Prezentujemy artykuł s. Michaeli Pawlik OP, poświęcony różnicom istniejącym między pojęciem „maitri” i „caritas” oraz niebezpieczeństwom związanym ze źle pojętym „dialogiem”. Tendencje do religijnego synkretyzmu pojawiać się mogą także i w zaskakujących, dla polskich katolików, kontekstach.
***
Jesteśmy świadkami coraz większego religijnego chaosu i wrogości do chrześcijaństwa, a zwłaszcza względem Kościoła katolickiego i wszystkiego, co święte. Szokują okrutne prześladowanie chrześcijan, powszechne na całym świecie, a także profanacje miejsc świętych. Ale jeszcze bardziej szokujące są wystąpienia wewnątrz Kościoła prezentowane przeciwko tym duchownym, którzy są wierni katolickiej nauce, starają się zapobiegać ekspansji religijnych błędów i demoralizacji. Poszukiwanie przyczyn takiej wrogości do wszystkiego co święte przypomina mistyczne doświadczenie papieża Leona XIII (czas jego pontyfikatu 1878-1903), któremu szatan zagroził, że zniszczy Kościół. I rzeczywiście, od wieku XX rozpoczęła się typowo szatańska walka z chrześcijaństwem, a zwłaszcza z Kościołem katolickim: ze szczególną zaciekłością duchowieństwo mordowano podczas rewolucji rosyjskiej, dwóch wojen światowych i na terenach kontrolowanych przez komunistyczne reżimy. Dziś nadal niszczy się Kościół: poprzez seksualne wynaturzenia, morderstwa nienarodzonych, szerzenie satanizmu oraz upowszechnianie się sekt związanym z okultyzmem, także i pod pozorem religii.
Wesprzyj nas już teraz!
Wiele nieporozumień pojawiło się wokół znaczenie słów „maitri” i „caritas”. Chociaż obydwa słowa odnoszą się do miłości, jednak ich znaczenia są różne. Dla chrześcijan słowo „caritas” oznacza miłość ofiarną, charyzmatyczną, a dla buddystów maitri oznacza energię współczucia albo spontaniczny odruch miłości współczującej, która wzruszyła Buddę na widok ludzkiej niedoli i pod jej wpływem rozpoczął nauczanie drogi do szczęścia zwanego nirwaną. Miłość w hinduizmie i w chrześcijaństwie rozumiane są diametralnie różnie. Caritas posiada czysto chrześcijańskie znaczenie, tymczasem w Polsce nazwą „Maitri” posługuje uznany za katolicki ruch charytatywny, choć wszędzie na świecie – poza Polską – słowo to powszechnie kojarzone jest z buddyzmem i okultyzmem.
Zapanowała epoka demoniczna, w której celem stali się nawet najmłodsi, a pod pozorami pogłębienia życia duchowego rozpowszechniają się pogańskie praktyki i religie. W tej atmosferze nawet ruch zrzeszający najbardziej gorliwych katolików przyjął buddyjską nazwę „Maitri”, chociaż już od XI wieku n.e. pod tą nazwą tybetańscy buddyści oczekiwali ponownego przyjścia Buddy-Maitrei jako wcielenia kosmicznej miłości – „maitri”. Ponieważ w Tybecie istnieje centrum okultyzmu, wiec imię „Maitreja” przypisane zostało głowie Hierarchii Okultystycznej[1], jakoby w nim to oczekiwanie się spełniło.
