Tegoroczny Wielki Post jest dla ukraińskich katolików zupełnie inny niż wszystkie poprzednie. Tydzień przed Środą Popielcową ich kraj został zbrojnie zaatakowany. Co tam zmieniło się w życiu Kościoła? Jak wyglądają przygotowania do świąt w warunkach wojennych? O tym opowiedzą nam sami wierni – ludzie różnych stanów, pochodzenia i narodowości, mężczyźni oraz kobiety, których łączy obrządek łaciński i wytrwałość w wierze nawet w najtrudniejszych momentach.
„Wojna nas przemienia”
Ojciec Petro Frankiw OFM Conv jest proboszczem parafii pod wezwaniem świętego Józefa w Krzemieńczuku na środkowej Ukrainie, na wschodnim brzegu Dniepru, gdzie katolicy stanowią niewielką mniejszość wyznaniową. W „normalnych czasach” duchowny mocno angażował się w ruch pielgrzymkowy i co roku prowadził grupę na Franciszkańskie Spotkanie Młodych w Bołszowcach. Dzisiaj posługuje w kraju ogarniętym wojną. Zwraca się do nas tymi słowami:
Wesprzyj nas już teraz!
– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Pozdrawiam serdecznie z pięknego miasta Krzemieńczuk w obwodzie połtawskim, 280 kilometrów na południowy wschód od Kijowa, 200 km na południowy zachód od Charkowa. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że świadomie zostaliśmy tu, by być z ludźmi, by posługiwać, tak jak i wielu innych kapłanów oraz osób konsekrowanych na tych terenach. Kiedy nasi przełożeni spytali nas: „czy wyjeżdżacie?”, to nasza odpowiedz była krótka, że nie, chcemy pozostać, by być z ludźmi, by razem z nimi przeżywać i spotykać Boga w tym wojennym czasie. My jak na razie mamy względny spokój, nas nie bombardują, nie ma walk, chociaż zdarzają się alarmy przeciwlotnicze. Wtedy schodzimy do naszej piwnicy, często i w nocy. Staramy się pomagać parafianom w tym czasie. Zbieraliśmy pomoc dla Charkowa, karmimy, dajemy czyste ubrania, podstawowe leczenie medyczne. Strzyżemy i golimy bezdomnych, mogą u nas się umyć.
– Ten czas wojny to nasze rekolekcje i nasz Post, ponieważ Pan Bóg nas formuje. W tym roku rekolekcje w naszej parafii pod wezwaniem św. Józefa Robotnika miał prowadzić biskup Pawło Honczaruk z Charkowa. Ale ponieważ mają tragiczną sytuację w swoim mieście, nie mogli przyjechać i sami poprowadziliśmy rekolekcje w duchu św. Franciszka z Asyżu o roli nawrócenia w jego życiu. Nagrywaliśmy i transmitowaliśmy nauki przez portale społecznościowe dla parafian, którzy nie mogli być na miejscu. Ludzi przychodzi mniej, jakaś część wyjechała w bezpieczniejsze miejsca, ale transmitujemy przez YouTube Msze Święte, codziennie o 21:00 koronkę do Bożego Miłosierdzia, inne modlitwy, a także bajki na dobranoc dla dzieci. Co niedzielę o 15:00 na głównym placu Krzemieńczuka modlimy się z przedstawicielami innych denominacji chrześcijańskich o pokój, zwycięstwo Ukrainy i zakończenie wojny. Jest to piękna inicjatywa, która trwa już sześć tygodni – relacjonuje duchowny.
– W ubiegłym tygodniu odwiedziliśmy żołnierzy w szpitalu, posługiwaliśmy z sakramentem spowiedzi i udzielaliśmy Komunii Świętej, chodzimy na pogrzeby poległych. Prowadzimy katechezę dla osób potrzebujących. Jak będzie wyglądać w tym roku wielkanocne świętowanie, trudno powiedzieć, ale ta pełna nienawiści wojna nas przemienia. Umiera w nas wiele naszych słabości, widzimy wiele rzeczy, które nie zawsze w zwykłym życiu dostrzegaliśmy i myślę, że to nas prowadzi do spotkania z Żywym Jezusem – podkreśla ojciec Frankiw.
