16 marca 2021

Zachód upada, bo przestał wierzyć [OPNIA]

(Fot. Pixabay)

Praźródłem kryzysu Zachodu jest kryzys religii. To z niego biorą się kolejne schorzenia naszej cywilizacji, takie jak kryzys demograficzny, ekonomiczny, obyczajowy czy edukacyjny. Wniosek jest jasny – bez powrotu do Boga nie ma mowy o odrodzeniu cywilizacji zachodniej.

 

W 1500 roku Zachód posiadał 5 proc. światowego terytorium, 15 proc. światowej populacji i 20 proc. globalnego PKB. Z kolei w 1913 roku Zachód (wraz ze swymi posiadłościami kolonialnymi) dysponował 58 proc. terytorium, 57 proc. ludności i 74 proc. PKB – podaje Niall Ferguson w prezentacji TED. Dziś zachodnie imperia już niemal nie istnieją. Nawet to ostatnie, nieformalne, Stany Zjednoczone chyli się ku upadkowi dobijane przez dług, socjalizm, niepokoje społeczne i samobójczą politykę politycznej poprawności Joe Bidena. Choć pod wieloma względami (dla przykładu projekcji siły czy całkowitego PKB) Ameryka wciąż pozostaje wielka, to pod innymi (całkowity PKB przy uwzględnieniu siły nabywczej, wyniki edukacyjne, liczba patentów, wielkość klasy średniej, liczba miliarderów) ustąpiła już miejsca Chinom. W kryzysie pogrążona pozostaje także Unia Europejska, podczas gdy Indie od lat 90-tych XX wieku przeżywają dynamiczny rozkwit.

Wesprzyj nas już teraz!

 

Kryzys religijny

Jak zauważa Pew Research Center, w 1910 roku w Europie żyło 2/3 wszystkich katolików mieszkających na świecie. W Ameryce Północnej – 5 proc. Z kolei w 2010 roku udział Europejczyków wśród katolików spadł do 24 proc. (w Ameryce Północnej nieznacznie wzrósł do 8 proc.). Spadki obserwujemy też w konkretnych krajach. Na przykład w Irlandii spis przeprowadzony w roku 2016 przez Central Statistics Office pokazuje, że w okresie 1881 do 2016 szczyt populacji katolików przypadł na rok… 1961. Od tej pory liczba katolików na Zielonej Wyspie spadała. W 2016 roku jedynie 78,3 procent Irlandczyków uznawało się za katolików, a w okresie 1991 do 2016 roku populacja katolików w Irlandii rosła w najwolniejszym tempie w porównaniu do innych religii.

 

Z kolei według badań Gallupa, dotyczących katolików w Stanach Zjednoczonych, w 1955 roku odsetek amerykańskich katolików chodzących przynajmniej raz na tydzień do kościoła wynosił 75 procent. W przeciągu 10 lat spadł do 67 procent. Dwadzieścia lat później (lata 1975-1976) było to 50 procent; a w latach 1983-86 – 46 procent. Ostatnie badanie obejmujące lata 2014-17 dały wynik 39 procent. Tego typu tendencje obserwujemy także w innych krajach cywilizacji zachodniej – niestety nie wyłączając Polski. Wspomniany upadek religijności wiąże się z kryzysem w innych sferach.

 

Kryzys demograficzny

Jak podaje World Economic Forum, od 1967 roku do 2017 roku współczynnik płodności w Unii Europejskiej spadł z 2,6 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym w 1967 roku do 1,6 w roku 2017. To znacznie poniżej poziomu zastępowalności pokoleń, niezbędnego do zachowania ludności na dotychczasowym poziomie. W niektórych krajach ten wskaźnik okazuje się jeszcze niższy – na przykład w Grecji wynosi 1,38 dziecka na kobietę. Określenie „Stary Kontynent” pasuje do Europy bardziej niż kiedykolwiek – mediana wieku wynosi tu 42 lata. Na drugim miejscu pod względem wieku znajduje się Ameryka Północna (35 lat). Dla porównania w Afryce mediana wieku wynosi lat 18. Czy trudno w tym kontekście przewidzieć przyszłość?

 

Oczywiście wpływ na ten stan rzeczy ma wiele czynników – choćby wzrost zamożności czy postępy medycyny sprzyjające zwiększeniu średniej długości życia. Ta w Europie wynosi obecnie 75 lat dla mężczyzn i 84 dla kobiet – 10 lat więcej niż w ok. 1967 roku. Jak na łamach „Soc Forces” zauważają Sarah R. Hayford i S. Philip Morgan, kobiety uznające religię w codziennym życiu za „bardzo ważną” odznaczają się zarówno wyższą płodnością, jak i wyższą planowaną płodnością od kobiet uznających religię za „trochę ważną” lub „nieważną” (badanie przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych). Zdaniem autorów jedną z przyczyn jest odmienne postrzeganie ról płciowych. Podejście kobiet wierzących okazuje się bardziej tradycyjne, co wpływa na wzrost dzietności. Jednak, co ciekawe, wyższa płodność u katolików w porównaniu do protestantów zakończyła się w latach 70-tych XX wieku. Wówczas jako grupy najbardziej płodne zaczęto wyróżniać mormonów czy konserwatywnych protestantów. Jednak nie chodzi tylko o przynależność religijną, lecz również o siłę samej religijności. Jeśli jest ona większa, to zasady religijne (sprzyjające płodności) wywierają większy wpływ na postawy jednostki.

 

 

Zresztą choćby pobieżna znajomość Biblii wystarczy, by uzasadnić tę tezę. Już na kartach Księgi Rodzaju czytamy jak Bóg błogosławił pierwszym ludziom „mówiąc do nich: Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Rdz 1, 28). Na kartach Starego Testamentu niejednokrotnie spotykamy się z uznawaniem dzieci za błogosławieństwo. „Małżonka twoja jak płodny szczep winny we wnętrzu twojego domu. Synowie twoi jak sadzonki oliwki dokoła twojego stołu. Oto takie błogosławieństwo dla męża, który boi się Pana” (Ps 128, 3-4). Człowiek religijny zdaje sobie sprawę, że ma w życiu do odegrania ważną misję i wie, że nie może się ograniczać do realizacji własnych zachcianek. Misja, jaką pełni, przekracza jego samego.

 

Kryzys seksualności

Zgodnie ze światopoglądem chrześcijańskim człowiek jest mężczyzną bądź niewiastą. Jak czytamy w Piśmie Świętym „stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27). Katolicyzm uznaje jedynie małżeństwo mężczyzny i kobiety jako umożliwiające prokreację, wymaga wierności małżeńskiej jako zapewniającej najlepsze warunki do rozwoju potomstwa. Tymczasem wraz z upadkiem wiary współczesnego Zachodu w parze idzie upadek małżeństwa. Na przykład w Stanach Zjednoczonych rozwodem kończy się około połowa małżeństw, a od 1973 roku dokonano 73 miliony aborcji. To jawna pogarda wobec Bożego prawa.

 

Tendencje te umacnia jeszcze polityka. 4 lutego Joe Biden podpisał Memorandum Bezpieczeństwa Narodowego „poszerzając prawa człowieka lesbijek, gejów, osób biseksualnych, transpłciowych, queer oraz interseksualnych na świecie”. Zgodnie z nim tak zwane prawa LGBT stały się priorytetem polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. „Za pośrednictwem tego memorandum nakazuję wszystkim instytucjom rządu działającym poza granicami kraju, by zapewniły, że dyplomacja Stanów Zjednoczonych i oraz organizacje pomocowe promowały i chroniły prawa człowieka osób LGBTQI+” – czytamy w dekrecie.

 

Upadek religijności i upadek sztuki

Religia stanowi istotną inspirację dla kultury i sztuki. Wystarczy wspomnieć gotyckie katedry, renesansowe malarstwo czy nawet niewielkie wiejskie kościoły. Religijna umysłowość opierała się na przekonaniu, jakoby Bóg urządził świat „według miary liczby i wagi!” (Mdr 11, 20). Współcześnie zaś nawet budownictwo o charakterze sakralnym przypomina obiekty świeckie, zaś symbolem współczesnej sztuki jest pisuar Duchampa.

 

Można postawić wręcz tezę, że w XX stuleciu upadek stale się pogłębiał. I tak na przykład w 1999 r. dwóch nagich mężczyzn wskoczyło na usiane prezerwatywami łóżko i stoczyło na nim walkę na poduszki. Nie byłoby w tym nic godnego uwagi, gdyby nie fakt, że działo się to w londyńskiej Tate Gallery z inicjatywy ponoć wybitnej współczesnej artystki Tracy Emin. Brudne łóżko zostało sprzedane na londyńskiej aukcji w 2014 r. za 2,2 miliona funtów. Dla przeciętnego odbiorcy niewtajemniczonego w mroczne arkana sztuki współczesnej to absurd, współcześni „eksperci” mają jednak inne zdanie. Według Jonathana Jonesa z „The Guardian” rock’n’roll, twórczość Pollocka i Tracy Emin „oddają wolność i energię życia w kraju, gdzie wybierasz swoich przywódców i gdzie możesz o nich mówić to, co myślisz”. Jest to jednak wolność prowadząca do destrukcji.

 

Kryzys uniwersytetu

Uniwersytet stanowił dzieło średniowiecza. Podobnie jak podział na wydziały, na licencjat (bakałarz) i magisterium. Podobnie jak autonomia wyższych uczelni, o którą często upominali się papieże. Uniwersytety w Oksfordzie, Padwie, Bolonii, Paryżu, a także w Krakowie, to owoc dojrzałej cywilizacji Christianitas. To z niej wywodzi się również zwyczaj racjonalnej dysputy scholastycznej opartej na przedstawianiu zagadnienia oraz wyszukiwaniu argumentów i kontrargumentów. W dyspucie tej mógł wziąć udział każdy, a nie liczył się autorytet, lecz siła argumentów. Tymczasem uniwersytety oderwane od chrześcijaństwa stały się często tubami propagandowymi państwa (jak w Prusiech) lub forpocztą lewicowej ideologii. Dążenie do prawdy stało się pustym frazesem. Widzimy to obecnie, gdy króluje w nich ideologia gender, a profesorowie stają się lewackimi aktywistami (vide Jan Hartman). Nic w tym dziwnego, to prosta konsekwencja oderwania uniwersytetu od Logosu – Chrystusa.

 

Kryzys wychowania

Dużo można mówić o wpływie religijności na dobre obyczaje. O czym należy pamiętać, dobre obyczaje stanowią realizację w wymiarze praktycznym przykazania miłości bliźniego. Przykazanie to zobowiązuje do troski o uznanie godności drugiego człowieka. Chrześcijańska kultura łączy uznanie godności wszystkich ludzi z akceptacją wzajemnych różnic, stąd też wynika wyjątkowy szacunek oddawany w kulturze chrześcijańskiej kapłanom, ale również cześć dla kobiet. Normy obyczajowe wynikające z zasad dobrego wychowania doprowadziły do powstania całego rytuału, zdaniem niektórych nader sztucznego. Czy jednak lepsza jest alternatywa, jaką stanowi całkowity zanik dobrych obyczajów, obserwowany w niektórych krajach współcześnie? Niemal identyczny ubiór kobiet i mężczyzn, obrażanie się na przepuszczanie w drzwiach czy zanik tego zwyczaju to wszystko skutek przyjęcia egalitarnej i antychrześcijańskiej ideologii.

 

Marcin Jendrzejczak

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(17)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie