Tusk miał zjeść Kaczyńskiego na śniadanie, a okruchy z tego stołu miały spaść wprost w roztrzęsione dłonie Hołowni. Niestety, śniadania nie będzie. Ku uciesze tego, który miał wylądować na stole.
Powrót Donalda Tuska miał zmienić wszystko. Liberalny komentariat z niecierpliwością śledził sondażowe słupki, z radością odnotowując każdy spadek poparcia PiS i wzrost Koalicji Obywatelskiej. Nie minął tydzień, a część Twittera odtrąbiła sukces: on wrócił i przyniesie zwycięstwo nad krwawym reżimem Jarosława Kaczyńskiego. Wyposzczeni dziennikarze i politycy ruszyli zatem kawalkadą jeszcze mocniej walić w PiS i jeszcze bardziej chwalić Tuska. Zagrzewali do walki, mobilizowali się, a wszystko dlatego, by dać się zapamiętać, jako pokorne sługi Króla Europy. Przekonani o tym, że im więcej deklaracji posłuszeństwa i wierności złożą, na tym więcej darów z pańskiego stołu będą mogli liczyć już po upokarzającej dla Kaczyńskiego wiktorii Koalicji Obywatelskiej.
Nic z tego jednak – Tusk wcale nie okazał się wyzwolicielem liberalnego świata z kajdan nieliberalnej demokracji. Wręcz przeciwnie: coraz mocniej związany z elitami unijnej „międzynarodówki” pogubił się kompletnie, gdy doszło do kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Raz wytykał PiS palcami, innym znów razem – zachowywał wstrzemięźliwość. Z jednej bowiem strony wypadało mu wskoczyć na medialną falę oburzenia na Straż Graniczną, powstrzymującą posłów oraz imigrantów przed nielegalnym przekraczaniem granicy, z drugiej nie mógł postawić się Berlinowi i Brukseli niechętnym wpuszczaniu do Unii Europejskiej nowych przybyszów. Nie wypada przecież szefowi Europejskiej Partii Ludowej kąsać ręki, która nakarmiła go do syta przez ostatnie lata, obdarowując przywilejami i sowitą pensją. Kto wie zresztą, czy wsparcie euroelity nie okaże się w przyszłości zbawienne, by utrzymać się na powierzchni.
Wesprzyj nas już teraz!
Przerażony Hołownia
Trochę to zabawne, że najbardziej na powrocie Tuska nie stracił ostatecznie PiS, lecz partia Szymona Hołowni. Entuzjazm lidera Polski 2050 zdecydowanie osłabł. Brakuje mu tej dynamiki i pewności siebie, którą emanował jeszcze kilka miesięcy temu, przekonany, że stanie się główną siłą opozycyjną w Polsce. Owszem, powrót Tuska musiał mu pokrzyżować plany, ale przecież miał prawo liczyć, że jednak utoruje on opozycji drogę do zwycięstwa nad PiS, a jego ugrupowanie zacznie konstruować rządową układankę. Tymczasem stan rozsypki w szeregach opozycji nadal się utrzymuje. Hołownia pod presją sondaży postanowił przejść do opozycji. Ogłosił, że przedstawi coś, czego świat polskiej polityki jeszcze nie widział. I w efekcie… ogłosił powstanie aplikacji „Jaśmina”. Napompowany balonik – spekulowano, że partię Hołowni wesprze Barack Obama – szybko i efektownie pękł, pozostawiając potencjalnych wyborców w stanie co najmniej lekkiego zażenowania. I pogłębił jeszcze poczucie trwającego „efektu Tuska”, bo jeśli w stronę kogokolwiek może zwrócić się liberalny wyborca, to jedynie w kierunku byłego szefa Rady Europejskiej. Innej opcji właściwie nie ma.
W dodatku Hołownia unika jak ognia krytyki lidera KO. Marny musi być z niego zawodnik, skoro przygniotła go charyzma Tuska, pozbawiając oddechu w piersi. Były showman ewidentnie unika starcia wierząc naiwnie, że rozkopanie przepaści między ugrupowaniami opozycyjnymi, może doprowadzić do fiaska ewentualnych rozmów koalicyjnych. Kolejna sprawa to agenda, którą reprezentuje Hołownia. Nie ukrywa on, że kwestie pogłębiania integracji europejskiej czy troski o klimat są dla niego kluczowe. A przecież nie ma lepszej twarzy dla tych postulatów niż twarz Tuska, który jako szef Rady Europejskiej firmował wszystkie pomysły społecznego konstruktywizmu. Wokół czego zbudować zatem konflikt? Jak się odróżnić, by nie utracić wiarygodności? Teoretycznie Hołowni mógłby pomóc wizerunek „dawnego konserwatysty” i symulacja przesunięcia Polski 2050 lekko na prawo. Ale i tu Tusk postawił zasieki, stawiając miękki opór radykalnie lewicowym postulatom prezentowanym przez młodszych kolegów z partii.
Szczęśliwe jest życie prezesa
Oczywiście, fakt że ruch Hołowni i KO nie odnoszą większych sukcesów jest pocieszający. Ich ewentualne zwycięstwo z pewnością doprowadziłoby kraj do totalnej ruiny. Ale z drugiej strony mierzi brak silnej partii opozycyjnej, zdolnej wywrzeć presję na rząd Mateusza Morawieckiego. Obecnie bowiem PiS robi co chce, nie oglądając się na sondaże. Na bezrybiu i rak ryba, a zatem można pozwolić sobie na zwiększanie obciążeń fiskalnych, które są nieuniknione. Za rogiem zaś czeka nas być może kolejny lockdown, przeciwko któremu nie zaprotestuje nikt oprócz niewielkiej Konfederacji. Pozostałe ugrupowania skrytykują rząd za niedostatecznie skuteczną walkę z pandemią, żądając segregacji sanitarnej czy przymusu szczepień.
PiS jest ewidentnie na wznoszącej się fali, a wszystkie, wypróbowane sztuczki ostrzeliwania go z opozycyjnych okopów spalają na panewce. Polacy przywykli już do nieustannych sporów z Brukselą i groźba wstrzymania środków z powodu oskarżeń o rzekomo powstające w naszym kraju „strefy wolne od LGBT” nie robią na nich wrażenia. Poza tym rzecz dotyczy kwestii światopoglądowych, a w tym przypadku nie lubimy, gdy ktokolwiek narzuca nam swoje zdanie. „Wolnoć Tomku, w swoim domku” – tej zasadzie większość Polaków zgodnie hołduje. I powtarzanie przez Bieńkowską czy Tuska kolejnych zaklęć o praworządnej UE cywilizującej „nieporadną” Polskę, po prostu nie działa.
W tej sytuacji prezes Kaczyński może do woli żonglować kolejnymi pomysłami na „zbawienie narodu”. Nie idzie przecież o to, by poprawić sytuację w kraju, ale zbudować nowy porządek, w którym będziemy żyć jak pączki w maśle, nafaszerowane rządowym socjalem. To fascynujące, jak bardzo przez ostatnie lata uzależniono nas od kolejnych „prezentów”. Płacimy za nie słono, ale nie buntujemy się przeciwko kolejnym projektom „dawania” ludziom pieniędzy z państwowej kasy. Wręcz przeciwnie: bierzemy, co dają. Jest to postawa poniekąd zrozumiała, bo zawsze na końcu pozostaje pytanie o alternatywę. PiS zdążył już trochę zmęczyć Polaków, nawet jeśli nadal karmi nas socjalem. Kłopot w tym, że – może poza nieuczesaną i nieuporządkowaną Konfederacją – nikt nie jest w stanie zaoferować nowej jakości. Tusk z Hołownią tylko utwierdzają mnie w tym przekonaniu.
Tomasz Figura