17 grudnia 2020

Prof. Jacek Bartyzel: Czy LGBT jest ideologią?

(Fotograf: Aleksander Keplicz/Archiwum: Forum)

Przyglądając się bliżej postulatom aktywistów ruchu LGBT okazuje się, że jeżeli nawet nie formułują oni usystematyzowanego, całościowego poglądu na świat, to ewentualna realizacja tych postulatów oznaczałaby (a w wielu krajach już w dużej mierze oznacza) totalne wywrócenie wszystkich istniejących stosunków społecznych, zmianę charakteru społecznych instytucji, prawa – na czele z cywilnym (ale także karnym, np. poprzez penalizację poglądów i działań przeciwnych żądaniom ruchu oraz tzw. homofobii) oraz całokształtu kultury – pisze na portalu PCh24.pl prof. Jacek Bartyzel.

 

1. Zanim udzielimy odpowiedzi na to pytanie, należy przypomnieć, że słowo ideologia, będące neologizmem wymyślonym pod koniec XVIII wieku jako złożenie dwóch greckich słów: idéa (wyobrażenie) i lógos (słowo, wiedza), nie ma jednoznacznej i intersubiektywnie akceptowanej treści. Jego pierwotny sens, sformułowany przez francuskiego myśliciela będącego zwolennikiem rewolucji francuskiej, Antoine’a Destutta de Tracy w dziele Élements d’idéologie (1796), oznaczał oparcie wiedzy ludzkiej – a w konsekwencji reformy społeczeństwa – na intelektualnie przetworzonych wrażeniach zmysłowych odbieranych w procesie poznawczym (w tym wypadku fundamentalnej zmianie uległo pojęcie „idei” wprowadzone do filozofii przez Platona, w znaczeniu ontologicznym – wyższej i „prawdziwej” postaci bytu, które u Destutta de Tracy stało się synonimem właśnie owych wrażeń percypowanych przez umysł). Z czasem, zakres pojęcia ideologia przesunął się z obszaru epistemologii do sfery społeczno-politycznej. Zróżnicowany także jest stosunek poszczególnych autorów do zjawiska ideologii. Jedni traktują ją afirmatywnie bądź neutralnie, jako pojęcie opisowe, inni mają stosunek ambiwalentny (jak np. Karol Marks, który zasadniczo ideologię określał jako „fałszywą świadomość” służącą usprawiedliwianiu interesów „klas posiadających”, atoli pozytywny wyjątek czynił dla ideologii „proletariackiej”, czyli własnej), jeszcze inni (zazwyczaj są autorzy konserwatywni) mają do ideologii stosunek negatywny, upatrując w niej wypaczony obraz świata o ambicjach i zamiarach totalitarnych. Nie wchodząc tu w dalsze przemiany i dookreślenia znaczenia tego pojęcia, można zauważyć, że na gruncie nauki (zwłaszcza nauk politycznych) panuje dość powszechnie, a w każdym nie jest problematyczne, postrzeganie ideologii jako zespołu przekonań, twierdzeń i postulatów wynikających z przyjętego przez zwolenników danej ideologii obrazu świata (resp. światopoglądu), będącego przez ten aspekt światopoglądowy pojęciem szerszym i ogólniejszym od pojęcia doktryny (filozoficznej, społecznej czy politycznej) oraz – co równie ważne, albowiem ideologia, w przeciwieństwie zarówno do filozofii, jak i, z drugiej strony, aktywności stricte pragmatycznej lub oportunistycznej, zawsze łączy jakąś teorię (theoría) lub quasi-teorię rzeczywistości z praktyką (práksis) – chęci przekuwania tych przekonań na społeczną sferę empiryczną za pomocą polityki; inaczej mówiąc – zmieniania rzeczywistości według wskazówek dawanych przez ideologię. Z tego powodu ideologią par excellence jest np. marksizm, czego dobitnym samopotwierdzeniem jest słynna XI teza o Feuerbachu Marksa, iż „filozofowie dotąd jedynie objaśniali świat, lecz idzie o to, aby go zmienić”. W świetle powyższego za reprezentatywną dla współczesnego postrzegania ideologii w wiedzy akademickiej można uznać definicję prof. Edwarda Zielińskiego, iż ideologia to „usystematyzowany, całościowy zbiór poglądów na świat polityczny, społeczny, moralny, będący wyrazem interesów jakichś grup społecznych, zmierzających do zmiany lub utrwalenia stosunków społeczno-politycznych” (Nauka o państwie i polityce, Warszawa 2001).
 