Rzeczą zastanawiającą jest to, że w drugiej połowie lat 70-tych powstał w Polsce ruch Maitri, bezpodstawnie[2] powołujący się na współpracę z Matką Teresą z Kalkuty, który zarejestrowany został jako ruch katolicki. Najpierw pojawił się jako „Ruch Wymiany z Krajami Trzeciego Świata – Maitri”; potem przyjął kilka nazw: „Ruch Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata – Maitri”, „Ruch Wymiany i Pojednania – Maitri” i „Adopcja Serca – Maitri”. Ponieważ ruch Maitri zrzesza katolików, więc była propozycja (m. in. od ks. Antoniego Kmiecika – ówczesnego redaktora miesięcznika „Światło Narodów”), by podstawową nazwę tegoż ruchu pozostawić, bez dodawania do niej słowa „maitri”. Ale tej propozycji nie przyjęto, powołując się na opinię śp. o. Mariana Żelazka SVD, który podobno stwierdził, że to piękna nazwa. Rzeczywiście, według słownika, to ładna nazwa, ale o. Żelazek na pewno nie znał związku tego słowa z buddyzmem, czy okultystycznym Maitreją, bo wiemy, że on nie interesował się indyjskimi religiami, tylko z ogromnym poświęceniem ratował trędowatych niezależnie od ich poglądów. W ten sposób powstał katolicki ruch pod niekatolicką nazwą (por. w Internecie: „maitri”, „Maitreja” oraz „Budda Przyszłości”).
Tendencyjne dialogi i obrazy
W zbiorze dokumentów z pierwszego zjazdu ruchu Maitri z 1977 r. na uwagę zasługuje informacja o związku ruchu Maitri z „Ruchem 1% dla Trzeciego Świata”, zainicjowanym przez ONZ już w latach 50-tych. Wbrew temu, co oficjalnie podawano, ruch ten wcale nie został zainicjowany przez Matkę Teresę z Kalkuty. W zobowiązaniach do oddawania 1 proc. swojego dochodu na potrzeby krajów Trzeciego Świata – co było obowiązkiem osób wstępujących do tego ruchu – żądano także, by ten 1 proc. „przekazywać na adresy: bytomski lub gdański ruchu Maitri, bez względu na jaki cel przekazujemy swój 1 % i bez względu komu go przekazujemy”. W dokumentach ruchu Maitri od początku podano dwa cele: pierwszym było dawanie – pomoc materialna, drugim było branie – korzystanie z kultury tych, którym udzielana jest pomoc.
Członkowie tego ruchu oficjalnie informują o swej działalności charytatywnej, ale raczej milczą na temat realizacji drugiego celu. W zbiorze dokumentów z IV krajowego spotkania tego ruchu w roku 1979 poza danymi dotyczącymi „dawania” (podano wielką ilość paczek wysłanych na różne adresy), zaprezentowano także działalność wpisującą się w ten drugi nurt – „brania”. Jak czytamy, „W grupie warszawskiej odbywają się cykle wykładów: czytanie ‘Bhagavadgity’ – mgr A.Ługowski oraz ‘Islam współczesny’ – Imam. Jest to piąty i szósty cykl w tej grupie. Grupa wrocławska rozpoczęła w tym roku pierwszy cykl spotkań na temat hinduizmu”. Najgorsze jest to, że wykłady te nie prezentowały prawdziwych informacji na temat omawianych religii – były to po prostu religioznawcze falsyfikaty, a prezentujące je publikacje… wydawane przez Papieski Uniwersytet Gregoriański (!), co po sprawdzeniu okazało się fałszerstwem. Warto zwrócić uwagę na to, że najwięcej teologicznych błędów znajdowało się właśnie pismach sygnowanych „Biblioteka Maitri, Gregorianum – Roma”. W imię „Gregorianum” w sposób fałszywy propagowano Koran jako „Ewangelię Islamu”, Jak można było przeczytać, „W niebie znajduje się pierwowzór Koranu, zwany ‘Matką Księgi’. (…). Koran jest cudem sam w sobie, (…). Koran w swej ekspresji literackiej jest czymś unikalnym, a ze względu na swoją kompozycję i różnorodność stylu, odmiennym od wszystkiego co dotychczas zostało napisane. Koran został objawiony w stylu, który nie ma równego sobie. Ma on kompozycję, która musi się podobać”. Młodzież powołująca się na te cytaty wyciągała wniosek, że Koran jest „czystszym Objawieniem” niż Ewangelia Jezusa Chrystusa. Niektórzy sądzili nawet, że skoro „Gregorianum” naucza „Ewangelii islamu” i „Ewangelii hinduizmu”, to pewno na II Soborze Watykańskim religie te zostały uznane… za prawdziwe. Po poinformowaniu „Gregorianum” i przesłaniu fotokopii egzemplarzy nadeszła odpowiedź: „Papieski Uniwersytet Gregoriański nie miał nic wspólnego z tą organizacją i publikowanymi treściami”…
Szczególnie interesujące są dwie publikacje należące do „Biblioteki Maitri”: „Wprowadzenie do islamu” autorstwa imama Mahmud Taha Żuka i „Indyjska koncepcja cywilizacyjna” Krzysztofa Byrskiego. Ta ostatnia broszura odznaczała się także i tym, że szczególnie fałszywie ukazane zostały poglądy hinduistyczne, jak i chrześcijańskie. Odnaleźć w niej można uznanie dla kultu fallicznego, chociaż wiadomo, że związany jest z praktyką świątynnego nierządu. Czytelnik mógł się także dowiedzieć, że „Jedyną dobrą nowinę, jaką chrześcijanin może zawieźć do Indii, jest stwierdzenie że w sposób ostateczny, zupełny i całkowity Wisznu, Sziwa, Pan Stworzeń wcielił się w Chrystusie”, choć ujmując rzecz ściśle, Wisznu jest pojęciem analogicznym do Baala, a Sziwa do Molocha. Równie ciekawą ilustrację religijnego synkretyzmu stanowiły ulotki promujące ruch Maitri. Jego idea wyrastać ma z nauki Chrystusa i jego przykazania miłości, realizowanego w sposób inspirujący m.in. przez Vinobę Bhave i Ramakrishne – ludzi znanych przecież z antychrześcijańskiego nastawienia.
Był też taki czas, w którym ruch „Maitri” wprowadził do swego pisma „Wspólna Radość” ilustracje przedstawiające… Krisznę. Postać Kriszny prezentowana jest w hinduizmie przede wszystkim jako namiętny kochanek i niezmiernie płodny mąż haremu. Zachowuje się on zgodnie z normami postępowania podanymi w „świętej” księdze o miłości, „Kamasutrze”. W polskim tłumaczeniu tego dzieła tłumacz jasno podaje, że w indyjskiej kulturze „Erotyzm w postaci realistycznej wiązał się ściśle w starożytnych Indiach z kulturą, literaturą i religią. Stanowił integralną część ksiąg świętych i pouczeń religijnych. (…) Współżycie płciowe stało się poniekąd powinnością religijną (…). Niektóre sekty wprowadziły do głoszonego kultu współżycie płciowe jako obowiązujący obrzęd rytualny, nie pozostający bez wpływu na przyszłe zbawienie. Kama – miłość stała się jedną z trzech norm życiowych. Zajmowała się nią, nawet specjalna dyscyplina ‘Kama Siastra’ będąca teorią rozkoszy, kochania i uwodzenia”. Niestety, miłość rozumiana jest w hinduizmie także i tak, jak uczy tego Kamasatru, a nie tak, jak uczy Ewangelia Jezusa Chrystusa – dlatego tych dwu pojęć miłości nie można mylić! Tymczasem gazetka z Kriszną ukazywała się przez prawie dziesięć lat…
Ruch Maitri (we współpracy z duszpasterstwem akademickim) wydał także broszurkę pod tytułem „Rozmowy o hinduizmie”, która była dystrybuowana w wielu kościołach. Przeczytać w niej można m.in., że: „Wszystkie religie mają w planach Bożych posłannictwo i moc zbawczą. Zarówno Islam jak i Hindu są religiami objawionymi od Boga”. Dalej: „Tradycja i Pismo Święte obu Testamentów są jakby zwierciadłem, w którym Kościół pielgrzymujący na ziemi ogląda Boga. (…) Takimi zwierciadłami są też wszelkie Pisma święte Islamu czy Hindu przez Boga natchnione. (…) Nic nie wskazuje na to, aby Bóg był ograniczony do zwracania się tylko do narodu wybranego (Izraela) czy ludu chrześcijańskiego lecz w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie (Dz 10,35); Albowiem duch Pański wypełnia ziemię (Mdr 1,7). Przykładem tego niech będą trzej Mędrcy ze Wschodu”… Aż dziw bierze, że autor cytując Dz 10,35, nie doczytał stwierdzenia padającego w następnym (!) wersie. Dlatego Bóg „Posłał swe słowo synom Izraela, zwiastując im pokój przez Jezusa Chrystusa. On to jest Panem wszystkich” (Dz 10, 36).
