Kłamstwo to ich pierwsze imię. Cel? Zapewnić sobie jak najwyższy standard życia. Cena? Wstyd i strach przed odkryciem prawdy. Prawdziwe „Dziewczyny z Dubaju”, czyli te ukazane w głośnym reportażu Piotra Krysiaka, znacząco różnią się od tych z filmu Marii Sadowskiej. W rzeczywistości nie wszystkie kobiety były na sprzedaż. A te, które się „sprzedały” na hasło „prostytucja”, „wyjazdy z biznesmenami” reagują jękiem, setką bezsensownych pytań, a nawet groźbami [P. Krysiak „Dziewczyny z Dubaju”].
O tajemnicach alkowy arabskich szejków zrobiło się głośno w 2018 r. za przyczyną wspomnianej książki o kulisach tzw. „afery dubajskiej”, przy czym Dubaj to słowo klucz, bo arabscy klienci oddają się rozpuście zwykle w miejscach oddalonych o setki mil od stolicy drugiego co do wielkości emiratu w ZEA. Wówczas na światło dzienne wyszły szczegóły toczącego się przed laty śledztwa w sprawie, którą okrzyknięto „seks-aferą w show-biznesie”. O świecie niebotycznie bogatych biznesmenów i ekskluzywnych prostytutek media rozpisywały się już wcześniej. Krysiak ujawnił jednak nieznane dotąd realia pracy „pań do towarzystwa”. Opisywane przez dziennikarza śledczego wydarzenia miały być podstawą scenariusza filmu o tym samym co reportaż tytule. Jednak do ekranizacji książki jako takiej nie doszło. Na linii Krysiak – producenci zrobiło się gorąco, a oliwą dolaną do ognia okazał się małżeński konflikt „Dody” i Emila Stępnia. Awantura wokół filmu niewątpliwie przysłużyła się promocji i najwyraźniej przyciągnęło widzów do kina, a krytyków po filmowym seansie do komputera.
Wszystko to ma znaczenie, bo – zgodnie z szumnymi zapowiedziami twórców – film miał „zdemaskować hipokryzję polskiego show biznesu i ujawnić całą prawdę na temat afery dubajskiej”. Tak się jednak nie stało. Rozbieżność między wykreowaną w obrazie rzeczywistością a faktami ujawnionymi w książce jest na tyle istotna, iż trudno mówić nawet o próbie obnażenia kłamstwa, w jakim żyją niektórzy, znani z telewizyjnych ekranów ludzie. Prawda jest zawsze ciekawsza, ale żeby ująć jej istotową złożoność potrzeba pewnych umiejętności i czystych – jak się zdaje – intencji, a o nich mówić nie sposób, stąd pozostaje nam sądzić po owocach. Tak więc, atrakcyjna otoczka przysłoniła ciężar rzeczywistości. Jak pisał Krysiak po premierze filmu, „komercja zabiła fakty”.
Wesprzyj nas już teraz!
Bohaterkę, sutenerkę Emi, dosięgają wprawdzie skutki jej bezwzględnych działań, traci wszystko, co udało jej się później w „normalnym” życiu zbudować, a jej sumienie obciąża samobójcza śmierć przyjaciółki, to jednak widz zaczyna ją lubić. Jest urocza i zabójczo piękna. Równie atrakcyjny jest jej biznesowy partner, z którym łączą ją nie tylko interesy. Oblicze realnej Emi nie przypomina prawie w ogóle miłej w odbiorze filmowej kreacji, w którą wcieliła się dotychczas nieznana szerszej publice Paulina Gałązka. W rzeczywistości grana przez aktorkę prawdziwa Emi to bezwzględna i pozbawiona skrupułów seks-menadżerka, prywatnie córka bardzo popularnego na polskiej scenie rockmena. Jej zadaniem było wyszukiwanie w agencjach i na portalach społecznościowych dziewczyn prezentujących się jako modelki, do których wysyłała wiadomości z ofertą pracy, nie wspominający przy tym o prostytucji. Wśród tak „złowionego towaru pierwszej klasy” – jak pisał Krysiak w swojej książce – znajdowały się kobiety, które o roli „pań do towarzystwa” dowiadywały się na miejscu odległym od dotychczasowego adresu zamieszkania. Niektórym z nich, po tym, jak już dowiedziały się, do czego tak naprawdę zostały zaangażowane, ciężko było kupić powrotny bilet bez zaangażowania najbliższych, co wiązało się z dodatkowym wstydem.
I tu przechodzimy do sedna poruszanej problematyki. Dziewczynie raz wrzuconej w tryby machiny seks-biznesu ciężko było się z niego wydostać. O tym problemie film opowiada zaledwie. Dramat kobiet namawianych na sekswyjazdy pod pozorem pracy kelnerek w klubach czy hostess bardziej wyłania się z treści książki dziennikarza śledczego niż z obrazu znanej z działań na rzecz „obrony praw kobiet” reżyserki. W ciekawy sposób wątek ten wyakcentował autor wspomnianego reportażu, pisząc w recenzji filmu dla portalu Onet.pl: Obejrzałem „Dziewczyny z Dubaju” w reżyserii Marii Sadowskiej z lekkim niedowierzaniem i rozczarowaniem. Znając feministyczne poglądy reżyserki, byłem przekonany, że w jej obrazie zobaczę mnóstwo kobiet nazywanych przeze mnie w książce prostytutkami, a dziś przez feministki sexworkerkami, które pozbawione wyboru, zmuszone przez sytuację rodzinną zaciągały się na pokład jachtu bezwzględnej, cynicznej i nastawionej jedynie na wysoki zarobek Emi, królowej polskich burdelmenedżerek, specjalizującej się w ekskluzywnej prostytucji. Myślałem, że zobaczę targane rozterkami i zmagające się ze znalezieniem pieniędzy na drogą i ratującą życie operację kogoś bliskiego piękne dziewczyny, dla których jedynym i już ostatnim wyjściem było handlowanie swoim ciałem. Że robiły to z obrzydzeniem, ale w imię ważnego interesu. Tak zachęcali nas do obejrzenia filmu — choćby w zwiastunie — jego producenci.(…) Byłem wręcz przekonany, że reżyserka uwypukli przynajmniej, bardziej niż ja w książce, dramat dziewczyn, które nie miały pojęcia dokąd i po co jadą.
Twórcy filmu – jak się jednak zdaje – postanowili wyeksponować przepych i luksus wnętrz, zupełnie obcy oku przeciętnego widza, oraz zmysłowość i erotyzm, by zapewnić produkcji sukces finansowy. To było do przewidzenia również dlatego, że producentka kreatywna o pseudonimie „Doda” podsycała atmosferę wokół filmu, ciągle akcentując celebrycki kontekst tzw. afery dubajskiej. Zamiast tropić tożsamość filmowych bohaterek wśród rodzimej kasty celebities, należałoby jednak nieustannie mówić (ostrzegać?) o traumie, z jaką muszą się nieraz mierzyć byłe uczestniczki sponsorowanych wyjazdów. Wątpiących może przekona dostępne na „jutubowym” kanale o nazwie „Czarny Pokój” świadectwo niedoszłej modelki, która sprzedawała swoje ciało arabskim klientom. Opis procederu wraz z ich konsekwencjami psychicznymi dla kobiet skłania do szukania w ukazanej w filmie historii głębszego dna, bowiem główna bohaterka, wspomniana wcześniej sutenerka Emi, straciła ostatecznie coś więcej niż „tylko” rodzinę, przyjaciół, pieniądze i szacunek sąsiadów. Spod powiek jej oczu nie będzie łatwo usunąć obrazów wyuzdanych, wulgarnych, pozbawionych uczucia aktów seksualnych, które oglądać będzie musiała być może do końca życia. Jej zaniżone poczucie wartości ujawni się niemal w każdej kryzysowej sytuacji, paraliżując odruchy potrzeby bliskości, nie mówiąc o naturalnym dla każdej kobiety pragnieniu miłości. Do tego, na hasło „prostytucja”, „wyjazdy z biznesmenami” reagować będzie jękiem, setką bezsensownych pytań, a nawet groźbami. Cena, jaką się płaci za blichtr i luksus, jest nazbyt wysoka, a o niej mówi się najmniej.
Najwięcej mówi się natomiast o włoskich aktorach, o de facto pornograficznych scenach, rzekomej sile głównych bohaterek. A może warto powiedzieć jednak o zatraconej przez prostytuujące się kobiety zdolności pojmowania własnej istoty, godności i misji, o zatraceniu świadomości dobra i zła? Może warto powiedzieć o tym, że celem człowieka na ziemi jest osiągnięcie pełni swego ludzkiego jestestwa, to znaczy swej doskonałości, a drogą do niej nie jest schodzenie w mroki i ciemność, jaką jest najbardziej nawet luksusowa prostytucja. I last but not least, może warto mówić o tym, że człowiek został stworzony, by „istnieć ku chwale majestatu Boga” [Ef 1,4], by być wielbiącym objawieniem odwiecznego Bożego dobra i piękna? I że naprawdę nie wszystko jest na sprzedaż…
Anna Nowogrodzka – Patryarcha
Zobacz komentarz PCh24 TV