Przez wieki istnienia Kościoła byli tacy, którzy podważali w wątpliwość realność Męki Pańskiej twierdząc, że Chrystus cierpiał pozornie, bo miał ciało tylko pozorne, albo nie miał natury ludzkiej, a przecież w swojej naturze boskiej cierpieć nie mógł. Byli też tacy, ba, ciągle są, którzy twierdzą, że tak naprawdę Chrystus nie umarł na krzyżu. Najwięcej jest takich, którzy twierdzili i twierdzą (ta pogłoska trwa bowiem do dzisiaj), że co prawda Chrystus prawdziwie cierpiał i prawdziwie umarł, ale nie zmartwychwstał.
Moderniści i ich współcześni kontynuatorzy pracujący nad „nowym paradygmatem Kościoła” mówią o „wydarzeniu wielkanocnym”, „wierze wielkanocnej”, „doświadczeniu Pustego Grobu”. Wszystko, byle ominąć to jedno słowo: Zmartwychwstanie. A jeśli już go używają, to jako metafora w rodzaju „zmartwychwstać ze swoich grzechów”, „zmartwychwstać ze swego egoizmu”, etc.
Nawet u księży i biskupów, których trudno określać mianem modernistów, próżno szukać mocnego przypomnienia prawdy o zmartwychwstaniu ciała, że to będzie ciało realne, zdolne do przyjmowania pokarmów – co Chrystus zademonstrował swoim Apostołom po wyjściu z grobu oraz to, że zmartwychwstaną wszyscy, dobrzy i źli. Będziemy żyć wiecznie (w niebie lub w piekle) wraz z duszą i ciałem. Czy tylko jest dziełem przypadku zniknięcie z nowej wersji aklamacji po Przeistoczeniu („Wielka jest tajemnica naszej wiary”) wyznania wiary w Zmartwychwstanie Pana?
Wesprzyj nas już teraz!
Jak mówił w swojej książce „Wieczór się zbliża i dzień już się chyli” kardynał Robert Sarah: „Wielu duchownych w Kościele już nie odważa się nauczać o rzeczywistości zbawienia i życia wiecznego. W homiliach panuje dziwne milczenie na temat celów ostatecznych. […] Świat zachodni już nie doświadcza nadprzyrodzoności. Trzeba na nowo utkać nasze więzi z niebem. Zamknięto oczy człowiekowi, który już nie umie patrzeć w głębię otchłani. Język nadprzyrodzony stał się dla niego hermetyczny”.
Jakże nie przyznać racji prefektowi kongregacji Kultu Bożego! Faktyczne odrzucenie przez zdecydowaną większość biskupów, także w Polsce, nauczania św. Jana Pawła II zawartego w encyklice „Fides et ratio” (wskazanie drogi do właściwej formacji kapłanów w oparciu o zdrową filozofię o charakterze metafizycznym, odnowienie filozofii bytu a nie fenomenu) skutkuje nie tylko w opisanych przez kardynała Saraha mankamentach, ale również w swoistej banalizacji języka kościelnego. Dość wspomnieć, co się stało ze słowem „ubogacenie”. Teraz podobny los czeka słowo „Kościół domowy”, który dla wielu biskupów i księży u nas stało się poręcznym pretekstem (alibi), by nie zwiększać liczby Mszy Świętych i gorliwie stosować się do restrykcji sanitarnych nałożonych przez rząd.
Pozostaje więc sięgać do czasów, gdy był w Polsce Prymas gorliwy i stanowczy w obronie Wiary, który mówił o zmartwychwstaniu realnym, a nie przenośnym. Któryż z biskupów czy księży jest dzisiaj w stanie powiedzieć takie słowa, jakie Prymas Tysiąclecia wypowiedział 3 czerwca 1966 roku na cmentarzu na Woli: „Najmilsze Dzieci! Dobrze, że chociaż jedna uroczystość milenijna odbywa się właśnie na cmentarzu. A więc w takim miejscu, gdzie nowe wieki będą oglądały zmartwychwstanie ochrzczonych Polaków. To będzie dopiero „Te Deum” Narodu. Dziś śpiewamy Bogu w Trójcy Świętej Jedynemu „Te Deum” Tysiąclecia, ale gdy my wszyscy będziemy oglądali te liczne pokolenia Polaków, którzy żyli na polskiej ziemi, to dopiero będzie „Te Deum”!”.
Grzegorz Kucharczyk