Belgia to dość dziwny kraj. Wchodząc na tamtejsze oficjalne portale informacyjne ma się wrażenie, że społeczeństwo jest zainteresowane wyłącznie rozmaitymi aspektami „postępu” i… sportem. Dominują tematy feminizmu, różnorodności, multikulturalizmu, problemów społeczności LGBT, BLM, co najwyżej okraszone informacjami o koronawirusie. Do tego rozbudowany dział sportowy, który ma być zapewne rodzajem „wentyla” przy takiej dozie oduraczania. Ciekawostką jest, że podobnie wygląda wiele portali informacyjnych Kanady. Różnica polega na tym, że w Belgii dominuje piłka nożna i kolarstwo, a tam hokej. Obydwa kraje i ich rządy należą jednak do tej samej czołówki progresywizmu.
Wesprzyj nas już teraz!
Stolica Belgii, między innymi dzięki goszczeniu instytucji UE stała się z kolei miastem wyjątkowo „różnorodnym”, żeby nie powiedzieć „internacjonalistycznym”. Jednocześnie ma bardzo silną reprezentację muzułmanów, co razem daje swoisty tygiel polit-poprawności i islamizmu politycznego.
W Brukseli działa na przykład ENAR (European Network Against Racism – Europejska Sieć Przeciwko Rasizmowi). Organizacja ta łączy i koordynuje działania sektorowe stowarzyszeń anty-islamofobicznych, neofeministycznych, antyrasistowskich i dekolonialnych w krajach członkowskich UE. Jej lobbyści są bardzo aktywni i regularnie przyjmowani w KE np. przez panią Helenę Dalli, Komisarz ds. Równouprawnienia. Sieć organizuje szkolenia dla prasy, urzędników służby cywilnej, współpracuje z naukowcami czy deputowanymi. ENAR twierdzi, że jego wizja „społeczeństwa uwzględnia potrzebę równości i różnorodności oraz zalety Europy bez rasizmu”. W ten sposób knebluje krytykę i twierdzi, że taka działalność zapewnia „dynamiczny rozwój europejskiego społeczeństwa i gospodarki”. W skład sieci wchodzi jednak cały zestaw organizacji islamistycznych, a niemal wszystkie są także powiązane z Bractwem Muzułmańskim.
Ekspansja bez oporu
To korzystne i żyzne podglebie rozwoju islamizmu w Europie. Profesor Florence Bergeaud-Blackler z CNRS (Narodowe Centrum Badań Naukowych) i EPHE (École Pratique des Hautes Étude – Praktyczna Szkoła Studiów Zaawansowanych) udzieliła niedawno wywiadu tygodnikowi „L’Express”. Powiedziała między innymi, że „islamizm, podobnie jak islam, jest obecny w Belgii od około czterdziestu lat w następstwie imigracji z Maroka i Turcji”. Działa na zasadzie „pokojowego podboju”, wykorzystując organizacje pozarządowe, lobbing i stowarzyszenia kulturalne. Profesor dodała, że już w latach 80. XX wieku Bractwo Muzułmańskie celowało w Brukselę i określało ją jako „miękkie podbrzusze Europy”. Bergeaud-Blackler uważa, że za około dziesięciu lat miasto stanie się „rodzajem sanktuarium islamizmu w Europie”.
Tymczasem rząd Belgii i władze Brukseli niewiele robią, aby zapobiec rosnącemu w siłę islamizmowi, a nawet prowadząc politykę wspierającą społeczną „różnorodność”, wręcz mu pomagają. Nawet samo poruszenie tematu rozwoju islamizmu stało się bardzo skomplikowane – tłumaczy badaczka. Belgowie nie odważają się już nawet używać terminu „muzułmanie”, zastępując go określeniem „przedstawiciele różnorodności” czy „wielokulturowości”. Fałszywa religia Mahometa jest tematem tabu, a Bruksela współpracuje z quasi-islamistycznymi organizacjami, wierząc, że dzięki temu doprowadzi do pokojowej integracji muzułmanów i ewolucyjnego aklimatyzowania się tej społeczności. Florence Bergeaud-Blackler dorzuca, że np. za polityką pewnej zmowy milczenia wokół problemu stoją politycy lewicy, od Zielonych, po socjalistów.
Bractwo Muzułmańskie działa „pokojowo”, ale wchodzi w tkankę społeczną poprzez organizacje pozarządowe i stowarzyszenia charytatywne pomagające pokrzywdzonym, prowadząc placówki edukacji, opieki, biznesy. W Brukseli opiera się na mniejszościach. W sieć powiązań włączone są nawet gangi handlarzy narkotyków. Mają za sobą całe społeczności, jak na przykład w Molenbeek.
Panuje tu „kultura milczenia”, swoista omerta, a służby socjalne państwa pozwoliły na rozwiązywanie problemów jak „w rodzinie”, w społeczności muzułmańskiej. Media są zakneblowane polityczną poprawnością, policja sama jest na celowniku lewicy.
Praca francuskiego naukowca o sytuacji w Belgii pt. „Ukryty islamizm” stała się ostatnio dość głośna. Jej współautorami są naukowcy z powstałego przed rokiem Obserwatorium Fundamentalizmów. Bergeaud-Blackler pokazuje, jak i dlaczego niektóre stołeczne dzielnice stały się „sanktuarium islamizmu w Europie”. Mówi o „bańce fundamentalistów”, którą nazywa Bruxellistanem – jeszcze bardziej rozwiniętej niż np. Londonistan.
Sponsorowani przez UE
Zadomowiony w tym mieście islamizm potrafi nawet przez swoje lobby przejmować niektóre fundusze UE. Jak ujawniło kilka mediów europejskich, w tym niemiecki „Die Welt”, ekstremistyczne stowarzyszenia otrzymały wcale niemałe pieniądze. Tylko w 2019 r. bliskie Bractwu Muzułmańskiemu Islamic Relief Germany otrzymało 712 000 euro od Komisji Europejskiej. Za tymi dotacjami stoi np. Dyrekcja Generalna ds. Ochrony Ludności i Pomocy Humanitarnej (ECHO) Komisji Europejskiej. Trudno uznać, że „wartości” tych organizacji są zgodne z „wartościami unijnymi”, a jednak biurokraci wypłacali pieniądze bez zastrzeżeń.
W teorii organizacja pozarządowa ma przestrzegać pewne kryteria. Wystarczy jednak ukryć swoje rzeczywiste cele i odwołać się do np. celów charytatywnych, a pieniądze się znajdą. Sprawa Islamic Relief jest tu bardzo symptomatyczna. To w teorii humanitarna organizacja pozarządowa, ale od dwudziestu lat jej krajowe biura oskarżane są o powiązania z sieciami terrorystycznymi. Departament Stanu USA zarzucał IR nawet antysemityzm. Francja, Szwajcaria, Holandia i Niemcy także zgłaszały uwagi do powiązań tej islamskiej samopomocy z Bractwem Muzułmańskim. Szwecja w latach 2019-2020 przyznała Islamic Relief Worldwide 2,1 miliona dolarów na „wsparcie humanitarnych akcji” w Gazie. Pieniądze płyną z różnych stron, nie wspominając o samych krajach arabskich.
Tymczasem Essam El-Haddad, współzałożyciel Islamic Relief Worldwide i były administrator tej organizacji w Wielkiej Brytanii był zarazem wysokim rangą urzędnikiem Bractwa Muzułmańskiego. Podobnie Ahmed Al-Rawi, były dyrektor IRW i były prezes organizacji Bractwa Europejskiego (IBEW). Kanałem finansowania ideologii Bractwa są dotacje i wsparcie dla organizacji specjalizujących się w walce z rasizmem, dyskryminacją i islamofobią. Okazuje się, że symbioza progresywizmu ideologicznego i islamizmu ma się dobrze. Jedni liczą na pomoc w obaleniu tradycyjnych wartości Europy i stworzenie nowego ładu oraz „nowego człowieka”, drudzy na ewolucyjny „podbój” Starego Kontynentu przy pomocy „użytecznych idiotów”. Reszcie pozostaje emocjonowanie się IO w Tokio.
Bogdan Dobosz