Jeśli wierzyć oficjalnym danym, Chiny wyjątkowo szybko poradziły sobie z pandemią i wróciły na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego. Co więcej, stają się wzorem do naśladowania dla krajów zachodnich. Czy już wkrótce obudzimy się w systemie zbudowanym na obraz i podobieństwo Czerwonego Smoka?
Chiny to liczący 1,4 miliarda ludzi kraj złożony z 22 prowincji, 5 regionów autonomicznych, 4 regionów municypalnych oraz dwóch specjalnych regionów administracyjnych: Makao i Hongkong. To także druga co do wielkości gospodarka świata. Jeśli jednak uwzględnimy parytet siły nabywczej, Chiny znajdą się na pierwszym miejscu. W czwartym kwartale 2020 roku PKB Państwa Środka wzrosło o 6.5 procenta. To najszybszy kwartalny przyrost od 2018 roku. Choć w poprzednich kwartałach wzrost okazał się niższy, to w całym 2020 roku gospodarka Państwa Środka wzrosła o 2,3 procent. Choć wydaje się to niewiele, to jak zauważa Business Insider „Chiny przeszły przez rok z koronawirusem w zdecydowanie najlepszej kondycji spośród wszystkich największych gospodarek świata”. Co więcej, roczne PKB Chin po raz pierwszy przekroczyło 100 bilionów juanów, a więc 15,4 biliony dolarów. Biorąc pod uwagę dane z 4 kwartału, wizja powrotu na ścieżkę szybkiego wzrostu jest realna.
Wesprzyj nas już teraz!
Oczywiście wciąż nie wszystko wygląda idealnie. Na przykład ponad 20 milionów ludzi w pobliżu Pekinu objętych jest lockdownem, a rozszerzanie go na duże miasta może doprowadzić do osłabienia gospodarczego. Jednak ogólne dane pokazują, że problem koronawirusa w Chinach już prawie nie istnieje. Według danych Worldometers z 28 stycznia 2021 roku w Chinach żyje 1820 osób z potwierdzoną infekcją Sars CoV 2. Na 1,4 miliarda osób. Dla porównania w niespełna 40-milionowej Polsce potwierdzonych przypadków jest pod koniec stycznia około 6-7 tysięcy dziennie. W innych krajach Europy czy USA problem jest jeszcze poważniejszy. W efekcie Chińczycy bez problemu podróżują po kraju, podczas gdy Zachód wciąż zmaga się z koniecznością wprowadzania coraz to nowych obostrzeń.
Oczywiście skuteczność ta wydaje się wyolbrzymiona przez oficjalne dane, które w tym totalitarnym de facto państwie niekoniecznie wzbudzają zaufanie. Niemniej totalitarne metody ograniczania kontaktów międzyludzkich mogą istotnie okazywać się bardziej efektywne niż – wciąż łagodniejsze – metody stosowane na Zachodzie. W Chinach lockdown oznacza bowiem choćby brak komunikacji publicznej. Ta skuteczność osiągnięta za cenę radykalnego ograniczenia swobód obywatelskich jawi się jako coraz popularniejsza na Zachodzie. Wiele wskazuje na to, że sama koncepcja lockdownu, choć w złagodzonej formie, stanowi import z Chin. Co więcej, przyszłe lockdowny mogą okazać się bardziej rygorystyczne, bardziej „chińskie”. Świadczą o tym słowa Angeli Merkel sugerującej ewentualne wprowadzenie megalockdownu, obejmującego między innymi brak działania komunikacji publicznej. Właśnie tak jak w Chinach.
Jeśli zaczyna się właśnie nowa normalność, to Chiny wyrastają do rangi jej lidera. Symbolicznym przejawem tego było to, że prezydent Chin i przywódca tamtejszej Partii Komunistycznej w jednym – Xi Jinping – wygłosił jako pierwszy przemówienie podczas trwającego wirtualnego Światowego Forum Ekonomicznego. Równie symboliczna jest decyzja Joe Bidena, który zakazał łączenia wirusa z Chinami. Zakazał bowiem używać określeń typu „chiński wirus” „wirus z Wuhan” et cetera. Jego zdaniem tego typu określenia mogły wywołać ataki na tle rasistowskim. „Rząd federalny musi uznać, że odegrał rolę w podtrzymywaniu tych ksenofobicznych nastrojów poprzez działania przywódców politycznych, w tym odniesienia do pandemii COVID-19, wskazując na położenie geograficzne jej pochodzenia” – czytamy w dekrecie.
W ten sposób amerykański prezydent stał się narzędziem sprzyjającym chińskim władzom. Na własnym terenie wsparł bowiem działania chińskich totalitarystów, którzy również nie pozwalają na podawanie sprzecznych z oficjalną linią danych o epidemii. Na przykład dziennikarka Zhang Zhan, opisująca początki pandemii, została skazana na 4 lata więzienia z powodu ujawniania negatywnych danych. W lutym ub. roku zaginęło także trzech innych dziennikarzy, którzy relacjonowali przebieg epidemii. Są to: Chen Qiushi, Fang Bin i Li Zehua. Ukarano także ośmiu „sygnalistów” za krytykę reakcji rządu. Kolejną (pośrednią) korzyścią Chin z pandemii jest prawdopodobne przyczynienie się jej do porażki wyborczej Donalda Trumpa, głównego i najpoważniejszego przeciwnika Państwa Środka. Polityk stanowiący może już ostatnią szansę na utrzymanie dominacji cywilizacji zachodniej został zastąpiony przez człowieka spolegliwego wobec uroszczeń globalistów.
Chiny a przyczyny pandemii
Koronawirus doprowadził więc do nadrobienia dystansu Chin wobec Zachodu, przejęcia przez Chiny roli wzorca do naśladowania przez sporą część zachodnich liderów, a pośrednio też do porażki wyborczej ich głównego wroga. Zgodnie z prastarą zasadą cui bono nie od rzeczy jest zatem pytać, czy aby wybuch pandemii był czystym przypadkiem? Czy ten, kto skorzystał najbardziej, nie maczał w niej palców?
Na początku trzeba powiedzieć, że rozstrzygających dowodów nie będzie zapewne nigdy, możemy jednak szukać bardziej prawdopodobnej hipotezy. Pandemia wybuchła w Wuhan, W miejscu, w którym istniało laboratorium badające wirusy. Pod koniec stycznia amerykański Departament Stanu stwierdził, że jesienią 2019 roku, a więc jeszcze przed ogłoszeniem pandemii nowego koronawirusa, pracownicy tamtejszego laboratorium cierpieli z powodu objawów chorobowych znanych dziś jako objawy infekcji nowym koronawirusem. Co więcej, Departament Stanu stwierdził, że badacze w Wuhan eksperymentowali z wirusem podobnym do Sars CoV-2. Jednocześnie zastrzegł, że nie dowodzi to jeszcze, jakoby powstał w laboratorium.
Społeczność naukowa nie podziela teorii o wycieku wirusa z laboratorium. Wbrew pozorom jednak również jej nie wyklucza. Tarik Jasarevic, rzecznik WHO w rozmowie ze „Sky News” stwierdził, że większość badaczy uznaje tezę o naturalnych początkach wirusa. Jednak w odpowiedzi na pytanie, czy zespół WHO (wpuszczony w końcu do Chin w celu zbadania początków epidemii) będzie badał również ewentualność powstania go w laboratorium, odparł, że podąży dokądkolwiek poprowadzi nauka. WHO, które trudno przecież posądzać o sprzyjanie narracji Donalda Trumpa, próbowało od miesięcy zbadać jak doszło do rozprzestrzenienia Sars Cov-2 i długo spotykało się z odmowami. To również nie sprzyja zaufaniu do chińskich władz w tej materii.
Nawet jednak jeśli okaże się, że nowy wirus z Wuhan wyciekł z laboratorium, to otwartą pozostanie kwestia tego, czy stało się tak przez przypadek czy wskutek celowych działań. W jednym i drugim przypadku Chiny powinny ponieść konsekwencje.
Totalitarny system?
