Roberto de Mattei wskazuje na niespójności istniejące w tekstach arcybiskupa Carlo Marii Viganò, byłego nuncjusza apostolskiego w Stanach Zjednoczonych. Jak sugeruje, „narzuca się pytanie: czy arcybiskup Viganò jest faktycznie autorem tekstów z zeszłego roku?” Włoski historyk wraz z Emmanuele Barbieri twierdzi, że prawdziwym autorem jest mężczyzna ukrywający się pod pseudonimem „Cesare Baronio”. Viganò dementuje, a w jego obronie stanęli Brian McCall, Maike Hickson, Robert Moynihan i Marco Tosatti.
Prof. Roberto de Mattei już wcześniej zwrócił uwagę na udział abp. Carla Viganò w wirtualnej konferencji zatytułowanej „Wielkie przebudzenie ludzkości? Era po COVIDzie: nasza przyszłość między nauką a transcendencją”. Obok byłego nuncjusza apostolskiego udział wzięli w niej rosyjski politolog Aleksandr Dugin (!), Eduardo Zarelli (zwolennik tzw. głębokiej ekologii) czy dziennikarz Aldo Maria Valli (który wychodząc z pozycji liberalnego katolicyzmu protestował przeciwko ograniczaniu swobód obywatelskich wskutek ograniczeń sanitarnych). Wypowiedź na ten szczyt przygotował także Rober F. Kennedy jr. (polityk Partii Demokratycznej, który w 2008 r. wspierał finansowo kampanię Hillary Clinton, dziś jeden z liderów amerykańskiego ruchu antyszczepionkowego). Jak relacjonował de Mattei:
Kennedy ograniczył się do przesłania odczytanego w trakcie sympozjum przez jednego z jego włoskich adeptów, dr. Antoniettę Gatti. Jest ona żoną badacza Stefano Montanariego; obydwoje są zaangażowani w walkę z „dyktaturą zdrowotną” i naukowym dogmatyzmem. Tak jak i inni prelegenci, w sposób nieznoszący sprzeciwu głosili nieudowodnione naukowo „prawdy”, takie jak np. to, że nie istnieje pandemia koronawirusa, nie ma żadnego kryzysu zdrowotnego, szczepionki są nie tylko nieskuteczne, ale i szkodliwe; że ci, którzy się zaszczepili stanowią realne zagrożenie epidemiczne dla innych ludzi – a nie odwrotnie. Pokazuje to, jak idee antyszczepionkowe mogą stać się silniejszym dogmatem zdrowotnym niż szczepienia.
Wesprzyj nas już teraz!
Dugin – czytamy – „pojawił się obok arcybiskupa Viganò jako najbardziej wpływowy uczestnik konferencji Trudno uwierzyć, by arcybiskup – tak jak i inni prelegenci – zaakceptowaliby dziką niechęć rosyjskiego politologa względem Zachodu i »łacińskiej herezji« Kościoła Rzymu. Oczywiście, w konferencjach akademickich uczestniczą różni uczeni prezentujący różne tezy. Lecz szczyt »Wielkiego Przebudzenia« nie był spotkaniem naukowym, lecz »wojennym«. W takich przypadkach ocenia się ogólne przesłanie takiego wydarzenia. Ktoś mógłby się zastanawiać, jakie jest przesłanie tej konferencji i czy nie mówi ono o niesamowitym zamieszaniu, istniejącym ze szkodą dla świata katolickiej tradycji”.
21 czerwca na łamach serwisu „Corrispondenza Romana” de Mattei opublikował artykuł zatytułowany „Przypadek Viganò: arcybiskup i jego dubler”. Jak przypominał, doniesieniom arcybiskupa dotyczącym amerykańskiego Kościoła i bezczynności Watykanu nie zaprzeczono, zostały one pośrednio potwierdzone przez działania podjęte później przez Stolicę Apostolską. Jak czytamy:
Po pierwszej, odważnej deklaracji nastąpiły kolejne wypowiedzi, od dokumentu zatytułowanego „Scio cui credidi” z 28 września 2018 r. po obszerny wywiad udzielony „The Washington Post” z 10 czerwca 2019 roku. Tym, co charakteryzowało te wypowiedzi, była ich rzadkość i ograniczony zakres treściowy. Arcybiskup Viganò wyrażał się stanowczo, z prostotą i szlachetnością języka, ale tylko w tych kwestiach, co do których posiadał bezpośrednio wiedzę. To stanowiło podstawy jego wiarygodności. W roku 2020, roku pandemii, nastąpiła niespodziewana zmiana i na scenie pojawił się nowy arcybiskup Viganò. Kiedy mówimy o „nowym” arcybiskupie, naturalnie nie odnosimy się do jego prywatnej osoby tylko do publicznej tożsamości wyłaniającej się z lawiny kolejnych oświadczeń, rozpoczętej apelem z 8 maja 2020 roku przeciwko „Nowemu Porządkowi Świata”. Ten apel sprowokował poważne wątpliwości w bliskim mu świecie katolickim, aż po punkt w którym niektórzy jego przyjaciele i osoby go podziwiające postanowiły tego apelu nie wspierać. Ton jego coraz liczniejszych publikacji stał się nadęty i sarkastyczny, a ich zakres objął pola teologii i liturgii, w których to – jak zawsze mówił – nie jest ekspertem, sięgając nawet obszarów geopolityki i filozofii historii, obcych jego sposobowi myślenia i wyrażania się. Dwie kwestie ważne dla tradycjonalistów, liturgia i II Sobór Watykański, stały się jego konikami w kontekście filozofii historii zdominowanej przez ideę „wielkiego resetu”, w którym to dyktatura medyczna i masowe szczepienia miałyby prowadzić do eksterminacji ludzkości. Papież Franciszek, zazwyczaj wskazywany jako „Bergoglio”, miałby być jednym z architektów tego planu.
Wniosek – oceniał włoski historyk – wydaje się następujący: w tekstach Viganò jasno dostrzec można niespójności „istniejące między jego wypowiedział z lat 2020-2021 a tymi z okresu 2018-2019. Coraz bardziej narzuca się pytanie: czy arcybiskup Viganò jest faktycznie autorem tekstów z zeszłego roku?” De Mattei podkreśla, że korzystanie ze wsparcia czy usług „ghost writerów” nie jest niczym niewłaściwym, pod warunkiem, że finalny tekst oddaje myśli i styl osoby składającej podpis, która to bierze odpowiedzialność tak za treść, jak i za formę. Prof. de Mattei stwierdził, że w tej sytuacji analiza późniejszych materiałów sugeruje nie tylko istnienie „ukrytego” współpracownika, ale także i ewolucję rodzącą wątpliwości co do tego, kto jest rzeczywistym autorem prezentowanych ocen. „Nigdy nie postawilibyśmy tej kwestii gdyby nie to, że wielu dobrych tradycjonalistów prezentuje te wypowiedzi – nie arcybiskupa Viganò, lecz jego dublera – jako qasi-magisterium. Dla dobra Kościoła i dusz, które traktują arcybiskupa Viganò jako punkt odniesienia, konieczne jest wyjaśnienie. Jest ono konieczne także przez wzgląd na prałata, który tak dobrze służył Kościołowi i dalej mógłby mu służyć” – czytamy. Jak zastrzegł historyk i publicysta, abp Viganò „został prywatnie poinformowany przez kilka osób o istnieniu tego problemu”.
23 czerwca pojawił się kolejny materiał, autorstwa Roberto de Matteiego i Emmanuele Barbieri („Sprawa Viganò: kto jest prawdziwym autorem pism arcybiskupa Viganò?”). Na podstawie przeprowadzonej analizy stylometrycznej jako prawdziwy autor publikacji podpisywanych przez hierarchę wskazany został mężczyzna ukrywający się pod pseudonimem „Cesare Baronio”. Tezę tę potwierdzać mają charakterystyczne określenia pojawiające się w kolejnych oświadczeniach dawnego watykańskiego dyplomaty, jak i tekstach publikowanych przez „Cesare Baronio”. Niektóre spośród tych wskaźników to wykorzystanie określeń takich jak „antyKościół”, „sekta soborowa”, „innowatorzy”, „bożek” soboru, konsekwentne nazywanie Mszału Pawła VI „rytem zreformowanym” i „rytem Montiniego”, określanie współczesnych ornatów „gotyckich” jako „ponczo” czy wykorzystanie słowa „maquillage” w kontekście reformy posoborowej reformy liturgicznej.
„Można to opisywać w nieskończoność, ale tym, co liczy się bardziej niż zbieżności leksykalne jest identyczny ton; ton wyrażający pełną samozadowolenia wiedzę liturgiczną, teologiczną i historyczną, którą Baronio przez 10 lat popisywał się na swoim blogu, a który jest całkowicie obcy publicznym wystąpieniom Viganò I” – czytamy. Kto kryje się za tym pseudonimem? „Można byłoby stwierdzić, że rozwiązanie tej tajemnicy nie jest szczególnie istotne, bowiem nie jest ważne kto twierdził, tylko co zostało powiedziane. Problem wynika jednakże z niektórych ekstrawaganckich twierdzeń autorstwa Baronio-Viganò II, przede wszystkich dotykających kwestii eschatologii i »wielkiego resetu«, które to rodzą niepokojące pytanie o prawdziwą tożsamość liturgiczno-teologicznego konsultanta mediolańskiego arcybiskupa” – czytamy na łamach „Corrispondenza Romana”.
Za pseudonimem „Cesare Baronio” kryć ma się Pietro Siffi. Dlaczego? Gdy „Viganò II” zaprezentował swój apel przeciwko „Nowemu Porządkowi Świata”, poprosił innych katolickich hierarchów o złożenie pod nim podpisów. W maju zeszłego roku oficjalna wymiana mailowa ujawniła, że adres zwrotny współpracownika hierarchy odpowiedzialnego za zbieranie deklaracji poparcia należał właśnie do „Pietro Siffiego, znanej i kontrowersyjnej postaci w kręgach włoskich tradycjonalistów”.
Pietro Siffi urodził się w roku 1969 w Wenecji, pobierał nauki w seminarium Bractwa Kapłańskiego św. Piusa X, gdzie przyjął bierzmowanie sub conditione, a dwa dni później tonsurę. Opuścił seminarium Bractwa z nieznanych powodów – czytamy – a następnie znalazł się w seminarium Instytutu Chrystusa Króla, które także opuścił. W latach 1990-1994 studiował na Sorbonie, w 2007 pojawił się jako redaktor reprintu „Compendium of Practical Liturgy” ks. Ludovico Trimeloniego. Siffi został zaprezentowany jako dyrektor „Archivum Liturgicum” z Ferrary. W marcu 2007 roku zapowiedź publikacji tej pracy została opublikowana na łamach bloga „Archivum liturgicum”, a pierwsza wzmianka na ten temat pojawiła się na stronie już w roku 2006. Na łamach tego serwisu „Baronio” przedstawiony został z kolei jako dyrektor „Archivum Liturgicum Sacrosanctae Romanae Ecclesiae”… Na łamach bloga pojawiły się także zapowiedzi wydania dokumentu określającego status prawny tradycyjnego rytu, co – jak sugerują de Mattei i Barbieri – wskazuje na to, że „Baronio/Siffi” posiada dobre źródła informacji w kręgach kościelnych. Dalej, reprint liturgicznego kompendium spotkał się z recenzją na łamach „Avvenire”, na którą odpowiedział „Pietro Siffi degli Ordelaffi, hrabia Sassorosso”. Włoskie źródła dot. arystokracji milczą jednak na temat takiego rodu…
Na łamach „Corrispondenza Romana” natrafiamy także na inny kontekst. Siffi ma być równocześnie przedsiębiorcą prowadzącym w Ferrarze firmę „Ars Regia”, specjalizującą się w urządzaniu wnętrz. W internetowych polemikach „Cesare Baronio” bronił zawodowego zaangażowania Pietro Siffiego w „pompatycznym i nieco zniewieściałym stylu”. W roku 2011 Siffi zakłada nowy biznes, tym razem ze wspólnikiem Fabio Zardim. Ostatecznie, firma zostaje podzielona na dwie różne, „Fabio zajmuje się aranżacją kwiatów, Pietro poświęca się planowaniu i organizowaniu uroczystości, w tym ślubów”. Na stronie Siffiego odnaleźć można także ofertę przygotowania „ślubów gejowskich” i relację z takiej „ceremonii” przeprowadzonej na Santorini. Fabio Zardi także obsługuje takie „eventy”. Jak następnie czytamy:
A więc ghost writer arcybiskupa Viganò, który zawsze słusznie potępiał istnienie homolobby w Kościele, jest postacią gay-friendly? W takim przypadku arcybiskup Viganò, prałat darzony wielkim szacunkiem, ryzykuje utratę wiarygodności; musi też zdawać sobie sprawę z tego, że może ją odzyskać tylko wówczas, gdy zmieni ton i treść swoich publicznych wystąpień, których przygotowanie beztrosko powierzane było kontrowersyjnemu współpracownikowi. Nie sposób oddzielić tego, co jest publikowane pod nazwiskiem arcybiskupa Viganò od tożsamości osoby, która wydaje się być autorem jego tekstów. W tej kwestii pytamy arcybiskupa Viganò: czy jest prawdą to, że korzysta, w pełnym lub częściowym zakresie, z pomocy Pietro Siffiego? Czy arcybiskup był świadom licznych aktywności Siffiego? Najważniejsze pytanie, które zadajemy: czy arcybiskup Viganò zamierza zdystansować się publicznie od osoby, która (jak sugerujemy) może być jego ghostwriterem?
Nie chodzi tu – jak zastrzegają autorzy – o ingerencję w życie prywatne Siffiego, mają przytaczać fakty powszechnie znane, lecz o prawdę dotyczącą publicznych wystąpień hierarchy. Arcybiskup Viganò udzielił już publicznej odpowiedzi, podkreślając, że jest on rzeczywistym autorem publikowanych oświadczeń. Jak podkreślił:
Nie potrafię wyrazić zdumienia wywołanego twierdzeniami dotyczącymi mojej osoby, prezentowanymi przez wybitnego katolickiego intelektualistę, chwalonego jako obrońca Tradycji, który nie szczędził hierarchii czasem surowej, lecz zawsze starannie przemyślanej i uzasadnionej krytyki. W rzeczywistości, wystarczyłoby skonsultować się ze mną listownie lub ustnie, by rozproszyć jego podejrzenia i uzyskać pewność, że wszystkie moje pisma, deklaracje i wywiady, których udzieliłem, są efektem dojrzewania poglądów, do których ojcostwa z dumą się przyznaję. Przekonanie, że posiadam „dublera” musi być skutkiem podpowiedzi doradcy, któremu profesor de Mattei nierozważnie dał wiarę, nie zdając sobie sprawy z tego, że naraża się na publiczną refutację całkowicie bezpodstawnych zarzutów, które – jeśli wolno mi to zauważyć – nie brzmią w mojej perspektywie nazbyt miłosiernie. Dlatego też korzystając z możliwości danej przez ten artykuł przecząc tym bezczelnym i wymyślnym twierdzeniom, zapewniając tych, którzy z dobrocią mnie czytają i słuchają, że nie istnieje żaden „ghost writer”; i że dzięki Bożej łasce wciąż w pełni władam swym rozumem, nie jestem przez nikogo zmanipulowany i jestem absolutnie zdeterminowany, by kontynuować moją apostolską posługę mającą na celu zbawienie dusz.
Następnie Viganò stwierdził, że wyobraża sobie sytuację w której włoski historyk stoi u jego boku, broniąc autentycznego Magisterium Kościoła i tradycyjnej liturgii przed „atakami modernistów”. „Prawdopodobnie stałby i u mojego boku demaskując pandemiczne oszustwo i wewnętrzne zło eksperymentalnych szczepionek produkowanych dzięki tkankom płodowym pozyskanym wskutek aborcji. Jego ostatnie interwencje – prezentowane pod własnym nazwiskiem lub pod pseudonimem – pokazały, nie bez powodowania głębokiego smutku, że jeśli ktoś posiada takiego »sobowtóra«, to należy go szukać w przypadku ostatnich pism Profesora; pism, które zdają się być komponowane przez niezbyt inteligentnego funkcjonariusza reżimu, posłusznie podążającego na mainstreamową narracją, a nie przez przenikliwy umysł i głęboką wiarę de Matteiego, którego ongiś znałem. Quantum mutatus ab illo” – pisze abp Viganò. Hierarcha nie odniósł się w żadnej mierze do znajomości i współpracy z Pietro Siffim.
Głos w sprawie zabrała także dr Maike Hickson i prof. Brian McCall, współpracujący z hierarchą nad anglojęzycznym wydaniem jego pism z ostatnich lat. Stanowisko Briana McCalla rysuje się następująco:
Niestety, profesor Roberto de Mattei podjął decyzję o publikacji oszczerczego ataku na arcybiskupa Carlo Maria Viganò. Zanim odniosę się do tego zaskakującego i rozczarowującego ataku chciałbym wyrazić wielki szacunek, jaki żywię względem prof. de Matteiego. Gorąco rekomendowałem jego książkę „Sobór Watykański II. Historia dotąd nieopowiedziana”. Zeszłoroczne zdecydowane poparcie z jego strony dla totalitarnych zarządzeń rządowych i obowiązkowych szczepień wywołało u mnie wielkie zaskoczenie. Wątpliwości zinterpretowałem na jego korzyść. Życie w Europie, zwłaszcza we Włoszech, było w zeszłym roku druzgocące. Jednakże gdy przeczytałem ten skandaliczny atak na arcybiskupa Viganò, zaniemówiłem. W końcu biskup Kościoła odpowiadał na kryzys w Kościele w sposób, do którego wzywali tradycjonaliści. W końcu biskup jasno dostrzegający rewolucję, którą de Mattei tak starannie udokumentował w swojej książce. Jednakże zamiast otworzyć ramiona w geście akceptacji kogoś, kto jest mu wdzięczny za wykonaną pracę, rzuca on obelgami.
Jak dodaje McCall, z uwagą śledził publikacje byłego nuncjusza, a obecnie pracuje nad wydaniem jego tekstów. „Nie znajduje – podkreśla – absolutnie żadnych niespójności we wskazywanym przedziale czasu. Dostrzegam absolutnie logiczny i spójny rozwój rozumienia, mający miejsce na przestrzeni czterech lat. (…) To szczere rzecz ujmując spójny i logiczny kierunek rozwoju, do którego tradycjonaliści zachęcali prezbiterów i biskupów na całym świecie, o którego obranie prosili w modlitwach. Arcybiskup Viganò unika pułapki, przez którą od lat krytykujemy »konserwatystów«: postrzegania moralnego zepsucia jako niezależnego problemu, niezwiązanego z liturgią ani z doktryną. Zamiast potępiać arcybiskupa za rozbieżności bądź niespójności, powinniśmy mu gratulować i zachęcać do tego, by podążał w kierunku wskazywanym przez dowody. Nawet jeśli prowadzi to do potępienia »konserwatywnego« stanowiska i »hermeneutyki ciągłości«, którą akceptował w trakcie swej watykańskiej kariery”.