Wesprzyj nas już teraz!

2. Przyjmując roboczo powyższą definicję, prima facie może się wydawać, że przekonań, haseł i działań aktywistów ruchu samookreślającego się akronimem „LGBT” (czy też „LGBT+”, co oznacza nieograniczoną otwartość na kolejne, choć tylko potencjalne, „tożsamości”) nie powinno się określać mianem ideologii, ponieważ nie wyczerpują one wszystkich jej znamion tworzących człony definicyjne tego pojęcia, w każdym razie zaś i przede wszystkim cechy całościowości, z pewnym zaś znakiem zapytania – systematyczności (uporządkowania). Aktywiści tego ruchu z pewnością mają i artykułują jakieś poglądy, poglądy te tworzą zbiór mniej lub bardziej koherentnych postulatów, niemniej nie spełniają one warunku totalności (całościowości), bo nie odnoszą się wprost do wszystkich sfer rzeczywistości, a jedynie do jej określonego i stosunkowo wąskiego wycinka dotyczącego sfery płciowości człowieka; na pierwszy rzut oka znamionuje je cząstkowość: partykularność i syngularność, a więc logiczne przeciwieństwo totalności (całościowości).
 

Przeciwko temu stanowisku, a w obronie tezy o ideologiczności ruchu LGBT, można jednak wysunąć dwa argumenty:

 

Po pierwsze, założenie, że ideologię znamionuje konieczność całościowości głoszonych poglądów, nie wyklucza, iż nie można tym mianem określać jakiegoś szczegółowego poglądu, stanowiącego istotny składnik większej całości tworzącej uniwersum danej ideologii. Charakteryzuje on szczególnie mocno świat wartości tej ideologii, będąc jej swoistym i kardynalnym pojęciem oraz naczelnym postulatem, na zasadzie pars pro toto, tak jak w stylistyce środek zwany metonimią może zastępować całość (np. pojedynczy „liść” jako „listowie”). Dla badaczy ideologii i doktryn nie jest więc problematyczne używanie takich określeń, jak „ideologia umowy społecznej”, „ideologia walki klas”, czy „ideologia rasowa”, chociaż pojęcia umowy społecznej, walki klas czy rasy panów nie są samoistnymi wielkimi narracjami ideologicznymi, tylko składnikami (częściami) tych narracji – w podanych wypadkach odpowiednio liberalizmu i demokratyzmu, marksizmu/komunizmu i narodowego socjalizmu. Aczkolwiek zatem zestaw poglądów i haseł ruchu LGBT (podobnie jak współistniejąca i, by tak rzec, sojusznicza dla niego ideologia gender, co do której statusu wysuwane są analogiczne zastrzeżenia) sam w sobie też nie jest „wielką narracją”, dającą ideologiczne odpowiedzi na wszystkie ważne kwestie społeczne, polityczne, ekonomiczne, a nawet moralne, antropologiczne, metafizyczne i religijne, to jednak stanowi część takiej szerszej narracji, sytuuje się zatem w polu semantycznym pojęcia ideologii, nadto zaś (co wyjaśnimy niżej), w bliższym oglądzie okazuje się, że jednak, pośrednio bądź niekiedy nawet bezpośrednio, do wszystkich wymienionych kwestii się odnosi.

 

Zachodzi w tym miejscu oczywiście pytanie, częścią jakiej większej całości ideologicznej jest ideologia LGBT? Otóż, kluczem otwierającym drzwi do rozwiązania tego problemu jest sztandarowy slogan aktywistów tego ruchu, czyli równość. Domagają się oni zrównania związków pomiędzy osobami tej samej płci ze związkami osób różnych płci na gruncie prawa, a także społecznej akceptacji dla aktywności seksualnej tego rodzaju i jej publicznej ekspresji oraz dla wszelkich subiektywnie przyjmowanych „tożsamości płciowych”. To zaś sytuuje zestaw poglądów ruchu LGBT w obrębie szeroko rozgałęzionej i przybierającej w historii różne formy, akcentujące różne postaci równości, ideologii skrajnego (czyli wykraczającego poza formalną równość osób jako osób wobec prawa) egalitaryzmu. W przeszłości w dziejach tej ideologii dominowały nurty domagające się głównie równości o charakterze materialnym (ekonomicznym), na czele z komunizmem; później pojawił się m.in. feminizm operujący hasłem równości płci; pewne kierunki, jak radykalny ekologizm czy enwironmentalizm pragną zrównania gatunków przez zatarcie granicy pomiędzy człowiekiem a zwierzętami czy całą przyrodą ożywioną. Ideologią LGBT jest natomiast prawne, moralne i społeczne zrównanie wszelkich form aktywności w sferze płciowej, bazujące na uznaniu równoprawności i równorzędności tzw. orientacji seksualnych. Jej swoista „oryginalność” polega na tym, że jest to pierwsza w historii ideologia, która w centrum swojego zainteresowania postawiła akceptację dla każdego czy prawie każdego sposobu uzyskiwania satysfakcji płciowej oraz nadania tym praktykom statusu prawno-publicznego.

 

Po drugie, przyglądając się bliżej postulatom aktywistów ruchu LGBT okazuje się, że jeżeli nawet nie formułują oni usystematyzowanego, całościowego poglądu na świat, to ewentualna realizacja tych postulatów oznaczałaby (a w wielu krajach już w dużej mierze oznacza) totalne wywrócenie wszystkich istniejących stosunków społecznych, zmianę charakteru społecznych instytucji, prawa – na czele z cywilnym (ale także karnym, np. poprzez penalizację poglądów i działań przeciwnych żądaniom ruchu oraz tzw. homofobii) oraz całokształtu kultury. Byłaby to więc zmiana o charakterze par excellence rewolucyjnym. Przede wszystkim jest to uderzenie w podstawową instytucję społeczną, jaką jest małżeństwo oraz w elementarną komórkę społeczną, jaką jest rodzina. Uznanie i równouprawnienie tzw. małżeństw jednopłciowych zmienia w sposób oczywisty definicję małżeństwa, obracając też w nicość zasady prawa naturalnego. Musi to mieć trudne nawet do wyobrażenia sobie w pełni konsekwencje antropologiczne oraz psychologiczne i psychospołeczne. Człowiek to istota przychodząca na świat, wzrastająca i uspołeczniająca się w rodzinie, która ma nie tylko biologicznego ojca i matkę, ale również dziadków i babcie, a przynajmniej pamięcią sięgające do par pradziadków i prababć i dalszego łańcucha pokoleń wstecz. Istota, która będzie wychowywała się w domu, mając dwóch rzekomych „ojców” albo dwie „matki”, będzie kimś o zupełnie innym oglądzie świata, niż odwiecznie występującym w naturalnej rodzinie. To musi oznaczać także totalną zmianę pojęć moralnych, rozeznawania tego, co dobre, a co złe, a w ślad za tym muszą także nastąpić analogiczne zmiany w systemie wychowawczym i edukacyjnym. Nie przypadkiem obiektem szczególnie natężonej inwazji aktywistów LGBT są szkoły i uniwersytety, gdzie już celem ataków są uczeni stawiający opór tej ideologii. Jest to prawdziwa i totalna rewolucja, choć bezkrwawa, a nie ma przecież rewolucji, która nie byłaby inspirowana przez jakąś ideologię.

 

3. Aktywiści ruchu LGBT zazwyczaj podnoszą argument, że tym, co spaja „osoby LGBT” nie jest żaden system poglądów, idei i pojęć, czyli ideologia, tylko „nieheteronormatywne” życie seksualne, a „osoby LGBT” mają najróżnorodniejsze przekonania polityczne, społeczne, religijne etc., nie zaś koniecznie lewicowe. Argument ten jednak nie ma mocy eksplanacyjnej, albowiem opiera się na manipulacji zakresem osobniczym pojęcia „osoba LGBT”. Jest albowiem rzeczą nie tylko prawdopodobną, ale wręcz oczywistą, że w obszarze całej populacji osób posiadających skłonności tego rodzaju może występować i występuje szerokie spektrum poglądów na inne kwestie niż upodobania seksualne, ale tylko nieznaczna mniejszość spośród nich – tym bardziej uwzględniając mocno przeszacowane statystyki procentowego udziału tych osób w ogóle populacji – angażuje się w publiczne działania i demonstracje, wyrażające roszczenia do zmian o charakterze prawnym i instytucjonalnym, które miałyby nadać owym preferencjom status społecznej akceptowalności czy wręcz uprzywilejowania. Natomiast ta nieliczna, choć hałaśliwa mniejszość aktywistów ruchu, mianująca się jakby politycznym reprezentantem ogółu osób o takich preferencjach i aktywności – którą to pretensję można porównać do równie bezzasadnego reprezentowania „interesów proletariatu” przez „awangardę proletariatu” w rozumieniu leninowskim, czyli partię komunistyczną – demonstruje poglądy jednoznacznie lewicowe i to w ekstremistycznym ujęciu; jednocześnie to partie i środowiska lewicowe włączają roszczenia ruchu LGBT do swojej agendy polityczno-programowej. Ścisłość tej symbiozy potwierdzają takie na przykład fakty, jak to, że najbardziej znany w Polsce polityk homoseksualista jest działaczem lewicy, aspirującym nawet do jej przywództwa, oraz artykułuje inne kardynalne cele programowe lewicy, jak walka z religią i Kościołem, albo to, że zyskujący w ostatnim czasie rozgłos za sprawą kryminalnych wybryków aktywisty deklarującego się jako „osoba niebinarna” i domagającego się, aby traktować go jako kobietę „Margot”, tzw. kolektyw StopBzdurom przyznaje się jednoznacznie do anarchizmu, będącego przecież ideologią na skroś lewicową.

