Już dwa lata minęły od podpisania głośnej deklaracji z Abu Zabi. Mimo próśb bp. Athanasiusa Schneidera dokument sygnowany przez papieża i wielkiego imama nie został skorygowany. Problem indyferentyzmu cały czas nabrzmiewa i w perspektywie ludzkiej o nadzieję trudno. Mamy jednak perspektywę Chrystusową, a ta każe nam bez zachwiania wierzyć, że prawda Ewangelii o naszym Zbawicielu i Kościele katolickim zatriumfuje.
W dniach 3-5 lutego 2019 roku papież Franciszek przebywał w Abu Zabi, stolicy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Zasadniczym celem tej wizyty był udział następcy św. Piotra w „międzyreligijnej” konferencji. Papież spotkał się tam przede wszystkim z Ahmedem al-Tajebem, Wielkim Imamem Uniwersytetu Al-Azhar w Kairze. Nie było to ich pierwsze osobiste spotkanie; dwa lata wcześniej to muzułmanin przyjechał do Watykanu, by podjąć dialog zerwany w roku 2006, po słynnym wykładzie ratyzbońskim papieża Benedykta XVI pt. „Wiara, rozum i uniwersytet – wspomnienia i refleksje”. Papież Ratzinger przywołał w nim rozmowę cesarza Manuela II Paleologa (zm. 1425) z islamskim uczonym, Persem. Rozmowa ta pokazywała fundamentalną różnicę między katolickim a muzułmańskim pojmowaniem Boga. Katolicy wierzą, że Bóg jest racjonalny, muzułmanie natomiast przypisują Stwórcy działanie poza kategoriami rozumowymi. W ich przekonaniu Bóg nie musi być związany nawet prawami, które sam ustanowił. Wykład Benedykta XVI wywołał ostre protesty muzułmanów – zarówno uliczne, jak i na uniwersytetach. Papieża niewątpliwie to zaskoczyło, tym bardziej, że islam co najmniej od czasów Al-Gazaliego (zm. 1111) rzeczywiście, tak jak we wspomnianym dialogu mówił Pers, nie żywi szczególnego poszanowania dla rozumności.
Wesprzyj nas już teraz!
W roku 2019 Franciszek nie pojechał jednak do Abu Zabi po to, by debatować z Ahmedem al-Tajebem o naturze Boga. Wizyta w Zjednoczonych Emiratach Arabskich była nakierowana na inny skutek: podpisanie dokumentu, który stać się miał podstawą odnowionego dialogu katolicko-islamskiego. 4 lutego papież i imam podpisali zatem „Dokument o ludzkim braterstwie dla pokoju światowego i współistnienia”.
Tekst, znany jako Deklaracja z Abu Zabi, wywołał w Kościele ogromny niepokój. Krytycy oskarżyli go o szerzenie błędów, przede wszystkim indyferentyzmu. Indyferentyzm to przekonanie, zgodnie z którym nie ma różnicy, jaką człowiek wyznaje religię (łac. indifferens – dosł. nieróżniący się). Pogląd ten został wielokrotnie potępiony przez Kościół. Jako, że zarzuty wysuwane pod adresem Deklaracji są trafne, co zobaczymy dalej, przypomnę bardzo krótko trzy wybrane dokumenty nauczycielskie Kościoła poświęcone tej problematyce.
Przeciwko indyferentyzmowi
8 grudnia 1864 bł. Pius IX ogłosił Syllabus Errorum. Wśród potępionych poglądów znalazł się w wykazie także indyferentyzm. Z katolicyzmem sprzeczna jest teza, mówiąca że: Ludzie mogą znaleźć drogę do wiecznego zbawienia i osiągnąć to wieczne zbawienie przez praktykowanie jakiejkolwiek religii. Nie wymaga to komentarza; zgodnie z nauką katolicką jest przecież dokładnie odwrotnie – stanowi zasadniczą różnicę, czy człowiek wyznaje religię prawdziwą, czy też fałszywą; niekatolicy mogą osiągnąć zbawienie jedynie pomimo wyznawanych błędów, ale nie dzięki nim.
Ten sam pogląd z mocą potępił także Pius XI w encyklice Mortalium animos z 1928 roku. Papież pisał: W tym celu [pewne koła] urządzają, zjazdy, zebrania i odczyty z nieprzeciętnym udziałem słuchaczy i zapraszają na nie dla omówienia tej sprawy wszystkich, bez różnicy, pogan wszystkich odcieni, jak i chrześcijan, ba, nawet tych, którzy – niestety – odpadli od Chrystusa, lub też uporczywie przeciwstawiają się Jego Boskiej naturze i posłannictwu. Katolicy nie mogą żadnym paktowaniem pochwalić takich usiłowań, ponieważ one polegają na błędnym zapatrywaniu, że wszystkie religie są mniej lub więcej dobre i chwalebne, o ile, że one w równy sposób, chociaż w różnej formie, ujawniają i wyrażają nasz przyrodzony zmysł, który nas pociąga do Boga i do wiernego uznania Jego panowania. Wyznawcy tej idei nie tylko są w błędzie i łudzą się, lecz odstępują również od prawdziwej wiary, wypaczając jej pojęcie i wpadając krok po kroku w naturalizm i ateizm. Z tego jasno wynika, że od religii przez Boga nam objawionej, odstępuje zupełnie ten, ktokolwiek podobne idee i usiłowania popiera. Pius XI wskazuje zatem z pełną jasnością, że jest błędem twierdzić, iż różne religie są dobre i że różnice między religiami dotyczą, można rzec, nie substancji, ale przypadłości.
Wreszcie dokument trzeci to Deklaracja Dominus Iesus, jaką w roku 2000 wydała Kongregacja Nauki Wiary pod kierunkiem kard. Józefa Ratzingera. Tekst poświęcony jest problemowi „jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła”. Deklarację aprobował św. Jan Paweł II. Kongregacja w pkt. 4 pisała: Nieustanne przepowiadanie misyjne Kościoła jest dzisiaj zagrożone przez teorie relatywistyczne, które usiłują usprawiedliwić pluralizm religijny nie tylko de facto, lecz także de iure (czyli jako zasadę). […] formułowane są propozycje teologiczne, które odbierają chrześcijańskiemu objawieniu oraz tajemnicy Jezusa Chrystusa i Kościoła charakter absolutnej prawdy i zbawczej powszechności, a w każdym razie rzucają na nie cień wątpliwości i niepewności.
To bardzo jednoznaczne stwierdzenia, sprzeciwiające się uznawania, że różne religie są sobie równe i prowadzą do tego samego celu. Stolica Apostolska odrzuca tutaj przekonanie, jakoby sam pluralizm religijny był co do zasady dobry. Przestrzega też nie tylko przed tymi, którzy wprost zaprzeczają prawdzie o jedyności zbawczej Chrystusa i Kościoła, ale również i tymi, którzy rzucają na nią „cień wątpliwości i niepewności”.
Bóg i religijny pluralizm
Wyposażeni w te wypowiedzi Kościoła możemy spojrzeć w zapisy deklaracji z Abu Zabi. Tekst głosi:
Wolność jest prawem każdej osoby: każdy korzysta z wolności wiary, myśli, słowa i działania. Pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Bożej, z jaką Bóg stworzył istoty ludzkie. Ta boska Mądrość jest źródłem, z którego wywodzi się prawo do wolności wiary i wolności do bycia różnymi. Dlatego odrzuca się wszelkie próby zmuszania ludzi do przyjmowania określonej religii oraz kultury, podobnie jak narzucenie jednego modelu cywilizacji, którego inni nie akceptują;
W powyższym akapicie uwagę wzbudza przede wszystkim stwierdzenie: „Pluralizm i różnorodność religii, koloru skóry, płci, rasy i języka są wyrazem mądrej woli Bożej”. Co to znaczy, że różnorodność religii miałaby być wyrazem „mądrej woli Bożej”, tak jak na przykład różnorodność płci? Różnorodność płci jest bez cienia wątpliwości wolą Boga. Księga Rodzaju 1, 26-27 powiada: A wreszcie rzekł Bóg: «Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym, nad bydłem, nad ziemią i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi!» Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę. A zatem człowiek został stworzony na obraz Boga jako mężczyzna i kobieta. Różnorodność płci ma swoje źródło w Bogu, mówi o Nim i Go wyraża. Co się jednak stanie, gdy to samo odniesiemy do różnorodności religijnej? Przecież cała historia świata mówi o Chrystusie, a nie o Mahomecie czy Buddzie. To „przez Niego wszystko się stało”, głosi Credo. I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni, powiada Apostoł Piotr (Dz 4, 12). A jednak według Deklaracji z Abu Zabi Bóg miałby chcieć istnienia różnych religii. Miałby chcieć, by niektórzy wierzyli w Pana Jezusa Chrystusa, a inni – by w Niego nie wierzyli. Na przykład muzułmanie, którzy twierdzą, iż Chrystus nie został ukrzyżowany, a co za tym idzie – że nie zmartwychwstał. Muzułmanie zaprzeczają zatem samej istocie prawdziwej wiary. A jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara, mówi św. Paweł (1 Kor 15, 14). Czy Bóg miałby chcieć, by muzułmanie i inni ludzie odrzucali Jego Syna? A to właśnie głosi Deklaracja z Abu Zabi. Tym samym dokument w sposób oczywisty i niepozostawiający złudzeń przeczy poprzedniemu nauczaniu Kościoła. Problemem nie jest zresztą tylko to zdanie, bo także inne paragrafy Deklaracji z Abu Zabi „rzucają cień wątpliwości i niepewności” na prawdę wiary katolickiej, by użyć sformułowania z Dominus Iesus.
W wielu jej miejscach padają takie stwierdzenia takie, jak: Mocne przekonanie, że autentyczne nauki religii zachęcają nas do trwania zakorzenionymi w wartościach pokoju. Czy też: Co więcej, stanowczo oświadczamy, że religie nigdy nie mogą nakłaniać do wojny, postaw nienawistnych, wrogości i ekstremizmu, ani też nie mogą nakłaniać do przemocy ani do przelewania krwi. Te tragiczne realia są konsekwencją odstępstwa od nauk religijnych
Widzimy zatem, że papież Franciszek i Wielki Imam al-Tajeb piszą o „autentycznych naukach religiach”, zupełnie tak, jakby nie tylko wiara katolicka, ale i wiara islamska zawierała prawdę potrzebną do zbawienia. Twierdzą ponadto, że religie „nigdy nie mogą nakłaniać do wojny…” i innych postaw agresywnych, chociaż doskonale wiemy, że, owszem, nie tylko mogą, ale i to robią, na co przykładów w świecie islamu jest aż nadto. Twierdzenie to zdaje się jednak sugerować, że istnieje jakaś „prawidłowa wykładnia” niekatolickich religii, co z kolei zakłada istnienie w tych religiach pewnego rodzaju autentyzmu i prawdy.
Próba interpretacji skazana na porażkę
Jak zatem uporać się z Deklaracją z Abu Zabi? Zaskakującą propozycję przedstawił kard. Gerhard Müller, były prefekt Kongregacji Nauki Wiary. Purpurat ten, zwykle stojący twardo po stronie jasności doktrynalnej, dokument papieża i imama uznał za „rewelacyjny”. Jak to możliwe? Hierarcha postanowił… nie traktować go poważnie. W artykule dla katolickiego Międzynarodowego Przeglądu Teologicznego „Communio” przekonywał, iż „w zasadniczych kwestiach ani papież, ani wielki imam nie zrezygnowali z własnego wyznania wiary”; nie ma też jego zdaniem mowy o relatywizowaniu Bożego roszczenia do prawdy ani odrębności religii. Kardynał utrzymywał, że wszystko jest w porządku, bo w Deklaracji „nie wymieniono Trójcy Bożej i wcielenia Boga w Jezusie”. Jak tłumaczy zatem opisane wyżej problemy z dokumentem? Według kardynała „przeszedł on przez wiele rąk” i należy go po prostu interpretować jako wyraz „dobrych intencji autorów”, a nie w duchu „precyzji naukowej wypowiedzi”.
