zachowania seksualne do międzynarodowej klasyfikacji zaburzeń i chorób ICD-11. Główną przyczyną okazały się badania demonstrujące psychologiczne i społeczne konsekwencje masturbacji, w zdecydowanej większości przypadków połączonej z oglądaniem pornografii. Rozpad związków, brak kontroli czasu, impotencja, stany lękowe i depresyjne to jedne z najczęściej wymienianych objawów wskazywanych przez samych badanych” – czytamy w artykule.
Sprzymierzeńcem porno-pandemii jest technologia, dzięki której sfera otoczona naturalną zasłoną wstydu i dawniej znacznie trudniej dostępna, dzisiaj obecna jest na wyciągnięcie ręki – w komputerze czy smartfonie. Oferuje też odbiorcom znacznie bardziej wyrafinowane i agresywne bodźce, choćby za sprawą o niebo (w tym przypadku trzeba by raczej napisać: o piekło) doskonalszej grafiki.
Skala zjawiska (mowa przecież także o widocznej gołym okiem pornografizacji przestrzeni publicznej w „normalnych” filmach, reklamach czy teledyskach) sprawia, że rzeczywistość rodem z domów publicznych stała się czymś w rodzaju wynaturzonej normy. „Czy zamiast walczyć z pornografią, wejdziemy w jej nową erę, gdzie na poziomie behawioralnym nie będziemy potrafili odróżnić fikcji od rzeczywistości? I wszystkie wyżej wspomniane kwestie nie tylko będą negatywnie wpływać na psychikę oraz relacje uzależnionych, ale już zawsze wygrywać konkurencję z prawdziwym seksem? Do pewnego stopnia to już część naszej rzeczywistości. Technologia VR (…) czy coraz bardziej popularne seks-roboty mogą przekształcić świat w serialowy scenariusz. Ale czy jest to nieuniknione?” – zastanawia się Konstanty Pilawa.
Autor zwraca tu uwagę na kilka zjawisk i faktów, które pozwalają zachować nadzieję na to, że w skali społecznej będziemy w stanie nawiązać walkę z opisywaną pandemią. Jednym z następstw przełamywania kolejnych barier technologicznych w popkulturze, są bowiem narastające obawy przed konsekwencjami tego procesu. Także naukowcy, przedsiębiorcy i świat polityki wykazują sceptycyzm wobec niektórych wątpliwych osiągnięć popkultury. „Przykładowo, po skandalu wywołanym przez firmę Cambridge Analitica pojawiły się głosy sugerujące potrzebę powołania czegoś na kształt technologicznego odpowiednika lekarskiej przysięgi Hipokratesa, decentralizacji internetu czy wcześniej – unijnego RODO, które miało pomóc w przywróceniu użytkownikom Sieci prawa do prywatności” – czytamy. „Sceptycyzm ziejący zarówno z domeny popkultury, jak i świata przedsiębiorców, współczesnej nauki oraz rozwiązań prawnych każe wątpić w realność skoku w kolejny etap porno-kultury dzięki bezrefleksyjnemu wykorzystaniu nowych technologii. Tym bardziej, że rośnie społeczna świadomość problemu, a polityka zaczyna walczyć z porno-światem” – dodał autor. Według niego, skoro Wielka Brytania przed dwoma laty zobowiązała dostawców internetu do weryfikacji wieku wszystkich użytkowników stron pornograficznych, kolejne kraje mogą pokusić się o wprowadzenie „miękkiej prohibicji” takich materiałów. Dotyczy to także Unii Europejskiej, która przez rozszerzenie 62. artykułu swojego Traktatu o Funkcjonowaniu mogłaby dać państwom członkowskich swobodę w utrudnianiu dostępu do gorszących materiałów.
„Zmiany w prawie poprzez dopuszczanie praktyk ograniczających wolność stają się funkcją zmian obyczajowych. Do kampanii sprzeciwiających się paleniu papierosów oraz tych walczących z alkoholizmem dołączają postulaty porno-wstrzemięźliwości. Rośnie świadomość społeczna nałogu. Ludzie zaczynają postrzegać uzależnienie od pornografii i masturbacji jako analogiczne schorzenie do alkoholizmu i narkomanii. Państwa i organizacje międzynarodowe zaczynają wydawać olbrzymie pieniądze na kampanię społeczne walczące z hegemonią porno-kultury. Światowe uznanie i niepodważalną renomę zyskują badania przeprowadzone przez wspomnianego już polskiego naukowca, Mateusza Golę, według którego skutek długotrwałego uzależnienia od porno przynosi analogiczne zmiany na poziomie neuronowym do tych, które można zaobserwować jako efekt uzależnienia od hazardu. Powstaje pomysł ograniczenia nagości w przestrzeni reklamowej, co bardziej konserwatywne kraje zakazują billboardów z modelkami zachęcającymi do zakupu bikini oraz audiowizualnych reklam nęcących wzrok erotyczną bielizną” – snuje optymistyczną wizję Pilawa.
Autor wskazuje na rosnącą siłę internetowych społeczności stawiających opór kulturze pornografii. Wymienia grupę NoFap (obecnie 455 tysięcy członków na Reddicie), Pornfree (aktualnie 94 tysiące na Reddicie) czy YorBrainBalanced (21 tysięcy dyskutantów na forum). „Wstrzemięźliwość od pornografii i masturbacji to nowy ruch społeczny proponujący konkretny lifestyle – zbuntowany przeciwko kulturze porno, zachęcający do medytacji lub wytężonego wysiłku fizycznego, zorientowany na budowanie pozytywnych relacji między partnerami seksualnymi, walczący z seksistowskim obrazem kobiet sprzedawanym w obiektywie pornografa, zrzeszający tak samo katolików, jak i feministki, alt-rightowców oraz Świadków Jehowy. Nie trudno wyobrazić sobie w niedalekiej przyszłości stumilionową rzeszę ludzi gotowych pójść na wojnę z kulturą porno” – uważa autor tekstu.
Źródło: KlubJagiellonski.pl
RoM