 

4. Wielu klasyków filozofii politycznej, jak na przykład Eric Voegelin, Russell A. Kirk, Yves R. Simon, Raymond Aron, Alain Besançon, czy Augusto Del Noce, postrzega i definiuje ideologię jako fałszywy i symplicystyczny, bo nieoparty na rozpoznaniu rzeczywistych pryncypiów bytu, lecz na resentymentach, uprzedzeniach i fantazmatach, wypaczony obraz rzeczywistości, stymulowany wrogością do istniejącego porządku rzeczy, świata takiego, jakim jest realnie, społeczeństwa z jego tradycyjnymi instytucjami, opartymi na zakorzenionych w prawie wyższym niż wola ludzka i dowolne pragnienia jednostek normach moralnych. Ze względu na ten aspekt nienawiści do realnie istniejącego świata, uważanego za zły w samej swojej osnowie, a także na pragnienie zastąpienia go w drodze działań politycznych przez świat inny, wykoncypowany przez ideologów, proponujący także nową moralność albo niekiedy też nową religię, za synonimy pojęcia ideologia uważa się takie określenia, jak: (zsekularyzowana) gnoza polityczna, religia polityczna czy świecka religia. Jak zauważa Eric Voegelin (Nowa nauka polityki, Warszawa 1992), ideolog, czyli gnostyk polityczny, zaczyna od nienawiści do istniejącego stanu rzeczy, aby zaprezentować alternatywny model porządku, którego implementacja ma anihilować wszelkie zło panujące w świecie, przynosząc bezkresne panowanie na ziemi powszechnego braterstwa i miłości (co jest immanentyzacją zaświatowego eschatonu religii). Jednocześnie, warunkiem powodzenia tej „sprawy” jest operacja na świadomości społeczeństwa oraz zakazanie wszelkiej krytyki wizji prezentowanej przez autorów tej gnozy, ponieważ mogłaby to zasiać wątpliwość co do jej słuszności oraz opóźnić jej ziszczenie.

 

Poglądy głoszone przez aktywistów i ideologów ruchu LGBT spełniają podane wyżej kryteria ideologiczności. Dotychczasowy stan rzeczy w zakresie statusu praktyk „nieheteroseksualnych” przedstawiany jest jako system opresji i uciemiężenia „osób LGBT” oraz pozbawiania ich należnych im, jakoby, „praw”, takich jako prawo do małżeństwa czy adopcji dzieci. Cała historia tradycyjnych społeczeństw prezentowana jest jako pasmo „martyrologii” tych osób, za którą odpowiedzialną czyni się zwłaszcza państwo, prawo cywilne oraz religię i Kościół. Jako wróg jawi się także ogół społeczeństwa tkwiącego w uprzedzeniach i przesądach oraz oskarżanego o agresywne akty nienawiści wobec „osób LGBT”. Porządek (prawny, polityczny i społeczny) proponowany przez ideologów ruchu jest dokładną odwrotnością porządku tradycyjnego. Nie ukrywa się przy tym, że jego zaprowadzenie może dokonywać się wbrew woli ogółu oraz wszelkimi środkami, także gwałtownymi, par force. Nieskrywane jest także pragnienie cenzurowania wszelkiej krytyki celów ruchu i podejmowanych przezeń działań oraz penalizacji takiej krytyki pod hasłem przeciwstawiania się tzw. mowie nienawiści, tak jak jest to już w wielu krajach. Nie jest też przypadkiem, że faktyczne, agresywne i prowokacyjne działania aktywistów LGBT ze szczególną mocą kierują się przeciwko religii (przede wszystkim przeciwko Kościołowi katolickiemu, albowiem inne zinstytucjonalizowane konfesje na ogół już skapitulowały przed roszczeniami ruchu), ponieważ Kościół jest jedyną instytucją, która wciąż, acz nie zawsze konsekwentnie, broni moralności opartej na prawie naturalnym, tym samym zaś społeczeństwa przed ideologią. Atakowanie Kościoła i Jego kapłanów, bezczeszczenie świątyń, profanowanie symboli religijnych, wyszydzanie świętości jest widoczną i z premedytacją obraną strategią tego ruchu, a to stanowiło zawsze znamię każdej ideologii od czasów tzw. oświecenia.

