Szymon Hołownia i Krzysztof Bosak wykonali potężną pracę, aby osiągnąć trzeci i czwarty wynik w wyborach prezydenckich. Teraz to ich wyborcy w znacznym stopniu zdecydują, czy prezydentem zostanie Andrzej Duda czy Rafał Trzaskowski.
Sondażowe wyniki wyborów nie pozostawiają żadnych złudzeń – Polska wciąż jest zabetonowana między dwoma największymi politycznymi blokami. Zwycięstwo prezydenta Andrzeja Dudy jest bezapelacyjne (należy zwrócić uwagę na ponad 11 punktów procentowych różnicy nad głównym kontrkandydatem przy ogromnej jak na polskie warunki frekwencji), ale do ostatecznego triumfu jeszcze daleko.
Wesprzyj nas już teraz!
Wyniku Rafała Trzaskowskiego też nie ma potrzeby szerzej omawiać – to świeży kandydat wpuszczony nagle do wyścigu w wyniku zarówno wewnętrznych porachunków w PO, jak i w wyniku wiosennego szpagatu Jarosława Gowina. Biorąc pod uwagę liczbę mediów i tzw. dziennikarzy popierających kandydata Platformy (kampania ta swą nachalnością przypominała TVP INFO à rebours), zdobycie zaledwie 30 proc. głosów z pewnością stanowi rezultat poniżej oczekiwań.
Co zrobi były gwiazdor TVN?
Mimo, że Rafał Trzaskowski otrzymał aż o 11 punktów procentowych mniej niż Andrzej Duda, nie wolno zapomnieć, że w podobnej agendzie tematycznej i w podobnej grupie docelowej poruszał się Szymon Hołownia. I jego 13 procent (jak wskazują pierwsze sondaże) to wynik bardzo dobry. Zresztą, Hołownia to jeden z nielicznych w tej kampanii kandydatów ideowych i pod konkretną ideę przygotowujących swoją kampanię.
Jaka to idea? Otóż Hołownia niesie za sobą pakiet oenzetowskiej Agendy 2030. Jako ambasador Celów Zrównoważonego Rozwoju ONZ i „agent zmiany” próbuje zbudować rzeczywiście zupełnie nową Polskę – będącą niczym ponad element nowego wspaniałego świata, czy jak kto woli nowego światowego porządku. To polityk pozornie „niepolityczny”, człowiek promujący ultra-polit-poprawną agendę klimatyczną, promotor weganizmu, medytacji i innych nowinek, mający jasny cel: chce zmienić Polskę poprzez wpływ na zmianę polskiej młodzieży. To młodzież w znacznej mierze stanowiła jego elektorat w wyścigu prezydenckim 2020. Hołownia jest zatem typem nowego polityka – populisty, którego populizm skierowany jest do konkretnej grupy wiekowej, i to wcale nie wyłącznie do tej, która może już głosować. Celem Hołowni – i podobnym mu agentom zmiany lansowanym przez ONZ – nie jest bowiem triumf w wyborach już dziś. Celem jest zwycięstwo na rynku idei i wizji świata do roku 2030, jak zakłada wspomniana już Agenda 2030. Swoją drogą to dość szokujące, że do dziś nie zauważyło tego ani żadne z wielkich ogólnopolskich mediów, ani nawet żadne z mediów mniej lub bardziej jawnie popierających Prawo i Sprawiedliwość.
Ale Hołownia już zapowiedział, że ogłosi publicznie, na kogo zagłosuje w drugiej turze. Nikt nie spodziewa się chyba, że będzie to Andrzej Duda – atakowany wszak przez Hołownię najczęściej. Zresztą były gwiazdor TVN niejednokrotnie deklarował, że ma ofertę dla wszystkich rozczarowanych duopolem PO-PiS, po czym ogłaszał pomysły, którymi zainteresowani mogli być wyłącznie wyborcy PO czy Lewicy. Wyborcom PiS nie miał zaś do zaoferowania kompletnie nic.
Jak jednak zachowa się elektorat Hołowni w drugiej turze, jeśli ten „bezpartyjny polityk” jednak poprze Rafała Trzaskowskiego? Ilu z młodych wyborców Hołowni popędzi ochoczo głosować na wiceszefa PO, która wszak wraz z PiS podzieliła kraj, przeciwko czemu to kandydował Hołownia? Ilu z tych ludzi poczuje się oszukanych poparciem człowieka z absolutnego mainstreamu politycznego przez quasi-antysystemowego kandydata deklarującego niechęć do tak do PiS jak do PO. Ilu z nich w konsekwencji w drugiej turze zostanie w domach? Od tego w znacznej mierze zależeć będzie ostateczny wynik Trzaskowskiego. Może on z pewnością liczyć również na miażdżącą większość wyborców Roberta Biedronia, który osiągnął wynik podobny do Magdaleny Ogórek sprzed pięciu lat – a przypomnijmy, że poparły go nie jedna, ale… trzy lewicowe partie.
