12 lutego 2021

Od grubej kreski do fałszywego miłosierdzia, czyli „Magdalenka” wiecznie żywa

(Zdjęcie ilustracyjne fot. Tadeusz Zagozdzinski/FORUM)

W Polsce nie przeprowadzono lustracji. Nie przeprowadzono dekomunizacji. Nie skazano zbrodniarzy. Uprawnienia kombatanckie odebrano tylko częściowo: SB-kom, ale już nie zrobiono tego wobec funkcjonariuszy kontrwywiadu wojskowego, oraz krzywoprzysiężnych sędziów czy prokuratorów. Nie odebrano odznaczeń. Liczyliśmy, że to wszystko zmieni się po roku 2015, kiedy do władzy doszedł tzw. obóz patriotyczny. Tak się jednak nie stało. Wciąż niestety ten długi cień Moskwy dotyka decydentów i paraliżuje – mówi w rozmowie z PCh24.pl Tadeusz Płużański, prezes fundacji Łączka.

 

Dlaczego po 32 latach istnienia III RP, mimo kilku podejmowanych prób nie udało się przeprowadzić lustracji? Dlaczego ostatecznie zawsze działo się tak, że przedstawiciele tych sił politycznych, które oficjalnie chciały odtajnienia archiwów i rewizji życiorysów na końcu głosowały tak, aby nie było lustracji?

Wesprzyj nas już teraz!

Siły polityczne, które Pan wywołał, te które chciały lustracji, a szerzej rzecz ujmując – zrobienia porządku z komunizmem, jak choćby odsunięcia z życia publicznego skompromitowanych ludzi różnych zawodów jak sędziowie, prokuratorzy, nauczyciele akademiccy, dziennikarze etc. najpierw były w mniejszości. Był to efekt konstrukcji III RP, jaki został przyjęty podczas rozmów w Magdalence. To właśnie dogadanie się z komunistami spowodowało, że do dzisiaj w polskiej polityce dominuje nurt kontynuacji PRL-u.

 

Jeśli chodzi o stronę komunistyczną, jest to oczywiste – oni nigdy nie chcieli żadnych rozliczeń, żadnej dekomunizacji, żadnej lustracji. Właśnie dlatego komuniści pod koniec lat 80., kiedy stworzony przez nich system walił się, zdecydowali, że trzeba pod płaszczykiem zmiany zrobić, co się da, aby wszystko zostało po staremu. To oni zdecydowali, z kim będą rozmawiać, a potem budować nową Polskę. To oni wybrali sobie partnerów, a robili to wśród ludzi bardziej spolegliwych, nastawionych na „historyczne pojednanie” niż na jakiekolwiek rozliczenie ze złem komunizmu. Stąd też wśród osób po stronie szeroko pojmowanej „Solidarności”, które do rozmów zostały w dużej mierze wybrane przez towarzysza Czesława Kiszczaka, dominowali ludzie wierzący w jakiś kompromis ze złem czy też wyznający teorię „mniejszego zła”. To oni ramię w ramię z komunistami ufundowali nam III RP. III RP, która prawie w ogóle nie nawiązywała do II RP – państwa wolnego, niepodległego – tylko w przeważającej mierze była kontynuacją Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

 

Spowodowało to, że do „nowej” Polski przeszły niemal nienaruszone wszystkie struktury, wszystkie układy, czy też klimat polityczny grubej kreski, który zakładał bezkarność dla komunistów i abolicję dla zbrodniarzy.

 

Brak lustracji to tylko jeden z elementów tej konstrukcji przyjętej zgodnie przy okrągłym stole. Powtórzę jednak: większość osób, które decydowały podczas rozmów w Magdalence, a potem budowały III RP wybrał towarzysz Kiszczak. On ich namaścił, on część z nich rozgrywał, część szantażował, a część po prostu kupił.

 

Dlaczego lustracja została nazwana przez część środowisk postsolidarnościowych „polowaniem na czarownice”?

Ponieważ ludzie, którzy dogadali się z komunistami, od samego początku chcieli, mówiąc kolokwialnie, utrącić łeb jakimkolwiek działaniom w tej sprawie. Chodziło o propagandowe zohydzenie lustracji.

