„Coraz gorsze projekty, ignorowanie ostrzeżeń ze wszystkich stron – to nieuchronny mechanizm neosanacji, która sama wyjaławia się z talentów, preferując wodzowskie zarządzanie. Prawica właśnie dotarła do linii, za którą jest już tylko upadek”, pisze na łamach tygodnika „Do Rzeczy” Rafał Ziemkiewicz.
„Wybory kopertowe”, „Piątka dla zwierząt”, „lex TVN”, „lex Konfident”, to tylko niektóre z przykładów „hałaśliwych, upartych i od samego początku pozbawionych sensu” inicjatyw politycznych Prawa i Sprawiedliwości.
„Właśnie o promowanie projektów, delikatnie mówiąc, nieprzemyślanych, ewidentnie pisanych naprędce, dla uniknięcia rzetelnej oceny skutków zgłaszanych jako przedłożenia poselskie i obliczonych – chyba, bo właściwie trudno być tu czegokolwiek pewnym – wyłącznie na efekt PR-owski. Na dodatek jest to z reguły efekt malowniczej porażki, w czym politycy PiS zdają się upatrywać szczególny nimb moralnego zwycięstwa”, wskazuje Ziemkiewicz.
Wesprzyj nas już teraz!
Publicysta zastanawia się, po co to wszystko? Dlaczego PiS brnie w projekty, które nie mają racji bytu i mogą zaszkodzić zarówno partii rządzącej jak i Polsce i Polakom. „Kolejne takie projekty i towarzyszące im wzmożenia propagandowe, jeśli nawet mobilizują na chwilę żelazny elektorat (jak w wypadku nowelizacji ustawy o IPN, próby opodatkowania reklam albo pokazowego, acz niebolesnego uderzenia w TVN), to tylko na chwilę. Wtrącają go potem w jeszcze głębszą frustrację. Przede wszystkim zaś kompromitują władzę jako całkowicie indolentną. Ileż można jechać na tym, że kiedyś udało się wprowadzić 500+ i uszczelnić na grube miliardy VAT? Nawet jeśli dotąd pamięć tych sukcesów jakoś na ludzi działała, to po Polskim Ładzie chyba nie jest to już możliwe”, podkreśla autor „Polactwa”.
W dalszej części tekstu Ziemkiewicz zastanawia się „co się zepsuło w maszynie rządzenia, że od pewnego czasu nie jest ona w stanie wyprodukować bez kompromitacji żadnej ustawy, rozwiązać żadnego problemu ani nawet, jak za rządów Tuska, stworzyć pozoru, że problem jest rozwiązywany i trzeba tylko poczekać, aż podjęte działania przyniosą skutki?”.
W ocenie publicysty jednym z powodów takiego stanu rzeczy są neosanacyjne charakter i tożsamość partii Jarosława Kaczyńskiego, które stanowią kopię „specyficznie polskiej formy autorytaryzmu, łączącej patriotyzm z etatyzmem i koteryjnością, lekceważącej wszelkie procedury i struktury, a rozwiązań upatrująca w personaliach, lojalności i nieomylności lidera”.
„Decyzje nie zależą od potrzeb i skutków, a od układów na dworze, przystępu do ucha naczelnika i umiejętności przypodobania się mu. Reakcją na porażki nie jest szukanie ich przyczyn i mechanizmu, ale wskazanie winnego”, pisze Ziemkiewicz.
„System, odziedziczony jeszcze po PRL (rząd rządzi, ale partia kieruje – znajomy historyk mówił mi kiedyś o rozczarowaniu, którym okazały się odtajnione protokoły posiedzeń rządu z początków lat 90., gdzie jedynie ględzono, a wszystkie realne decyzje były na posiedzenie już przynoszone), został definitywnie popsuty przez Tuska, który nie zamierzał w Polsce zostawać i beztrosko, dla doraźnego efektu, demolował państwo bajpasami i specustawami. W momencie objęcia władzy przez PiS należało przede wszystkim stworzyć narzędzia do rządzenia, postawić system, jak to mówią informatycy, na nowo, według nowoczesnych zasad, nawet kiedy wszystkie możliwe media i zasiedziałe elity sabotowały histerycznie każdy ruch znienawidzonej populistycznej władzy”, zauważa autor „Michnikowszczyzny”.
„Nikt w otoczeniu Jarosława Kaczyńskiego, a już zwłaszcza on sam, nie widział takiej potrzeby. Uważano, że pańskie oko konia tuczy i byle tylko mianować zaufanych ludzi i dopilnować ich, wszystko pójdzie jak należy. Niestety, tak skomplikowanej struktury jak państwo nie da się ogarnąć jednoosobowo. Człowiek, choćby najwybitniejszy, jest tylko człowiekiem. Pozostaje pytanie: I co teraz?”, podsumowuje Rafał Ziemkiewicz.
Źródło: tygodnik „Do Rzeczy”
TK