Pierwszy charakterystyczny moment w życiorysie Baumana to wrzesień 1939 roku. Kiedy Polacy walczą, a potem są mordowani bądź wywożeni w bydlęcych wagonach w głąb ZSRS, Bauman ucieka… na wschód. W 1941 roku kończy szkołę średnią, zapisuje się do Komsomołu, a w 1943 roku idzie na studia. Żadnych represji, żadnych problemów. Czyli już wówczas jest on bardziej komunistą niż Polakiem. Sowieci uznali go za swojego, za takiego, kogo nie należy wywozić czy eksterminować, tylko należy pozwolić mu robić karierę, aby potem rozsławiał Stalina i ideologię sierpa i młota – mówi w rozmowie z PCh24.pl Tadeusz Płużański, prezes fundacji „Łączka”.
Dlaczego do tej pory nie znalazł się nikt, kto napisałby rzetelną, pozbawioną wybielaczy i usprawiedliwień, opartą tylko na faktach biografię towarzysza majora Zygmunta Baumana – człowieka, który jest filozoficznym guru nie tylko w Polsce, ale i na świecie? Nikogo na to nie stać? Wszystko na ten temat zostało już powiedziane? A może taka biografia byłaby po prostu niewygodna dla pewnych środowisk i dlatego jest przez nie blokowana?
Wesprzyj nas już teraz!
To, że do tej pory nie powstała rzetelna biografia towarzysza majora-profesora Zygmunta Baumana wynika zapewne z faktu, że tego typu książka mogłaby oznaczać koniec czyjejś kariery naukowej czy literackiej, pozwy sądowe, ataki na wydawcę, a nawet na rodzinę autora, który podjąłby się tego tematu.
Pamiętamy sprawę wydanej przez IPN książki „Lech Wałęsa a SB” autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Publikacja została (mówiąc najdelikatniej) skrytykowana przez ludzi, którzy nawet nie mieli jej w rękach nie wspominając o jej przeczytaniu. Samych autorów zaś do dziś niektóre środowiska porównują do niemieckich nazistów, stalinistów i ludzi z przestępczych kręgów, którym nie wypada podawać ręki.
To samo spotkało Pawła Zyzaka i wydawnictwo ARCANA za książkę „Lech Wałęsa. Idea i historia”. To samo spotkało również wiele innych osób, które czy to w formie książki, czy to w formie artykułu, telewizyjnego wystąpienia etc. wypowiadały się o „bohaterach III RP” nie po ich myśli, zadawały niewygodne pytania, przytaczały obciążające fakty.
Biografia Zygmunta Baumana bez wątpienia jest jednym z najbardziej „kontrowersyjnych” tematów, ponieważ towarzysz major jest autorytetem nie tylko III RP, ale i lewicy na świecie, i dlatego można o nim mówić jedynie pozytywnie, że był wielkim człowiekiem, wybitnym naukowcem, socjologiem-wizjonerem, twórcą oryginalnych koncepcji filozoficznych. Nie ma tutaj miejsca na krytykę i pokazanie mrocznych kart z jego życiorysu. Można co najwyżej powiedzieć o „skomplikowanej drodze życiowej” Baumana.
Ktokolwiek powie, że Bauman zawdzięcza bardzo wiele, jeśli nie wszystko komunizmowi, czerwonemu aparatowi represji, zbrodniarzom i mordercom, którzy na niego postawili i go promowali, ten jest skazany na dożywotnie ataki, szykany i bluzgi obrońców towarzysza majora.
Warto tutaj podkreślić, że wyznawcy Baumana i jego gloryfikatorzy sami od czasu do czasu przebąkują, że miał on w swoim życiu „epizod komunistyczny”. Na tym jednak koniec. Nikt spośród nich nawet nie zająknie się, że ten światowej sławy socjolog-filozof ma za sobą aż tak ponurą przeszłość.
Ktoś powie: w PRL-u było różnie, ale jeśli nie zapisałeś się do partii to nie miałeś szans na zrobienie kariery. Ja odpowiadam: dossier Baumana to nie tylko PZPR. BA! PZPR to tak naprawdę najmniej znaczący epizod w jego życiorysie.
Bauman nie tylko sprzyjał komunistom z PRL i ZSRS. On służył w ich szeregach i to w kilku aparatach totalitarnego państwa.
