Czy „katolicki syjonizm”, ewoluujący w ciągu ostatniego półwiecza, może stać się oficjalnym nauczaniem Kościoła? Takie pytanie zadaje profesor Gavin D’Costa, teolog z uniwersytetu w Bristolu, doradca Konferencji Episkopatu Anglii i Walii oraz Papieskiej Rady ds. Dialogu Międzyreligijnego.
Najnowsza książka profesora D’Costy, zatytułowana: Catholic Doctrines on the Jewish People after the Second Vatican Council („Katolicka doktryna dotycząca Żydów po Soborze Watykańskim II”) ukaże się jeszcze w tym roku, nakładem wydawnictwa Oxford University Press.
Wesprzyj nas już teraz!
W obszernym eseju zamieszczonym na stronie mosaicmagazine.com profesor przypomina, że pomimo drastycznie spadających wskaźników przynależności do Kościoła i tym samym – praktyk religijnych, wiara nie zniknęła, jak tego chcieli sekularyści i liberałowie.
Przekonania religijne jednak ewoluują, zwłaszcza we współczesnej myśli katolickiej, i mogą odegrać pozytywną rolę – uważa D’Costa. Wskazuje w szczególności na „zbawienne pojawienie się katolickiego syjonizmu”, czyli prądu myślowego, który w jego przekonaniu może potencjalnie wpłynąć na dobre nastawienie wobec państwa Izrael.
Teolog pisze o „dwóch obliczach chrześcijańskiego syjonizmu”. Pierwsze z nich to proizraelskie stanowisko ewangelikan. Pomogło ono ukształtować politykę Brytyjczyków i Amerykanów.
Teolog przywołał wyniki ankiety Pew Research Center z 2013 roku. Wynika z niej, że po stronie Tel Awiwu w konflikcie izraelsko-palestyńskim znacznie opowiada się więcej ewangelikan (72 procent) niż w całej populacji amerykańskiej (49 procent).
„Te solidnie proizraelskie opinie odzwierciedlają biblijnie zakorzenione zjawisko, które ma długi rodowód i nazywa się po prostu chrześcijańskim syjonizmem” – ocenia autor.
W wersji brytyjskiej, historycznie syjonizm ten kojarzony jest z takimi postaciami, jak hrabia Shaftesbury na początku XIX wieku oraz sekretarz spraw zagranicznych Arthur Balfour i premier David Lloyd George w drugiej dekadzie XX wieku. W 1917 r. ten głęboko zakorzeniony impuls odegrał rolę w wydaniu Deklaracji Balfoura, która bez „uszczerbku dla praw obywatelskich i religijnych” społeczności nieżydowskich na ziemi, obiecała wsparcie rządu brytyjskiego dla założenia w Palestynie państwa żydowskiego.
W Stanach Zjednoczonych wśród ewangelikan ideę powrotu Żydów do Ziemi Świętej silnie wspierał w 1891 r. metodysta William Blackstone, który przedstawił prezydentowi Benjaminowi Harrisonowi dokument, wzywający do jej poparcia. Podpisali go nie tylko liczni chrześcijańscy przywódcy, ale także znane osobistości publiczne, od Johna D. Rockefellera i J. P. Morgana poprzez senatorów, kongresmenów, a na naczelnym sędzim Sądu Najwyższego kończąc.
Druga, zaktualizowana wersja Blackstone Memorial została później dostarczona za pośrednictwem sędziego Louisa D. Brandeisa prezydentowi Woodrowowi Wilsonowi, którego konsekwentne poparcie dla Deklaracji Balfoura pomogło w realizacji idei utworzenia państwa żydowskiego.
