Pandemia wyniosła do rangi medialnych gwiazd grupę zakompleksionych pyszałków, którymi nie interesował się dotąd nawet pies z kulawą nogą. Teraz zaś gwiazdorzy stroją fochy, bo ktokolwiek śmie odmawiać im racji i nie słuchać ich rad.
Aż 13 z 17 ekspertów doradzających rządowi w tzw. Radzie Medycznej złożyło rezygnacje. Powód jest prosty: nie mogli znieść tego, że u nas sytuacja wygląda inaczej niż w innych krajach. Tam goni się ludzi ze strzykawkami, żeby jak najszybciej ich zaszczepić, a tym, którzy jakimś cudem unikną ukłucia funduje się niemal domowe więzienie.
A u nas? Zalecenia – owszem, lekka presja – również, ale nic ponadto. Znaczną część medycznych doradców rządu irytowało, że w USA, Francji czy Niemczech taki lekarz czy epidemiolog to jest Ktoś. Słucha się go uważnie i bez sprzeciwu wykonuje polecenia. Kiedy mówi, że będziemy umierać, to wszyscy stolarze strugają trumny, kiedy zapewnia, że nie będzie tak źle, połowa narodu wypija z radości lampkę wina, a gdy tłumaczą dlaczego się pomylili wszyscy ludzie im współczują, a nie – jak u nas – pukają się w głowę i zadają trudne pytania.
Wesprzyj nas już teraz!
Tak, Drodzy Państwo, pozwoliliśmy rozpanoszyć się ludziom, którym wydaje się, że posiedli wiedzę tajemną i mają prawo pouczać każdego z nas o tym, kiedy, gdzie i czym mamy sobie zasłaniać nos i usta, gdzie możemy się gromadzić, a gdzie nam nie wolno, jak długo wolno wyjeżdżać po szczepieniu za granicę a kiedy trzeba już siedzieć w domu na czterech literach a wreszcie pokpiwających, że jak nam się chce jeść, albo ćwiczyć, to sobie w domu możemy ugotować zupę i hantelki kupić zamiast łazić po restauracjach czy na siłownię. Słowem: dyktat medyków, czyli medycynizm lub – jak kto woli – sanitaryzm.
Tymczasem pandemia nie jest tylko zjawiskiem medycznym czy biologicznym. Żyjemy w realiach ogromnego zaludnienia i mobilności społecznej. Tu nie da się ot tak, po prostu, pozamykać ludzi w domach czy sterować nimi przy użyciu jakiegoś magicznego pilocika. Pamiętam, jak jeden z ekspertów – notabene jeden z tych, którzy odeszli z Rady Medycznej – mądrzył się kiedyś w radiu, że on to z kolegami wymyślił, jak się dzieci mają po szkole poruszać, kiedy zasłaniać twarz, a kiedy nie i gdzie się gromadzić, a gdzie zachowywać odstęp. Wszystko oczywiście podlane sosem zapewnień, że to wnioski z badań, analiz i innych tego typu rzeczy.
Nie wiem, co to ma wspólnego z nauką, która powinna przecież służyć ludzkości, a nie czynić z nas niewolników. Widać w tym wszystkim niemal obsesyjny kultu rozumu, pragnienie algorytmizowania przyrody, której człowiek przecież nie jest w stanie opanować. Z całym szacunkiem, ale ktoś inny jest jej Panem.
Zbuntowani eksperci Rady Medycznej wypłakują się publicznie, że nie byli słuchani, że media ich atakowały a do tego dopiekali im politycy – o zgrozo! – nawet ci rządowi. To paradne, wszak z enuncjacji tych można wnioskować, iż najlepiej byłoby, gdybyśmy wszyscy bili pokłony przed panami doktorami i profesorami, składając korne dziękczynienie za każde słowo, które wyszło z ich ust. Jest w tym sporo prawdy, że pandemia wyniosła do rangi medialnych gwiazd grupę zakompleksionych pyszałków, którymi nie interesował się dotąd nawet pies z kulawą nogą. Teraz zaś gwiazdorzy stroją fochy, bo ktokolwiek śmie odmawiać im racji i nie słuchać ich rady.
Rady jednak mają to do siebie, że wysłuchawszy ich, można postąpić w zgodzie z nimi lub zupełnie na odwrót. Rząd w ostatnich tygodniach odwrócił się plecami do Rady Medycznej, dostrzegając w jej wskazówkach receptę na ruinę społeczną i gospodarczą. Inna sprawa, że sam premier i jego przyboczni sami „wyhodowali” sobie takich ekspertów, którzy teraz sypią im piach w szprychy. Tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało. Ale to już nie nasze zmartwienie. Miejmy tylko nadzieję, że obawiający się wyroków opinii publicznej rząd, nie ugnie się pod dyktatem grupki osób w kitlach. Nie może nam 13 osób urządzać codziennego życia. Nawet w czasie pandemii.
Tomasz Figura