2 września 2021

Przedmurze chrześcijaństwa. 400 lat od (NIE)zapomnianego zwycięstwa [ROZMOWA PCH24.PL]

Tak to niestety się składa, że nie mamy w Polsce ani pomnika Jana Karola Chodkiewicza, ani Stanisława Żółkiewskiego. Jeden i drugi na taki pomnik zasługuje. Mamy, dziękować Bogu, kilka pomników Jana III Sobieskiego… – mówi w rozmowie z PCh24.pl prof. Wojciech Polak, historyk, nauczyciel akademicki, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, członek i przewodniczący Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.

 

Co takiego stało się na początku XVII wieku, że doprowadziło do wybuchu wojny między Rzecząpospolitą a Imperium Osmańskim, która później została nazwana wojną chocimską?

Wesprzyj nas już teraz!

Mówiąc najogólniej: stosunki polsko-tureckie od wielu lat były niezwykle skomplikowane na co składał się cały szereg różnych czynników.

Z jednej strony miały miejsce najazdy tatarskie na Polskę. Tatarzy, którzy mieli swoje terytoria na wybrzeżach Morza Czarnego najeżdżali na nasze ziemie w celach rabunkowych. Była to straszliwa plaga, która dosłownie pustoszyła tereny południowo-wschodniej Rzeczypospolitej.

Przypomnę tylko, że wzięcie do niewoli tatarskiej wiązało się ze złamaniem całego życia dla porwanych łącznie z ich śmiercią.

Tatarzy byli wówczas lennikami sułtana tureckiego, więc Polska miała uzasadnione pretensje, że on to toleruje i odpowiednio nie reaguje w tej sprawie.

Z drugiej jednak strony Kozacy bardzo często pod pretekstem wypraw odwetowych na swoich czajkach – wielkich łodziach, jakimi poruszali się po Dnieprze wpływali na Morze Czarne i łupili nadbrzeżne miasta Imperium Osmańskiego łącznie ze Stambułem.

Paradoks sytuacji polegał na tym, że ani Turcy nie mieli do końca kontroli nad Tatarami, ani Polacy nad Kozakami, co jednak nie zmienia faktu, że zarówno jedni jak i drudzy prowokowali ewentualne akcje odwetowe i wywoływali napięcia pomiędzy dwoma krajami.

Kolejnym powodem napięcia między Rzeczpospolitą a Imperium Osmańskim były Księstwa Mołdawskie i Wołowskie, które w XVII wieku były obszarem ścierania się wpływów polskich, tureckich, a z czasem także austriackich. Księstwa te były przez pewien czas lennem Litwy, czyli były związane również z Polską. W XVI wieku ta zależność była mówiąc kolokwialnie luźniejsza. Polsce jednak cały czas zależało, żeby w Mołdawii i na Wołoszczyźnie panowali władcy jej przyjaźni i stąd często miały miejsce wyprawy na te terytoria. Warto zwrócić uwagę, że część z nich miała charakter prywatny, ponieważ wielcy magnaci także próbowali swoich protegowanych tam osadzać, na przykład z rodu Mohyłów – tzw. mohyliady.

Wprawdzie Stanisław Żółkiewski w 1617 roku traktatem w Buszy oddawał Mołdawię i Wołoszczyznę pod zwierzchnictwo tureckie, ale nikt właściwie nie traktował tego aktu poważnie.

Na południe od Rzeczypospolitej w ogóle działy się rzeczy niezwykle ciekawe. W 1618 roku w zamku na Hradczanach wyrzucono i to dosłownie dwóch cesarskich namiestników, którzy wprawdzie przeżyli, ponieważ spadli na kupę śmieci, ale oznaczało to bunt stanów czeskich przeciwko władzy cesarskiej i początek wojny 30-letniej.

W 1619 roku książę Siedmiogrodu Gábor Bethlen  sprzymierzył się z Czechami i wystąpił zbrojnie przeciwko cesarzowi o królowi węgierskiemu Ferdynandowi II.

W listopadzie 1619 roku armia siedmiogrodzka staje pod Wiedniem. Co się wówczas dzieje? Zygmunt III decyduje się na udzielenie cesarzowi pomocy. Nie jest to pomoc oficjalna, ale skuteczna. Polski król wysyła pod Wiedeń bitną formację Lisowczyków, która w czasie wojny polsko-moskiewskiej wykazała się niezwykłą skutecznością. Lisowczycy odnoszą sukces i ratują Wiedeń przed oblężeniem, a nawet zajęciem. Czasami mówi się wręcz, że była to pierwsza odsiecz wiedeńska.

Polska interwencja pod Wiedniem zdenerwowała Turków, którzy uznali, że Polska naruszyła interesy ich lennika, wywołanego już Gábora Bethlena. Polacy próbowali podjąć próby rokowań dyplomatycznych. Do Stambułu wysłano Hieronima Otwinowskiego, który jednak został kompletnie zlekceważony i bardzo źle potraktowany. Sytuacja zaostrzała się więc coraz mocniej.

Trzeba jeszcze tutaj przypomnieć, że w czasie, o którym rozmawiamy Rzeczpospolita popierała hospodara mołdawskiego Gaspara Grazianiego, który wprawdzie był nominowany przez Turków, ale dążył on do przyjaźni z Polską. Gdy Turcy chcieli zdjąć Grazianiego z tronu, to on się zbuntował, a następnie hetman wielki koronny Stanisław Żółkiewski obiecał mu pomoc. Nastąpiła wówczas nieszczęsna wyprawa zwana cecorską, bowiem po wkroczeniu do hospodarstwa mołdawskiego Stanisław Żółkiewski udał się do starych okopów pod Cecorą, gdzie jeszcze w 1595 roku hetman koronny Jan Zamoyski walczył z dowódcą tatarskim Gazi Girejem.

19 września 1620 roku stoczono bitwę, którą Polacy przegrali, co pociągnęło za sobą dalsze nieszczęsne wydarzenia.

Żółkiewski zdecydował wracać taborem do ojczyzny. Taborem, czyli wozy osłaniały wędrujące wojsko. Była to straszna wędrówka – uciekający Polacy cały czas byli napadani przez Turków i Tatarów. Kiedy „nasi” byli około 10 kilometrów od granicznego Dniestru w wojsku nastąpiło rozprzężenie. Starzejący się hetman Żółkiewski nie potrafił już zapanować nad armią. W pewnym momencie wszyscy ruszyli na wyścigi, kto prędzej do Dniestru, kto prędzej do Rzeczypospolitej, co skrupulatnie wykorzystali Turcy i Tatarzy – wybili polskich żołnierzy. Sam Żółkiewski zginął 5 kilometrów na południe od Mohylowa. Turcy odcięli mu głowę, która została odesłana sułtanowi do Stambułu.

Tak więc wyprawa cecorska zakończyła się katastrofą, po której Tatarzy przeprowadzili dziesiątki kolejnych łupieżczych ataków na Polskę, a co gorsza pod koniec kwietnia 1621 roku ruszyła na Polskę armia sułtana Osmana II, która liczyła jak się dzisiaj szacuje nawet 100 tysięcy ludzi.

Naprzeciwko niej wyszła armia polska dowodzona przez hetmana wielkiego litewskiego Jana Karola Chodkiewicza, która okopuje się pod Chocimiem – w twierdzy już za Dniestrem na terenie Mołdawii, która była akurat pod kontrolą Polską.

Chodkiewicz miał początkowo 35 tysięcy żołnierzy, ale z pomocą przybyli mu także Kozacy na czele z hetmanem rejestrowym Piotrem Konoszewiczem-Sahajdacznym w liczbie około 40 tysięcy żołnierzy. 2 września 1621 roku rozpoczęło się oblężenie Chocimia, które trwało do 9 października 1621 roku.

 

Zanim przejdziemy do przebiegu samej bitwy pod Chocimiem pozwolę sobie dopytać. Pan profesor mówił o wielu przyczynach politycznych, które doprowadziły do wojny polsko-tureckiej. Czy oprócz nich mieliśmy wówczas również do czynienia z powodami ideologicznymi, religijnymi etc.?

Panie redaktorze, konflikty z Turcją zawsze miały podłoże religijno-ideologiczne. To była, mówiąc kolokwialnie, oczywista oczywistość. Wiadomo było, że Turcy to muzułmanie i że ich celem jest zdobycie całej Europy, a potem zawojowanie całego świata chrześcijańskiego i wprowadzenie tam islamu.

Mówiąc krótko: w tamtym czasie wpływy tureckie w Europie były olbrzymie, a wojny z Turkami, zwłaszcza wojny polsko-tureckie były wojnami o charakterze religijnym. W XVII wieku było to tak naturalne i tak zrozumiałe, że nawet tego nie opisywano, bo mówiąc brutalnie nie było po co. Jeśli pisano o aspekcie ideologiczno-religijnym wojny pisano szerzej, to miało to miejsce poza granicami Polski. Dla nas – jeszcze raz powtórzę – było to po prostu oczywiste.

 

Dziękuję za wyjaśnienie. Jeśli można, to wróćmy do 2 września 1621 roku, kiedy zaczęło się słynne, żeby nie powiedzieć legendarne oblężenie Chocimia…

Oczywiście. Mówimy o oblężeniu Chocimia, ale w zasadzie bitwa rozgrywała się na jego przedpolach. Formalnie polskim dowódcą był królewicz Władysław, ale on leżał w obozie w Chocimiu chory i cierpiący z powodu jakiejś zarazy. Faktycznym dowódcą wojsk polskich był hetman wielki litewski Jan Karol Chodkiewicz, bardzo doświadczony dowódca, który walczył w Inflantach, w rokoszu Zebrzydowskiego, w walkach z Moskwą łącznie z ostatnią wyprawą w 1617 roku, która zakończyła się rozejmem w Dywilinie i uzyskaniem przez Rzeczpospolitą olbrzymich posiadłości na wschodzi Smoleńszczyzny, Siewierszczyzny i Czernihowszczyzny.

Powiedziałem, że walka była na przedpolach, bo tam zbudowano, przed twierdzą, fortyfikację. Było to dzieło Holendra Wilhelma Appelmanna, który służył w artylerii koronnej. Były tam rowy, wysokie wały, forty etc. Były to więc wytwory wówczas najnowszej sztuki budowania fortyfikacji.

Pod te fortyfikacje doszła armia turecka ze wszystkimi szykanami, z namiotem cesarskim, z kobiercami, z przyniesionymi przez słonie dzwonami, które dawały dźwięk do ataku.

Ataki tureckie trwały od samego początku. Uderzali oni zresztą chytrze na obóz kozacki licząc, że Kozacy będą słabsi.

14 września nastąpił potężny atak ze strony Turków, w którym udział wzięło 30 tysięcy żołnierzy. Nie przyniósł on jednak rezultatu i Turcy na pewien czas „odpuścili”.

Polacy napadali na obóz turecki rabując różne kosztowności, a nawet wielbłądy.

W międzyczasie choroba zaczęła zmagać Jana Karola Chodkiewicza, który 23 września złożył buławę hetmańską w ręce Stanisława Lubomirskiego, a dzień później opatrzony świętymi sakramentami zmarł.

Turcy, gdy się o tym dowiedzieli, przypuścili 25 września kolejny potężny szturm na polskie fortyfikacje, który po bardzo krwawych walkach został odparty.

Ostatni szturm Turcy podjęli 28 września. Potem już właściwie nie atakowali i powiem szczerze: całe szczęście, bo Polakom podobno została ostatnia beczka prochu, w obozie panował straszny głód. Z drugiej jednak strony Turcy byli totalnie wyczerpani i gdy zaproponowano im rozmowy pokojowe, to z miejsca do nich przystąpili.

 

Pojawiły się jednak problemy… językowe.

Niestety… Polacy mieli na ogół tłumaczy języka tureckiego – byli nimi najczęściej kupcy ormiańscy ze Lwowa, którzy często znali i perski, i turecki, ale tym razem tak się złożyło, że nie mieliśmy takiego tłumacza. W końcu jeden z dworzan hospodara mołdawskiego tłumaczył na rumuński wypowiedzi Polaków, a później dokonywano tłumaczenia z rumuńskiego na turecki, więc rozmowy pokojowe nie były wcale takie proste.

Koniec końców 9 października 1621 roku podpisano traktat pokojowy. Rzeczpospolita uznała zwierzchność turecką nad Mołdawią, którą poniekąd uznawała wcześniej, więc nie było to nic nowego. Polacy zobowiązali się ponadto powstrzymać Kozaków od najazdów na Turcję, a Turcy Tatarów od najazdów na Polskę, co jak zwykle pozostało martwą literą traktatu.

10 października armia turecka opuściła swoje pozycje i wyruszyła w drogę powrotną na co Polacy zareagowali odśpiewaniem Te Deum i 13 października przeszli za Dniestr.

Zgodnie z zasadami sztuki wojennej Polacy utrzymując pole bitwy zwyciężyli.

Wiemy, że Turcy byli wyczerpani, że też nie mieli zapasów, a poza tym dowódcy tureccy zdawali sobie sprawę, że jest już październik. Na Bałkanach zima wcale nie jest czymś drobnym. To są śniegi, to są mrozy, które znacznie mogą uprzykrzyć życie. Dowódcy sułtana doszli do wniosku, że wszystko może się dla nich skończyć jeszcze większą katastrofą, jeśli będą przewlekać starcie z Polską.

 

Co dało Polsce zwycięstwo pod Chocimiem w 1621 roku?

Przede wszystkim podniosło autorytet Polski w Europie. W latach 1624-1625 królewicz Władysław ruszył w podróż po Europie. Nikt nie zastanawiał się, kto był faktycznym dowódcą pod Chocimiem, a był nim, jak już mówiłem hetman Jan Karol Chodkiewicz. Dla Europy zwycięzcą był królewicz Władysław i wszędzie witano go właśnie jako bohatera spod Chocimia. Witano go w ceremoniach, układano piosenki na jego cześć, pisano wiersze, malowano obrazy z jego podobizną etc. Ofiarowano mu nawet dowództwo nad hiszpańską armią, a papież Urban VIII wyróżnił do mieczem i czapką zwycięzcy po czym stwierdził, że byłby on najlepszym dowódcą ogólnoeuropejskiej wyprawy przeciwko Turkom, o której zamyślał.

Tak więc królewicz Władysław był bohaterem całej Europy i wtedy właśnie najbardziej podnoszono aspekt, że Polska jest przedmurzem chrześcijaństwa, że Polska broniąc swojego terytorium przed Turkami pod Chocimiem ratowała równocześnie całą Europę.

Królewicz Władysław był więc symbolem polskiego rycerza chrześcijańskiego broniącego całej Europy przed najazdem islamu. Można powiedzieć, że stał się on personifikacją każdego polskiego żołnierza.

We Florencji Medyceusze wznieśli pomnik również hetmanowi Chodkiewiczowi…

 

A Polacy w Polsce?

No właśnie… Nie za bardzo. Tak to niestety się składa, że nie mamy w Polsce ani pomnika Jana Karola Chodkiewicza, ani Stanisława Żółkiewskiego. Jeden i drugi na taki pomnik zasługuje. Mamy, dziękować Bogu, kilka pomników Jana III Sobieskiego…

Dodam jeszcze, że Zygmunt III Waza poprosił papieża o ustanowienie liturgicznego dziękczynienia za zwycięstwo pod Chocimiem i tak się stało: jest ono obchodzone 10 października do dzisiaj w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego.

 

Bóg zapłać za rozmowę.

Tomasz D. Kolanek

 

Czytaj także:

Przedmurze chrześcijaństwa. 400 lat od (NIE)zapomnianego zwycięstwa [ROZMOWA PCH24.PL]

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(1)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie

Udostępnij przez

Cel na 2024 rok

Bez Państwa pomocy nie uratujemy Polski przed planami antykatolickiego rządu! Wesprzyj nas w tej walce!

mamy: 309 231 zł cel: 300 000 zł
103%
wybierz kwotę:
Wspieram