Jednak najbardziej podstępne w tej broszurce było zdanie zaprezentowane na stronie l4, na której czytamy, że: „Hinduista odkrywanie Boga we własnym sercu uznaje za najwyższą wspaniałość na ziemi, najwspanialsze doznanie, najcenniejsze doświadczenie. A tradycja tysięcy lat daje mu do ręki metodę – yogę, drogę, która go do tego fascynującego doświadczenia prowadzi. I w tej dziedzinie wiele, wiele może nas nauczyć”. Jest to wielkie nieporozumienie! Prawdziwy jogin nie szuka ani nie odkrywa Boga, techniki jogi polegające na manipulowaniu własnym ciałem wprowadzając się w trans, prowadzą do poczucia że to jogin jest jakby „bogiem”. W rzeczywistości nikt nie znajdzie Boga na drodze jogi, bo ona do Niego nie prowadzi! Warto byłoby także przypomnieć autorowi broszury – i jej czytelnikom – że system jogi opracował Patańdżali w II wieku przed Chrystusem. Nie jest to „tradycja tysięcy lat”.
Poza wykładami i publikacjami, ruch Maitri organizował także dialogi międzywyznaniowe, prowadzone przez osoby posiadające wątpliwe pojęcie omawianych religii bądź z udziałem wykładowców, w których przypadku można było odnieść wrażenie świadomego manipulowania katolicką wiarą. Tego typu „dialogi” doprowadziło wielu katolików do religijnej dezorientacji bądź po prostu do przekonania o równości wszystkich religii. W związku z coraz powszechniejszą propagandą wschodnich poglądów, pojawiło się też sporo nieporozumień wynikających z braku znajomości samego źródła słowa „maitri”. Okazało się, że na początku powstania tego ruchu jego członkowie nie wiedzieli, że pod tą samą nazwą występuje Upaniszad pt. „Maitri”, schemat ćwiczeń medytacyjnych czy personifikacja maitri. Znaczenie tego słowa powinno zostać wyjaśnione, tak jak i jego zastosowanie.
Od współczucia, przez medytację i inkarnację Buddy, po… okultyzm
Słowo „Maitrī” pochodzi z języka sanskryckiego i oznacza pewien rodzaj miłości, którego nie można mylić z „caritas”. Zgodnie ze wschodnim światopoglądem, większość procesów zachodzących w całym Wszechświecie tłumaczona jest działaniem jakiejś energii. Również maitri jest jakąś „kosmiczną energią” – siłą czy mocą oddziaływującą na wszystkie żywe istoty: rośliny, zwierzęta i ludzi. Przykładowo, siłą maitri tłumaczy się spontaniczny odruch współczucia i litości, a także odruch sympatii, przyjaźni i miłości jako siły przyciągającej jedną istotę do drugiej. Ale niektórzy tą samą siłą wyjaśniają np. odwracanie się tarczy słonecznika do słońca czy okres rui u zwierząt. Jednak w praktyce słowem „maitrī” posługują się buddyści. Dla buddystów oznacza ono „uprzejmy” odruch miłości i współczucia Buddy, który na widok ludzkiej niedoli zmienił całkowicie swój stosunek do życia i ludzi, których to począł nauczać drogi prowadzącej do pełni szczęśliwości, „nirwany”. Pojęcie to przyswoili sobie buddyści tak, jak chrześcijanie przyswoili sobie „caritas” jako pojęcie odnoszące się do samej natury Boga.
„Caritas” to nie tylko odruch współczującej miłości, czy uprzejmości, lecz miłość ofiarna, charyzmatyczna, będąca motywem ofiary Jezusa Chrystusa; czyli jest to miłość miłosierna pochodząca od Boga – miłość nadprzyrodzona, o czym przypominał Benedykt XVI w encyklice „Deus Caritas Est”. Dlatego chrześcijanie, którzy w Bogu widzą wzór do naśladowania, praktykują caritas, nie ma to nic wspólnego z automatycznym działaniem, spontanicznym odruchem; to działanie angażujące rozum i wole; caritas motywuje do przychodzenia z pomocą ludziom cierpiącym – również kosztem poniesienia osobistej ofiary – także i wtedy, gdy nie zachodzi spontaniczny, uczuciowy odruch współczucia, sympatii czy biologicznej miłości.
Z kolei tekst Upaniszadu: „ Maitri” z końcowych ksiąg Wed – staroindyjskich tekstów filozoficzno-religijnych – zawiera treści sprzeczne z nauką Jezusa Chrystusa, w tym np. wiarę w reinkarnację. Maitri jako ćwiczenia sprowadza się do określonych technik medytacji. W Internecie spotkać się można z takim przedstawieniem tej kwestii: „Maitri – świadomość przestrzeni”, ćwiczenia rzekomo „wykorzystujące pięć pozycji ciała i pięć kolorów, w celu przywołania pięciu podstawowych energii” itd. Co ciekawe, że ta „świadomość” została opracowana w roku 1971 specjalnie dla świata zachodniego przez tybetańskiego buddystę Czogjam Trungpa Rinpocze. Jak wyżej wspomniano, buddyści, szczególnie tybetańscy, wierzą w wielokrotne wcielenia Buddy, więc od dawna oczekują kolejnego jego wcielenia, będącego właśnie personifikacją (uosobieniem) „maitri” – ma to być więc „Budda–Maitreja”. Wyczekujący go wierzą, że wraz z jego nadejściem cały świat ogarnie energia miłości (maitri) i wówczas między ludźmi zapanuje ogólna przyjaźń i pokój.
To oczekiwanie tybetańskich buddystów wykorzystali współcześni okultyści, tak, że imię „Maitreja” przypisane zostało głowie Hierarchii Okultystycznej, jakoby w nim to oczekiwanie się spełniło. A więc współczesny „Maitreja” to najwyższy zwierzchnik okultystów, który przez swych wyznawców uznawany jest za osobę boską i obdarzany jest kultem. W tym kontekście „Maitreja” twierdzi (a jego wyznawcy w to wierzą…), że był on wyczekiwany od wieków przez wyznawców wszystkich religii… A wszystkie ich oczekiwania mają się spełniać w jego osobie – Maitrei, będącym „nauczycielem świata”.
Relatywizm uniwersalnej religii
Dziś wielkim niebezpieczeństwem staje się rozpowszechnianie okultystycznej, czyli demonicznej duchowości oraz politycznego programu Maitrei, powiązanych z ideologią New Age. Zwolennicy takiej orientacji fałszują chrześcijańską wiarę, do której dodają pogańską wiarę w reinkarnację dusz, wielość boskich wcieleń oraz demoniczne praktyki rytualne, co wprowadza duchową dezorientację, zwłaszcza wśród katolików nieznających dokładne własnej religii. Narastanie dezorientacji religijnej wśród katolików bardzo wcześnie dostrzegł ks. dr Antoni Kmiecik, wieloletni Dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych w Polsce. W swoich rozważaniach na temat niewłaściwego pojmowania dialogów międzywyznaniowych między innymi stwierdził, że: „w ostatnich latach w Polsce wkradł się do środowisk katolickich relatywizm religijny wynikający bądź z nieznajomości teologii Soboru Watykańskiego II, bądź ze świadomego jej wypaczenia. Przeglądając np. publikacje ruchu Maitri można często spotkać wypowiedzi całkowicie sprzeczne z nauką Kościoła”. Podał zresztą wiele zastrzeżeń dotyczących ideologii ruchu Maitri, którego podsumowanie stanowi „(…) religijny relatywizm oraz koncepcja zbratania ludzi na gruncie »religii uniwersalnej« i miłości »maitrycznej« w miejsce chrześcijańskiej miłości charyzmatycznej”[3].
To właśnie do miłości maitrycznej szczególnie prowadzi kult Maitrei, jako personifikacji maitri, a więc drogę do przyjęcia Maitrei łatwiej utoruje skojarzenie sympatii do samego słowa „maitri”. Sama adopcja afrykańskich dzieci, prowadzona pod szyldem „Adopcja serca – Maitri”, a także nadawanie misyjnych paczek z nadawcą „Maitri”, stanowi dobrą promocję pojęcia i programu Maitrei. Jego kult istnieje już w Afryce (dla przykładu: w Kenii), ale szerzy się także na Zachodzie. W Stanach Zjednoczonych istnieją nawet buddyjskie ośrodki dla… gejów i lesbijek, opatrzone szyldem „Maitri Dorje Gay and Lesbian Buddhist Society”. Także i w Ameryce istnieje pewnego rodzaju buddyjski zakon żeński, prowadzący pomoc charytatywną połączoną z upowszechnianiem buddyjskiej duchowości – oczywiście w kontekście „maitri”. „Zakon” ten powstał w dużej mierze z inicjatywy Dalajlamy, posiadającego wielki wpływ na dostosowywanie buddyzmu do chrześcijaństwa.
Moc świadectwa i historii
Na całym świecie – poza Polską – słowo „maitri” jest intuicyjnie kojarzone z buddyzmem i postacią Maitrei, a nie z Chrystusem. Komu chwałę przynosi pomoc udzielana pod tym szyldem w krajach pogańskich? O kim wydawane jest w ten sposób świadectwo: o Maitrei czy o Chrystusie? Pojawia się tu naturalne pytanie: kto podsunął polskim katolikom, pragnącym założyć organizację niosącą pomoc w imię chrześcijańskiej miłości, taką właśnie nazwę? Faktem jest to, że w Polsce już pod koniec lat 70-tych zaczęły powstawać buddyjskie ośrodki, które stopniowo wprowadzały praktykę medytacji maitri, a później warsztaty przygotowujące instruktorów do nauczania wschodniej duchowości. Nadanie w tym samym czasie katolickiej akcji charytatywnej nazwy „Maitri” niedwuznacznie wskazuje na kierunek zainteresowania jej organizatorów.
Taki „pomost” między chrześcijaństwem a buddyzmem niepokoi także i dlatego, że już w latach międzywojennych w Polsce nieoficjalnie działało Towarzystwo Teozoficzne i Antropozoficzne, którego liderzy (np. Helena Bławatska, Anna Besant, Rudolf Steiner) łączyli chrześcijaństwo z buddyzmem i z demonicznym kultem, wydając nawet pismo pt. „Lucyfer”. Błędy teozoficzne znalazły swych zwolenników również i w Polsce, takich jak Wanda Dynowska i Maurycy Frydman – twórcy „Biblioteki Polsko-Indyjskiej”. Publikowana przez nich literatura prezentowała tendencyjne tłumaczenia indyjskich dzieł, częściowo „dopasowywanych” do poglądów chrześcijańskich. To właśnie w oparciu o publikacje Dynowskiej zainteresowani członkowie ruchu Maitri „poszerzali” swoją wiedzę religijną. Na tych publikacjach, jakoby „naukowych” opierają się także niektórzy wykładowcy, nieświadomie popadając w błędy i przekazując je swoim studentom. Skutki są jasne.
Klasycznym przykładem takiej dezorientacji religijnej – spowodowanej wpływami wschodniego światopoglądu i ich zachodnich adaptacji – jest list matki piszącej o losie swej córki, na którą w pewnym momencie wpływać zaczął Ruch „Maitri”. Cytat:
„Wielebna Siostro! Ośmielam się zwrócić do Siostry z prośbą o pomoc w ratowaniu mojej córki z zagrożenia, w jakim się znalazła. Jestem matką kilkorga dzieci, które starałam się wychować w głębokiej wierze katolickiej. Kiedy jedna z moich córek, najbardziej uzdolniona, wybrała studia na KUL-u, ogromnie z tego się ucieszyłam, wierząc, że będzie wartościowym członkiem rodziny i Kościoła. Miałam nadzieję, że będzie dla nas duchowym wsparciem. W pierwszych latach studiów przywoziła nam różnego rodzaju broszurki z ruchu ‘Maitri’ wydawane między innymi przez Duszpasterstwo Akademickie. Po pobieżnym przeglądzie, widząc w nich fotografie naszych drogich wzorców chrześcijańskiej miłości jak św. Franciszek z Asyżu, Matka Teresa z Kalkuty i inni, nie dostrzegałam błędów doktrynalnych, tym bardziej, że z grupą ‘Maitri’ zetknęłam się sama kilkakrotnie, w czasie pielgrzymki do Częstochowy oraz w kościele ks. Marianów na ul. Szwedzkiej, i będąc na nocnym czuwaniu u OO Paulinów na ul. Długiej (wymienione dwa ostatnie kościoły znajdują się w Warszawie – przyp. red.). Grupa ta ujmowała wszystkich swoją pobożnością i apelami do wiernych o pomoc dla głodujących w Indiach i nędzarzy z Trzeciego Świata.
W następnych latach gdy córka przyjeżdżała na ferie do domu, zaczęła nastawiać kasetę ze śpiewami, w których ciągle powtarzały się słowa: ‘Hare Kryszna, Hare Rama, Hare, Hare, Hare, Hare’ itd. i całymi godzinami kiwała się w rytmie tych słów. Nie czuła potrzeby uczestniczenia w liturgii Eucharystycznej twierdząc, że przez te śpiewy ma bezpośrednią łączność z kosmicznym, uniwersalnym Bogiem. Wówczas to mnie bardzo zaniepokoiło. Pytałam więc czemu nie śpiewa Święty Boże, Święty Mocny, Święty a Nieśmiertelny, zmiłuj się nad nami. Wtedy ona odpowiadała mi: ‘ty sobie śpiewaj Święty Boże, a ja Hare Kryszna’.(…). Miała także ‘różaniec’ bardzo długi i argumentowała, że podobnie jak u katolików jest powtarzane Zdrowaś Maryja, tak tu powtarza się Hare Kryszna, i że to jest to samo, a Kryszna to jest tylko inna nazwa tego samego Boga. Ponieważ była na KUL-u i mieszkała w Akademiku na ‘Poczekajce’, prowadzonym przez SS. Urszulanki, więc do pewnego stopnia jej argumenty mnie przekonały.
Po jakimś czasie ustały te kiwania i wezwania do Kryszny, a zaczęła się interesować antropozofią i była wysyłana z KUL-u na praktykę do ośrodków antropozoficznych w Norwegii i Holandii (…). W okresie wejścia w antropozofię córka czasem wypowiadała negatywne zdania o Kościele. Kwestionowała potrzebę istnienia Hierarchii Kościelnej oraz negowała niektóre prawdy wiary, a deklarowała poglądy przemawiające za reinkarnacją, preegzystencją duszy, przeznaczeniem (fatum), wielokrotnym pojawianiem się Boga w ludzkim ciele i inne bardzo niepokojące mnie wyznania wiary niezgodne z naszą wiarą. Szczególnie mocno argumentowała (i podkreślała) przemijanie epoki hierarchicznego Kościoła, a wkraczanie ery kosmicznego, ezoterycznego chrześcijaństwa, nie skrępowanego żadnymi zewnętrznymi formami nadzoru (…)”.
Antropozofię opracował słynny okultysta Rudolf Steiner żyjący na przełomie XIX i XX wieku, który – podobnie jak Helena Bławatska – wiele lat przebywał w Tybecie, a po powrocie do Europy był zaangażował się w działalność Towarzystwa Teozoficznego. Później z kolei założył Towarzystwo Antropozoficzne, adaptując okultystyczne i buddyjskie poglądy do chrześcijaństwa. Stopniowa działalność jego i drugiego towarzystwa pojawiła się także w Polsce już w latach międzywojennych. Kościół zakazał jednak katolikom przynależności do tych organizacji, więc nie miały większego wpływu na społeczeństwo. Pomimo zakazu, w okresie powojennym pojawiły się oficjalne publikacje poglądów Rudolfa Steinera, w których zapowiadał nadejście nowej epoki świata pod zwierzchnictwem Maitrei[4].Jednak te publikacje nie miały dużego nakładu, nie były powszechnie znane.
