30 stycznia 2022

Krwawa niedziela. Masakra w mroźne popołudnie

W mroźne niedzielne popołudnie 30 stycznia 1972 roku ksiądz Edward Kevin Daly, wikary z katedry Świętego Eugeniusza w Derry (ang. Londonderry) w Irlandii Północnej, spieszył na zapowiedziany wiec. Ksiądz Daly, syn bojownika Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA), był szczerym patriotą i wrogiem władzy brytyjskiej. Sympatyzował ze „starą” IRA, natomiast działania obecnego wcielenia tej organizacji już nie wzbudzały jego entuzjazmu. Teraz podążał na protest zorganizowany w obronie prześladowanych katolików…

W pozostającej pod władzą brytyjską Irlandii Północnej od dziesięcioleci narastał konflikt między katolikami (rdzennymi Irlandczykami) a protestantami (potomkami osadników angielskich i szkockich, wiernymi poddanymi Korony Brytyjskiej). Mało kto mógłby wskazać początek tego dramatu. Zapewne należałoby sięgnąć pamięcią do czasów średniowiecza, do pierwszych angielskich najazdów. Wypadałoby także napomknąć o schizmie Henryka VIII, o powołaniu przezeń Kościoła anglikańskiego, kiedy to ludność podbitej Irlandii dochowała wierności Rzymowi, a plemienna wojna stała się konfliktem religijnym.

Potem były stulecia ucisku i zrywów topionych w morzu krwi. Po przerażających rzeziach zainicjowanych przez angielskich kalwinistów, także przez królową Elżbietę I, zwaną Wielką, przyszło ludobójstwo autorstwa Oliviera Cromwella, kiedy to angielscy purytanie wyrżnęli w pień czterdzieści procent populacji Zielonej Wyspy (1649–1652). Trudno pominąć też czasy Wielkiego Głodu (1840–1851), który zabrał z umęczonej Irlandii półtora miliona katolickich dusz – w tym samym czasie, kiedy brytyjskie statki wywoziły płody rolne z okupowanego kraju; gdy konające matki tuliły do piersi martwe dzieci z ustami zapchanymi zieloną trawą, która miała oszukać głód, a angielscy arystokraci szydzili z trawożernych Irlandczyków.

Wesprzyj nas już teraz!

W roku 1921, po kolejnym zrywie zbrojnym powstało wreszcie Wolne Państwo Irlandzkie, jednakże okrojone o sześć hrabstw północnej prowincji Ulster, które pozostały w granicach Zjednoczonego Królestwa. W Ulsterze protestanci przejęli pełnię władzy, zdominowali urzędy, sądy, policję. Miejscowych katolików uznali za element wywrotowy, za papistowskich rebeliantów, a w najlepszym razie – za obywateli drugiej kategorii.

 

Ot, zwykłe kłopoty

W roku 1968 katolicy w Irlandii Północnej, w owym czasie stanowiący trzecią część półtoramilionowej ludności prowincji, przystąpili do walki o swoje prawa. Ich pokojowe manifestacje brutalnie rozpędziła brytyjska policja i bojówki protestanckie. W następnym roku prowincja stanęła na krawędzi wojny domowej. Tłumy ekstremistów protestanckich wdzierały się do katolickich dzielnic, bijąc mieszkańców i podpalając domy – przy bierności, a niekiedy współudziale policji. Pierwszymi ofiarami konfliktu padli Francis McCloskey i Samuel Devenny, niezaangażowani w politykę katolicy z Derry, zakatowani przez policjantów.

Przysłane oddziały armii brytyjskiej miały rozdzielić walczące strony. Żołnierze, zrazu witani z entuzjazmem, szybko zarzucili swą neutralność. Zgodnie z polityką Londynu wystąpili otwarcie przeciw katolikom, dopuszczając się przy tym wielu niepotrzebnych aktów przemocy. Z kolei podziemna IRA, grupująca nacjonalistów irlandzkich od dziesięcioleci knujących przeciw brytyjskiej władzy, choć całkowicie zaskoczona wybuchem walk, zawiodła w dziele obrony katolickich dzielnic przed bojówkami protestantów, teraz jęła z upodobaniem polować na żołnierzy okupanta.

Eskalacja nastąpiła w sierpniu 1971 roku, gdy władze wprowadziły politykę internowania bez wyroku sądowego osób podejrzanych o działalność terrorystyczną. Oficjalnie miało to ujarzmić ekstremę z obu stron; w praktyce okazało się kolejnym biczem na katolików. W ciągu następnych czterech lat wśród niemal dwóch tysięcy internowanych znalazło się zaledwie stu siedmiu protestanckich lojalistów, choć to właśnie ich środowiska były inicjatorami wybuchu przemocy.

Na wieść o internowaniach w Ulsterze wybuchły zamieszki. Trup słał się gęsto. Szczególnie wstrząsająca była akcja brytyjskich spadochroniarzy na osiedlu Ballymurphy w Belfaście, gdzie uśmiercono jedenastu przypadkowych cywilów. Wśród ofiar znalazł się ksiądz Hugh Mullan, zastrzelony w chwili udzielania pomocy rannemu. A były to dopiero początki koszmaru, wśród Brytyjczyków znanego pod eufemistyczną nazwą kłopotów.

 

Masakra z mroźne popołudnie

W proteście przeciw polityce internowania działacze Stowarzyszenia Praw Obywatelskich Irlandii Północnej (NICRA) zorganizowali marsz w Derry w ostatnią niedzielę stycznia 1972 roku. Ponieważ wcześniejsze pochody katolików były brutalnie atakowane przez wojsko i policję, organizatorzy dołożyli starań, aby nie doszło do starć. Skrycie uzyskali nawet zapewnienie IRA, że ta nie wyśle uzbrojonych ludzi w rejon marszu.

Władze postanowiły powstrzymać pochód. Znaczące, że wśród oddziałów wydelegowanych przeciw demonstrantom znalazł się batalion pułku spadochronowego, którego żołnierze cieszyli się opinią brutali skłonnych do nadmiernej przemocy. To właśnie oni byli winni wspomnianej masakry w Ballymurphy.

W zgromadzeniu wzięło udział osiem tysięcy osób. Demonstranci zmierzali w kierunku centrum miasta, jednak po drodze trafili na barykady ustawione przez armię brytyjską. Maszerujący skręcili, próbując obejść zapory. Na obrzeżach tłumu miały miejsce utarczki grupek młodzieży z wojskiem. Młodzi ludzie rzucali kamieniami, żołnierze odpowiadali kulami gumowymi, gazem łzawiącym i armatkami wodnymi. Takie potyczki nie były wówczas niczym nadzwyczajnym, a wedle zgodnych relacji obserwatorów incydenty podczas marszu nie zaliczały się do szczególnie intensywnych.

Około godziny 15.55 w rejonie William Street, w miejscu oddalonym od zamieszek, padły pierwsze strzały. Spadochroniarze ranili dwóch mężczyzn, w tym jednego śmiertelnie. Kwadrans później wojsko rozpoczęło gwałtowną szarżę, wdzierając się w tłum demonstrantów, bijąc ich kolbami i dokonując aresztowań. Ludzie zaczęli uciekać w popłochu. Nagle rozpoczęła się gwałtowana palba.

Duża grupa manifestantów uchodziła przez parking Rossville Flats. Kilka osób dosięgły kule. Wielu świadków zapamiętało żołnierza, który wycelował starannie i strzelił za uciekającym chłopcem. Trafionym był siedemnastoletni John Duddy. Pocisk przeszył mu klatkę piersiową. Do powalonego dopadł ksiądz Edward Daly, wydobył z kieszeni białą chustkę i przycisnął ją do rany. Z chłopaka uchodziło już życie, więc kapłan udzielił mu ostatniego namaszczenia. Potem ksiądz podźwignął się na równe nogi, zwrócił się w stronę wojska, machając zakrwawioną chustką. Szedł w stronę uzbrojonych morderców, próbując zatrzymać rzeź.

 

Order Imperium

Polowanie na ludzi trwało. Spadochroniarze otworzyli ogień do grupki młodzieży stojącej wokół barykady z gruzu na Rossville Street. Padło tu sześciu zabitych, w tym dwóch, którzy spieszyli na pomoc rannemu i trzej postrzeleni od tyłu, gdy uciekali przed wojskiem.

Na parkingu Glenfada Park pierzchającego mężczyznę kula ugodziła w plecy. Runął na ziemię wzywając pomocy; krzyczał, że nie może poruszyć nogami. Został dobity strzałem z bliskiej odległości. Inny, widząc zbliżającego się spadochroniarza, podniósł wysoko ręce, wołając:

– Nie strzelaj! Nie strzelaj!

Zabójca wypalił mu w pierś. Pocisk przeszył ofiarę na wskroś i ugodził śmiertelnie w brzuch stojącego opodal siedemnastolatka. Kolejny katolik chciał pomóc rannym. Zastrzelono go.