Pierwszy to aparat przymusu i represji, którego elementem był chociażby Korpus Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czyli struktura stworzona na wzór NKWD i nazywana polskim NKWD. Bauman był oficerem, podkreślam, oficerem (!) KBW.
Drugim aparatem, równie złowrogim i zbrodniczym, do którego należał Bauman był aparat wychowawczo-polityczny Ludowego Wojska Polskiego, w ramach którego Bauman wychowywał innych w duchu stalinowskim.
Trzeci aparat to aparat działalności frontowej. W archiwach odnaleziono bardzo precyzyjny zapis mówiący, że przez 20 dni Bauman uczestniczył w ściganiu „band”, czyli po prostu członków podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego. Wiemy z dokumentów, że akcja, w której udział brał Bauman zakończyła się „unieszkodliwieniem” wielu żołnierzy wyklętych.
Czwarta kwestia, o której nie wolno zapominać to TW „Semjon” – tajny współpracownik zbrodniczej Informacji Wojskowej, czyli komunistycznego kontrwywiadu wojskowego, też stworzonego na wzór sowiecki i podporządkowanego Sowietom.
Możemy dodać do tego milicję moskiewską w czasie okupacji niemiecko-sowieckiej Polski i wiele innych mrocznych epizodów. Bez tego wszystkiego nie da się napisać uczciwej biografii Zygmunta Baumana. Jeżeli ktoś chce opisać go prawdziwie, to jestem przekonany, że taka twórczość nie spotka się w dzisiejszych czasach, kiedy wiemy dużo więcej niż w latach 90. XX wieku, z akceptacją wpływowych środowisk.
Wracając do Pana pytania. Odpowiedź, co sprawia, że nie powstała rzetelna biografia Baumana brzmi: STRACH. Strach przed atakami, strach przed procesami sądowymi, strach przed obelgami, strach przed nazwaniem antysemitą powodują, że nie ma miejsca na prawdę, a jedynie na biografie zmanipulowane, zakłamane, będące hagiografiami komunistycznego zbrodniarza towarzysza majora-profesora Zygmunta Baumana.
Ale przecież Zygmunt Bauman w wywiadzie udzielonym „The Guardian” w 2007 roku przyznał, że był w KBW, gdzie ponoć walczył z… terrorystami.
Przywołał Pan chyba jedyny w życiu Baumana wywiad, w którym ten powiedział coś więcej na temat swojej drogi życiowej. W tym właśnie wywiadzie bodaj pierwszy raz w życiu został zapytany o to, co robił w młodości i dlatego półgębkiem odpowiadał.
Wywiad zatem „rewolucyjny”, bo czytamy o służbie w KBW i komunistycznym kontrwywiadzie. Na tym się jednak zwierzenia kończą. Bauman nawet się nie zająknął, co to były za struktury, jak działały, co w nich rzeczywiście robił. Towarzysz major rzuca jedynie hasło, że słusznie walczył z terroryzmem. Czytelnik na Zachodzie, a nawet w Polsce czytając te słowa może odnieść wrażenie, że Bauman stał po właściwej stronie, skoro zwalczał terrorystów w ramach jakiegoś KBW, którego nazwa nic nikomu nie mówi. Jeśli doda się do tego, że Bauman sam przyznaje, iż pomagał kontrwywiadowi, to ręce same składają się do oklasków, bo tak przecież postępuje prawy i uczciwy obywatel. Nie wyjaśnia jednak, czym była Informacja Wojskowa i nie dodaje, że zadaniem tego kontrwywiadu było niszczenie i mordowanie ludzi.
Dowiadujemy się więc z wywiadu dla „The Guardian” co najwyżej półprawd o Baumanie, który ujawnia swój życiorys tak, żeby niczego nie ujawnić. To, że rzucił kilka haseł, iż gdzieś pracował w młodości, może nawet zbłądził, ale chciał działać w dobrej sprawie nie jest ani powiedzeniem prawdy o sobie, ani przyznaniem się do winy, ani przeproszeniem ofiar.
Powtórzę: Zygmunt Bauman ofiarnie służył komunistycznemu systemowi zbrodni, represji i mordu. O tym czytelnik zachodni nie wie i prawdopodobnie nigdy się nie dowie. Jedyny obraz Baumana, jaki może poznać, to człowiek służący dobrej i słusznej sprawie, wręcz państwowiec.
Dlaczego taki wywiad z takimi wypowiedziami Baumana mógł ukazać się w zagranicznej gazecie, a nie w Polsce? Dlaczego w ojczyźnie Baumana nie znalazł się nikt, gdy ten jeszcze żył, nawet wśród jego przyjaciół, kto przeprowadziłby z nim podobną rozmowę? Dzisiaj mogła by ona stanowić idealną podkładkę w utrzymywaniu legendy Baumana – patrzcie, przecież się przyznał; przecież o tym mówił; przecież niczego się nie wyparł…
Odpowiedź jest niezwykle prosta – salon III RP był i nadal jest złożony z przyjaciół i uczniów Baumana, którzy albo nie chcieli mu zrobić przykrości; albo nie chcieli podpaść, żeby nie zostać wykluczonymi ze środowiska; albo po prostu nie widzieli w jego życiorysie żadnego problemu. Przypomnę tylko, że w „Gazecie Wyborczej” przez wiele lat pracował, publikował Lesław Maleszka, który miał cztery pseudonimy operacyjne – TW Ketman, TW Tomek, TW Return, TW Zbyszek. Człowiek ten jest „zamieszany” w śmierć Stanisława Pyjasa, zamordowanego przez aparat represji PRL, który zainteresował się nim m. in. po donosach Maleszki. Taki organ prasowy – z takimi „dziennikarzami” miałby pytać Baumana o jego działalność w KBW?
Warto przytoczyć tu wywiad Jacka Żakowskiego, z 2015 roku w TVP, z Zygmuntem Baumanem. Według publicysty „Polityki” życiorys Baumana rozpoczął się dopiero w 1956 roku, ale wówczas jest on bardzo zamglony, niewyraźny. Jednak na poważnie Bauman, według Żakowskiego, narodził się dla świata w roku 1968. Narodził się jako ofiara systemu komunistycznego, a to, że wcześniej ten system firmował, a nawet instalował i utrwalał nie miało – w scenariuszu Żakowskiego – w ogóle miejsca.
Dzisiaj Bauman jest przedstawiany jako ofiara polskich antysemitów, przez których musiał z PRL uciekać. Wielokrotnie słyszałem i czytałem, że to, co go spotkało w 1968 roku, usprawiedliwia przeszłość Baumana, jakakolwiek by ona nie była.
To, że nie powstała na temat Baumana ani jedna uczciwa książka, ani nawet nie przeprowadzono z nim uczciwego wywiadu jest niebywałym skandalem i świadczy o tym, że komunizm trwał i trwa w kolejnych pokoleniach, które kryły i kryją Baumana do dziś.
W jaki sposób Zygmunt Bauman zapracował na stopień majora KBW?
Najkrócej rzecz ujmując: przede wszystkim dzięki temu, że już mając kilkanaście lat wybrał komunizm, dzięki czemu w Polsce Ludowej miał „z górki” i był uprzywilejowany w zdobywaniu różnych stanowisk.
Pierwszy charakterystyczny moment w życiorysie Baumana to wrzesień 1939 roku. Kiedy Polacy walczą, a potem są mordowani bądź wywożeni w bydlęcych wagonach w głąb ZSRS, Bauman ucieka… na wschód. W 1941 roku kończy szkołę średnią, zapisuje się do Komsomołu, a w 1943 roku idzie na studia. Żadnych represji, żadnych problemów. Czyli już wówczas jest on bardziej komunistą niż Polakiem. Sowieci uznali go za swojego, za takiego, kogo nie należy wywozić czy eksterminować, tylko należy pozwolić mu robić karierę, aby potem rozsławiał Stalina i ideologię sierpa i młota.
Nie ulega wątpliwości, że sam Bauman musiał wówczas zadeklarować: Jestem z wami towarzysze! Jestem jednym z was i zrobię dla was wszystko.
Nikt mu nie grozi, nikt go nie szantażuje. Sam decyduje, po której stronie chce być i stąd jego „awanse”. Pierwszy przykład to wspomniana już wcześniej milicja moskiewska, do której nikt z ulicy się nie dostawał, tym bardziej Polak. Bauman, jeśli w ogóle czuł się kiedykolwiek Polakiem, polskości się wyrzekł.
Awanse Baumana mają miejsce w najgorszym dla Polski czasie, w czasie krwawej i brutalnej okupacji sowieckiej. Mamy wtedy przecież wyżynanie polskich elit, mamy zbrodnie katyńską, mamy wywózki na Sybir, a co robi Zygmunt Bauman? Karierę. O czymś to świadczy.
Później bardzo gładko zostaje oficerem polityczno-wychowawczym w tzw. I Armii LWP i równie płynnie przechodzi do KBW. Jest to więc droga jednoznaczna. Jednoznacznie zła i jednoznacznie służąca Sowietom, czyli okupantom.
To obraz czarny, czy może raczej czerwony. Tutaj nie ma miejsca na żadne odstępstwo i przypadek. Bauman idzie jasno wytyczoną drogą. W wywiadzie dla „The Guardian” mówi na przykład, że jako kontrwywiadowca, czyli w tłumaczeniu na fakty: po prostu kapuś, nikomu krzywdy nie zrobił. Znamy jednak doskonale opinie jego przełożonych, którzy napisali, że Bauman był bardzo dobrym, sumiennym funkcjonariuszem, a jego donosy były niezwykle cenne. Warto zwrócić również uwagę, że w opiniach na temat Baumana możemy przeczytać, iż idealnie nadawałby się do pracy akademickiej.
Trzeba bowiem podkreślić, że Bauman równolegle prowadził dwie ścieżki swojego życia. Z jednej strony jest sumiennym funkiem aparatu represji, z drugiej cały czas próbuje się kształcić. W końcu przychodzi moment, w którym stwierdza, że czas porzucić struktury siłowe i poświęcić się nauce. To, że nie była to żadna nauka, tylko tak naprawdę propaganda, czyli kontynuacja tego, co robił w aparacie wychowawczo-politycznym chyba jest dla każdego oczywiste.
Ale zmiana ta oznaczała, że Bauman nie musiał już biegać po lesie dowodząc oddziałem KBW, tylko mógł kształcić siebie i innych w duchu stalinizmu. To po prostu dalszy ciąg wcześniej zaplanowanej kariery. Nie jest więc do końca tak, że on przeskakuje z kwiatka na kwiatek i nagle z politruka i funkcjonariusza KBW staje się naukowcem, tylko de facto po prostu porzuca jedną ze swojej działalności. Porzuca, ale się jej nie wyrzeka i o niej nie zapomina. Po prostu oddaje się krzewieniu idei stalinizmu i staje się jednym z głównych ideologów komunistycznych z zastrzeżeniem, że ostatecznie był to komunizm w nowej, zmutowanej odsłonie – jeszcze bardziej niebezpiecznej niż zaproponowany przez Marksa i Engelsa.
Idea Baumana nazywana płynną ponowoczesnością to temat na oddzielną dyskusję. Zaznaczmy tylko, że wielu studentów filozofii czy socjologii jest zachwyconych teoriami Baumana. Ich zdaniem konstrukcje te są wyrazem postępu i równości, a dla mnie to nic więcej jak pseudonaukowy bełkot.
Chciałbym jeszcze na moment wrócić do walki Baumana z podziemiem niepodległościowym – żołnierzami niezłomnymi. Chciałbym zwrócić uwagę na dwie kwestie. Z jednej strony Zygmunt Bauman tak samo jak Wojciech Jaruzelski w swoich raportach na temat zwalczania antykomunistycznego ruchu oporu nie pisze wprost, że osobiście kogoś zamordował. Z drugiej jednak strony w rozmowie z „The Guardian”, którą kolejny raz trzeba przywołać mówi, że walczył z terrorystami. Dlaczego Bauman nie pochwalił się, tak jak Jaruzelski, ilu „terrorystów” zlikwidował?
W pierwszej kolejności: porównanie Baumana z Jaruzelskim jest jak najbardziej zasadne. Należeli do tej samej formacji komunistycznej, obaj byli żołnierzami LWP, obaj byli tajnymi współpracownikami, obaj donosili. Jaruzelski bez wątpienia nie miał takich zdolności intelektualnych jak Bauman i dlatego został w LWP.
Obaj mogli mieć świadomość, że kiedyś w przyszłości ktoś może ich zapytać o zamordowanych i dlatego lepiej tym się nie chwalić i od początku chować swoje zbrodnicze działania.
Ale przecież po 11 września 2001 roku i zamachach WTC mogłoby zrobić to z obu jeszcze większych bohaterów. Skoro obaj byli ludźmi, którzy próbowali zniszczyć terroryzm, gdy ten „raczkował”, to dlaczego ich relacje ograniczają się tylko do mowy-trawy w stylu: zwalczaliśmy terroryzm?
Sprawa jest bardziej złożona. Obaj towarzysze z pewnością szczycili się zwalczaniem „terroryzmu”, wpisując się w „mądrość etapu”. Problem polega na tym, że nikt nigdy od nich nie wymagał, żeby podawali jakieś konkretne liczby prześladowanych. Dla nich to była zwykła masa – większa, mniejsza – al.e po prostu masa, którą trzeba zlikwidować. To jest jedna odsłona tej sprawy.
Druga kwestia to upadek komunizmu, co pociągnęło za sobą palenie archiwów, wybielanie życiorysów, ukrywanie faktów. Można założyć, że jakieś konkretniejsze dokumenty na ten temat znajdują się w Moskwie. W Polsce zresztą też. Obaj towarzysze zadbali jednak, aby nigdy nie ujrzały one światła dziennego. Czy je spalili, czy wrzucili do niszczarki, czy schowali w sejfie – trudno powiedzieć. W każdym razie oficjalnie dokumentów nie ma, ale z pewnością istnieją i obaj towarzysze, a w szczególności Bauman mogli mówić, że w czasie stalinizmu nic takiego nie robili, że siedzieli za biurkiem, że odbierali telefony, że nudzili się pisząc raporty. Ale nawet nie mając szczegółowych danych jednoznacznie możemy stwierdzić, że obaj walczyli z podziemiem niepodległościowym, bronili komunizmu, zdradzili Polskę i służyli okupantowi.
Co takiego stało się w roku 1968, że Zygmunt Bauman jest dzisiaj nazywany „wygnańcem”? Czy aby na pewno jest wygnańcem? Odnoszę wrażenie, że „wygnanie” pomogło mu w dalszej karierze…
Marzec 1968 to walka w szeregach komunistycznych, na szczytach czerwonej władzy, której efektem było też pozbycie się części funkcjonariuszy komunistycznych pochodzenia żydowskiego. Jedni wyjechali, inni zostali zmuszeni do wyjazdu, jeszcze innym wyjazd był na rękę, a część została. Bauman należał do kategorii, która wyjeżdżać nie musiała. Był w końcu „wybitnym” i szanowanym naukowcem, miał szereg kontaktów, ale w 1968 roku po prostu wybrał lepsze, stabilniejsze życie. Mimo że głosił co innego, to doskonale wiedział, że na Zachodzie żyje się lepiej niż za „żelazną kurtyną”.
I nie zmarnował nadarzającej się okazji, którą wykorzystał podwójnie. Nie dość, że uciekł z „komunistycznego raju”, to jeszcze opowiedział światu bajkę o wielkim wygnaniu, którego doświadczył, ponieważ jest Żydem.
Powtarzam: Bauman nie musiał wyjeżdżać – to był jego wybór. Wybór, który przyniósł mu wiele korzyści tak jak wielu innym „zasłużonym” stalinowcom.
Jeszcze raz podkreślmy, że Bauman i wielu jemu podobnych nie wyjechało z PRL jako skompromitowani zbrodniarze, tylko jako wielcy naukowcy, którzy mieli nie takie pochodzenie jak trzeba. Nikt ich nigdy nie ścigał za ich zbrodniczą działalność. Wykorzystali czas. Termin „wygnaniec” jest więc fałszywy. Wyjazd Baumana to kolejny dowód, że z Polską nie miał wiele wspólnego.
I jeszcze jedna kwestia: Bauman najpierw wyjechał z rodziną do Izraela. Tam chyba nie bardzo mu się podobało, skoro przeniósł się do Wielkiej Brytanii. Co to za „wygnaniec”, który wybiera kierunek wyjazdu a potem marudzi i kręci nosem? To nie jest wygnanie, to nie jest zesłanie z czasów zaborów czy stanu wojennego, kiedy wyrzucano ludzi z Polski z wilczym biletem.
Jaki więc przydomek powinien w wolnej Polsce mieć Zygmunt Bauman? Jeśli nie wygnaniec, to może karierowicz?
Po prostu komunista. To słowo najlepiej go opisuje. Dla niektórych jest to powód do chwały, dla reszty powód do wstydu i wiecznego potępienia.
Bóg zapłać za rozmowę.
Tomasz D. Kolanek