Międzynarodowa Liga Przeciwko Rasizmowi i Antysemityzmowi (LICRA) to stowarzyszenie walczące z rasizmem i antysemityzmem, którego początki sięgają 1927 roku i inspiracji sowieckich. 25 maja 1926 r. niejaki Samuel Schwartzbard zabił z zimną krwią w Paryżu przebywającego tu na emigracji ukraińskiego generała Symona Petlurę. Tłumaczył to zemstą za „pogromy”. Do jego obrony, pochodzący z żydowskiej rodziny z Ukrainy komunista i dziennikarz Bernard Lecache, założył właśnie Licrę. Pracujący niewątpliwie dla Sowietów Schwartzbard został uniewinniony. To już historia. Licra jednak pozostała i działa do dziś, współpracując m.in. z lożami masońskimi. Jej celem jest walka z rasizmem, ale przede wszystkim z antysemityzmem.
Tymczasem obecność islamu do Francji łączy się m.in. z pojawieniem się nad Sekwaną antysemityzmu nowego typu, połączonego z przenoszeniem tu napięć z Bliskiego Wschodu, zwłaszcza niechęci wobec polityki Izraela względem Palestyńczyków. Diaspora żydowska czuje się coraz częściej zagrożona. Stąd przejście wielu intelektualistów i polityków pochodzenia żydowskiego, tradycyjnie związanych z lewicą, na pozycje prawicowe. Najlepszym przykładem jest tu Eric Zemmour, publicysta, kandydat na prezydenta Francji, który w swoim programie wydaje walkę zjawisku imigracji i widzi we wsparciu tradycyjnych wartości tamę przeciw procesowi islamizacji Francji.
I tu wracamy do organizacji Licra, która zamówiła sondaż dotyczący obecności islamu na poziomie francuskich szkół średnich. Badanie przeprowadziła pracownia IFOP. Pokazuje on coraz bardziej natrętną obecność islamu w środowisku młodzieży. Problemy są właściwie te same od lat – menu halal na stołówkach, kontestacja niektórych treści programu szkolnego, wykluczanie dziewcząt. Jednak to, co do niedawna było przemilczane i było tematyką niejako „zarezerwowaną” dla np. Marine Le Pen i innych „ksenofobów”, dzisiaj staje się krzykiem alarmu jak najbardziej „poprawnych politycznie” organizacji w stylu Licry. To pewien „znak czasów”, ale przede wszystkim fakt, że rzeczywistości nie da się dłużej zamiatać pod republikański dywan.
Wesprzyj nas już teraz!
Muzułmanie w szkołach i „uległość” środowiska
Badanie IFOP odsłania dość przerażającą perspektywę przyszłości. Coraz więcej muzułmańskich licealistów domaga się akceptacji zasad ich religii, a duża część ich niemuzułmańskich kolegów, wychowana w klimacie tolerencjonizmu, odrzucenia chrześcijańskich korzeni i wartości swojego kraju, ich poglądy akceptuje lub pozostaje bierna. Wizja Francji z „Uległości” Michela Houellebecqa staje się coraz bliższa.
40 proc. uczniów szkół średnich, wśród których jest 65 proc. muzułmanów, uważa, że „zasady ustanowione przez ich religię są ważniejsze niż prawa Republiki”. To już niemal „masa krytyczna”. W całej Francji taki pogląd podziela na razie tylko 23 proc. jej mieszkańców. Odsetek ten zwiększa się w szkołach średnich zaklasyfikowanych jako „priorytetowe”. Chodzi tu o placówki w tzw. „trudnych dzielnicach”, zamieszkałych w dużej części przez migrantów i ich potomków.
Tylko 19 proc. uczniów-muzułmanów, akceptowało, i to zaraz po zamordowaniu nauczyciela Samuela Patty’ego, pokazywanie w szkole karykatur Mahometa w celu zilustrowania różnych „form wolności wypowiedzi”. Jednak główne problemy to menu stołówek szkolnych, domaganie się oddzielnych toalet dla muzułmanów, tematyka równości płci, lekcje historii, WF, odmowa podawania ręki koleżankom, czy zwiedzania kościołów na szkolnych wycieczkach.
Francuska szkoła coraz mniej laicka
Badanie miało pozwolić na zrozumienie zakresu „napięć tożsamościowych” i problemów szkół co do laickiej zasady ich „neutralności religijnej”. Autorzy sondażu podkreślają, że wpływ islamu na życie szkolne nie jest już zjawiskiem marginalnym i styka się z nim ponad połowa uczniów. Procent ten zwiększa się i jest niemal codziennością we wspomnianych „placówkach priorytetowych”, czyli szkołach w „wielokulturowych” dzielnicach imigranckich. Z badania wynika, że więcej niż jeden na dwóch uczniów szkół średnich (55 proc.) miał już do czynienia z jakąś formą „ekspresji religijnej” w środowisku szkolnym, z których najczęstszymi były prośby o menu „wyznaniowe” (47 proc.), odmowy lekcji WF przez dziewczęta (31 proc. w przypadku lekcji pływania i 26 proc. innych zajęć sportowych), czy lekcji muzyki (42 proc.). 24 proc. uczniów spotykało się z przypadkami odmowy wejścia do budynku sakralnego na wycieczkach, 27 proc. ze sporami o np. jakieś formy obchodów w szkole Bożego Narodzenia.
16 proc. badanych uczniów szkół średnich zaobserwowało organizację stołów w stołówce szkolnej według kryterium religijnego – halal (33 proc. w „szkołach priorytetowych”), 15 proc. spotkało rewindykacje dotyczące oddzielnych WC zgodnie z ich religią (30 proc. w środowisku „priorytetowym”).
Przypadki odmowy podania ręki np. koleżance zaobserwowało 46 proc. uczniów szkół „priorytetowych” (15 proc. w reszcie szkół średnich). Prawie co drugi licealista (48 proc.) zaobserwował również incydenty na lekcjach, podczas których uczniowie kwestionowali treść nauczania w imię swoich przekonań religijnych. 30 proc. incydentów dotyczyło lekcji o lackich zasadach szkoły, 31proc. tematyki równości płci, 32 proc. wychowania seksualnego, 29 proc. wychowania fizycznego i sportu. Na historii-geografii było to 30 proc., na naukach przyrodniczych 29 proc.. Jedynie zajęcia z edukacji artystycznej (22 proc.) wydają się być nieco mniej podatne na spory w imię religii. W „priorytetowych” dzielnicach kwestionowanie programu nauczania dotyczyło aż 74 proc. uczniów.
Poparcie dla zastrzeżeń tego typu wyraża co prawda 21 proc. uczniów szkół średnich, ale odsetek ten rośnie w przypadku uczniów muzułmańskich (49 proc.), należących do mniejszości etnicznych – „nie białych” (49 proc.). W szkołach z dzielnic „wielokulturowych” poparcie dla kwestionowania programu wyraża już 53 proc..
Szkoła już nie integruje, a szerzy islam?
Tezę o tym, że „zasady wyznawane przez ich religię są ważniejsze niż prawa Republiki” podziela 43 proc. badanych uczniów (65 proc. muzułmanów i tylko 27 proc. katolików). Socjologowie mówią tu o zjawisku „akulturacji”, zbliżającym opinie ogółu uczniów do opinii muzułmanów, co dokonuje się zwłaszcza w szkołach „priorytetowych”, gdzie odsetek wyznawców islamu jest większy. To ważna informacja, która pokazuje, że publiczna szkoła we Francji przestała pełnić funkcję integracyjną, a właściwie pełni ją „na odwrót” na korzyść islamu. Wektory integracji po prostu odwróciły się na rzecz wartości reprezentowanych przez muzułmanów.
Ciekawostką ankiety są też dane, że 25 proc. uczniów „nie w pełni potępia” zabójcę Samuela Paty’ego (nauczyciel zabity za pokazywanie karykatur Mahometa w szkole). Zapytani o ich związek z religią, uczniowie szkół średnich deklarowali swoje przywiązanie do wyznania dwukrotnie częściej (40 proc.), niż ogół Francuzów (23 proc.).
Sondaż wygląda niepokojąco, choćby z tego względu, że ta młodzież za kilka lat wejdzie w dorosłe życie i będzie narzucała pewne opinie i poglądy. Republika Francuska podjęła ostatnio kilka wyzwań, m.in. forsując o ustawę o „walce z separatyzmem etnicznym”. Cały czas używa się tu jednak eufemizmów i metod zastępczych. Podstawowy problem to islam, który jest nie tylko religią, ale pewnym systemem społecznym. Przy przekroczeniu pewnego procentu wyznawców niemal zawsze wchodzi na kurs kolizyjny z laickim państwem. Francja i jej „wolnomyśliciele”, którzy tak „dzielnie” tropią każdy pomnik i przejaw kultury chrześcijańskiej w przestrzeni publicznej, „przeoczyła” pojawienie się fundamentalistycznego konkurenta. Wyhodowali go rozmaici „tolerancjoniści”, zwolennicy „wielokulturowości”, czy lewica, która widziała w rzekomo „uciskanej” kulturowo mniejszości muzułmańskiej swój „proletariat zastępczy” (zamieszkałe dziś przez migrantów osiedla do dziś są nazywane „dzielnicami robotniczymi”, bądź „ludowymi”). Doszło do tego, że dzisiaj na alarm biją już nie tylko „nacjonaliści” od Le Pen, ale środowiska, które do niedawna Front, a później Zjednoczenie Narodowe zwalczały… Znowu przyjdzie zwalczać w Republice problemy, które przez lata z takim zaślepieniem budowano.
Bogdan Dobosz