Zajęcie ostatniego miejsca w procesji to nie najgorsza rzecz jaka może spotkać wiernego pragnącego przyjąć Komunię Świętą do ust. Dzisiaj możesz już zostać określony jako osoba, która w głębokim poważaniu ma nie tylko zdrowie innych ale i zdrowy rozsądek. I to przez samego kapłana, na oczach całego kościoła.
Zdarza się też, że zostaniesz zmuszony do przyjęcia Ciała Pańskiego na rękę, bo „innej możliwości nie ma”. Ale po kolei.
Wesprzyj nas już teraz!
Niedziela, Centrum Jana Pawła II – nota bene – dumnie noszące nazwę „Nie lękajcie się!”. Do Mszy Świętej jeszcze kilkanaście minut, ale limit wiernych został osiągnięty. Ludzie pragnący dostać się do środka jednak tego nie wiedzą. Frontowe odrzwia stoją zaryglowane, podobnie jak wejścia boczne. Żadnej karteczki, ogłoszenia, nic. Ktoś nieśmiało sugeruje żeby zejść do kościoła dolnego. Inni mówią, że przed chwilą wrócili i na dole też wszystko pozamykane. Przykładam głowę do zaciemnionej szyby, pragnąc zajrzeć do środka i dowiedzieć się, czy przypadkiem Msza nie została z jakichś powodów odwołana – rzeczywiście, w środku znajdują się ludzie.
Pięć minut przed mszą pojawiają się pracownicy Centrum kierujący wiernych do Kościoła dolnego. Najwyraźniej już otwarte. Mimo początkowego wzburzenia cieszę się, że udało mi się dostać na Mszę. Ale najgorsze miało dopiero nadejść.
Zaczynają się obrzędy Komunii. Celebrans podaje garść informacji technicznych; „Komunia będzie udzielana procesyjnie, na rękę, zgodnie ze starożytnym chrześcijańskim zwyczajem. Ci, którzy jednak w dalszym ciągu nie chcą pogodzić się z wskazówkami sanepidu jak i zdrowego rozsądku proszeni są o zajęcie miejsca na końcu procesji. Zostanie im udzielona Komunia do ust”.
Nie wierzę własnym uszom. Powyższy cytat nie jest dosłowny, ale wyraźnie zapamiętałem sugestię, że osoby pragnące przyjąć Chrystusa do ust działają wbrew zdrowemu rozsądkowi. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Prawie wszyscy udzielili sobie Komunii własnymi rękami, a niektóre, niezwykle karkołomne przypadki wskazywały, że może to być pierwsze w życiu doświadczenie. Przecież nikt nie chce przy całym kościele wyjść na niespełna rozumu!
Po wszystkim ksiądz jakby nigdy nic życzył wiernym smacznego obiadu (na marginesie – za czasów obecnego pontyfikatu to chyba już jakiś nowy zwyczaj) i dziękował za tak liczną obecność.
Tak łamie się sumienia. Chcesz przystąpić do Komunii do ust? Umożliwimy Ci to, ale pod jednym warunkiem. Poczekasz na swoja kolejkę na końcu, w szpalerze „hańby”, odprowadzany wzrokiem pozostałych wiernych. Nie będziesz dla nich jedynie wichrzycielem nie zgadzającym się z wytycznymi sanepidu, ale i lekkomyślnym głupkiem. Wiernym drugiej kategorii. Gorszym.
Odnoszę wrażenie, że na naszych oczach kształtują się dwa kościoły. Niezwykle symbolicznie widać to w krakowskich Łagiewnikach, gdzie w odległości kilkuset metrów dwa różne sanktuaria podchodzą do udzielania Komunii w zupełnie inny sposób. W Centrum JPII otrzymujemy aprioryczny dogmat o Komunii na rękę, podczas gdy w Sanktuarium Miłosierdzia Bożego udzielana jest ona na dwa sposoby. I ludzie obficie korzystają z tej możliwości. Nie ma tam niedzielnej Mszy bez tłumów klęczących na stopniu komunijnym, w wypracowanym na przestrzeni wieków najwłaściwszym i najbardziej godnym sposobie przyjęcia do serca Zbawiciela.
Ale mogło być gorzej.
Niedawno mój przyjaciel, kiedy w ten sposób chciał przyjąć Komunię usłyszał od kapłana głośne: „ręka”! Kiedy powiedział, że chciałby przyjąć do ust, otrzymał odpowiedź; „u nas nie ma takiej możliwości”. Inny z kolei, gdy napisał do proboszcza kulturalnego maila z prośbą o umożliwienie przyjęcia Komunii do ust usłyszał, że czasem warto zrezygnować z „dobrego samopoczucia” dla dobra innych. Ksiądz w tym kontekście przypomniał sobie także o „królewskiej władzy Chrystusa”, z której kapłani mogą czasem skorzystać.
Kiedy jednak spojrzymy z to zagadnienie z perspektywy legislacyjnej, to wszystkie powyższe „inicjatywy” możemy oceniać jedynie w kategoriach wesołej twórczości, nie mającej nic wspólnego z obowiązującym prawem kanonicznym. Wątpliwości rozwiewa ks. Paweł Rytel-Andrianik rzecznik Konferencji Episkopatu Polski w odpowiedzi na pytania naszego portalu: „Przypomina się, że „każdy wierny zawsze ma prawo według swego uznania przyjąć Komunię Świętą do ust” (Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, „Redemptionis Sacramentum”, Instrukcja o tym, co należy zachowywać, a czego unikać w związku z Najświętszą Eucharystią, 25.03.2004, nr 92). W związku z tym nikomu nie można nakazywać przyjęcia Komunii Świętej na rękę, można tylko do tego zachęcać (zgodnie z zarządzeniem Rady Stałej KEP z dn. 12.03.2020)”.
Wytyczne te powtórzyła krakowska kuria w komunikacie z 26 maja 2020 r.
Na usprawiedliwienie nadgorliwych w przestrzeganiu rygoru sanitarnego kapłanów można powiedzieć, że mimo tłumów w otwartych galeriach, parkach czy komunikacji miejskiej, to Kościół stał się kozłem ofiarnym i potencjalnym „rozsadnikiem wirusów”. Wiemy przeciw komu zwróci się ostrze opinii publicznej gdy w jakiejś świątyni dojdzie do przypadku zakażenia.
I żeby nie było – rozumiem starszych, będących w grupie ryzyka kapłanów, którzy najzwyczajniej w świecie się boją. Sam nie wiem jak zachowałbym się gdy w tak niepewnym czasie przyszło mi pracować z setkami, jak nie tysiącami ludzi. Rozumiem – ale i nie pochwalam – proboszczów, którzy za wszelką cenę chcą uniknąć konsekwencji, gdyby okazało się, że w ich kościele wykryto koronawirusa. Ale o jedno proszę – nie ubierajcie tych prozaicznych powodów w pompatyczne peany na cześć XI-wiecznej tradycji przyjmowania Komunii na rękę, argumentowania za pomocą wybieranych pęsetą cytatów ze świętych czy ubierania się w szaty proroków „nowej normalności”. Obrona maseczek, zdalnych nabożeństw czy Komunii na rękę w momencie, gdy w restauracjach – gdzie ryzyko zakażenia jest przecież dużo wyższe – panują zdecydowanie łagodniejsze wytyczne, tylko odbiera wam autorytetu. Ludzie nie są głupi.
PR