W sytuacji zagrożenia egzystencjalnego i interesów niemieckich, Berlin odkłada na bok frazesy o „zielonej energii” i dekarbonizacji. Nie liczy się także z celami Komisji Europejskiej. Niemieccy politycy właśnie podjęli decyzję o reaktywacji elektrowni węglowych.
Podczas nadzwyczajnej sesji konsultacyjnej ministra ds. gospodarki Roberta Habecka z ministrami energetyki 17 krajów związkowych zdecydowano o reaktywowaniu elektrowni węglowych.
W przeszłości Niemcy zdecydowali się na odchodzenie od paliw kopalnych na rzecz odnawialnych źródeł energii. W pierwszej kolejności zamierzano pozbyć się węgla. Zgodnie z planami, do 2030 r. nie powinna pracować żadna kopalnia ani elektrownia węglowa. Zrezygnowano również z elektrowni jądrowych. Paliwem przejściowym miał pozostać gaz ziemny. Jednak w związku z wojną na Ukrainie i sankcjami wobec Rosji władze w Berlinie wskazują, że obecnie nie pozostaje nic innego, jak tylko przedłużyć funkcjonowanie elektrowni węglowych.
Wesprzyj nas już teraz!
Kraj dysponuje około 45 GW mocy węglowej. By zapewnić bezpieczeństwo dostaw część elektrowni przetrzymywanych jest w rezerwie. Minister Habeck ponad dwa tygodnie temu zapowiadał utworzenie strategicznych rezerw węgla, co miałoby pozwolić na pracę elektrowni przez 30 dni zimą bez konieczności dostaw surowca.
Niemiecka agencja sieci energetycznej poprosiła także, by wszystkie elektrownie węglowe pozostały w stanie gotowości. Potem zapadnie decyzja, które z nich faktycznie trzeba pozostawić w rezerwie.
– Węgiel odegra kluczową rolę – potwierdził Olaf Lies, minister energetyki Dolnej Saksonii. Z kolei wicekanclerz Habeck przyznał, że Berlin w ciągu ostatnich 20 lat „wmanewrował się w coraz większą zależność od importu energii kopalnej z Rosji”. – To nie jest dobry stan rzeczy. Wszystkie wysiłki rządu federalnego, a właściwie całego kraju, mają na celu jak najszybsze zmniejszenie tej zależności – przekonywał, wyjaśniając, że jedynym wyjściem jest ponowne uruchomienie niemieckich elektrowni węglowych.
8 marca Niemcy zdecydowali, że nie reaktywują floty elektrowni jądrowych, które zaczęli zamykać pod koniec ub. roku w następstwie decyzji, jaka zapadała po tragedii w japońskiej elektrowni w Fukushimie w 2011 r.
Do tej pory zamknięto elektrownie o łącznej mocy 4,2 GW w trzech lokalizacjach. Rząd stwierdził, że „ze względów prawnych” jest za późno, by próbować reaktywować zamknięte już elektrownie. Ponadto uznano, że trzy pozostałe elektrownie i tak nie miałyby wystarczającej ilości paliwa po 31 grudnia 2022 r., więc nie mogłyby produkować energii elektrycznej. Oprócz tego konieczne byłoby przeprowadzenie oceny bezpieczeństwa elektrowni, by spełniały najnowsze wymogi. Tymczasem ostatni raz taką inspekcję przeprowadzono w 2009 r. – Po raz kolejny bardzo dokładnie zbadaliśmy, czy dłuższa eksploatacja elektrowni jądrowych pomogłaby nam w tej sytuacji w polityce zagranicznej – mówił Habeck. I dodał, że „odpowiedź jest negatywna”. Za wydłużeniem pracy elektrowni jądrowych opowiedziała się m.in. Bawaria.
Mimo dużej presji na Niemcy, by zrezygnowały z importu rosyjskiego gazu, kanclerz Olaf Scholz nie ustępuje. Twierdzi, że dalszy import rosyjskiej energii jest „niezbędny” dla obywateli niemieckich. Wyjaśnił, że „zaopatrzenie Europy w energię do wytwarzania ciepła, mobilności, zaopatrzenia w energię przemysłu nie może być obecnie zabezpieczone w żaden inny sposób”.
Analityk Michael Shellenberger w rozmowie z amerykańską stacją Fox News zauważył, że to europejska polityka zielonej energii odpowiada za obecny kryzys energetyczny. Od lat Bruksela z Berlinem wzmacniała rosyjskiego prezydenta Władimira Putina, pozbawiając kraje zachodnie możliwości skutecznego obłożenia sankcjami Moskwy.
Obecnie Europa importuje prawie 40% swojego gazu z Rosji. Według zaś British Petroleum, kontynent zużywa prawie pięć razy więcej ropy niż produkuje, a Rosja produkuje prawie cztery razy więcej ropy niż zużywa.
– Piętnaście lat temu Europa produkowała więcej gazu ziemnego niż Rosja Dziś Rosja eksportuje do Europy trzy razy więcej gazu ziemnego, niż produkuje Europa. Wynika to zarówno z faktu, że Rosja zwiększyła produkcję gazu ziemnego, jak i z tego, że Europa ją zredukowała – tłumaczył Shellenberger.
Dodał, że Europejczycy zrezygnowali z pozyskiwania gazu w wyniku szczelinowania hydraulicznego w dużej mierze w odpowiedzi na działania aktywistów klimatycznych, którzy mieli być opłacani przez moskiewskie agencje wywiadowcze.
Rosja rozszerzając energetykę jądrową w kraju była w stanie eksportować więcej gazu ziemnego za granicę, zamiast wykorzystywać go do produkcji energii elektrycznej u siebie. Według Światowego Stowarzyszenia Jądrowego moce rosyjskiej energii jądrowej wzrosły od 2002 r. o 33%. W tym czasie moc jądrowa Niemiec zmniejszyła się o ponad 80 proc.
Według Shellenbergera, obecny kryzys energetyczny jest gorszy od tego w 1973 roku i grozi nam globalna recesja.
Wszelkie kryzysy to także doskonała okazja dla spekulantów. Goldman Sachs zamierza więcej zainwestować w spółki węglowe produkujące węgiel energetyczny i hutniczy. Goldman podwyższył swoje prognozy cenowe dla węgla energetycznego do 250 USD za tonę w pierwszym kwartale i 208 USD za tonę w 2022 roku. Ceny referencyjne węgla metalurgicznego mają wynosić 440 USD za tonę w pierwszym kwartale i 360 USD za tonę za cały rok.
Źródło: euractiv/foxnews
AS