Ostry komentarz znanego dziennikarza sportowego wywołała sobotnia konferencja federacji MMA-VIP. Organizacja, serwująca swoim fanom mordobicie w formule freak show fight, ogłosiła wszem wobec, że jej nowym szefem jest nikt inny, tylko… recydywista i były przywódca gangu pruszkowskiego, znany jako „Słowik”.
Nowym spiritus movens federacji MMA-VIP został Andrzej Zieliński, były gangster z Pruszkowa znany pod pseudonimem „Słowik”. Mężczyzna odbywał wyroki za kradzieże, włamania, fałszerstwa i ściąganie haraczy. W 2001 roku został ułaskawiony przez Lecha Wałęsę (jak twierdzą niektórzy, po wpłaceniu łapówki w kwocie 150 tys. zł), po czym rozpoczął dalszą „karierę” w świecie przestępczym, obejmując przywództwo nad gangiem pruszkowskim. Był oskarżony o zabójstwo komendanta głównego policji, w międzyczasie odbywał wyrok za wymuszenia rozbójnicze, a w roku 2017 ponownie został aresztowany pod zarzutem wyłudzania VAT-u, rozbojów i napadów.
Swoje oburzenie zmianami „personalnymi” w MMA-VIP w mocnych słowach wyraża znany dziennikarz sportowy Krzysztof Stanowski. Dynamiczny rozwój przeróżnych federacji od freakowego mordobicia pokazuje, w jakich czasach żyjemy i w jakich realiach wychowują się nasze dzieci – pisze na Facebooku.
Wesprzyj nas już teraz!
https://www.facebook.com/stanowski.krzysztof/posts/472989654193482
Włączam tiktoka, a tam karierę robi jakiś podobno były gangus i opowiada nastolatkom, jak to kiedyś było. Włączam Netfliksa, a tam cukierkowa opowieść o gangsterze z Trójmiasta. Na rynku wydawniczym najwięcej bestsellerów napisał „Masa”. Włączam TVN, a tam była burdelmama – inaczej mówiąc: kobieta skazana za sutenerstwo – robi za gwiazdę. – wylicza Stanowski.
Jak podkreśla komentator, wiele absurdów współczesnych branży rozrywkowych jest do przełknięcia, „ale są rzeczy, których robić się nie powinno”. I tak – jak napisał Stanowski w innym wpisie, na Twitterze – „trzeba być naprawdę idiotą, by współpracować i publicznie chwalić się współpracą z gangsterem, przestępcą i bydlakiem”.
W iście filmowym anturażu odbyło się ogłoszenie światu, kto stoi teraz za federacją MMA-VIP, prowadzoną przez Marcina Najmana. Nowy „Boss” organizacji wkroczył na scenę przy dźwiękach muzyki z Ojca chrzestnego, a jego twarz była zakryta czarną maską – znaną z brutalnego koreańskiego serialu Squid Game. „U nas słupów nie ma. W MMA-VIP jest Boss” – chwalił się potem na Twitterze Najman.
A skoro o filmie mowa, to podmienienie postaci pozytywnych z negatywnymi to motyw nienowy w kinematografii, znany choćby z klasyku gatunku antywesternu – The Missouri Breaks. Protagonistą (rewelacyjnej zresztą) opowieści jest koniokrad, który pragnie wieść spokojne życie u boku ukochanej kobiety po tym jak dorobił się małego mająteczku na ludzkiej krzywdzie. Sympatyczny i nieco poetyczny rabuś trudniący się kradzieżą koni (grany przez Jacka Nickolsona), za co groziła mu niechybna szubienica, jest tam postacią pozytywną, podczas gdy szorstki i prozaiczny łowca głów (w którego rolę wcielił się Marlon Brando) jest „tym złym”, którego należy podejść podstępem i pokonać. To tylko pierwszy z brzegu przykład filmów tkliwie opowiadających o złodziejach, mordercach i gwałcicielach.
Byli tacy, którzy już w czasach Bonnie i Clyde, czy właśnie Ojca chrzestnego, ostrzegali, że filmy te oswajają z przestępczością. „To przesada” – odpowiadała większość. Ale po tym, co wydarzyło się w sobotę w Kielcach czas zastanowić się, czy oby na pewno kilkadziesiąt lat przesuwania granic rzeczywistości nie przyniosło daleko idących efektów? To już nie poszczególne ekscesy z udziałem niezrównoważonych nastolatków, którzy chcieli być jak bohaterowie gangsterskich romansów, lecz powszechna znieczulica, która z przestępczości czyni produkt medialny w czasach, gdy „nie ma takich obrzydlistw, do których niektórzy nie są zdolni się posunąć i nie ma takich, przy których ludzie nie machną ręką”, jak pisze Krzysztof Stanowski.
Można powiedzieć, że wspomniany przez Stanowskiego Netflix dokłada już tylko wisienkę do tortu, promując to odwrócenie porządku i „umilanie” negatywnych postaci. Inną sprawą jest, że dawne kino, nawet jeżeli wywracało porządek, to reprezentowało pewien poziom artystyczny. Trudno to samo powiedzieć o wielu dzisiejszych produkcjach, w których wulgarność i okrucieństwo rywalizują z pustotą przesłania. Natomiast fakt, że prawdziwy gangster, który ledwie dwa lata temu opuścił areszt, jakby nigdy nic wkracza na „salony” i w świetle fleszy staje się twarzą ludycznej rozrywki powinien dać nam do myślenia…
FO