Na parkingu Rossville Flats raniono śmiertelnie człowieka w chwili, gdy czołgał się, szukając bezpiecznego schronienia. Pewien mężczyzna ruszył mu z pomocą, machając w stronę żołnierzy białą chusteczką na znak pokojowych zamiarów. Po chwili kula trafiła go w tył głowy, blisko lewego ucha, wychodząc przez prawe oko.

Podczas Krwawej Niedzieli zginęło czternastu katolików, wielu odniosło rany. Przez długie lata władze brytyjskie łgały w żywe oczy, że żołnierze zostali sprowokowani do otwarcia ognia, że zaatakowano ich ogniem karabinowym i bombami (choć dziwnym trafem ani jeden nie został ranny), że strzelali wyłącznie do uzbrojonych bandytów. Dowódca spadochroniarzy, podpułkownik Derek Wilford, został odznaczony przez królową Elżbietę II Orderem Imperium Brytyjskiego, widać za okazane męstwo.

 

Sunday, Bloody Sunday

Krwawa Niedziela przeszła do legendy. Inspirowała zastępy poetów i – niestety – legiony mścicieli. Setki ochotników wstępowało w szeregi IRA oraz innych grup paramilitarnych. Natomiast władze przysyłały wciąż nowe oddziały wojska i policji.

Nastąpiła prawdziwa eksplozja nienawiści. Radykałowie z obu stron polowali na siebie z zaciekłością na ulicach, w zakładach pracy albo wdzierając się do prywatnych domów. Pojmanych przeciwników zabijano na miejscu, często na oczach przerażonej rodziny, lub też porywano i torturowano. Uliczne strzelaniny zebrały krwawe żniwo zarówno w szeregach przedstawicieli zwaśnionych stron, jak i wśród przypadkowych przechodniów. Serie bomb wybuchały na ruchliwych ulicach i placach, w barach i na festynach, a nawet w konduktach pogrzebowych.

Krwawy amok był udziałem nie tylko terrorystów, ale i służb powołanych do ochrony porządku. Żołnierze i policjanci wciąż zabijali nieuzbrojonych cywilów, w więzieniach stosowano tortury, sądy skazywały niewinnych ludzi. Spirala odwetu pochłaniała wciąż nowe ofiary.

 

Błogosławieństwo Wielkiego Piątku

Aż wreszcie przyszedł czas, gdy wszyscy poczuli zmęczenie. W Wielki Piątek 10 kwietnia 1998 roku rządy Irlandii i Wielkiej Brytanii podpisały porozumienie mające zakończyć konflikt. Organizacje paramilitarne obiecały złożyć broń. Do tego czasu w maleńkim Ulsterze poniosło śmierć przeszło trzy i pół tysiąca ludzi. Gdyby walki o takim natężeniu toczyły się w USA, oznaczałoby to ponad siedemset tysięcy zabitych!

Dwanaście lat później zakończyło się śledztwo w sprawie Krwawej Niedzieli. Ustalono ponad wszelką wątpliwość, że wszyscy zabici i zranieni tamtego tragicznego dnia byli bezbronni i w żaden sposób nie zagrażali żołnierzom okupanta. Premier Wielkiej Brytanii publicznie przeprosił ofiary. Jednak o wyciągnięciu konsekwencji wobec winnych mordu nie było mowy.

 

* * *

 

Dwa lata po Krwawej Niedzieli ksiądz Edward Daly został mianowany biskupem Derry. Jak dawniej, zawsze opowiadał się po stronie niewinnych ofiar. Protestował przeciw atakom na bezbronnych, pomagał niesłusznie uwięzionym. Poparł postulat nadania skazanym członkom IRA statusu więźnia politycznego, jednakże surowo potępiał zamachy wymierzone w cywilów. Naraził się niepodległościowym radykałom, kiedy po kolejnych, szczególnie drastycznych akcjach stwierdził, iż przekroczyli nowy próg zła i podążają za szatanem.

Biskup Daly za najbardziej owocne w swojej karierze duszpasterskiej uznał ostanie lata swego życia, kiedy po przejściu na emeryturę wspierał pensjonariuszy hospicjów. W rozmowach niechętnie wracał do Krwawej Niedzieli, ale na swoim biurku trzymał oprawione zdjęcie młodego człowieka, którego próbował ocalić w tamto mroźne popołudnie. Fotografię wręczyli mu rodzice zabitego. Ludziom, którzy sławili go za okazaną wtedy odwagę, odpowiadał z prostotą:

– Byłem tylko zwykłym księdzem z białą chustką w dłoni, to wszystko.

 

Andrzej Solak

 

Artykuł został opublikowany w 84. numerze dwumiesięcznika „Polonia Christiana”.

Aby zamówić pismo kliknij TUTAJ

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(14)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie