Samym patriotycznym frazesem nie da się zbudować silnej Polski. Zjednoczona Prawica, która jeszcze niedawno zapewniała nas, że świetnie dba o gospodarkę, mierzy się z pierwszym poważnym kryzysem. Jak sobie radzi?
PiS upowszechniało swego czasu zgrabne hasło, że aby zbudować silną i sprawną gospodarkę, wystarczy nie kraść. Budując potęgę swojej partii bracia Kaczyńscy, jeszcze na fali porażki rządów eseldowskiej lewicy, zwracali uwagę, że uczciwa prawica jest gwarantem dobrze rozwijającej się Polski. Powoływano się przy tym na krótki okres rządów premiera Jana Olszewskiego, kiedy to faktycznie wskaźniki gospodarcze uległy poprawie. Ekonomiści przypominali wówczas, że trudno w ciągu kilku miesięcy dokonać cudu i że poprawa w gospodarce była możliwa przede wszystkim za sprawą działań poprzedników. Mniejsza o rozstrzygnięcie tego sporu. Faktem jest, że obecnie rząd prawicy bodaj pierwszy raz w historii mając pełnię władzy musi zmierzyć się z głębokim kryzysem gospodarczym. Kryzysem, który – niestety – częściowo sam wywołał.
Uczciwość to nie wszystko?
Wesprzyj nas już teraz!
Z tym hasłem „wystarczy nie kraść” jest pewien kłopot, wszak przypomina on naiwne liberalne definicje patriotyzmu, sprowadzającymi definicje miłości do Ojczyzny do płacenia podatków i sprzątania kup po swoim psie. Nie żeby nie było w tym pewnej racji, ale trudno zakładać, by samo przestrzeganie prawa nobilitowało do roli patrioty. Owszem, to ważna sprawa, ale jednak składowa. Nie sposób tym samym zakładać, że jeśli nie zawłaszczę państwowych pieniędzy, to z miejsca zasługuję na miano męża stanu. Przydałaby się jeszcze odrobina wiedzy i zdolności zarządczych.
Dzisiaj wiemy już, że Zjednoczona Prawica potknęła się na własnych pomysłach gospodarczych. Plan był bowiem prosty: zaproponujemy wielki program społeczny, a kasę nań weźmiemy zaostrzając przepisy podatkowe i spuszczając ze smyczy skarbówkę, którą poszczujemy omijających podatkowe przepisy przedsiębiorców. Poniekąd się to udało, ale zapewnianie polityków, że dzięki ukróceniu działań mafii vatowskiej możemy pozwolić sobie na rozdawanie pieniędzy na prawo i lewo okazały się zwykłym humbugiem. Dość szybko bowiem złotówka zaczęła tracić na wartości a inflacja poszybowała. Nie tak wysoko, jak obecnie, ale przecież i przed pandemią wzrost cen odczuwaliśmy w naszych kieszeniach. NBP ułatwiał rządowi wydawanie pieniędzy, umożliwiając tańsze ich pożyczanie. W trakcie lockdownów widzieliśmy to wystarczająco wyraźnie: wysokim wydatkom na tzw. tarcze antykryzysowe towarzyszyły ekstremalnie niskie stopy procentowe, co z czasem musiało doprowadzić do stopniowej utraty kontroli nad inflacją, ale w krótkim okresie pozwoliło rządowi utrzymać budżet w ryzach.
Obecnie przeżuwamy szkodliwe skutki gospodarczych zaklęć, wygłaszanych przez rządy najpierw Beaty Szydło a później Mateusza Morawieckiego. Tyle że zamiast opowieści o tym, że sama uczciwość polityków zapewni nam wzrost PKB, słyszmy zapewnienia, że to nie wina rządu, lecz pandemii i globalnych procesów.
Nowy Ład, nowy szok
To oczywiście półprawda. Ceny energii, owszem, rosną, ale to rząd ratował budżet wyprzedając prawa do emisji CO2. Obecnie zatem płacimy nie tylko za szaleństwa ekobiznesu, ale też za rozrzutność premiera Morawickiego. Pandemia też nie jest żadnym wyjaśnieniem. Brutalnie mówiąc: jeśli nie było nas stać na lockdowny – a nie było – trzeba było ich nie wprowadzać. Lub wprowadzać w przemyślany sposób, a nie na oślep, byle coś zamknąć i uspokoić rozgrzane do czerwoności media.
Zostawmy jednak tropienie rządowych konfabulacji. Obecnie bowiem wchodzi w życie autorski program gospodarczy liderów PiS, Jarosława Kaczyńskiego i Mateusza Morawieckiego. W jaki sposób został on sfastrygowany, mogliśmy przekonać już pod koniec ubiegłego roku, przeglądać setki stron nowych przepisów podatkowych. Chaos rozdętej biurokratyzacji ujawniają tymczasem niższe pensje, jakie od stycznia otrzymują niektórzy pracownicy budżetówki. Trudno się dziwić, że Polacy już na samym początku zaliczyli wywrotkę w starciu z nowymi pomysłami państwowej machiny PiS. Przepisy podatkowe od dawna są w Polsce zagmatwane, a Polski Ład tylko pogłębia ten problem. Wbrew zapewnieniom władzy, nie jest to żaden program rozwoju Polski, ale pomysł na to, w jaki sposób ją zwinąć. Inflacja prawa jest rakiem, toczącym nasze państwo a dokładanie kolejnych przepisów, komplikowanie ich kolejnymi ulgami, odpisami, dopłatami i innymi tego typu kretyńskimi pomysłami na to, w jaki sposób złagodzić skutki polityki, którą sami przecież decydenci wykreowali i wprowadzili w życie.
Mechanizm jest łopatologiczny: najpierw wprowadzamy podatki, dodatkowe opłaty czy daniny (niepotrzebne skreślić) a później ustalamy dla tych podatków specjalną ulgę dla takiej czy innej grupy. Inna opcja to wprowadzenie dopłat do nakładanych przez rząd obciążeń. Pojmują to państwo? Przychodzi polityk, informuje was, że bardzo mu przykro i takie tam, ale teraz będziecie państwo płacili za wszystko o 30% więcej. Bo drożyzna na rynku paliw, bo kryzys energetyczny, bo służbie zdrowia trzeba dosypać i tak dalej. Państwo przerażeni zaglądacie do portfeli i rezolutnie pytacie, skąd niby macie te pieniądze wziąć. A ów mędrek nie mrugnąwszy nawet okiem odpowiada: proszę się nie martwić, skoro mają państwo tylko 50 zł, to ja wam dam 20 i zabieram 70. Słowem: czyste hochsztaplerstwo, nic więcej.
Czy w takim razie Polski Ład skończy się fiaskiem? I tak, i nie. Pamiętajmy, że Polska jest krajem rozwiniętym a to oznacza nie tylko to, że jesteśmy zamożniejsi od wielu innych, ale mamy także skuteczniejszy aparat państwowy, czytaj: zdolny do bardziej opresyjnej polityki. Dużo trudniej w Polsce robić coś obok państwa. Czasy szarej strefy się kończą, wszak zamożniejsze państwo bogatsze jest również w instrumenty kontroli. A jednak historia uczy, że władza w Polsce nigdy nie miała posłuchu. Nie przypadkiem absolutyzm w naszym kraju nigdy nie zyskał poklasku. Trzeba zatem założyć, że Polski Ład stanie się jedynie przyczyną kolejnej udręki: dla uboższych, bo komplikuje reguły podatkowe, dla bogatszych, bo utrudni im życie zmuszając do kolejnych wygibasów. Poza tym pozbawi wielu niezależności finansowej. Bo skoro zacząłeś się dorabiać, człowieku, to podziel się tutaj, proszę, z innymi. A zatem namiesza wiele, ale, u licha, na pewno nie sprawi, że – jak twierdzi premier Morawiecki – staniemy się krainą płynącą mlekiem i miodem.
Jak widać, nie wystarczy nie kraść, by Polska mogła się rozwijać. Trzeba też mieć więcej zdrowego rozsądku i zaufania do obywateli. A tego – niestety – władzy brakuje. Nawet tej, która zapewniała nas, że kto jak kto, ale oni o Polskę dbają najlepiej. Patriotycznym frazesem, choćby był najpiękniejszy i najdobitniej wypowiedziany, silnej Polski zbudować się nie da.
Tomasz Figura