Oświecić masy — tanio, jak można, choć gorzej,
Choćby zrubasznić prawdę, lecz uczynić wziętą,
Zniżyć o sto, to będzie sto więcej pojętą!…
Zniżona tak, zaczerpnie namiętności kału.
Potem się wyprze ojca swego, ideału,
Lecz szeroką się zrobi, jak pożar, a ilu
Pojrzy na łunę, rzeknie: «Co za jasność stylu!»
Cyprian Norwid, Rzecz o wolności słowa
Wesprzyj nas już teraz!
Ech, te „Dziady”. Gdybyż to był tylko powód do niepokoju Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Piotra Glińskiego, że są to działania „kontrowersyjne w sztuce i przekraczają granice tej akceptowalnej kontrowersji”… Gdybyż to było li tylko owo „dziadostwo”, jak raczył określić Minister Edukacji i Nauki, Przemysław Czarnek inscenizację arcydramatu Adama Mickiewicza w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie… Niestety nie, bo to jednak Kurator Małopolski, Barbara Nowak jest najbliżej tego o co tutaj chodzi, gdy mówi o „celowym zbezczeszczenie Dziadów poprzez odarcie tego dzieła z uniwersalnego przesłania na rzecz współczesnych rozgrywek politycznych”.
W przypadku najnowszej scenicznej odsłony „Dziadów” mamy do czynienia z kolejnym atakiem w ramach wojny kulturowej, za którym oczywiście podążają politycy tzw. lewej strony, parę lat temu od władzy odsunięci, ale i ci, którzy do tej władzy dopiero pretendują. W systemie, w którym możliwość rządzenia opiera się na urnach wyborczych, już dawno opatentowano amerykański wynalazek doraźnego formatowania elektoratu za pomocą usługowej rozrywki i służalczej kultury. Tragedią tego antyludzkiego standardu jest poważne zatrucie organizmu odbiorcy antykulturą. Coraz częściej jest to zatrucie nieodwracalne, bo brakuje na rynku antidotum, gdyż tzw. strona prawa od lat nie rozumie, a więc i nie docenia kultury jako takiej.
Rzecz cała, jako dzieło artystyczne, może i nie warta byłaby kolejnego artykuły (pisałem o tym przedstawieniu z końcem listopada w tekście „Dziady, czyli wróg przekroczył granicę”), gdyby nie reakcje publicystyczne oraz w mediach społecznościowych – i to reakcje nie tyle na sam spektakl, co na istotne jego zauważanie przez stronę od lat atakowaną takimi artystycznymi „dziełami”. Można by rzec, że żaba zorientowała się, że ją gotują, a to dość mocno przestraszyło kucharza. Proponuję tutaj wybraną analizę recepcji spektaklu „Dziady”, co niektórzy zwą „awanturą”, a inni „aferą”. Materiały obejmują czas od końca listopada roku ubiegłego po pierwsze dni stycznia roku bieżącego. Cytaty, które będę przywoływał nie opatruję w bibliograficzne adnotacje (nie piszemy przecież naukowej dysertacji), ale jeżeli ktoś zechce odnaleźć źródło, nie powinien mieć z tym problemu.
I jeszcze jedna refleksja wstępna. Monopol marksistowskiej kultury obejmuje nie tylko zawodowe sceny teatralne (niemal wszystkie), ale również media mainstreamowe o sztuce teatru piszące. W związku z tym niełatwo dotrzeć do recenzji czy tekstów odmiennych, niż wazelina i politura, którymi metkuje się wyroby tzw. „spółdzielni”. Dotyczy to również portalu „e-teatr”, prowadzonego przez rządową instytucji, jaką jest Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego.
E-teatr to nadal potężny promotor mafii teatralnej i pomimo, że ma statutowy obowiązek obiektywnie i rzetelnie informować o WSZYSTKICH wydarzeniach teatralnych w Polsce, jego metoda jest niezmienna: Recenzje wychwalające spektakle spółdzielni teatralnej są wybijane tłustym drukiem i publikowane na pierwszych miejscach portalu, a wszystko to, co ma czelność nie zgadzać się z jedynie słuszną estetyką, którą E-teatr tak haniebnie lansuje, jest chowane głęboko wśród komentarzy, albo nie publikowane w ogóle.
Powyższy cytat pochodzi właśnie z takiego wykluczanego medium, czyli z BLOGu reżysera teatralnego, Grzegorza Kempinsky’ego.