Co z prawicą?
Drugim ideowym kandydatem, który uzyskał masowe poparcie podczas tych wyborów, okazał się Krzysztof Bosak. Lider Konfederacji osiągnął – przy wysokiej frekwencji wyborczej – wynik lepszy niż wszyscy dotychczasowi kandydaci z tych środowisk we wszystkich wyborach ostatnich lat łącznie. To pokazuje, że Konfederacja staje się poważną siła polityczną – wynik Bosaka jest wszak wypadkową przeprowadzenia przez to ugrupowanie prawyborów z prawdziwego zdarzenia oraz przygotowania merytorycznego oraz socjotechnicznego samego kandydata.
Ale warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię – otóż Bosak według sondaży, otrzymał 23 % głosów wśród najmłodszych wyborców, remisując w tej grupie wiekowej z Trzaskowskim i Hołownią (Duda dostał tu 19%, Biedroń 7% a Kosiniak-Kamysz 2%). Skoro wyniki w grupie wiekowej 18-29 tak bardzo różnią się od wyników ogólnych, pokazuje to, że wśród młodych ludzi wzrasta w Polsce już nie tylko siła ideowej lewicy, ale i ideowej prawicy – zarówno Hołownia jak i Bosak prowadzili bowiem swą kampanię głównie w internecie.
Po głosy wyborców Bosaka od razu zgłosił się prezydent Andrzej Duda – już w pierwszych minutach swojego przemówienia po zakończeniu ciszy wyborczej. Stwierdził, że różni go od Bosaka „bardzo niewiele”. Czy jednak dla wyborców lidera Konfederacji zagłosowanie na Dudę jest w ogóle możliwe? Wszak głos na Krzysztofa Bosaka oddali nie tylko zwolennicy narodowców czy konserwatywnych katolików, do których być może urzędujący prezydent umiałby w jakiś sposób przemówić i dla których wybór Trzaskowskiego byłby katastrofą, ale też niemała grupa osób definiujących swą prawicowość wyłącznie poprzez przywiązanie do ideału wolności – w tym wolności gospodarczej. Do takich osób należy wszak nie tylko były poseł Jacek Wilk, który zaskoczył swych partyjnych kolegów deklaracją, że z „zaciśniętymi zębami zagłosowałby na Trzaskowskiego”, ale i cała masa fanów Janusza Korwin-Mikkego. Jeśli wierzyć badaniu IBRiS dla WP, aż 43 proc. osób deklarujących oddanie głosu na Bosaka, w drugiej turze rozważa głosowanie na Trzaskowskiego.
Na dziś oficjalne stanowisko jest następujące – Konfederacja nie poprze żadnego z kandydatów. Tuż po ogłoszeniu sondażowych wyników wyborów na tweeterowym profilu partii pokazał się następujący komunikat: W II turze wyborów prezydenckich #Konfederacja zachęca swoich sympatyków do głosowania zgodnego z własnym sumieniem i rozumem. Informujemy jednocześnie, że #Konfederacja nie udziela poparcia żadnemu z kandydatów na urząd Prezydenta RP, którzy będą rywalizować w II turze wyborów.
Z punktu widzenia Konfederacji, której wyborcy nie są monolitem, to neutralne rozwiązanie wydaje się rozsądne – choć Kaja Godek już zdążyła zauważyć, że politycy tej partii mogliby negocjować z Dudą poparcie pod warunkiem przegłosowania w najbliższych dwóch tygodniach projektu „Zatrzymaj aborcję”. Zdecydowali się oni jednak pozostawić piłeczkę po stronie Andrzeja Dudy, który – jeśli chce by poparli go wyborcy Bosaka – z pewnością musi zaproponować im coś więcej, niż tylko wypowiedziane w wieczór wyborczy słowa o „zrozumieniu dla młodzieży, która chciałaby by wszystko działo się mocniej, szybciej i ostrzej”. Tak okrągłe zdania wystarczyć mogą być może niewielkiej (ale w ostatecznym rachunku być może decydującej) grupie wyborców Władysława Kosiniaka-Kamysza, który choć rządzi ogromną liczebnie partią, otrzymał dwa i pół razy mniej głosów niż młody narodowiec i ponad cztery razy mniej głosów niż showman z TVN.
Łukasz Sitan