Judeochrześcijaństwo. Słowo to przebojem wdarło się na polityczne salony, łamy prestiżowych pism. Używają go złotouści politycy i ludzie pióra czy ekranu. Często posługują się nim amerykańscy neokonserwatyści i zapatrzona w nich część Polaków. Moda i zgodność z rzeczywistością to jednak dwie różne rzeczy. Okazuje się, że „judeochrześcijaństwo” po prostu nie istnieje – ani w sensie teologicznym, ani cywilizacyjnym.
Sokrates wiedział, że kluczem do poznania prawdy o świecie jest poznanie definicji rzeczy. Mądrego słuchać warto, zacznijmy więc od definicji:
Wesprzyj nas już teraz!
Chrześcijaństwo wymaga uznania Chrystusa za Boga i Trójcy Świętej.
Mozaizm to religia objawiona wyznawana przez Izraelitów w czasach przed przyjściem Chrystusa.
Judaizm to religia żydów, którzy nie uznali Bóstwa Chrystusa, Trójcy Świętej ani Nowego Testamentu. Ograniczają się do Starego Testamentu i dołożyli do niego pisma takie jak Talmud.
Przy tak zdefiniowanych pojęciach jasno widać, że pojęcie „judeochrześcijaństwo” jest wątpliwe, o ile nie wewnętrznie sprzeczne. Judaizm nie aprobuje bowiem istoty chrześcijaństwa (Bóstwa Chrystusa, Trójcy Świętej); odrzuca też święte pismo chrześcijan (Nowy Testament). Różnice nie dotyczą tu cech drugorzędnych, akcydentalnych, lecz kwestii kluczowych, istotnych, najważniejszych, wyróżniających daną religię.
Teologiczne różnice
Zbadanie relacji judaizmu i chrześcijaństwa to niełatwa sprawa. Wymaga lat studiów, poznania przedstawicieli drugiej strony, dogłębnych badań historycznych. Może wręcz poświęcenia całego życia poznaniu tej kwestii. To właśnie uczynił ksiądz profesor Waldemar Chrostowski.
Jak zauważył ów naukowiec, religia żydowska w czasach Starego Testamentu opierała się na ofiarach składanych przez kapłanów z pokolenia Lewiego [YouTube/Sumienie Narodu]. Sytuacja zmieniła się jednak po zburzeniu świątyni w Jerozolimie przez Rzymian w 70. roku po Chrystusie. Wraz ze świątynią skończyły się ofiary, a składających je kapłanów zastąpili rabini. Miejscem zgromadzeń stały się synagogi – funkcjonujące już wcześniej, lecz teraz podniesione do kluczowej roli. W roku 220 powstał istotny dla de facto nowo powstającej religii tekst – Miszna. Nie zawierał on cytatów z Pisma Świętego – twierdzi uczony. Wywołało to zarzuty chrześcijan, co z kolei skłoniło judaistów do zwiększenia roli Pisma Świętego. Niemniej sami rabini nie uznają swej religii za wywodzącą się z Pisma Świętego – twierdzi ksiądz profesor Chrostowski. Duchowny podkreśla też, że w źródłowych tekstach rabinicznych obraz Pana Jezusa, Maryi i chrześcijaństwa jest bardzo negatywny.
Dialog chrześcijańsko-żydowski w większości przypadków obejmuje jednak kwestie poza-teologiczne. Zazwyczaj bowiem rabini nie chcą rozmawiać o wierze, nie chcą podejmować debaty o Jezusie Chrystusie. Tymczasem słowa Jana Pawła II z 13 kwietnia 1986 roku brzmią „jesteście naszymi braćmi umiłowanymi i – można powiedzieć – w pewien sposób naszymi starszymi braćmi”. Jednak w polskim tłumaczeniu pominęto słowa „w pewien sposób” – zauważa ksiądz Chrostowski. W tej właśnie wersji wielokrotnie je powielano i powiela po dzień dzisiejszy.
W tym świetle trudno nie zgodzić się ze słowami księdza profesora Tadeusza Guza. – Dlatego ośmielam się powiedzieć, że niedozwolone jest w ustach prawdziwego katolika łączenie tych pojęć i mówienie o judeochrześcijaństwie. Wtedy Chrystus nie byłby dla takich katolików pełnią Objawienia, pełnią Prawa Starego i Nowego Przymierza, pełnią Prawdy Objawionej w Starym i Nowym Przymierzu, pełnią Miłości Starego i Nowego Przymierza. Tylko wiara katolicka nie jest pochodzenia ludzkiego. I tylko religia katolicka nie pochodzi od ludzi – podkreślił duchowny w styczniu 2019 roku w wykładzie na zaproszenie „Pobudki”.