 

Za hasłem „polowania na czarownice” stały w dużej mierze osoby albo zaprzyjaźnione z komunistami, które nie miały nic przeciwko wznoszeniu haniebnych toastów i piciu wódki z Kiszczakiem, Urbanem i resztą czerwonej zarazy, albo tacy, którzy mieli coś za uszami – byli tajnymi współpracownikami, konfidentami, agentami etc., czyli chcieli ukryć swoją niegodziwą przeszłość.

 

Co z tego, że od czasu do czasu podejmowano próby przeprowadzenia lustracji, skoro albo robili to politycy będący w mniejszości, albo tacy, którzy od początku do końca byli na pasku komunistów? To się nie mogło udać i wątpię, żeby kiedykolwiek podjęto jeszcze skuteczne próby w tej sprawie.

 

Zwyciężyły gruba kreska i fałszywe miłosierdzie. Właśnie dlatego III RP to w dużej mierze tak naprawdę PRL-bis. Zwrócę uwagę, że przez 32 lata tzw. wolnej Polski powstały tylko dwie państwowe instytucje – Instytut Pamięci Narodowej i Centralne Biuro Antykorupcyjne. Reszta to spuścizna, wątpliwy spadek po PRL, który od czasu do czasu jest dla niepoznaki przemianowywany, ale ciągle pracują tam komuniści, postkomuniści i ci, którzy się z nimi dogadali.

 

Dwie poważne instytucje przez 32 lata! A nawet w nich zagnieździli się „czerwoni”. Wystarczy spojrzeć na pion śledczy IPN, który jest szczególnie przesiąknięty wpływami antylustracyjnymi i antyrozliczeniowymi.

 

I nie zmieni tego wielki dorobek naukowy i dziesiątki czy setki książek publikowanych przez IPN…

Dokładnie. Nie można oczywiście zapominać o ogromnej pracy wykonanej przez prof. Krzysztofa Szwagrzyka i jego zespół, ani o innych ważnych inicjatywach edukacyjnych Instytutu Pamięci Narodowej. Niestety jednak dekomunizacja i ściganie zbrodniarzy komunistycznych to w wykonaniu prokuratury Instytutu mizeria i niestety wymowne podsumowanie całej konstrukcji III RP. Bo Polska tak naprawdę nie odzyskała niepodległości, nie obaliliśmy komunizmu, a III RP to przepoczwarzona PRL.

 

Najdobitniej pokazała to tzw. ustawa degradacyjna zawetowana przez pana prezydenta Andrzeja Dudę. Ówczesny marszałek Senatu Stanisław Karczewski powiedział wówczas, że skoro taka jest decyzja głowy państwa, to temat zostaje zamknięty i nie będziemy do niego wracać…

Miliony Polaków, w tym i ja, poczuły się po prostu oszukanymi i zdradzonymi. Nikt sobie nie wyobrażał, że sprawa oczywista, jaką była ustawa degradacyjna, która być może potrzebowała niewielkich poprawek, zostanie całkowicie odrzucona.

 

Niektórzy z nas początkowo mieli nadzieję, że pan prezydent Andrzej Duda przygotuje własny projekt ustawy w tej sprawie, jednak ostatecznie zostały one rozwiane pod koniec roku 2020, kiedy to na jednym ze spotkań pierwsza osoba w państwie powiedziała wprost, że nie ma mowy o powrocie do jakiejkolwiek ustawy degradacyjnej. To bardzo przykre, ale znów jakże charakterystyczne dla całej III RP. Mimo, że istnieje ona od 32 lat; mimo, że u władzy jest obóz nazywany patriotycznym, antykomunistycznym etc., to wciąż dominuje kierunek obrany podczas ustaleń w Magdalence.

 

Przypomnę również, że pan prezydent nie odebrał orderu Virtutti Militari – najważniejszego polskiego odznaczenia bojowego – mordercom jednego z żołnierzy wyklętych: Mariana Bernaciaka „Orlika”. Ta sprawa leży gdzieś w szufladach urzędników prezydenckich. Apele są powtarzane co kilka miesięcy i kompletnie nic z tego nie wynika. Takich przykładów jest niestety dużo więcej i to nie tylko po stronie głowy państwa.

