Gdyby wierzyć górnolotnym zapewnieniom jego zwolenników, Krajowy Plan Odbudowy powinien zapewnić polskiej gospodarce wielki impuls do rozwoju. W rzeczywistości wielki impuls zyskuje dzięki niemu Unia Europejska, która pod pretekstem uchwalenia nowego budżetu uzyska zupełnie nowe kompetencje.
W kontekście Krajowego Planu Odbudowy (KPO), stanowiącego element nowego unijnego budżetu o nazwie Next Generation, zdążyły się już nawet pojawić porównania do nowego Planu Marshalla, który miałby umożliwić Europie i Polsce wkroczenie na zupełnie nową ścieżkę rozwoju. Potrzeby są rzeczywiście wielkie, gdyż wielomiesięczne lockdowny, ograniczenia w funkcjonowaniu wielu branż oraz zaciągnięte z tej okazji gigantyczne długi wyrządziły w polskiej i europejskiej gospodarce naprawdę znaczące szkody. Przedstawianie Krajowego Planu Odbudowy jako wielkiego remedium na zaistniałe problemy jest jednak sporym nadużyciem.
Wynika to przede wszystkim z bardzo prozaicznego faktu, że środki przeznaczone dla Polski w ramach unijnego Funduszu Odbudowy oraz regularnego budżetu na lata 2021-2027 nie odbiegają w aż tak znaczący sposób od środków, które otrzymaliśmy w ramach poprzedniego budżetu na lata 2014-2020. Z łącznej kwoty 750 mld euro przewidzianej dla całej Unii w ramach Funduszu Odbudowy Polsce ma przypaść 57,3 mld euro (257,6 mld złotych): 23,1 mld euro w formie dotacji oraz 34,2 mld euro w formie opcjonalnych pożyczek. Jeśli dodamy do tego środki przysługujące naszemu krajowi w ramach regularnego budżetu. to łącznie otrzymamy kwotę 159 mld euro. Dla porównania w poprzednim budżecie Polsce zapisano 105 mld euro, czyli jedną trzecią mniej. Diabeł jak zwykle tkwi jednak w szczegółach.
Wesprzyj nas już teraz!
Unia Europejska nie posiada przecież żadnych własnych środków finansowych, a cały budżet finansowany jest ze środków krajów członkowskich. Polska składka do unijnego budżetu regularnie rośnie i w 2021 roku ma już wynosić aż 28,5 mld zł, choć jeszcze dwa lata temu była o 7 mld zł niższa. Oznacza to, że z każdym rokiem otrzymujemy w ramach unijnego funduszu spójności czy też dopłat dla rolników realnie mniejsze kwoty. W przypadku unijnego Funduszu Odbudowy (Next Generation EU) pojawia się dodatkowo jeszcze jeden bardzo ważny czynnik: warty 750 mld euro program ma zostać sfinansowany przede wszystkim z nowego, wspólnego długu oraz nowych podatków nakładanych nie przez państwa członkowskie, lecz Komisję Europejską. Innymi słowy, Polska będzie musiała za swój Krajowy Plan Odbudowy zapłacić zadłużając się wspólnie z innymi państwami poprzez emisję nowych obligacji oraz przyzwalając na pobór nowych podatków (m.in. od plastiku, cyfrowego czy węglowego) w sytuacji, gdy już dziś szereg nowych danin i parapodatków nałożonych w celu ratowania nadwerężonego budżetu dał się Polakom mocno we znaki. Jak więc widać wyraźnie wywalczone przez premiera Morawieckiego dodatkowe 57,3 mld euro z unijnego Funduszu Odbudowy nie zostanie pozyskanych z żadnego magicznego źródła, lecz złożą się na nie sami Polacy obarczeni kolejnymi daninami i przyrastającym szybko długiem. Warunkiem zatwierdzenia KPO było zresztą uchwalenie ustawy o zasobach własnych Unii Europejskiej, przewidującej zwiększenie obciążeń finansowych polskiego państwa.
