Miał dzwonić na chwałę Boga Najwyższego, Królestwa Polskiego i dynastii Jagiellonów. Dzwonił i dzwoni, choć w swojej liczącej dokładnie pół tysiąclecia historii zdarzyło mu się także „ubolewać” z powodu śmierci sowieckiego dyktatora – Józefa Stalina. Nie jest jednak winą Dzwonu Zygmunt fakt, że za sprawą swojej świetności nawet i „czerwoni” pragnęli znamienitymi dźwiękami uczcić osobę swojego wodza. Tymczasem współcześni antyklerykałowie dźwiękami nie tyleż Zygmunta, ale dzwonów w ogóle, coraz częściej pogardzają i woleliby ich nie słyszeć.
Dzwon zajmuje w chrześcijańskiej tradycji miejsce szczególne. Nie przypadkiem poświęcenie tegoż przedmiotu nazywa się zwyczajowo „chrztem”, a podczas ceremonii nadaje się owemu wytworowi rąk ludzkich imię. Ponadto z dzwonami łączy się niezwykłą moc odstraszania sił ciemności – choć, jak się zdaje, z tego elementu pobożności pozostało do dziś niewiele. Podobnież zanika wyznaczanie rytmu dnia codziennego poprzez dźwięk docierający do ludzkich uszu. Kiedyś jednak było inaczej, o czym świadczą przebogate pozostałości minionych epok oraz kampanologia – nauka badająca owe niezwykłe, acz proste w konstrukcji urządzenia.
Dzwon, szczególnie okazały, był w przeszłości doskonałą okazją do uczczenia Pana Boga, Matki Najświętszej lub świętych bliskich sercu fundatora. Nie inaczej było w przypadku XVI-wiecznego zamówienia dokonanego u norymberskiego ludwisarza Hansa Behema przez króla Polski i wielkiego księcia litewskiego Zygmunta I zwanego Starym.
Wesprzyj nas już teraz!
Magna campana regia, a więc wielki dzwon królewski – jak początkowo zwano ten blisko 13. tonowy (licząc całą konstrukcję) odlew z brązu – zawiera na sobie swoisty program ideowy fundatora. Widzimy więc zarówno wizerunki świętych patronujących monarsze i Rzeczypospolitej (św. Zygmunt – król Burgundii oraz św. Stanisław – biskup-męczennik), jak i łacińską inskrypcję, którą portal katedra-wawelska.pl tłumaczy następująco: „Bogu najlepszemu, największemu i Dziewicy Bogarodzicy, świętym patronom swoim, znakomity Zygmunt król Polski ten dzwon godny wielkości umysłu i czynów swoich kazał wykonać roku zbawienia 1520”. Jak na jagiellońską fundację przystało, nie mogło zabraknąć symboliki Polski oraz Litwy. Dodatkowo swój znak rzemieślniczy oraz podpis (po łacinie i niemiecku) złożył twórca odlewu.
Dzwon Zygmunt, zwany też (od imienia fundatora) Dzwonem Zygmunta, odzywa się w Krakowie co jakiś czas od 13 lipca roku 1521. Był więc świadkiem największej potęgi Rzeczypospolitej – Złotego wieku – ale też późniejszego kryzysu i gnicia państwa, jego zaniku, ery walki o wolność, odzyskania upragnionej niepodległości, brutalnej okupacji niemieckiej i sowieckiej, epoki komunizmu i czasów współczesnych. Towarzyszył narodowi na różnych etapach jego dziejów i – wprawiony w ruch przez kilku dzwonników – odzywał się reagując na rozmaite wydarzenia.