Wzrost znaczenia Państwa Środka, jak również podziw ze strony Zachodu, to poważny powód do obaw – także jeśli zwrócimy uwagę na kształt obecnego chińskiego systemu. Chiny wdrażają obecnie system, a właściwie systemy, wiarygodności społecznej. Polegają one na ocenianiu obywateli pod kątem pożądanych społecznie form zachowania – płacenie swych zobowiązań, przestrzeganie przepisów et cetera. Tego typu systemy działają na poziomie lokalnym i centralnym, a także (tu podobnie jak na zachodzie) na poziomie przedsiębiorstw. Oprócz tego istnieją czarne listy, na które trafiają łamiący prawo oraz nieformalne listy czerwone, gdzie trafiają modelowi obywatele. System ten cieszy się sporym poparciem społecznym, gdyż mieszkańcom Państwa Środka obcy jest indywidualizm, a zaufanie do władz centralnych pozostaje wysokie.
Zdaniem rozmówczyni Instytutu Praw Obywatelskich i specjalistki ds. Chin Alicji Bachulskiej, Chiny znajdują się na dobrej drodze do stworzenia orwellowskiego systemu, w którym na przykład jednorazowe przejście na ulicę na czerwonym świetle poskutkuje spadkiem punktacji i dalekosiężnymi konsekwencjami. Choć obecnie jeszcze trochę do tego brakuje w przypadku większości społeczeństwa, to wobec na przykład Ujgurów stosowane są jeszcze gorsze inwigilacyjne praktyki. 1-3 milionów przedstawicieli tej muzułmańskiej mniejszości znajduje się w ośrodkach reedukacyjnych, gdzie są poddawani inwigilacji. Jak zauważa Bachulska, władze chińskie eksperymentują tam z rozpoznawaniem twarzy pod kątem profilowania grup etnicznych, a także skanowaniem tęczówek oczu i zbieraniem DNA. Wszystko w celu stworzenia bazy danych o mieszkańcach regionu.
Oczywiście masowe gromadzenie danych o obywatelach istnieje również na Zachodzie. Różnica polega na tym, że tu prowadzą je głównie prywatnej firmy, a skala naruszeń praw obywatelskich jest mimo wszystko mniejsza. Większy jest także wentyl bezpieczeństwa w postaci mediów pozwalających na ujawnienie nadużyć – przekonuje ekspert. Ostatnio jednak ten wentyl ulega ograniczeniu za sprawą wykorzystywania przez internetowych gigantów swej monopolistycznej pozycji. Osoby niewygodne, takie jak Donald Trump, wykluczane są z mediów społecznościowych, a firmy (np. banki) odmawiają im usług. O ile były prezydent jakoś sobie poradzi, to co czeka w przyszłości zwykłych ludzi? Widzimy więc tu sinizację postaw Zachodu.
Ponadto w dalszym ciągu w Chinach istnieją poważne ograniczenia praktyk religijnych (zwłaszcza w przypadku nieuznawanych przez państwo związków wyznaniowych). Do niedawna było to na Zachodzie nie do pomyślenia, a obecnie w dobie pandemii praktykuje się powszechnie. Niekiedy dochodzi nie tylko do ograniczeń sanitarnych, lecz wręcz do całkowitego zakazania kultu religijnego, co okazuje się trudne do przyjęcia nawet przez osoby poważnie traktujące zagrożenie epidemiczne. Zakrojone na szeroką skalę programy interwencyjne zagrażają także własności prywatnej, a wiele przedsiębiorstw i całych branż pada wskutek lockdownów. Pozostają giganci, co również stanowi przejaw sinizacji. Pamiętajmy, że w Chinach kluczową rolę odgrywa nie tyle własność prywatna, co system wieczystej dzierżawy.
Świadomość zachodnich elit zatoczyła więc koło. Na fali optymizmu po upadku komunizmu i rozwoju gospodarczego Chin, w latach 90. XX wieku wierzono w demokratyzację Państwa Środka na wzór zachodni. Następnie jednak uznano, że Chiny idą własną drogą do rozwoju – w którym elementy kapitalizmu łączą się z represyjnym państwem. Dziś dokonuje się konwergencja, jednak to przede wszystkim Zachód staje się coraz bardziej podobny do Państwa Środka. Powstaje zapatrzony w Chiny system oparty na ograniczaniu swobód obywatelskich i gospodarczych wykorzystujący nowe technologie do inwigilacji. Czas pokaże, na ile w ten trend wpisze się nowy ład zapowiedziany pod koniec stycznia przez Jarosława Kaczyńskiego.
Marcin Jendrzejczak