W istocie zatem były Strażnik Wiary przyznaje, że tekst czytany dosłownie jest nie do obrony, stąd proponuje „twórczą” interpretację – i skupienie się nie na tym, co w tekście jest, ale na tym, czego w nim nie ma! Nie trzeba tłumaczyć, że jest to stanowisko nie do utrzymania. Problem polega także na tym, że dokument z Abu Zabi to nie jest jakiś marginalny tekst, który został podpisany tylko po to, by następnego dnia o nim zapomnieć; nawet gdyby zresztą tak było i tak domagałby się pilnego wyjaśnienia. Jest jednak znacznie gorzej. Autorzy deklaracji już w niej samej poprosili o to, by rozpowszechniać ją w całym świecie. Czytamy bowiem w tekście:
Al-Azhar i Kościół katolicki proszą, aby niniejszy Dokument stał się przedmiotem badań i refleksji we wszystkich szkołach, uniwersytetach i instytutach formacyjnych, pomagając w ten sposób wychowywać nowe pokolenia, które przyniosłyby dobro i pokój innym, a na całym świecie były obrońcami uciskanych i naszych najmniejszych braci i sióstr.
A więc dokument twierdzący, że Bóg chce, by nie wszyscy wyznawali wiarę katolicką, ma stać się przedmiotem refleksji i badań na całym świecie, ba!, ma być czytany na uniwersytetach, co zresztą stoi w oczywistej sprzeczności z próbą kard. Müllera obrony go jako tekstu pozbawionego „naukowej precyzji”. Jego autorzy właśnie tego chcą, by był odczytywany naukowo i precyzyjnie: w szkołach, na uczelniach, w instytutach formacyjnych…
Nie dość na tym; dokument z Abu Zabi stał się ideową i duchową podstawą wielu szeroko zakrojonych działań podejmowanych przez Stolicę Apostolską. Stał się swoistym programem Wyższego Komitetu na Rzecz Ludzkiego Braterstwa, w którego skład wchodzą przedstawiciele Kościoła, świata islamskiego oraz ateiści. Komitet angażuje się między innymi w budowę w Abu Zabi „Domu Abrahama”, czyli kościoła, synagogi i meczetu posadowionych na jednym fundamencie, a zewnętrznie niemal nieodróżnialnych. Do Abu Zabi Franciszek bardzo chętnie odwoływał się też w swojej encyklice Fratelli tutti, która śmiało może uchodzić za społeczną sumę jego pontyfikatu. Tymczasem encyklika ta Wiarę Chrystusową prezentuje jedynie jako jedną z „opcji”: Franciszek pisze, że dokument napisał „wychodząc od swoich przekonań chrześcijańskich”. Wiara w Zbawiciela zostaje tutaj retorycznie zredukowana do „przekonań”, choć w istocie jest przecież jedyną prawdziwą ścieżką zbawienia. Pisze też: „Inni czerpią z odmiennych źródeł. Dla nas tym źródłem ludzkiej godności i braterstwa jest Ewangelia”, co, podobnie jak poprzednia fraza, nawet jeżeli nie jest wyrazem indyferentyzmu ani relatywizmu, to co najmniej „rzuca cień” na jedyność zbawczą Kościoła.
Pokora
Co zatem robić w obliczu deklaracji z Abu Zabi, z którą Kościół boryka się od dwóch lat? Nie możemy przecież przyłączyć się do chóru wysławiających ten dokument jako właściwy wyraz współczesnego dialogu międzyreligijnego; to dla nas niemożliwe. Nie powinniśmy też próbować interpretować tekstu papieża i imama w świetle Tradycji, bo wymagałoby to intelektualnej nieuczciwości. Nie można też, tak jak kard. Müller, przejść nad błędami do porządku dziennego, uznając, że nie mają znaczenia. Trzeba pójść w ślady bp. Athanasiusa Schneidera. Kazachski hierarcha dwukrotnie prosił papieża Franciszka o sprostowanie Deklaracji. Bez skutku; doczekał się jedynie bardzo ogólnikowych wyjaśnień na audiencji prywatnej. Dokument dalej jest promowany w swojej pierwotnej wersji. Bp Schneider zachęca nas do tego, byśmy skonfrontowani z tak niezwykłym kryzysem w Kościele nie ustawali w nadziei. Wszelkie wątpliwości zostaną rozstrzygnięte, chaos zostanie zażegnany i powróci właściwy porządek. Nie popadajmy w zwątpienie. Matka Boża jest z nami, także w obliczu obecnych zawirowań. Nie wiemy kiedy, wiemy jednak na pewno: Chrystus zwycięży.
Paweł Chmielewski