 

5. Każda ideologia wytwarzała zawsze swój specyficzny „metajęzyk”, czy jakby „nowomowę”, składającą się z wymyślanego albo opartego na zmianie znaczeń zasobu słów, pojęć i związków frazeologicznych, będących, jak powiada wspominany już Eric Voegelin, właściwymi tej ideologii symbolami ideologicznymi, usiłującymi nie zrozumieć i opisać rzeczywistość, lecz nią zawładnąć przy pomocy logokracji („władzy słów”). Jednocześnie te faktycznie niekrytyczne mniemania (doksai) zawsze prezentują się jako wiedza (episteme) obiektywna, naukowa. Autoprezentacja jako nauka i roszczenie do naukowości stanowi uderzającą cechą takich wielkich narracji ideologicznych, jak oświecenie, marksizm (i marksizm-leninizm), pozytywizm czy antropologiczny rasizm kulminujący w hitleryzmie (narodowym socjalizmie).

 

Ta sama tendencja znamionuje ideologię ruchu LGBT. Wykształciła ona już cały własny słownik, składający się ze słów i zwrotów, takich jak „heteronormatywność” i nieheteronormatywność”, „orientacja seksualna” (co sugeruje ich równoprawność), queer, niebinarność, cispłciowość, gender, agender, genderqueer, genderfluid, bigender etc. etc., a także pojęć ukutych w celu hostylizacji i stygmatyzacji oponentów, jak „homofobia”. Pojęcia te, tyleż dziwaczne, co napuszone, stanowią nie tylko żargon ideologów i aktywistów ruchu, za pomocą którego identyfikują się i porozumiewają między sobą, ale chcą również uchodzić za naukowe właśnie, czemu sprzyja inwazja na ośrodki akademickie, dokonywana głównie poprzez tzw. gender studies. Poprzez ten kanał transmisyjny pojęcia te są też ekstrapolowane (i „wzbogacane” nowymi) na obszary rozmaitych dyscyplin faktycznie naukowych, zasadniczo humanistycznych, gdzie rygoryzm metodologiczny jest słabszy niż w naukach ścisłych, toteż łatwiej uprawiać pod ich szyldami tego rodzaju szarlatanerię. Przykładem może być tu obwieszczenie przez jednego z uniwersyteckich aktywistów ruchu „zwrotu analnego w krytyce literackiej”.

 

6. Pozostaje jeszcze odnieść się do lansowanej przez aktywistów ruchu LGBT tezy, że nie ma i nie może być „ideologii LGBT”, ponieważ desygnatem akronimu LGBT są wyłącznie ludzie o określonej preferencji seksualnej vel „tożsamości płciowej”, resp. „osoby LGBT”. Innymi słowy, starają się oni dokonać ostrego przeciwstawienia pewnej abstrakcji, jaką stanowi ideologia (zespół poglądów, idei, pojęć, etc.), konkretnym, psychofizycznym bytom substancjalnym, czyli osobom (ludzkim), negując realność tej pierwszej. Argumentacja ta nie wytrzymuje krytyki z dwóch powodów.