Oczekiwanie, iż Krajowy Plan Odbudowy zapewni polskiej gospodarce wielki przełom wydaje się mocno przesadzone choćby dlatego, że wpływ unijnych środków nie jest ogromny i szacowany jest na co najwyżej 10-15% całego polskiego PKB. Gdyby unijne fundusze rzeczywiście posiadały tak ogromną moc napędzania gospodarki to za sprawą poprzednich budżetów Polska powinna była rozwijać się w dużo szybszym tempie.
Wiele kontrowersji wzbudza także fakt, że konstruując własne wersje planów odbudowy poszczególne kraje członkowskie miały tak naprawdę niewielki zakres swobody. Unia Europejska nakazała, aby wszystkie środki rozdysponowano w ramach pięciu głównych obszarów:
– odporność i konkurencyjność gospodarki
– zielona energia i zmniejszenie energochłonności
– transformacja cyfrowa
– dostępność i jakość ochrony zdrowia
– zielona i inteligentna mobilność
Spośród nich absolutny priorytet uzyskała tzw. „zielona transformacja”, na którą wedle przedstawionych wytycznych ma popłynąć co najmniej 37% środków. Kolejna na liście priorytetów jest cyfryzacją (co najmniej 20%). Dodatkowo wszystkie projekty wchodzące w skład poszczególnych planów odbudowy musiały zostać zaakceptowane przez Komisję Europejską oraz Radę Europejską. Wszystko to sprawia, że unijny Fundusz Odbudowy powinien tak naprawdę nazywać się Funduszem Przebudowy, gdyż zamiast skupiać się na niesieniu pomocy najbardziej dotkniętym w wyniku pandemii branżom wymógł na krajach członkowskich przede wszystkim przyspieszenie realizacji tzw. „zielonej transformacji” wedle pewnego z góry zaplanowanego schematu.
Przyjęcie przez Sejm Krajowego Planu Odbudowy jest przedstawiane przez rząd jako wielki sukces, mający rzekomo potwierdzać silną pozycję naszego kraju w Unii Europejskiej. Prawdziwym beneficjentem ostatnich wydarzeń są jednak elity dążące konsekwentnie do ustanowienia unijnego superpaństwa, które przejęłoby najważniejsze kompetencje z rąk państw członkowskich. O tym, że unijny Fundusz Odbudowy stanowi niezwykle ważny element w zmaganiach o pozbawienie krajów członkowskich pełni suwerenności świadczyły zresztą komentarze wygłaszane po grudniowym szczycie UE. Podczas gdy Mateusz Morawiecki chwalił się, że udało mu się wynegocjować aż 770 mld zł dla Polski najważniejsi unijni politycy z nieskrywaną radością mówili o „Hamiltonowskim momencie Europy”, odnosząc się do wydarzeń ze Stanów Zjednoczonych z 1790 roku gdy za sprawą sekretarza skarbu Aleksandra Hamiltona luźna wcześniej federacja stanów przekształciła się w scentralizowane państwo właśnie za sprawą uwspólnienia długu.
W ramach KPO rząd zamierza przeznaczyć znaczne środki m.in. na usprawnienie służby zdrowia, powiększenie stanu liczebnego personelu medycznego, stworzenie nowych planów zagospodarowania przestrzennego mających ułatwić inwestycje, a także wesprzeć swoje sztandarowe inwestycje (m.in. Centralny Port Komunikacyjny i przekop Mierzei Wiślanej). Bez względu jednak na to jak bardzo cenne inicjatywy zyskałyby dzięki KPO dodatkowe wsparcie finansowe i tak nie przeważą one ogromnych kosztów politycznych jakie wiążą się z oddaniem Unii Europejskiej tak sporych kompetencji, jak możliwość zaciągania wspólnego długu czy też nakładania nowych podatków. Unijne elity bezceremonialnie wykorzystały nadarzającą się okazję, jaką stworzyły gospodarcze zawirowania towarzyszące pojawieniu się koronawirusa i wiedząc jak bardzo krajom członkowskim zależy na dodatkowych funduszach osiągnęły wraz z Funduszem Odbudowy cele, które od dawna były przedmiotem ich ambicji. Kwota 750 mld euro wydaje się stosunkowo niewielka w zestawieniu z korzyściami, jakie odnieśli właśnie eurokraci.
Jakub Wozinski