McCall przyznaje, że dostrzega ostre sformułowania i krytykę, ale – jak twierdzi – „głęboki kryzys wymaga poważnych słów”. Oskarżenie o korzystanie z pracy ghost writera, określającego także i charakter ocen, Amerykanin uznał za „najbardziej oburzające” i pozbawione podstaw. „Jeśli chodzi o to absurdalne i niczym niepoparte oskarżenie, że jakoby istniał jakiś ukryty autor, w jaki sposób profesor de Mattei wyjaśni fakt, iż wiele spośród zeszłorocznych interwencji to zapis konferencji osobiście wygłoszonych przez arcybiskupa i utrwalonych na nagraniach (do momentu, w którym Youtube je usuwał). Dla przykładu, jego wystąpienie na Catholic Identity Forum zaprezentowane zostało jako nagranie. Jego wystąpienie w trakcie Jericho March w Waszyngtonie także zostało nagrane, podobnie i przemówienie zaprezentowane w trakcie Weneckiego Festiwalu Filozoficznego”. Argument z analizy stylometrycznej Brian McCall ocenił jako „niegodny tak wybitnego historyka”, bowiem przytaczane określenia są obecne w literaturze tradycjonalistycznej. „Czy de Mattei twierdzi więc, że ten Baronio jest ukrytym autorem stojącym za pismami Michaela Daviesa, Chrisa Ferrary, a nawet arcybiskupa Lefebvre’a? Każdy z nich wykorzystywał niektóre bądź wszystkie spośród tych wyrażeń” – czytamy. Dalej Amerykanin gani wskazanie osoby prywatnej, połączone z sugestią, że chodzi w tym przypadku o homoseksualistę bądź osobę wyrozumiałą wobec takich zachowań.
Z kolei Maike Hickson określiła współpracę z arcybiskupem Viganò jako „jeden z największych zaszczytów i radości”, a samą znajomość jako budującą i pogłębiającą religijność. Hickson znajduje się z duchownym w stałym kontakcie, przekazuje wiadomości od innych osób, a hierarcha szybko nadsyła odpowiedzi. „Mogę zaświadczyć, że to, co arcybiskup pisze, pochodzi właśnie od niego. Nie istnieje rozbieżność między jego myślami wyrażanymi prywatnie a tekstami, które ogłasza publicznie. Może przyjmować rady innych – co także obserwowałam – ale jest to rzeczą, którą robić powinien każdy odpowiedzialny człowiek Kościoła”.
Swoje stanowisko przedstawił także Robert Moynihan: „Na podstawie mojej znajomości arcybiskupa – spędziłem z nim wiele dni w roku 2018, napisałem książkę o przeprowadzonych wówczas rozmowach i odtąd utrzymywałem z nim kontakt; rozmawiałem z nim też o tej sprawie wczoraj (21 czerwca – przyp. tłum.) – mój osąd jest taki, ze arcybiskup mówi prawdę”. „Jest tylko jeden arcybiskup Viganò. Czyta, bada, analizuje i pisze. A potem składa podpis” – podkreślił.
Wsparcia arcybiskupowi udzielił także Marco Tosatii. Przy okazji prezentuje swoją interpretacji „sprawy Viganò”, uznając że przyczyną publikacji prof. de Matteiego jest różnica ocen kryzysu epidemicznego, globalnego „resetu”, lockdownów, akcji szczepień – i powiązanych z tymi kwestiami wątków politycznych. Jako potwierdzenie tej interpretacji Tosatti wskazał na poparcie udzielone przez de Matteiego dla kampanii szczepień przeciwko COVID-19. Włoski historyk zaprezentował publicznie stanowisko, zgodnie z którym wykorzystanie preparatów budzących wątpliwości etyczne jest rzeczą moralnie dopuszczalną, z kolei były nuncjusz oceniał to jako rzecz naganną i całkowicie nieakceptowalną. To – sugeruje Tosatti – stanowiło pierwszy rozdźwięk między de Matteim a Viganò, a cała kontrowersja sprowadzać ma się do konfliktu o kontrolę nad tradycjonalistyczną narracją.
mat
Niniejszy tekst nie powstał dla dyskredytacji któregokolwiek z uczestników opisanej powyżej dyskusji. Redakcji PCh24.pl zależy na tym, by polski Czytelnik dokładnie znał przebieg dyskusji na istotne tematy prowadzonej w tradycjonalistycznej i konserwatywnej części katolickiej opinii publicznej.