„Dziady” spółdzielniane
Dyrektor Teatru Słowackiego, Krzysztof Głuchowski, w wywiadzie udzielonym portalowi „lovekrakow.pl” stwierdza bez żadnego skrępowania, że „Dziady”, to „ jeden z największych sukcesów w historii tego Teatru”. A lokalna, krakowska Gazeta Wyborcza dodaje: „To spektakl robiony z miłości i troski, ale też gniewu i niezgody”. Portal „teatrdlawszystkich.eu” podbija jeszcze bębenka, tak pisząc o autorce reżyserii: „Artystka ma święte prawo odprawić narodowe gusła tak, jak dyktuje jej serce”. Podobnie ktoś widzi to w dzienniku „Rzeczpospolita”: „Romantyczny dramat Adama Mickiewicza znów okazał się niepokojąco aktualny (…) Największym uznaniem dla narodowego wieszcza jest to, że jego słowa i dzisiaj tak bolą władzę, że za ich głośne wypowiadanie chce karać”. Chodzi o wstrzymanie planowanego współfinansowania Teatru Słowackiego przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Polska Agencja Prasowa zanotowała w tej sprawie słowa znanego skądinąd posła KO Krzysztofa Mieszkowskiego: „Kultura i sztuka są z natury wolne, a tutaj mamy do czynienia z absolutnym zniewoleniem i z próbą przekształcenia naszych instytucji kultury, pracy artystek i artystów, w propagandę”. I niech nikt nie sądzi, że poseł tak ocenia spektakl „Dziady”, choć tak mogłoby się wydawać. Pan poseł tak właśnie rozumie negatywne oceny tego przedstawienia. Natomiast spektakl, który uważa za „wybitny”, podsumowuje zdecydowanie lamdrynkowo: „Poprzez sztukę, dialog, który proponuje Maja Kleczewska swoim przedstawieniem, będziemy lepszym społeczeństwem. I mam nadzieję, że nauczycielki i nauczyciele skorzystają z propozycji teatru im. Słowackiego”.
Obok Mieszkowskiego dała głos była rzecznik prasowa w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz, Małgorzata Kidawa-Błońska: „Minister Gliński staje się narodowym cenzorem – cenzuruje „Dziady”. Nigdy nie myślałam, że dożyjemy czasów, iż w wolnej Polsce mogą one wzbudzać u rządzących takie emocje”. Głos krytykujących te „Dziady” nazywa się polityką, natomiast ewidentnie polityczne komentarze są definiowane, jako obrona wolności sztuki. Gazeta Wyborcza w materiale pt. „Awantura o „Dziady”. Władza boi się teatru i ma powody”, pisze: „Swobodna, niepodległa partyjnym przekazom dnia wyobraźnia stanowi dla Glińskiego, Czarnka czy Nowak zagrożenie. Dla prawicy bowiem teatr ma o tyle sens, o ile nie wtrąca się w świat”. A w tekście „Mamy prawo kupić bilet i oglądać, słuchać, myśleć” pogrubia ten przekaz do kwadratu: „Świat PiS-u, czego zaczynamy doświadczać w szkołach i na uczelniach, to model oparty na katolicyzmie i nacjonalistycznej historii”. Do towarzyskiego „rot-frontu” dołączają reżyserki i reżyserzy z tzw. Gildii oraz stowarzyszenie zrzeszające tych, co są albo byli dyrektorami w branży teatralnej (jak za komuny: „zawód – dyrektor”). No i piszą i ślą do władz protesty: „że się niepokoją”; „że potwierdza się mechanizm zastraszania instytucji i ich dyrektorów”; „że są naciski na plany repertuarowe”; „że ogranicza się wolność”. A wszystko dlatego, że ktoś krytykuje „Dziady”, a ktoś inny nie chce dać kasy na teatr, który to przedstawienie wyprodukował.
Swoistą, bo wręcz groteskową puentą niechaj do tych wypowiedzi będzie głos kuratora artystycznego Teatru Słowackiego, Bartosza Szydłowskiego: „Polityka wdarła się w naszą intymność jak nigdy wcześniej, nie daje normalnie żyć. Właśnie dlatego teatr jest dziś tak ważny, bo daje odpór beznadziei. (…)Teatr jest najgłębszą i najpiękniejszą formą edukacji. Nie narzuca odpowiedzi, a zaprasza do dialogu, aktywuje własne myślenie widza. Dotyczy to również myślenia krytycznego wobec spektaklu”.
„Dziady” gołe
Żeby zobaczyć jak wygląda „myślenie krytyczne wobec spektaklu” trzeba trochę poszukać (o czym było wyżej). A wtedy stanie przed nami „goły król”. W Gazecie Polskiej w tekście pt. „Baby, dziady i gej. Konrad też była kobietą” mówi się otwarcie o „pięknej katastrofie” krakowskich „Dziadów”, w których „Kleczewska na starcie swojego dzieła sięga po wytarte i prymitywne stereotypy. Obrażające inteligentnego widza, który chciał zobaczyć teatralną interpretację jednego z najważniejszych tekstów w naszej historii”. Wojciech Konikiewicz na swoim facebooku jest jeszcze bardziej konkretny w ocenie: „To się kiedyś nazywało… produkcyjniaki i manifestowało w przedstawieniach o traktorach etc. typu „Brygada szlifierza Karhana”.
Bardzo trzeźwą refleksją dzieli się z nami reżysera Andrzej Chchłowski (na blogu kempinsky.pl): „Porównywania przez recenzentów (dziennikarzy) „Dziadów’’ Kleczewskiej do „Dziadów’’ Dejmka nie warto komentować. Żenada!” W tym tekście, zatytułowanym jednoznacznie – „Na teatrze żerują nieudacznicy”, Chichłowski dodatkowo definiuje jak naprawdę wygląda „goły król”: „W recenzjach wyczytałem, że Konrad u Kleczewskiej jest kobietą. U Englerta w „Kordianie’’ Kordianów było trzech. Po co? HGW. W „Dramatycznym’’ Król Lear też był kobietą. Bo reżyserował syn? Walnijcie się wy wszyscy w łeb i ty też babo Kleczewsko. Zleć komuś napisanie sztuki o podobnym temacie i nie podpieraj się geniuszem Mickiewicza”. Na stronie „Rzeczpospolitej” (rp.pl) podobne widzenie sprawy prezentuje Mariusz Cieślik („Brednie wokół krakowskich dziadów”): „Tymczasem wbrew temu, co twierdzi Maja Kleczewska, bohater „Dziadów” nie był kobietą i bynajmniej nie walczył za uciskane Polki. Co więcej, u Mickiewicza nie ma ani słowa na temat Strajku Kobiet, LGBT, współczesnego nacjonalizmu ani rządów PiS. Teatr oczywiście ma prawo komentować politykę i wydarzenia aktualne. Ale zamiast kaleczyć dzieło Mickiewicza, należałoby po prostu zamówić sztukę u współczesnego autora”.
Warto przemyśleć w kontekście tego co powyżej refleksje Jakuba Maciejewskiego, opublikowane na portalu „wpolityce.pl”. W artykule „Prawdziwa sztuka tylko w podziemiu” autor konstatuje: „Subtelności i wielotomowe erudycje znawców rozbijają się o feminizm pani Mai Kleczewskiej, która polski mesjanizm, Mickiewiczowskie aspiracje do swoistej narodowej teologii, rzucającego Bogu wyzwanie Konrada sprowadza do… Strajku Kobiet” (…) Tak, sztuka narodowa nieraz pełna jest wyzwań, ostrych polemik, kontrowersji. Nie tutaj jest problem ze współczesną sztuką, ale z tym, że złożone i przez setki lat tkane konteksty kulturowe, jakaś kolejna wyzwolona artystka rozbija jak kulą do kręgli” (…) Wychodząc z dostojnego gmachu krakowskiego „Słowackiego” człowiek ma ochotę zmyć z siebie brud prostactwa (…) I jeszcze bardzo gorzka puenta Maciejewskiego: „Przy takim poziomie artystów, prawdziwa kultura zejdzie do podziemia. Sztukę odnajdziemy w katakumbach, a katharsis – z dala od głośnych nazwisk”.
Zakończmy wypowiedzią prof. Andrzeja Nowaka, pomieszczoną w Gościu Niedzielnym pod znamiennym tytułem „Murem za Dziadami”: „Czy mamy oburzać się na przerabianie tego, co najwspanialsze w naszym dziedzictwie duchowym, na „faka” – pokazywanego nie tylko dzisiejszej władzy politycznej, przez Polaków wybranej, ale samej Polsce? Może zamiast tego lepiej przypomnieć sobie „Dziady”, jak one zostały napisane. Sprawdzić, co wycięła z nich cenzura współczesnej reżyserii, a co może dodała, co zmieniła w tym tekście?” Profesor Nowak kończy konkretnie i dosadnie, bo tak trzeba: (…) stańmy murem za „Dziadami”, za Mickiewiczem, za Norwidem, za polską kulturą, za kulturą po prostu. Sięgajmy do tych źródeł, obmyjmy wodą z nich zaczerpniętą nasze oczy. Może zobaczymy wtedy w sztuce coś więcej niż okazję do nienawiści? Brońmy się przed duchowym samobójstwem”.
Tomasz A. Żak