 

Nadal nie wyjaśniono setek komunistycznych zbrodni, że wspomnę tylko mordy na kapłanach: błogosławionym Księdzu Jerzym Popiełuszce, ks. Stefanie Niedzielaku, ks. Sylwestrze Zychu, ks. Stanisławie Suchowolcu, ks. Franciszku Blachnickim i wielu innych. Zostały one wprawdzie zbadane, ale na tym się skończyło – winni nigdy nie zostali osądzeni i mogą śmiać się nad grobami swoich ofiar…

 

No właśnie. W książce „Moje spotkania z bestiami” wskazuje Pan, że bodaj jeden komunistyczny zbrodniarz trafił do więzienia w III RP…

Jeśli chodzi o tzw. aparat sprawiedliwości PRL, to tylko jeden został skazany, ale nieprawomocnie. Jeśli zaś chodzi o UB i SB, to do więzienia za popełnione zbrodnie trafiło kilkanaście osób. Pozostali – jeśli w ogóle pociągnięto ich do odpowiedzialności – szybko dostali kwit od zaprzyjaźnionych, resortowych lekarzy o złym stanie zdrowia, dzięki czemu nawet nie powąchali swoich cel.

 

Towarzystwo wyższego szczebla pozostało bezkarne. Towarzysz Kiszczak wprawdzie został skazany, ale nie spędził w więzieniu ani minuty. Czy to jest normalne? To tylko pokazuje, że III RP nie była i nie jest niepodległym państwem. I nie będzie nim, dopóki zło nie zostanie nazwane złem, a zbrodniarze ukarani. Wciąż żyją ludzie, którzy decydowali o represjach na Polakach w PRL-u, już rzadko z czasów stalinowskich, ale np. z lat 80., stanu wojennego. To naprawdę ostatni moment, żeby zrobić choć częściowe porządki w tej sprawie.

 

Nie sądzę, żeby tak jednak się stało, co widzieliśmy chociażby w roku 2014, kiedy to pochowano z państwowymi honorami jednego z sądowych oprawców Danuty Siedzikówny „Inki” prokuratora Wacława Krzyżanowskiego.

Zanim pochowano go z honorami, podejmowano próby pociągnięcia go do odpowiedzialności za udział w „mordach sądowych”. Zawsze kończyło się to jednak tak samo, czyli niczym.

 

Krzyżanowski nie jest tutaj odosobnionym przykładem. Takich postaci było dużo więcej. Wystarczy spojrzeć na Powązki Wojskowe w Warszawie, gdzie wciąż spoczywają komunistyczni zbrodniarze, którzy na swoich nagrobkach mają napisane: pułkownik (UB czy MO), prawnik (tak naprawdę sędzia bądź prokurator wojskowy – morderca sądowy), dyplomata (ze „spółdzielni ucho”), etc. I co? I znowu nic, bo jak przychodzi co do czego, okazuje się, że nie można przenieść ich na inne miejsce, bo znajduje się przeciwko temu multum kruczków prawnych. Moim zdaniem Powązki Wojskowe powinny stać się własnością państwa, a nie miasta stołecznego i państwo powinno tam zrobić porządek. To bowiem kuriozum, gdy wchodząc na tę jakże ważną dla Polaków nekropolię, mija się mauzoleum jednego z największych morderców w dziejach – towarzysza Bolesława Bieruta.

 

W Polsce nie przeprowadzono lustracji. Nie przeprowadzono dekomunizacji. Nie skazano zbrodniarzy. Uprawnienia kombatanckie odebrano tylko częściowo: SB-kom, ale już nie zrobiono tego wobec funkcjonariuszy kontrwywiadu wojskowego, oraz krzywoprzysiężnych sędziów czy prokuratorów. Nie odebrano odznaczeń. Liczyliśmy, że to wszystko zmieni się po roku 2015, kiedy do władzy doszedł tzw. obóz patriotyczny. Tak się jednak nie stało. Wciąż niestety ten długi cień Moskwy dotyka decydentów i paraliżuje.

 

I tutaj można wywołać towarzysza Józefa Oleksego. W 1996 roku zrezygnował on z urzędu premiera III RP po tym jak został oskarżony o współpracę z PRL-owską bezpieką i KGB. Problem w tym, że kilka lat później wrócił do wielkiej polityki i nawet pełnił funkcję Marszałka Sejmu. Po latach z kolei przedstawiano go i to w tzw. prawicowych mediach, jako „komunistę z ludzką twarzą”, z którym można dyskutować, dogadać się etc. Czy na pewno taki ktoś jak Józef Oleksy był kimś, kto zasługiwał na polityczny szacunek i komu można było ściskać dłoń?

Przypomnę tylko, że oficerom KGB dłoń ściskał również Aleksander Kwaśniewski, dwukrotnie wybierany na prezydenta III RP. To samo odpowiedzialny za tzw. pożyczkę moskiewską Leszek Miller, były premier, a obecnie europoseł. Zarówno oni jak i Oleksy są uznawani za równoprawnych uczestników życia publicznego, za tych, którzy są potrzebni Polsce. To przerażające, że wielu nie widzi nic złego w ich przeszłości.

 

To po prostu patologia, która narodziła się przy okrągłym stole. Zamiast uznać tę całą formację komunistyczną za zdrajców i bandytów, i odsunąć ich od władzy z zakazem pełnienia funkcji publicznych, pozwolono im działać w różnych sektorach i odgrywać ważne role w państwie. Wszystko: kompromitująca przeszłość, odpowiedzialność: również za zbrodnie, zaczęło się rozmywać, Polacy stracili rozeznanie i uznali, że skoro „elity” solidarnościowe nie widzą w tym problemu, że przepraszają za „Solidarność”, najwyraźniej jest to w porządku, a przynajmniej akceptowalne, czyli tak powinno być.

 

To jedna z największych klęsk, jaka nas dotknęła. Komuniści, którzy powinni zostać zmarginalizowani i uznani za ludzi szkodzących państwu polskiemu, robili i robią w III RP kariery i interesy. Lata mijają, a oni wciąż świetnie się mają. Nie oddzielono ziarna od plew i efekty widzimy na każdym kroku.

 

Jeśli zaś chodzi o towarzysza Józefa Oleksego. Nadal jest on przedstawiany jako sympatyczny, kulturalny komunista. Tak mówią o nim praktycznie wszystkie strony sporu politycznego. Taki miły, taki inteligentny, fajnie się z nim rozmawiało, jeszcze fajniej piło wódkę. Po prostu swój chłop. To bezczelna próba relatywizacji i zaklinania rzeczywistości.

 

Co ciekawe, tow. Oleksego pochowano na Powązkach Wojskowych, co było swoistym oszustwem.

 

Dlaczego oszustwem?

Kiedy na Powązkach Wojskowych spoczął Jaruzelski, próbowano zamydlić nam oczy mówiąc, że towarzysz generał nie spocznie w żadnej alei zasłużonych, tylko obok swoich żołnierzy z LWP. Wszystko by się zgadzało, gdyby obok Jaruzelskiego nie spoczął… towarzysz Józef Oleksy.

Czy Oleksy był żołnierzem Jaruzelskiego w LWP? Nie był. Jego związki z wojskiem polegały na współpracy ze służbami specjalnymi. Na tym właśnie polegało to oszustwo – wbrew oficjalnej wersji, obok grobu Jaruzelskiego zaczęto tworzyć kolejną aleję komunistycznych zasłużonych.

 

Czy po 32 latach lustracja w Polsce nadal ma sens?

Oczywiście!

 

A czy jest możliwa? Moim zdaniem spektakl związany z teczką Lecha „Bolka” Wałęsy pokazuje, że niekoniecznie.

Opór jest ogromny. Sprawa „Bolka” pokazała, że siły polityczne i naukowe dalej są przeciwko lustracji i ujawnianiu prawdy. To jednak konieczność.

 

Moim zdaniem udało się uzmysłowić dużej części Polaków, że Lech Wałęsa oprócz pozytywnej działalności ma też dużo brudu za paznokciami i jest postacią, najdelikatniej ujmując kontrowersyjną i niejednoznaczną.

 

Myślę, że mimo próby obrony stosowanej przez samego Wałęsę i jego akolitów prawda jednak wyszła na jaw i się broni. I właśnie dlatego trzeba ujawnianie prawdy kontynuować, bo tylko ona jest ciekawa.

 

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(9)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie