Lewica bardzo troszczy się o różnorodność kulturową i tożsamość prymitywnych, nietkniętych globalizacją kultur. Rzadko jednak staje w obronie innego wyjątkowego kraju – chrześcijańskiej Rzeczypospolitej. Czy oznacza to, że Indian należy chronić, a polskich katolików wyrzucić na śmietnik historii, o ile nie w jakieś gorsze miejsce?!
Obrońcy indiańskich tubylców zwracają uwagę na potrzebę zachowania ich stylu życia. Zwracają uwagę na jego wartość i oryginalność, przy jednoczesnym ignorowaniu z pewnością nie mniej wartościowych i oryginalnych kultur, takich jak Polska czy inne unikatowe wyspy zachodniej tradycji cywilizacyjnej. Przykładem takiego myślenia Margot Lurie – absolwentka Amherst College i stypendystka Fundacji Thomasa J. Watsona (2021) w tekście opublikowanym na łamach Open Democracy (tłum. Anna Opara – krytykapolityczna.pl) ubolewa nad losem rdzennej ludności kontynentu amerykańskiego zagrożonej przez…bidenowski plan ochrony przyrody.
Jej zdaniem tworzenie narodowych parków opiera się na krzywdzie rdzennych mieszkańców i ich wywłaszczeń. Według autorki „obrońcy przyrody zazwyczaj chcą objąć ochroną tereny o wysokim stopniu bioróżnorodności, pochłaniające dwutlenek węgla i wspierające unikatowe ekosystemy. To, że wybierają ziemie należące do rdzennych mieszkańców, dowodzi ich wysokiej wartości przyrodniczej i dobrego stanu terenów, które pozostają pod ich pieczą (jak również rasistowskiej, polityczno-ekonomicznej hierarchii, która sprawia, że ziemie rdzennych społeczności są postrzegane jako „dostępne”). [..] Ochrona poprzez wywłaszczenie prowadzi więc do usunięcia ludzi, którzy najbardziej dbają o nasze bezcenne ekosystemy”.
Wesprzyj nas już teraz!
Doprawdy wzruszająca jest troska autorki o ludność tubylczą i zachowanie jej tożsamości.
Zdaniem autorki „około 370 milionów osób na całym świecie utożsamia się z rdzenną populacją. Oczywiście rdzenna ludność to nie monolit i nie należy generalizować na temat tylu zróżnicowanych kultur. Jednak to, co według badaczy rdzennej kultury Taiaiake Alfreda i Jeffa Corntassela łączy je wszystkie, to <walka o przetrwanie jako odrębne ludy, w oparciu o wyjątkowe dziedzictwo, przywiązanie do rodzinnej ziemi i sposób życia w zgodzie z naturą […] a także fakt, że na ich egzystencję w dużej mierze składają się działania nakierowane na przetrwanie pomimo wysiłków państw kolonizujących, aby wymazać je kulturowo, politycznie i fizycznie>. Istnieje szereg dowodów na to, jak niezmiernie ważne są tradycyjne sposoby życia rdzennych mieszkańców dla ekologii, o czym wspominałam powyżej”.
Lewicowa autorka podkreśla, że emancypacja ludności tubylczej to warunek sine qua non troski o środowisko. Margot Lurie twierdzi również, że „w zeszłym roku miałam przyjemność spotkać się z członkami rdzennych społeczności, którzy stoją na czele ruchu oporu w południowo-zachodnich Stanach Zjednoczonych. Ich walka przeciwko szczelinowaniu, wydobyciu uranu i miedzi oraz składowaniu odpadów promieniotwórczych, by wymienić tylko kilka przykładów, podkreślają nierozłączność emancypacji rdzennej ludności z ochroną środowiska. Rdzenni mieszkańcy nie sprzeciwiają się pojedynczemu projektowi wydobycia, ale walczą o całkiem inną przyszłość. Ich wysiłek pokazuje, że Matka Ziemia nie będzie wolna, dopóki wolni nie będą jej rdzenni mieszkańcy, i na odwrót”.
Co z Polakami?
Dlaczego jednak wolność od nacisku i eksploatacji sił globalizmu (także, a może zwłaszcza eksploatacji kulturowej) ma ograniczać się do Indian? Czy nie powinna ona objąć również Polaków, którzy również tworzą niezależną kulturę. Polacy tworzą bowiem unikatową wyspę katolicyzmu w morzu europejskiego ateizmu. Pozostają przywiązani do tradycyjnej rodziny, związanych z wiarą zwyczajów (np. jedyna w swoim rodzaju Wigilia) czy też piątkowa wstrzemięźliwość od mięsa.
Dlaczego zatem nie włączyć Polaków również w system ochrony wyjątkowych kultur. Co zobaczyłby niezależny obserwator, powiedzmy przybysz z kosmosu, gdyby zobaczył polskie społeczeństwo? Jak zauważyłem kiedyś w eseju „Cywilizowana Polska i jej wrogowie” ów obserwator „zgłębiając polskie społeczeństwo, zwróciłby uwagę na przekonanie Polaków, że mężczyzna i kobieta różnią się od siebie, że jeśli sobie przysięgali, to powinni pozostać sobie wierni aż do końca życia oraz że dzieci trzeba chronić – zarówno narodzone jak i nienarodzone. Zwróciłby też uwagę na szacunek Polaków dla kobiet, na ogromną rolę odgrywaną przez nie w polskiej historii i społeczeństwie. Niewykluczone, że zafrapowałby go interesujący problem badawczy – czy ów szacunek dla kobiet i związany z nim znacząco niższy niż na Zachodzie odsetek przemocy wobec nich wiąże się z kultem Matki Bożej? Zaciekawiłyby go także mniej znaczące osobliwości polskiej kultury, takie jak choćby niechęć do spożywania zwierzęcych posiłków w pewnych dniach tygodnia. Osobliwości te wyróżniają Polskę nawet od niektórych innych krajów o podobnej wierze. Badając historię Polski, zauważyłby, że wiara szła w niej w parze z miłością bliźniego także wobec innowierców. Nie było w Polsce stosów, ani niewolnictwa. Zauważyłby, że niektóre amerykańskie stany jeszcze w latach 90. XX wieku karały za homoseksualizm, a do lat 60. XIX wieku akceptowały niewolnictwo; a w Polsce niewolnictwa nie było nigdy, zaś homoseksualizm nie podlegał karze już w II Rzeczypospolitej (co innego w czasach, gdy Polski na mapie nie było)”.
Jak zatem wytłumaczyć wyjątkową troskę przedstawicieli lewicy o los plemion indiańskich przy jednoczesnej negacji troski o polskość? Prostym wyjaśnieniem może okazać się po prostu polski katolicyzm. Ten, w przeciwieństwie do niegroźnych z punktu widzenia globalnej lewicy wierzeń indiańskich stanowi dla niej zagrożenie. Przywiązanie do tradycyjnej rodziny, do życia nienarodzonych, do wyższości człowieka nad zwierzęciem, do przekonania o obiektywnym charakterze moralności stanowi horrendum dla lewackiego zwolennika politycznej poprawności. Dlatego też niektórzy (jak Margot Lurie przynajmniej w cytowanym wcześniej tekście) problem tożsamości Polski pomijają. Inni zaś wprost Polskę atakują, co nie przeszkadza im opowiadać się za wolnością, równością i różnorodnością.
To z racji katolicyzmu i tradycyjnej etyki niektórzy piewcy tolerancji widzieliby Polaków nie jako Indian chronionych przed bezdusznym walcem globalistycznej agendy, lecz jako przez ten walec rozjechanych.
Marcin Jendrzejczak