Jolanta Budzowska, pełnomocnik rodziny kobiety, która zmarła wraz z dzieckiem w szpitalu w Pszczynie uważa, że wysuwanie wniosków jakoby do śmierci doszło na skutek zeszłorocznego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego ws. przesłanki eugenicznej to zbyt daleko idąca interpretacja.
W miniony weekend media obiegła historia 30-latki, która trafiła do szpitala w Pszczynie będąc w 22. tygodniu ciąży, kiedy odeszły jej wody płodowe. U dziecka już wcześniej stwierdzono wady rozwojowe. Kobieta zmarła w wyniku wstrząsu septycznego. Rodzina zmarłej stoi na stanowisku, że lekarze zbyt długo zwlekali z zakończeniem ciąży, co przyczyniło się do śmierci 30–latki. Sprawę bada katowicka Prokuratura Regionalna. Środowiska feministyczne łączą tragedię z zeszłorocznym orzeczeniem TK, mimo że dotyczy ono jedynie tzw. przesłanki eugenicznej a nie sytuacji ratowania życia matki. Dramatyczną historię próbuje wykorzystać jako paliwo polityczne opozycja.
Innego zdania jest natomiast pełnomocnik rodziny Jolanta Budzowska, która w zeszłym tygodniu poinformowała o całej sytuacji w mediach społecznościowych. – Jestem daleka od sformułowania, że śmierć tej pacjentki to prosta konsekwencja wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Sformułowanie „konsekwencja” oznacza zależność przyczynowo-skutkową, czyli gdyby nie wyrok, to pacjentka by nie zmarła. O takim związku nie możemy tutaj mówić – podkreśliła.
Wesprzyj nas już teraz!
Mecenas stoi na stanowisku, że lekarze zbyt długo zwlekali z zakończeniem ciąży, co przyczyniło się do zgonu. – Błąd medyczny może mieć różne tło, takie jak zła organizacja szpitala, przemęczenie lekarza, braki kadrowe czy dylemat lekarza, który boi się podjęcia określonej decyzji i źle ocenia ryzyko dla pacjentki ze strachu przed odpowiedzialnością karną – oceniła radca.
Źródło: tvp.info / dorzeczy.pl
PR
Więcej o sytuacji zmarłej z Pszczyny: