Kochani Bracia! Syn Boży żył trzydzieści lat w zacisznym domu rodzinnym, z trzydziestu trzech lat przeżytych na ziemi, trzydzieści spędził w domu rodzicielskim! Czy może być lepszy przykład, świadczący o wartości ogniska domowego? […]
Chrystus Pan, który trzydzieści lat mieszkał w zaciszu nazaretańskiego domu, uczy: Ojcowie, matki, dzieci – z radością przebywajcie w domu, w zgodnym domu rodzinnym!
Jaki przykład daje nam święty Józef? Ojcowie, ile tylko możecie, tyle czasu spędzajcie w domu, w harmonijnej świątyni rodzinnego życia. Czego uczy Pani domu nazaretańskiego, Najświętsza Panna? Matki, żony, róbcie wszystko, żeby w domu panowała prawdziwie ciepła i harmonijna atmosfera, żeby mąż i dzieci nie pragnęli go zamienić na kawiarnię i kabaret.
Wesprzyj nas już teraz!
Święty Dom Nazaretański! Zgodne, doskonałe zjednoczenie dusz! Szczęśliwy dom rodzinny! Czy na świecie spotkamy równie cudowny? Czy jest szczęśliwszy dom na tej ziemi ciemnej, zimnej i pełnej trudów?
Życie dzisiejsze różni się od dawnego, dzisiejsze życie jest ciężkie i chaotyczne, ale gdzie dusza męża i żony złączyły się w jedno, w Bogu, gdzie Chrystus jest królem rodziny, tam jeszcze i dziś jest szczęście.
Tylko nie szukajmy szczęścia, jak pewien pospolity człowiek! Miał piękny, mały domek (nie pałac), miłe dzieci (dość wesołe), dobry zarobek (…), ale nie doceniał tego wszystkiego… […] Pójdę szukać szczęścia! – pomyślał sobie pewnego dnia i wyszedł z domu. Przystał do wesołej kompanii, hulał, bawił się po nocach. Chciał złapać szczęście w jakiejkolwiek postaci, ale chwytał tylko jego cień. Coraz to nowych rzeczy próbował, 10 lat na próżno uganiał się za szczęściem… W końcu owładnęła nim tęsknota za domem i postanowił tam wrócić. Zbliżając się, zobaczył piękną, białą postać, która przesyłała mu dłonią pożegnanie… – Kim jesteś? – zapytał strudzony wędrowiec. – Jestem twoim szczęściem, aleś mnie nie poznał! Czekałam na, ciebie bardzo długo, przez 10 lat – nie przychodziłeś, teraz już muszę odejść! Bóg z tobą, nieszczęśliwy, ślepy człowieku…” A biedny człowiek został sam, osierocony, bo za późno poznał szczęście własnego domu…
Szczęście życia rodzinnego? Żeby tylko poznał ciebie człowiek! Szczęście życia rodzinnego błyszczy w dziecięcych oczach, w pierwszych dźwiękach, kiedy się uczą mówić: tata, mama, kiedy stawiają pierwsze kroki… kiedy radośnie witają choinkę na Boże Narodzenie… kiedy modląc się obejmują matkę… kiedy matka po kryjomu uczy dziecko wierszyka na imieniny ojca… kiedy dziecko opowiada swe pierwsze wrażenie szkolne… pierwsza Komunia święta… dzień egzaminu dojrzałości… biały strój i wianek panny młodej, o, tak – jest jeszcze wiele chwil cichego szczęścia rodzinnego!…
– Nie znasz życia! – mówią. – Prawda – są w nim radości, ale o ile więcej cierpienia!
Tak jest, Bracia! Jest cierpienie w życiu rodzinnym, ale powodują go sami małżonkowie (zazdrość, większe lub mniejsze nieporozumienia, troski materialne, zachcianki kobiece), ale tego wszystkiego można uniknąć. Tu dadzą się zastosować słowa Pana Jezusa, wyrzeczone do świętego Piotra: – Pytasz, ile razy dziennie trzeba wybaczyć bliźniemu? Czy siedem razy? Nie mówię tobie siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem razy. Są pogodne i są pochmurne dni w życiu małżeńskim, ale jeśli Chrystus złączył małżonków, wytrzymają największą nawałnicę!
Są cierpienia, których nie można uniknąć (choroby, dopusty losu, nieszczęście, śmierć), ale wiara w Boga i to przezwycięży.
A jeśli nie ma wiary?
Jeśli nie ma wiary, na to nic nie poradzę. Spędzać bezsenne noce u łoża umierającego dziecka – bez wiary, stać nad grobem męża – bez wiary, znosić drobne i wielkie męczeństwa życia – bez wiary – to piekło, które zapanowało na ziemi!
Tak: potrzebna jest wiara i wzajemne zrozumienie, harmonia! Jeśli tego nie ma, to brak węgielnego kamienia szczęśliwego pożycia małżeńskiego, którego nie można niczym innym zastąpić! Jeśli nigdy nie ma między małżonkami doskonałego zrozumienia, harmonii, zgody, to życie małżeńskie nie może być szczęśliwe.
Tihamér Tóth, Chrystus Król, Kraków 1935, s. 122-124.