Zdarzały się w przeszłości także i niezaplanowane przez zarządców użycia brązowego giganta. Najsłynniejsza historia tego typu wiąże się z 13-letnim wówczas Stanisławem Wyspiańskim oraz trójką jego – również sławnych w kolejnych latach – kolegów, którzy w ramach młodzieńczego żartu rozhuśtali serce dzwonu zmuszając Zygmunta do wydania głosu (wprawienie w ruch ważącego ponad 9,5 ton dzwonu przez czwórkę nastolatków byłoby niemożliwe). Młodzieńcy – Józef Mehoffer, Stanisław Estreicher, Henryk Opieński i oczywiście rzeczony Wyspiański – zostali szybko pochwyceni i – jako że sprawę uznano za poważną – zaprowadzeni przez samego biskupa krakowskiego Albina Dunajewskiego. Jak podaje facebookowy profil Katedra na Wawelu, hierarcha o łagodnym usposobieniu zapytał głównego prowodyra żartu, nazywanego później „czwartym wieszczem”, dlaczego namówił kolegów do działania. Na wyznanie młodzieńca, który ze szczerością stwierdził, że chciał, aby Zygmunt zadzwonił i dla nich, biskup Dunajewski odrzekł: „A czy wiesz, że na to trzeba być znakomitym mężem?” – tymi słowy kończąc całą „aferę”. Wyspiański natomiast stał się w przyszłości owym „znakomitym mężem”, gdyż Zygmunt zadzwonił – tylko dla niego – 2 grudnia roku 1907, podczas pogrzebu artysty. Co ciekawe, był to jedyny głos brzmiący w trakcie grzebania pisarza, gdyż nie życzy on sobie mów pogrzebowych.
Druga historia związana z niechcianym przez Kościół zmuszeniem dzwonu Zygmunta do zabrania głosu wiąże się z użyciem go przez niemieckich okupantów świętujących pokonanie Belgii i zdobycie Paryża w roku 1940, zaś trzecia – z marcem roku 1953. Wtedy to Józef Stalin – krwawy sowiecki dyktator trzymający naszą Ojczyznę pod butem – zakończył swój ziemski żywot. „Płaczom” i „lamentom” w bloku wschodnim nie było końca, a ewentualna oschłość wobec „tragicznego” wydarzenia nie była, delikatnie mówiąc, dobrze widziana przez władców „czerwonej” części Europy. Wobec tych wydarzeń dzwonnicy z wielu świątyń – niekoniecznie dobrowolnie – wprawiali swoich podopiecznych w ruch, zaś ewentualne malkontenctwo nadrabiał młodzieżowy aktyw socjalistyczny biorący, dosłownie, sprawy we własne ręce. Pytany o to jak reagować na zaborczą postawę komunistów administrujący diecezją (w zastępstwie mającego zakaz przebywania na jej terenie abp Eugeniusza Baziaka) wikariusz kapitulny bp Franciszek Jop stwierdził, aby nie przeszkadzać, gdyż „dzwon Zygmunt towarzyszył Polakom zawsze w chwilach ważnych, tych smutnych, ale i tych szczęśliwych” – cytuje hierarchę Katedra na Wawelu (Facebook).
Obecnie dzwon ma swój harmonogram pracy, który wiąże się ze uroczystościami dotyczącymi wspólnoty Kościoła powszechnego, diecezji, katedry lub też jego samego (2 maja, wspomnienie św. Zygmunta – Święto Patrona Dzwonu). Ponadto brązowy gigant reaguje na wydarzenia w kraju oraz na świecie: ostatnie ekstraordynaryjne bicie miało związek z modlitwą o ustanie pandemii COVID-19.
Jednak o ile on – potężny, majestatyczny i powszechnie kochany Zygmunt – nie natrafia dziś na wrogów pragnących uciszyć jego katolicko-patriotyczne brzmienie, o tyle mniejsze i słabiej (jeśli w ogóle) znane w skali kraju dzwony rozsiane po parafiach w całej Ojczyźnie spotykają się ze sprzeciwem antyklerykałów. Co rusz lokalne media obiegają informacje o absurdalnym aktywizmie. Argumentacja działaczy jest rozmaita: że dzwon nie pozwala spać, że to ciemnota i zabobon, że zawłaszczanie przestrzeni dźwiękowej przez katolików. Spora część tej „nowocześniackiej” narracji nie stanowi jednak tak naprawdę żadnej nowości i jest historykom dobrze znana: podobnie przeciw dzwonom występowali francuscy rewolucjoniści.
Nasi, miejscowi, rodzimi rewolucjonistkowie, na razie walczą o postęp w swoich lokalnych społecznościach. Czy kiedyś zjednoczą siły i skierują się przeciw prastaremu Zygmuntowi, który – cały czas, w zgodzie z zamysłem fundatora – dając głos sławi Wszechmocnego Pana Boga w Trójcy Świętej Jedynego? Takiego scenariusza wykluczyć się nie da. Jeśli jednak antyklerykałowie wygrają owo starcie, to niech pamiętają, że natura nie znosi próżni, a znane od dziecka brzmienie dzwonów zawsze może zostać zastąpione przez wezwania islamskiego muezzina.
Michał Wałach
***