Chodzi o cywilizację?
Ale może judeochrześcijaństwo to po prostu termin określający pewną wspólną moralność podzielaną przez chrześcijan i żydów? Chodziłoby więc nie tyle o teologię, ile o cywilizację. Cóż, zarówno żydzi, jak i chrześcijanie uznają świat za dobry, a człowieka za wyższego od przyrody. Szanują też rodzinę. Na to zwrócił uwagę Tomasz Terlikowski „w sposób oczywisty termin tradycja judeochrześcijańska nie odnosi się jednak do tych wspólnot. Ale pewnej wspólnoty ideowej, przedteologicznej, którą łączy judaizm i chrześcijaństwo. Określić ją można odwołaniem się do tej samej matrycy antropologicznej pochodzącej z księgi Rodzaju”.
Zdaniem publicysty „jej istotą jest przekonanie, że to Bóg stworzył świat i nadał mu Prawo, któremu ów świat podlega, że człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boże, i wreszcie, że źródłem zła na świecie jest grzech pierwszych rodziców (choć tu widać już wyraźne różnice teologiczne w rozumieniu tego terminu). Obie te religie przyjmują także, że wzorem wiary jest postawa Abrahama, czyli zaufanie, zawierzenie Bogu. I właśnie ta matryca stanowi fundament naszej cywilizacji, która jest judeochrześcijańska” [fronda.pl].
Jednak istnieją także niemniej istotne różnice cywilizacyjne (wynikające zresztą z teologii). Na jedną z nich uwagę zwraca sam dr Terlikowski, gdy podkreśla, że judaizm – w przeciwieństwie do chrześcijaństwa – stanowi głównie religię prawa, a chrześcijaństwo – ontologii. Wiąże się to z opisaną przez Feliksa Konecznego sakralnością cywilizacji żydowskiej – braku rozróżnienia na prawo świeckie i religijne (co częściowo zmieniło się w Izraelu, który powstał w oparciu o świecki syjonizm).
Co więcej, cywilizacji żydowskiej obcy jest uniwersalizm – judaizm pozostaje zatem w tej kwestii często na antypodach podejścia chrześcijańskiego, wyrażonego choćby przez świętego Pawła: „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” [Ga 3,28]. To religia narodowa – aby stać się żydem (wyznawcą judaizmu) należy zazwyczaj być Żydem (narodowym).
Ową niechęć do uniwersalizmu widzimy również we współczesnym Izraelu. W 2018 roku w Izraelu przegłosowano prawo uznające, że wyłącznie naród żydowski dysponuje prawem do samostanowienia, a hebrajski uznano za jedyny oficjalny język Izraela. Osadnictwo narodowe uznano za wartość o charakterze narodowym i zalecono państwu jego promocję [liberte.pl].
Gdyby ktoś łudził się jeszcze, że Izrael to kraj wielonarodowy, to niech zapozna się z odpowiedzią Binjamina Netanjahu udzieloną na Twitterze aktorce Rotem Seli. Gdy ta zażądała, by rząd uznał Izrael za kraj „wszystkich obywateli”, odpowiedział, że „zgodnie z przyjętym podstawowym prawem narodowym Izrael to państwo narodowe Żydów – i tylko ich” [dorzeczy.pl]. Cywilizacja żydowska to zatem cywilizacja oparta (przez większość dziejów) na sakralnym prawie oraz (nadal) na swego rodzaju nacjonalizmie. Pozostaje zatem w sprzeczności z cywilizacją łacińską.
Wróćmy jednak do owej wspólnej matrycy antropologicznej wspomnianej przez doktora Terlikowskiego. Owszem, można docenić judaizm (i cywilizację żydowską) za nieuleganie w pełni szalejącej dziś rewolucji obyczajowej. Zwróćmy jednak uwagę na sprawy takie jak rozwody czy aborcja – odrzucane w cywilizacji łacińskiej jako sprzeczne z prawem naturalnym. Czy judaizm stoi w tej kwestii po naszej stronie? Oddajmy głos samym żydom.
Jak czytamy na stronie Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Poznaniu [poznan.jewish.org.pl] „od tysięcy lat judaizm nie przeciwstawia się rozwodom. Zawsze były one akceptowane, aczkolwiek traktowane jako zło konieczne. Judaizm utrzymuje, że lepiej, by para się rozeszła, niż żyła razem w ciągłym konflikcie i niechęci. Zgodnie z prawem żydowskim mężczyzna może rozwieść się z kobietą z dowolnego powodu. Lub bez powodu. Talmud głosi, że do rozwodu może dojść, gdy żona źle przyrządziła kolację lub po prostu dlatego, że mężowi podoba się bardziej inna kobieta”.