W ciągu ostatnich dziesięcioleci stanowisko amerykańskich ewangelikan zmieniło się, ewoluując od poparcia dla państwa żydowskiego po ubolewanie, że oznacza to Armagedon, czyli ostateczny kataklizm, bitwę między siłami światła i ciemności (z islamem często uznawanym za te drugie), której kulminacją będzie drugie przyjście Pana Jezusa. Niewiele odłamów protestanckich wierzy, że odkupieńczemu końcowi będzie towarzyszyć dobrowolne nawrócenie (niektórych, wielu lub wszystkich) Żydów na chrześcijaństwo. Wśród młodszych amerykańskich ewangelikan obserwuje się niezadowolenie, a nawet wrogość wobec państwa żydowskiego.
„Katolicki syjonizm” jako siła kontrkulturowa
Profesor D’Costa uważa jednak, że wiele nadziei budzi tzw. katolicki syjonizm. Powinien on nawet być przedmiotem głębokiego zainteresowania nie tylko Izraela i jego sojuszników, ale każdego, kto interesuje się religią i polityką – twierdzi autor. Dlaczego? Z tego powodu, że „katolicki syjonizm” ma inne oblicze. „(…) postrzega założenie Izraela w 1948 roku jako część biblijnej obietnicy ziemi dla wybranego ludu Bożego, a także zgromadzenie tego ludu jako znak wierności Boga złożonym obietnicom. Jednak maksymalistyczne przekonania niektórych wyraźnych form protestanckiego syjonizmu, takie jak przewidywanie czasów ostatecznych oraz wykorzystanie Żydów i Izraela jako instrumentów służących realizacji tej wizji, są odrzucane w koncepcji katolickiej” – czytamy.
Dlaczego Kościół faktycznie zmierza w kierunku tak specyficznej katolickiej formy syjonizmu? – pyta autor. Jego własna odpowiedź brzmi: na podstawie dowodów odrzucających długą tradycję „katolicyzmu antyżydowskiego”.
„Twierdzę również, że rozwój ten ma ogromne znaczenie i powinien być przedmiotem głębokiego zainteresowania nie tylko państwa Izrael i jego światowych zwolenników, zarówno Żydów, jak i pogan, ale także wszystkich osób i rządów uważnych wobec trendów opinii publicznej, dotyczących religijnych i politycznych spraw. Ponadto w Europie zagrożonej – nawiedzonej przez powrót antysemityzmu – ów katolicki syjonizm jest niczym innym jak kontrkulturą w najbardziej obiecującym tego słowa znaczeniu” – czytamy.
Pomimo niezaprzeczalnych zawirowań w samym dzisiejszym katolicyzmie, Kościół wciąż jest domem dla ponad miliarda dusz, a to, co myśli i mówi, ma znaczenie – podkreśla autor.
Sobór Watykański II i przełomowe lata 80.
Za impuls do rozwoju „katolickiego syjonizmu” D’Costa uznał rok 1965. Szczególny wpływ na rozwój tego zjawiska miały też wydarzenia z lat 80. ubiegłego wieku. „Od tego czasu proces, który wciąż czeka na pełne rozwinięcie, zyskuje na popularności” – uważa teolog. Przywołuje oficjalne dokumenty kościelne, które niewielu czyta, poza naukowcami. Co więcej, w jego przekonaniu, „dowody są zarówno niezwykłe, jak i jednoznaczne”, a całego procesu tworzenia „katolickiego syjonizmu” nie da się powstrzymać.
„Nowy impuls katolickiego myślenia o Żydach i judaizmie stał się widoczny na początku lat 60. XX wieku podczas Soboru Watykańskiego II w Rzymie, opracowanego i zwołanego przez papieża Jana XXIII. Podobnie jak Sobór Watykański I, który odbył się sto lat wcześniej, ten był autorytatywnym forum dla współczesnych nauk katolickich na różne tematy. Podczas wielu sesji biskupi omawiali naturę Kościoła katolickiego, status innych grup chrześcijańskich, znaczenie religii świata, kwestie ateizmu i sekularyzmu oraz znaczenie wolności religijnej. Wyniki tych obrad zostały włączone do wielu dokumentów nauczycielskich. Dla naszych celów kluczowym takim dokumentem jest Deklaracja Nostra Aetate (1965) i kluczowa sekcja numer 4, dotycząca narodu żydowskiego” – napisał D’Costa.
Propozycja, która ostatecznie znalazła się w Deklaracji Nostra Aetate spotkała się z poważną wrogością jeszcze przed udostępnieniem projektu Radzie, która miała go przedyskutować. Jej treść „wyciekła” do „New York Timesa”, mimo że każdy członek Soboru złożył uroczystą przysięgę zachowania poufności. Zapisy sekcji 4 interpretowano jako poparcie dla państwa Izrael i większość państw Bliskiego Wschodu, a także przywódcy wspólnot chrześcijańskich z tych krajów, szybko wyrazili sprzeciw wobec projektu.
Jednak „na ratunek” – jak pisze teolog – przybyli amerykańscy biskupi. Z kolei „papież Paweł VI, który w 1963 r zastąpił Jana XXIII, wpadł na rozwiązanie, że w dokumencie nie można mówić o polityce i za każdym razem, gdy mówi się coś w rozdziale 4 Nostra Aetate o religii żydowskiej, to coś należy powiedzieć o islamie w (znacznie krótszej) części 3” – pisze teolog.
Tekst ostatecznie został ustalony, a następnie przedstawiony w ramach oficjalnego nauczania Kościoła katolickiego Co najważniejsze, Nostra Aetate według niego oficjalnie wyrzekła się oskarżania narodu żydowskiego o ukrzyżowanie Pana Jezusa.
Zdaniem profesora, teologia świętego Augustyna (354–430 r.) – który chociaż wskazywał, że Żydzi rzeczywiście utracili swój status narodu wybranego przez Boga, a wypełniając biblijne proroctwa, skazani zostali na utratę ojczyzny, to jednak trzeba było ich zachować żywych, aby wędrowali po Ziemi jako świadkowie prawdy chrześcijaństwa – na swój sposób stanowiła niezamierzony pomost do nowej nauki Vaticanum II, opartej na tekście Nowego Testamentu.
Pisząc do Rzymian, apostoł Paweł potwierdza, że cały naród żydowski jest i pozostaje wybrany, „nieodwołane są bowiem dary i powołanie Boże” (Rz 11:29). Werset ten miał odegrać kluczową rolę w radykalnej zmianie na lepsze w stosunkach katolicko-żydowskich, poczynając od publikacji Nostra Aetate w 1965 roku.
Jednym z problemów był jednak fakt, że deklaracja sprawiła, iż naród żydowski stał się „reliktem muzealnym” – związanym w tekście soboru z judaizmem z czasów biblijnych i wczesnochrześcijańskich, a nie z późniejszym współczesnym judaizmem rabinicznym.
I na to znalazł się sposób. Jeśli, po pierwsze, Żydzi masowo nie byli winni zabójstwa, a po drugie, dary i obietnice złożone im przez Boga były nieodwołalne, czyż nie oznaczałoby to nowego statusu dla narodu żydowskiego, nie tylko w starożytności, ale dla wszystkich czasów później? – takie to pytanie było przedmiotem licznych debat po Soborze Watykańskim II i nawet w jego trakcie.
Przemówienie Jana Pawła II w Moguncji i zmiana „narracji”
Kolejnym ważnym elementem w tworzeniu „katolickiego syjonizmu” było przemówienie Jana Pawła II wygłoszone w niemieckiej Moguncji 17 listopada 1980 roku.
Ten właśnie papież – jak pisze D’Costa – był główną siłą w rozwoju stosunków katolicko-żydowskich. Przemówienie było skierowane do publiczności złożonej z Centralnej Rady Żydów i Niemieckiej Konferencji Rabinicznej.
Ojciec Święty wyraźnie mówił o związku „między współczesnymi kościołami chrześcijańskimi a współczesnym ludem przymierza zawartego z Mojżeszem”. To nauczanie wielokrotnie powtarzał papież Benedykt XVI (np. przemówienie w Wielkiej Synagodze w Rzymie w 2006 r.) i Franciszek (adhortacja apostolska Evangelii Gaudium z 2013 r.) Obecny papież poszedł nawet dalej i już nie chce nawracać Żydów – zauważa teolog.
„Najwyraźniej judaizm – pisze – nie powinien być traktowany jak żadna inna religia, ale jako korzystająca, w szczególności z katolicyzmem, z aktywnego przymierza z „prawdziwym Bogiem”.
D”Costa podkreśla, że gdy papieże powtarzają te nauki, to one powoli wkraczają do krwioobiegu Kościoła, nawet jeśli nie zostały formalnie uznane za wiążące doktryny, które muszą być przestrzegane przez wszystkich wyznawców katolicyzmu. W tym sensie nie ma odwrotu. Kościół katolicki uznaje teraz naród żydowski za współdziedziców przymierza, któremu Bóg pozostaje wierny – ocenia teolog.
Watykański doradca wskazuje ponadto na zmianę „narracji”, która sprzyja rozwojowi „katolickiego syjonizmu”. Gdy jeszcze w 1904 roku Teodor Herzl prosił papieża Piusa X o poparcie dla idei powrotu narodu żydowskiego do Palestyny, Ojciec Święty powiedział: „Nie możemy wyrazić zgody na ten ruch. Jako głowa Kościoła nie mogę wam powiedzieć nic innego. Żydzi nie rozpoznali naszego Pana, dlatego nie możemy uznać narodu żydowskiego”.
Kiedy Herzl podniósł względy humanitarne, podkreślając „cierpienie [europejskich] Żydów”, Pius X kategorycznie odparł, że Kościół nie może poprzeć tej idei, wskazując, że judaizm był nieważny jako religia a niereligijny syjonizm był nieważny z powodu swojego sekularyzmu. „Religia żydowska była fundamentem naszej własnej wiary, ale została zastąpiona przez nauki Chrystusa i nie możemy przyznać jej żadnej dalszej ważności” – stanowczo mówił papież.
„Katolicki syjonizm” i nadzieje Żydów
Profesor uważa, że pomimo licznych przeszkód zewnętrznych i wewnętrznych, które trzeba usunąć, wszystko wskazuje na to, iż „katolicki syjonizm” rozwija się i budzi wielkie nadzieje wśród Żydów.
Wciąż do pokonania jest niechęć wielu chrześcijan z Bliskiego Wschodu wobec idei, że naród żydowski wciąż pozostaje narodem wybranym, jak to lansuje judaizm rabiniczny. Wielu chrześcijan z Bliskiego Wschodu – pisze profesor D’Costa – uważa, że naród żydowski po odrzuceniu Jezusa, nie jest już „wybrany” i że chrześcijanie mają teraz status „nowego Izraela”, „ludu Bożego”. Chociaż jest to pogląd oficjalnie potępiony przez Watykan w Nostra Aetate (1965), większość chrześcijan na Bliskim Wschodzie, jak napisał Samuel Tadros, „zdecydowanie odrzuca Nostra Aetate – tłumaczy. Ze swojej strony Watykan nadal dąży do utrzymania pełnej komunii z kościołami Bliskiego Wschodu.
Trzeba przezwyciężyć „antyżydowskie głębokie tradycje teologiczne”
Największym problemem, zdaniem teologa, są wciąż utrzymujące się w samym Kościele katolickim głęboko antyżydowskie tradycje teologiczne i to te „tradycje” – według profesora – trudno jest zmienić z dnia na dzień.
Autor wskazuje że „katolicki syjonizm” ma duże znaczenie dla pokoju światowego. Może to doprowadzić do włączenia nauczania na jego temat do oficjalnego Magisterium Kościoła.
Dalej D’Costa pisze, że Kościół wyrażając poparcie dla Izraela, „byłby wierny prawdzie, którą otrzymał”. Autor liczy, że duchowi przywódcy zdołaliby przekonać ponad miliard katolików do uznania statusu prawnego i dyplomatycznego Izraela (co też uczynił Watykan, ustanawiając w 1993 r. stosunki dyplomatyczne), ale także liczy, iż przekonaliby oni wiernych, że Izrael jest częścią Bożego planu.
To nie wszystko. „Katolicki syjonizm zyskałby także dla Izraela transnarodowego sojusznika bez interesów politycznych czy handlowych w regionie, z wyjątkiem pokoju i sprawiedliwości” – czytamy w tekście.
Według prof. D’Costy, Kościół zmierza w tym kierunku, zaś o rozwoju „katolickiego syjonizmu” świadczą nie tylko dokumenty soborowe, ale także późniejsze akty, jak np. „Notatki na temat właściwego sposobu przedstawiania Żydów i judaizmu w głoszeniu i katechezie w Kościele rzymskokatolickim” (1985), będące efektem pracy Watykańskiej Komisji ds. Stosunków Religijnych z Żydami. Gremium to zostało powołane w 1974 roku celem utrzymywania pozytywnych relacji z narodem żydowskim i rozpowszechniania nauk Kościoła katolickiego dotyczących tych stosunków.
Nawiązując do nauczania papieża Jana Pawła II z 1980 r , które – zdaniem autora – podkreślało ciągłość Izraela od judaizmu biblijnego, przez wczesnorabiniczny, do współczesnego, „Notatki” subtelnie obaliły tradycję augustiańską, zgodnie z którą jedynym celem diaspory żydowskiej było występowanie jako uniwersalny świadek prawdy chrześcijańskiej. Uznały również wyraźnie biblijną obietnicę ziemi Izraela, zauważając, że „historia Izraela nie zakończyła się” podbiciem Rzymu i zniszczeniem Jerozolimy w 70 roku. Według „Notatek”, historia ta trwa dalej, zwłaszcza w licznych diasporach.
Z kolei wzmianka o sederze potwierdza – pisze profesor – wspólną tradycję biblijną i punkt połączenia Żydów oraz chrześcijan, co prowadzi do kolejnej nauki: chrześcijanie są proszeni o zrozumienie tego przywiązania religijnego, które ma swoje korzenie w tradycji biblijnej, jednak bez własnej interpretacji religijnej tego związku.
W 1985 roku Komisja Międzyreligijna potwierdziła, że istnienie państwa Izrael i jego opcji politycznych należy rozpatrywać nie w perspektywie religijnej, ale w odniesieniu do wspólnych zasad prawa międzynarodowego. To znaczy Izrael miał legalne prawo do istnienia, które zostało zagwarantowane przez prawo międzynarodowe i w tym sensie poparte przez Kościół katolicki. „Z pozoru taka formuła wydaje się nie wspierać żadnego rodzaju katolickiego syjonizmu.
Twierdziłbym jednak, że mamy tutaj kolejny krok w ewolucji nauki katolickiej, zgodnie z którą państwo i jego opcje polityczne należy odróżnić od narodu żydowskiego i ziemi – ocenia D’Costa.
Co najważniejsze – dodaje autor – ta sekcja „Notatek” komisji z 1985 roku wyraźnie wskazywała, że kontynuacja narodu żydowskiego na ziemi była częścią „planu Boga”. Tym samym odrzucono tradycję augustiańską, zgodnie z którą Żydzi zostali ukarani przez rozproszenie, aby służyć chrześcijańskim celom i domyślnie wskazano, że trwałe rozproszenie nie było częścią Boskiego planu.
Teolog uważa, że trwałe pozbycie się „tradycyjnej idei” ludu ukaranego, jest bardzo ważne dla rozwoju „katolickiego syjonizmu”. Dlatego też w rocznicę Nostra Aetate w 2015 r ta sama komisja opracowała dokument, który po raz kolejny wyraźnie skrytykował tę tradycję.
D’Costa przywołał także przemówienie Jana Pawła II skierowane do żydowskiej publiczności w Brasilii z 1991 roku, gdzie modlił się za lud i państwo Izrael. W opinii teologa, papież interpretował powstanie państwa Izrael jako „wydarzenie teologiczne, nie popierając jednocześnie opcji politycznych”.
Uznając religijne znaczenie zgromadzenia narodu żydowskiego na ich ziemi, „wprowadził kolejny element minimalistycznego katolickiego syjonizmu”.
W 1993 roku Watykan zawarł prawną i dyplomatyczną umowę z Izraelem, tuż po podpisaniu porozumień pokojowych w Waszyngtonie przez Icchaka Rabina i Jasira Arafata. Podobno Watykan zamierzał zawrzeć podobną umowę z Palestyńczykami, ale uniemożliwiło to pojawienie się Autonomii Palestyńskiej i głębokie zamieszanie wewnątrz i wokół jej kierownictwa.
W preambule umowy z Izraelem z 1993 roku, według D’Costy, istnieją „dyskretne elementy teologiczne”, które potwierdzają wyjątkowy wymiar religijny relacji katolicko-żydowskich. Mowa w dokumencie o „wyjątkowej naturze relacji między Kościołem katolickim a narodem żydowskim oraz historycznym procesie pojednania i wzrostu we wzajemnym zrozumieniu i przyjaźni między katolikami a Żydami”.
Tego rodzaju języka – sugeruje autor – nie można znaleźć w żadnej innej watykańskiej umowie dyplomatycznej. Na przykład w wydaniu „Notatek” z 1985 roku Watykan chciał oddzielić „naród żydowski” od „państwa”. Tutaj, zaledwie osiem lat później, uznaje, że to nie jest całkowicie możliwe ani pożądane.
Jak skomentował potem w swoim oficjalnym wystąpieniu ksiądz Claudio Maria Celli, podsekretarz do spraw zagranicznych, porozumienie należy „uznać za mające fundamentalne znaczenie religijne i duchowe nie tylko dla Stolicy Apostolskiej i państwa Izrael, ale dla milionów ludzi”.
Kolejne istotne zmiany wprowadzone w dokumentach Papieskiej Komisji Biblijnej dotyczą raportu na temat pism żydowskich w Biblii chrześcijańskiej. W sekcjach 56-57 dokonano dwóch kluczowych ruchów. Po pierwsze, komisja stwierdziła, że Nowy Testament nie unieważnił szczególnych obietnic złożonych Żydom w odniesieniu do ziemi Izraela, a wiele różnic w interpretacji pism wynika z odmiennych, interpretacyjnych punktów wyjścia, a nie ze „ślepoty, uporu lub innych rzekomych cech, które historycznie przypisywano narodowi żydowskiemu”.
Po drugie, Komisja uznała obietnice ziemi hebrajskiej Biblii za trwałe, przy jednoczesnym uzależnieniu od moralnego i religijnego zachowania ludzi, których przeznaczeniem było stać się światłem dla narodów. Wreszcie kwestię biblijnego postanowienia, że Izraelici wkraczają na ziemię, aby zniszczyć mieszkających tam wrogów, komisja połączyła z kontekstem historycznym, zapewniając biblijne uzasadnienie dla współczesnej historii, a zwłaszcza do wydarzeń związanych z państwem Izrael w 1948 roku – uważa teolog.
Czy katolicka forma syjonizmu będzie kiedykolwiek publicznie nauczana przez Kościół? – pyta teolog i sam odpowiada twierdząco. Dla profesora D’Costy to kwestia czasu aż katolicy zrewidują swoje nauczanie, by „być wiernymi biblijnej prawdzie, obietnicom złożonym Izraelowi”.
W jego przekonaniu, oficjalne włączenie „katolickiego syjonizmu” do nauczania Kościoła mogłoby pojawić się bardzo szybko, jeśli spór izraelsko-palestyński zostałby rozwiązany, przy pełnej zgodzie obu stron i przy wsparciu międzynarodowym.
Źródło: mosaicmagazine.com.
AS