„Ze wszystkich krajów Europy pierwszej prędkości Holandia jest tym właśnie, który najbardziej rozmiłował się w atakowaniu Polski”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz.
Publicysta zwraca uwagę, że Holendrzy to najwierniejsi sojusznicy z zagranicy największych partii opozycyjnych w Polsce, które co rusz mówią o „reżimie w Polsce”. Jak podkreśla: ilekroć tak się stanie, tylekroć „odzywa się jakiś Timmermans albo Rutte, albo któryś z ministrów czy deputowanych, by pouczyć Polaków, co to znaczy europejska praworządność, szacunek dla konstytucji (mówiąc nawiasem, w Holandii w ogóle nie ma Trybunału Konstytucyjnego, tamtejsi politycy potrafią nadzorować się sami – tak głęboko mają praworządność we krwi!), no i oczywiście wolność słowa”.
W ocenie Ziemkiewicza tego typu zachowanie holenderskich elit politycznych to efekt „holenderskich kompleksów”, takich jak kolonialna przeszłość. Nie jest bowiem żadną tajemnicą, że w przeszłości Holandia w ramach kolonizacji rabowała ćwierć świata, a obecnie jej powierzchnia została „zredukowana do rozmiarów znaczka pocztowego”.
Wesprzyj nas już teraz!
Kolonialne kompleksy to jednak nie wszystko. Publicysta wskazuje jeszcze jedną przyczynę stosunku holenderskich polityków do Polski. Chodzi o wyrachowanie polegające na tym, że w liczą oni, iż w ten sposób przez „kopanie i pouczanie przy każdej okazji Polski” uda im się zrobić karierę w unijnych strukturach.
Co ciekawe holenderscy politycy, którzy tak chętnie atakują Polskę i zarzucają nam „brak praworządności i wolności słowa” sami zdają się mieć z tym problemy. „Właśnie przyszła z Holandii wiadomość o protestach pracowników prywatnej telewizji AT-5 po zwolnieniu przez właściciela p.o. redaktor naczelnej, Hélene Pronk (już sam fakt, że od pięciu lat kierowała ona stacją jako p.o., a nie naczelna, wiele mówi o stosunkach w niej). Ona sama i jej podwładni twierdzą, że to kara za niezależność i krytykowanie władz”, pisze Rafał Ziemkiewicz.
Jak na te zarzuty odpowiedział właściciel telewizji? Krótko – że to prawda. Mało tego: powiedział wprost, że jego telewizja co prawda jest prywatna, ale od pewnego czasu jej byt zależy od pieniędzy władz miejskich Amsterdamu i musi mówić to, co jest im na rękę, a jeśli ktoś się temu sprzeciwia – traci pracę. „Idę o zakład, że ta szczerość dyrektora Alfonsa Martensa spotka się w Europie z pełnym zrozumieniem. Nie będzie pajacowania z czarnymi stronami gazet i ekranami ani darcia szat w europarlamentarnych rezolucjach nad mediami bez wyboru”, kpi publicysta „Do Rzeczy”.
„Kto płaci, ten wymaga, a płaci ten, to ma kasę. A kasę ma ten, kto rządzi. Czego nie rozumiecie? Wyższa, europejska kultura medialna”, podsumowuje Rafał Ziemkiewicz.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TK