Istnieją wprawdzie pewne przepisy do rozwodu zniechęcające i czyniące go kosztownym, jednak to zbyt mało. Zauważmy, że żydowska tolerancja dla rozwodów wywodzi się z teologii. Wszak już w Starym Testamencie Mojżesz zezwala na rozwód. Następnie jednak Chrystus podkreśla, że dopuścił to tylko z uwagi na „zatwardziałość serc”.
W myśl Nowego Prawa – chrześcijańskiego – rozwody i branie nowych partnerów są zakazane. Tymczasem – jak czytamy na stronie poznańskiej Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, w tradycyjnym liście rozwodowym mąż stwierdza „[…]raczej, że kobieta staje się wolna i może wyjść za mąż za innego mężczyznę”. Nie chodzi więc li tylko o coś w rodzaju separacji. Judaizm nie uznając Chrystusa, nie uznał też pełni Jego nauki o małżeństwie – choć ta stanowi po prostu powrót do naturalnego ładu z początków istnienia ludzkości.
Dwuznaczne podejście judaizmu do małżeństwa staje się bardziej zrozumiałe, gdy zdamy sobie sprawę, że niektóre odłamy judaizmu przez długie stulecia już po Chrystusie dopuszczały poligamię. Według Żydowskiego Instytutu Historycznego [jhi.pl] za wzór i regułę życia cnotliwego uznawano monogamię. Mimo to „w średniowieczu – głównie pod wpływem islamu – bigamia i poligamia była praktykowana przez Żydów, zwłaszcza w krajach orientalnych, ale także w pewnym zakresie w Europie” – pisze Rafał Żebrowski. Ostatecznie monogamię przyjęto około 1000 roku po Chrystusie (zwłaszcza u Żydów aszkenazyjskich).
Stanowisko judaizmu (ortodoksyjnego) w kolejnej ważnej sprawie moralnej – w kwestii aborcji – pozostaje bliższe katolickiemu. Uznaje on bowiem zasadę świętości życia. Jednak nawet żydzi z nurtu ortodoksyjnego nie uznają zasadniczo pełnej równości moralnej matki i płodu. „Embrion i płód nie mają w judaizmie statusu pełnego człowieka – bo nimi jeszcze nie są. Jednocześnie jednak – od momentu zapłodnienia – są potencjalnym życiem i zyskują stale na wartości w procesie przebiegu ciąży” – pisze Piotr Jędrzejewski [poznan.jewish.org.pl]. Co więcej, również wśród ortodoksyjnych rabinów pojawiają się poglądy dopuszczające aborcję w przypadku przewidywanych cierpień dziecka nienarodzonego, zagrożenia zdrowia psychicznego matki lub ciąży wskutek czynu zabronionego.
Bardziej „postępowy” jest judaizm (z nazwy!) konserwatywny oraz reformowany. Emblematyczny jest też przykład państwa Izrael – gdzie kobieta pragnąca dokonać aborcji musi pojawić się przed 3-osobowym komitetem i złożyć wniosek o aborcję. Nie istnieją jednak odgórne restrykcje dotyczące zakazu aborcji, a w większości przypadków kobieta otrzymuje zgodę na zabicie dziecka [myjewishlearning.com].
Co zatem?
Chociaż więc istnieją pewne wspólne fundamenty cywilizacyjne, to są one zbyt mało znaczące, by mówić o wspólnej cywilizacji. Nie istnieje wspólnota judeochrześcijańska pozwalająca mówić o jednej wierze ani nawet jednej cywilizacji. Nie znaczy to, że jako chrześcijanie nie możemy żydów doceniać. Przeciwnie – wszak to naród starotestamentalnych proroków, Pana Jezusa, apostołów; to także naród ludzi o często wybitnej inteligencji wnoszących wkład w światową kulturę i naukę (i niekoniecznie będących lewakami!); to także naród godny podziwu za niezłomność i współczucia za swe cierpienia.
To wszystko nie zmienia jednak tego, że termin judeochrześcijaństwo stanowi wewnętrznie sprzeczną zbitkę pojęciową. Używasz drogi czytelniku tego określenia? Wiedz, że bardziej zaciemniasz niż wyjaśniasz rzeczywistość. W ten sposób zaś wcale nie ułatwiasz dialogu.
Marcin Jendrzejczak