 

Po pierwsze, u jej podstaw leży nieprawdziwe, a przyjęte jako wręcz oczywiste i niewymagające dowodu, założenie, że trybem istnienia (albo quasi-istnienia) ideologii jest jej pozaludzki (pozaosobowy) charakter. Jest to teza niemająca żadnego potwierdzenia w rzeczywistości, a nawet absurdalna. Nie ma, nigdy nie było i być nie może ideologii, której nośnikami nie byliby jacyś ludzie, a więc jakieś osoby, jak również każda ideologia, jaka kiedykolwiek została wyartykułowana, uważa się za reprezentanta jakiejś grupy ludzi, w imieniu których przemawia i których interesy czy „prawa” – jak twierdzi – reprezentuje. Historia ludzkości nie zna ideologii, która nie byłaby nierozerwalnie złączona – przenośnie można powiedzieć: „zrośnięta” – z pewnymi ludźmi, a niektóre ideologie, i to te szczególnie w swoim czasie ekspansywne, jak na przykład ideologia komunistyczna, miały swoich wyznawców i bojowników pośród wielkich mas ludzkich, a więc wielkiej mnogości osób. Żadnej ideologii nie stworzyły nie-osoby, istoty nie-ludzkie, czy zgoła pozaziemskie; nie zstąpił z nieba żaden anioł albo wysłannik obcej cywilizacji, aby ideologię tę obwieścić. Slogan „jesteśmy ludźmi, nie ideologią” nie ma więc żadnego sensu, bo nie ma tu rzeczywistej dysjunkcji.

 

Po drugie, wspomniane przeciwstawienie jest manipulowaniem zarówno sensem, jak i zakresem, wykoncypowanego w oderwaniu od jakiejkolwiek treści bytowej pojęcia „osoba LGBT”. Co do treści nie spełnia ono warunku sensowności i racjonalności, albowiem preferencja seksualna, jakkolwiek ją oceniać, nie może być definiensem pojęcia „osoba” (ludzka), ponieważ stanowi w bycie ludzkim przypadłość (akcydens), a nie istotę (esencję); choć oczywiście istnieją różne ujęcia antropologiczne, to jednak osobą ludzką jest indywidualny i psychofizyczny podmiot o naturze rozumnej, zgodnie z klasyczną definicją Boecjusza: „substancja indywidualna mająca rozumną naturę (naturae rationalis individua substantia)”. Nie ma zatem „osób LGBT”, są tylko osoby ludzkie, którymi są również osobnicy przejawiający skłonności seksualne opisywane tym akronimem. Co do zakresu natomiast zachodzi tu bezzasadna supozycja, iż działań publicznych osób o podobnych skłonnościach nie można postrzegać i oceniać jako motywowanych ideologicznie.

 

Reasumując: poglądy i działania aktywistów ruchu występującego pod sztandarem LGBT mogą być oceniane jako ideologiczne z następujących powodów:

 

1) Stanowią one zbiór przekonań będących wykładnikiem grupy, która choć niewielka, ma ściśle sprecyzowane interesy i dla ich realizacji używa działań politycznych, których celem jest radykalna zmiana stosunków prawnych, społecznych i politycznych.

 

2) Motorem aktywności tej grupy, posługującej się szerokim arsenałem spektakularnych środków o bulwersującym opinię publiczną charakterze, niecofającej się nawet przed aktami przemocy fizycznej i symbolicznej, jest wrogość do istniejącego porządku prawnego (w zakresie spraw dotyczących interesów grupy), panującej moralności oraz kultury społecznej, w obszarze której panuje dezaprobata dla zachowań seksualnych członków grupy oraz niezgoda na wysuwane przez nich żądania.

 

3) Chociaż formułowane oficjalnie postulaty grupy pozornie dotyczą kwestii wycinkowych, a nie całego systemu prawnego czy ustroju społeczno-politycznego, to jednak dotyczą one tak rudymentarnych instytucji społecznych, jak małżeństwo i rodzina, że taka całościowa zmiana ich kształtu oznaczać musi ogólną zmianę o charakterze tak totalnym, że byłaby w istocie najdalej idącą ze wszystkich dotychczasowych rewolucji w dziejach, bo zmieniającym niejako samą naturę ludzką; byłaby rewolucją antropologiczną.

 

4) Typowo ideologiczne jest w aktywności ruchu LGBT wykształcania własnego, specyficznego i pseudonaukowego języka („nowomowy”), odwracającego znaczenia, aby rzeczywistość zmusić niejako do poddania się dyktatowi tej ideologii.

 

5) Jak każda znana dotychczas ideologia, nastawiona wrogo do świata istniejącego i postulująca radykalnie odmienny świat egalitarnej utopii, którą pragnie urzeczywistnić, ruch LGBT preferuje działania prowokujące i obrażające przekonania moralne i poczucie smaku ogółu społeczeństwa oraz nie stroni od używania przemocy, a przynajmniej jej usprawiedliwiania, oraz domaga się cenzurowania opinii i zachowań nieprzychylnych celom ruchu, co zdradza mentalność totalitarną.

 

Jacek  Bartyzel

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij