Jedno z najbardziej liberalnych miast w Polsce jest jednocześnie zagłębiem Tradycji Katolickiej. Na ten paradoks złożyły się z jednej strony społeczno-polityczne zmiany, a z drugiej ponad ćwierć wieku uporu poznańskich tradycjonalistów.
Postępowa rewolucja w Poznaniu nabrała tempa zwłaszcza w ostatnim czasie. Równolegle, po okresie zastoju, następowały instytucjonalne przeobrażenia w środowisku poznańskich tradycjonalistów. O ile jednak zmiany społeczne miały i wciąż mają wsparcie politycznych decydentów, o tyle wierni przywiązani do dawnej liturgii przez lata mozolnie próbowali wywalczyć swoje miejsce w strukturach lokalnego Kościoła. Udało im się to po ponad ćwierć wieku.
Poznań przeciera szlak
Wesprzyj nas już teraz!
W pierwszą niedzielę tegorocznego Wielkiego Postu oficjalnie swoją działalność zainaugurowało Poznańskie Duszpasterstwo Tradycji Katolickiej. Droga do jego powstania usłana była jednak raczej cierniami niż różami. Początki powrotu do regularnego sprawowania Mszy Trydenckiej w Poznaniu sięgają pierwszej połowy lat 90. W 1994 roku ówczesny arcybiskup poznański Jerzy Stroba wydał pierwszy w Polsce indult, obwarowany jednak zastrzeżeniami, które w praktyce zawężały możliwość uczestnictwa we Mszy Wszech Czasów do wąskiej grupy osób, a sama liturgia początkowo sprawowana była ledwie raz w miesiącu. Mimo sporych trudności z jakimi musieli mierzyć się poznańscy tradycjonaliści w kolejnych latach i pod rządami kolejnych biskupów, wypracowano stan, w którym coniedzielna Msza Trydencka odprawiana była w kościele ojców franciszkanów na poznańskim Wzgórzu Przemysła.
Grupa wiernych funkcjonowała jednak jako nieformalne środowisko, a służący mu księża swoje działania ograniczali w zasadzie tylko do odprawiania liturgii. Dojście od traktowanej po macoszemu grupy wiernych do regularnego duszpasterstwa zajęło ponad ćwierć wieku. – Patrzę na to z pewnym dystansem i z perspektywy osoby, która od niedawna jest w tym środowisku i sądzę, że błędy były pewnie po obu stronach – mówi ks. Wojciech Nowicki, duszpasterz Tradycji Katolickiej w Poznaniu. – Z jednej strony zainteresowanie tradycyjną liturgią traktowano jako pewne dziwactwo małej grupy koneserów – prawników, historyków, polityków, działaczy społecznych. Z drugiej strony w tej grupie nie brakowało osób, które dryfowały w stronę negacji zmian, jakie zaszły w Kościele – dodaje. Zauważa też, że wśród samych księży brakowało motywacji do walki o to środowisko i gotowości do reprezentowania go. Przez lata sytuacji poznańskich tradycjonalistów znacząco nie polepszały nawet takie wydarzenia, jak okazjonalne Msze Święte sprawowane przez biskupów: Grzegorza Balcerka i Athanasiusa Schneidera. Były to jedynie promyki nadziei, które nie nadały właściwego tempa zmianom.
Na mocnych fundamentach
Niepisana zasada, że młyny kościelne mielą powoli, w przypadku poznańskich tradycjonalistów sprawdziła się w całej rozciągłości. Jednak ten przedłużający się stan nie był czasem straconym. Co więcej, po wielu latach zaowocował otwarciem zupełnie nowego rozdziału. Zapowiedź zmian można było upatrywać już choćby w stopniowym odmłodzeniu grupy księży, którzy sprawowali coniedzielną liturgię. Nie byli to już starsi kapłani, którzy z własnego doświadczenia znali Mszę według mszału Jana XXIII. Ta stopniowa zmiana wynikała też z tego, że wśród wiernych odnajdujących się na „starej Mszy” przeważają ludzie młodzi. To zrodziło konkretne wymagania i niejako wymusiło działanie abpa Stanisława Gądeckiego, metropolity poznańskiego, jakim było formalne przekształcenie dotychczasowego środowiska w regularne duszpasterstwo. – To już nie jest „fanaberia” wąskiej grupy, ale oficjalne działanie Kościoła poznańskiego – mówi ks. Wojciech Nowicki. A to niesie za sobą określone skutki praktyczne. – Zarówno świeccy, jak i księża proboszczowie mają konkretny punkt odniesienia. Wiedzą do kogo i gdzie się zwrócić. Teraz naszą rolą jest formować, kształcić, wyjaśniać i przybliżać – podkreśla.
Duszpasterstwo umocowane zostało nie tylko formalnie. Zyskało także nową i stałą siedzibę. Cotygodniowa celebracja została przeniesiona ze Wzgórza Przemysła do parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa i św. Floriana na poznańskich Jeżycach. Nowe miejsce to także nowe możliwości organizacyjne, w tak prozaicznym wymiarze, jak choćby własna sala w domu parafialnym, czy przestrzeń w zakrystii na szaty i naczynia liturgiczne.
Liturgiczne wsparcie
Siłą i motorem napędowym Poznańskiego Duszpasterstwa Tradycji Katolickiej jest zaangażowanie wiernych świeckich. To przede wszystkim oni przygotowują celebracje liturgiczne i dbają o ich piękno. Służbę liturgiczną pełni grupa kilkunastu mężczyzn, z których najmłodsi są licealistami, a najstarsi założyli już własne rodziny. Ich zadaniem jest nie tylko dbanie o szaty i naczynia liturgiczne, ale przede wszystkim troska o skrupulatne przestrzeganie ceremoniału. Wiedzę i umiejętności nabywają podpatrując innych, ale też dzięki samokształceniu. – Brałem udział w warsztatach liturgicznych, ale też dużo czytałem, zwłaszcza starsze ceremoniały, a kiedy już nauczyłem się łaciny, także ceremoniały łacińskie – mówi Aleksander Barszczewski, ceremoniarz poznańskiego duszpasterstwa. Jak zaznacza materiałów na ten temat – zwłaszcza w sieci – jest dużo, trzeba tylko wiedzieć gdzie ich szukać.
Talentem w poznańskim duszpasterstwie służą także członkowie scholi gregoriańskiej. Ta składa się z dwóch grup: męskiej i żeńskiej. Liturgiczna muzyka w wykonaniu scholi od dawna jest jednym z najbardziej charakterystycznych elementów Mszy śpiewanych sprawowanych najpierw w ramach środowiska, a teraz już duszpasterstwa Tradycji. I choć wykonywanie chorału nie jest łatwe, to jednak nie oznacza, że wierni spoza scholi nie mogą w tym śpiewie uczestniczyć. – Włączyć się w niego można na kilku poziomach. Już samo słuchanie jest aktywnością, więc gdy ktoś słucha i czyta tłumaczenie, to już może się tym modlić. Jeśli chodzi o sam śpiew, to łatwiejsze są części stałe. One są dla każdego, gdy się je parokrotnie powtórzy, to każdy może je śpiewać – przekonuje Agnieszka Łysakowska ze scholi gregoriańskiej.
Wszystko na swoim miejscu
We Mszy recytowanej, sprawowanej jednak nie tylko w niedzielę, ale także we wtorki, czwartki i piątki, można uczestniczyć w Sanktuarium Najświętszej Krwi Pana Jezusa przy ul. Żydowskiej. To historyczna świątynia ufundowana w miejscu, gdzie pod koniec XIV wieku doszło do profanacji trzech Hostii, z których wypłynęła Krew Zbawiciela. Latem ubiegłego roku Msza Trydencka wróciła tu za sprawą rektora sanktuarium ks. prof. Leszka Wilczyńskiego. Jednak najpierw choroba, a później śmierć kapłana przerwały podjętą przez niego inicjatywę. Jak się okazało nie na długo, bo kontynuuje ją nowy gospodarz tego świętego miejsca. – Było rzeczą słuszną, aby tę formę duszpasterstwa kontynuować. 10 grudnia, a więc krótko po objęciu funkcji rektora kościoła, odprawiłem po raz pierwszy w życiu Mszę Świętą w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego – wspomina ks. Rafał Rybacki, który jest jednocześnie kustoszem w Archiwum Archidiecezjalnym.
Praktyczna znajomość łaciny była sporym ułatwieniem dla nowego duszpasterza. Ale to niejedyna sprzyjająca okoliczność, by Msza Wszechczasów w tym miejscu mogła być regularnie odprawiana. Dodatkowym atutem jest architektura samego kościoła, w którym nie ma ołtarza „posoborowego”. Stąd także Msze sprawowane w Novus Ordo, są odprawiane ad orientem. Dlatego też w tym miejscu forma zwyczajna i nadzwyczajna dobrze się uzupełniają, co zresztą przejawia się w działaniach samego duszpasterza. – Musimy pamiętać, iż potrzebujemy ustawicznej katechezy, objaśniającej istotę liturgii, a więc także to, w jaki sposób może się ona rozwijać w Kościele, nie utraciwszy tejże istoty. Chciałbym, żeby te dwie formy rytu rzymskiego, idąc za wskazaniami Benedykta XVI, były przez wszystkich uczestniczących, tak we Mszy Świętej „dawnej”, jak i tej sprawowanej według mszału Pawła VI, pojmowane jako coś, co stanowi skarbiec Tradycji Kościoła Chrystusowego. Tylko w ten sposób uchronimy się od swoistego „ideologicznego uwięzienia” kwestii relacji zachodzącej pomiędzy „dawną” i „posoborową” Mszą Świętą – podkreśla ks. Rafał Rybacki. Niedzielna Msza Trydencka w sanktuarium w bardzo praktycznym wymiarze odpowiada na potrzeby wiernych, bo sprawowana jest do południa, co – zwłaszcza rodzinom – ułatwia świętowanie niedzieli.
W parafialnej układance
O tym, że regularnie odprawiana Msza Trydencka może stać się integralną częścią życia parafialnego, świadczy przykład parafii pw. Maryi Królowej. Od samego początku jej istnienia, a więc od prawie 30 lat, raz w miesiącu sprawowana była Msza w języku łacińskim w Novus Ordo. Wydanie w 2007 roku przez Benedykta XVI Summorum Pontficum otworzyło – także w kościele przy Rynku Wildeckim – nowe perspektywy duszpasterskie. – Z największym entuzjazmem i radością przyjąłem tę możliwość. Podjąłem się nauki rytu i pierwszy raz odprawiłem Mszę Trydencką 30 listopada 2007. Od tego momentu sprawowana była ona raz w miesiącu, a po jakimś czasie w każdą niedzielę – wspomina ks. Marcin Węcławski, miejscowy proboszcz. Regularna celebracja Mszy Wszechczasów jest z jednej strony odpowiedzią na prośby wiernych, ale w jeszcze większym stopniu wynika z inicjatywy samego proboszcza. A to przejawia się w konkretnych działaniach duszpasterskich, nie ograniczających się tylko do niedzielnej Eucharystii.
W parafii na Wildzie w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego można ochrzcić dziecko, zawrzeć sakrament małżeństwa, przystąpić do sakramentu bierzmowania, a także Pierwszej Komunii Świętej. Normą są celebracje przy okazji uroczystości, także tych przypadających w dni robocze. Zdarza się, że w klasycznym rycie odprawiane są także Msze prymicyjne księży, którzy jako diakoni odbywają w parafii roczną praktykę. – Nigdy na żadnym z nich nie wywierałem presji, że mają się tej formy nauczyć. Ale kilku diakonów o to prosiło, więc ich nauczyłem. Myślę, że będą do tego wracać, zresztą jeden z księży jest dziś w grupie przypisanej do służby w Poznańskim Duszpasterstwie Tradycji – podkreśla ks. Marcin Węcławski. Wildecki proboszcz w swojej parafii dostrzega też prawidłowość widoczną praktycznie wszędzie tam, gdzie obecna jest dawna liturgia – zainteresowanie nią wśród ludzi młodych.
Tradycja, czyli powiew młodości
Wydaje się, że po ponad ćwierć wieku w poznańskim Kościele dostrzeżono, że umiłowanie Tradycji liturgicznej nie jest sentymentem, tęsknotą tych, którzy pamiętają „starą Mszę”, ale jest realną potrzebą tych, którzy dawną liturgię dopiero odkrywają. Przywiązanie do formy nadzwyczajnej nie kłóci się z nowoczesnym spojrzeniem na Kościół i takim też o Kościele myśleniu, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestię komunikacji, aktywności świeckich w życiu Kościoła, relacji z hierarchią etc. Sytuacja poznańskich i dojeżdżających do Poznania tradycjonalistów (a tych licząc wszystkie miejsca celebracji jest kilkuset) nie da się już porównać do tej z 1994 roku. Wiele spraw wymaga jeszcze doszlifowania, wciąż pojawiają się nowe pomysły i inicjatywy, jak choćby zainicjowanie regularnego duszpasterstwa małżeństw i rodzin czy też katechizacja w klasycznej formie. Sytuację na pewno ułatwiło wiernym działanie Kościoła instytucjonalnego, który dojrzał do odpowiednich decyzji. Dość powiedzieć, że obecnie trzonem grupy księży w Poznańskim Duszpasterstwie Tradycji, są prezbiterzy, których staż kapłański jest krótszy niż 10 lat. Dawną liturgią zainteresowali się oni albo w seminarium, albo jeszcze przed wstąpieniem do niego. Robią więc to, nie dlatego, że muszą, ale chcą, czują i tego pragną. Tak jak wierni świeccy.
Marek Dłużniewski
Poznań ma niestety też swoje ciemniejsze oblicze. Więcej przeczytasz tutaj:
https://pch24.pl/opinie/stolica-wielkopolski-stolica-homorewolucji/