Popularność i religijne oszustwo
Zainteresowanie postacią Maitrei stało się powszechne, gdy informacje o jego „nadejściu” pojawiły się w mediach głównie dzięki tzw. „prorokowi” Benjaminowi Creme, brytyjskiemu malarzowi, który już od 1974 roku o nim mówi i pisze. Według Creme’a w lipcu 1977 roku (ciekawostka: w tym właśnie czasie powstał w Polsce Ruch Maitri)) Maitreja opuścił swoją stałą siedzibę w Himalajach i osiedlił się w indyjsko-pakistańskiej wspólnocie w Londynie. Mieszka tam i pracuje jako pozornie zwykły człowiek, ale twierdzi, że jest wcieleniem Boga oczekiwanego od pokoleń i przez wszystkie wielkie religie świata. Jego wyznawcy wierzą, że jest on oczekiwanym przez chrześcijan Chrystusem, żydowskim Mesjaszem; hinduskim Kryszną-Kalkinem; buddyjskim Buddą-Maitreją; muzułmańskim Mahdim. A chociaż imiona są różne, to jednak Benjamin Creme przekonywał, że chodzi o tę samą osobę – „Boskiego Nauczyciela Świata”, którym jest oczywiście Maitreja. Szczególnie sensacyjna była informacja zapowiadająca jego rychłe publiczne wystąpienie, podczas którego ma się ukazać w przestrzeni kosmicznej i telepatycznie łączyć się z ludzkością całego świata, przekazując ważną „tajemną wiedzę”, która może nawet zmienić bieg historii… Natrafić można nawet na wiele sugestywnych obrazów Maitrei, na których stylizowany jest w sposób podobny do katolickich przedstawień Jezusa Chrystusa.
Przy tak szerokiej propagandzie Maitrei, jako rzekomo boskiego uosobienia miłości (maitri), niektórzy mogą ulec przekonaniu, że chodzi w tym przypadku o paruzję „miłosiernego” Chrystusa. Oszustwu ulec mogą zwłaszcza ci, którzy słowo „maitri” kojarzą z katolickimi ruchami. Większość członków tych ruchów jest szczerze zaangażowanych w niesienie pomocy ubogim i misjonarzom pracującym w krajach Trzeciego Świata, niekiedy w swej gorliwości (w pewnych przypadkach, wskutek pewnej naiwności) ogromnie pokochali oni samo słowo „maitri”. A działanie pod nazwą „Maitri” mimowolnie otwierać może ofiarodawców i ich podopiecznych ma przyjęcie poglądów obcych chrześcijaństwu bądź osoby identyfikowanej jako Maitreja. Praktyki okultystyczne są powszechne w Polsce, jak i na świecie. Zachowujmy rozsądek, strzeżmy się wpływu demonicznej duchowości i zapobiegajmy powtórzeniu się historii z lat 80-tych, kiedy to przez kilka lat Clive Harris w całej Polsce „leczył” w kościołach jako „charyzmatyk”, rzekomo posiadający od Boga „dar uzdrawiania”. Po pewnym czasie, w trakcie poufnej rozmowy ze swoją tłumaczką (p. Marią) stwierdził, że uzdrawia, ale nie czyni tego dzięki Bożej mocy. Dziś egzorcyści widzą, jak wielkim błędem było dopuszczenie go do kościołów, gdyż – jak twierdzą – wiele osób „leczonych” przez niego padło ofiarą demonicznych zniewoleń. Przypadek szerzenia okultystycznej duchowości Maitrei może być jeszcze groźniejszy…
Michaela Pawlik OP
[1] Por. Anne Bancroft, „Współcześni mędrcy i mistycy”, Pusty Obłok, Warszawa, 1987, s. 54.
[2] Por. Biuro Prasowe Episkopatu Polski, Pismo Okólne (Biuletyn Informacyjny), 11-17 III 1991, Rok XXIV, nr 11(91), s. 8, gdzie Matka Teresa w liście do Prymasa Polski, protestowała przeciwko powoływaniu się na nią podczas finansowych zbiórek.
[3] Zob. „Światło Narodów”, Rok IX, Nr 64, styczeń –luty 1989, s. 13-15
[4] Zob. Rudolf Steiner, „The Etherisation of the Blood”, Rudolf Steiner Press, London 1971, s. 34-35). (zob. Rudolf Steiner, „The Etherisation of the Blood”, Rudolf Steiner Press, London 1971, s. 34-35