Walka dobra z Mordorem
Danuta Stefanko pochodzi z polskiej rodziny z Iwano-Frankiwska (Stanisławowa). Jest studentką, od wielu lat udziela się w organizacjach polonijnych, a przy tym odznacza się osobistą wiarą i zaangażowaniem w życie jedynej obecnie funkcjonującej rzymskokatolickiej parafii w tym mieście – pod wezwaniem Chrystusa Króla Wszechświata. Dzieli się z nami swoim świadectwem:
– Dla mnie okres Wielkiego Postu zawsze był wyjątkowy, gdyż jest to czas na zatrzymanie się i zastanowienie nad życiem, nad różnymi wartościami, ale też czas wyjątkowej łączności z cierpiącym Chrystusem. W tym roku ma szczególny charakter ze względu na trwającą od ponad miesiąca wojnę. Wierni uczestniczą w nabożeństwach Gorzkich Żali czy Drogi Krzyżowej. Wspólnie modlimy się o pokój na Ukrainie, między innymi poprzez śpiewanie Suplikacji. Wydaje mi się, że osobom wierzącym jest prościej przejść przez ten trudny czas wojenny, gdyż mają świadomość tego, że nie są sami, ileś rzeczy potrafią sobie uzmysłowić i wytłumaczyć. Dla wielu osób modlitwa jest otuchą, przebywanie w kościele daje poczucie spokoju, a uczestnictwo we Mszy Świętej czy we wspomnianych nabożeństwach wielkopostnych – poczucie normalności – podkreśla młoda kobieta.
– Trudno powiedzieć, czy do kościoła chodzi obecnie więcej osób niż przed rosyjską napaścią. Część naszych parafian, głównie kobiety z dziećmi, wyjechała. Natomiast do Iwano-Frankiwska, dawnego Stanisławowa, przyjechali uchodźcy, którzy również uczęszczają do naszego kościoła pw. Chrystusa Króla Wszechświata. W domu parafialnym w Stanisławowie mieszkają uchodźcy z centralnej i wschodniej części Ukrainy. Dla nich jest organizowana pomoc. Trwają przygotowania do Świąt Wielkanocnych. Za chwilę odbędą się rekolekcje wielkopostne. Chór przygotowuje oprawę muzyczną na Triduum Paschalne i Rezurekcję. Myślę, że część ludzi żyje nadzieją, że Zmartwychwstały Chrystus, będący symbolem zwycięstwa życia nad śmiercią, przyniesie również zwycięstwo siłom dobra nad wrogiem z Mordoru – relacjonuje Danuta Stefanko.
Słowa Danusi uzupełnia relacja jej koleżanki z Bołszowiec w obwodzie iwanofrankiwskim, dawnej miejscowości pielgrzymkowej, nad którą góruje dawny karmelitański (a obecnie franciszkański) klasztor i Sanktuarium Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny. Oddajmy zatem głos Tatianie Choronżuk:
„Mogę opowiedzieć o tym, co dzieje się we wspólnocie parafialnej w Bołszowcach. W rzeczywistości wojna zmieniła nas wszystkich i nasze codzienne życie. Klasztor bolszewicki przyjął uchodźców z Odessy, Kijowa, Charkowa i innych miast Ukrainy. W związku z tym jest teraz więcej parafian i mamy organistę z Odessy. Ciekawe jest też to, że miejscowi zaczęli częściej odwiedzać świątynię – nawet ci, którzy wcześniej tam nie byli. Prawdopodobnie dlatego, że modlitwa i jedność są w tym czasie bardzo ważne.
Do świąt przygotowujemy się jak zwykle, ale jednocześnie czekamy na zwycięstwo Ukrainy w tej wojnie. Parafia wielokrotnie zbierała też pomoc humanitarną dla żołnierzy na froncie. Nawiasem mówiąc, mój ojciec też poszedł na wojnę. Teraz jest pod Kijowem – brał udział w wyzwalaniu miast od okupantów. Wierzę i modlę się, aby wkrótce wrócił do domu”.
Osiemnaste urodziny w schronie przeciwlotniczym
Iryna Maćkiw jest z pochodzenia Mazurką. Od urodzenia mieszka w Szaróweczce pod Chmielnickim (dawnym Płoskirowem) na Podolu, wsi założonej pod koniec XVIII wieku przez osadników z Mazowsza i Mazur. W domu rodzinnym Iryny mówi się po polsku w gwarze mazurskiej, a ponad 90 procent mieszkańców wsi deklaruje się jako rzymscy katolicy. Tak dziewczyna opowiada o wojnie, wierze i Wielkim Poście:
– Wojna zaczęła się niecałe trzy tygodnie przed moimi 18. urodzinami. To był dziwny i straszny ranek. Pod Chmielnickim zbombardowano lotnisko wojskowe, nikt nie wiedział, co się dzieje. O dziwo, w pierwszych dniach strach był mniejszy niż w następnych. Od drugiego dnia ja i moja koleżanka Anastazja zaczęłyśmy udzielać się w wolontariacie. Zbierałyśmy jedzenie dla żołnierzy i ludzi potrzebujących. Dni szybko mijały. Codziennie był alarm przeciwlotniczy. Bywało tak, że zostawałam na noc u koleżanki, bo nie miałam jak wrócić do domu. W pierwszym tygodniu wojny moja babcia przygotowała piwnicę, żeby tam schodzić na czas alarmu. Na szczęście w moje urodziny przez cały dzień alarm był tylko trzy razy, po 20 minut. Tak spędziłam wejście w dorosłe życie. W naszym kościele im więcej dni wojny mijało, tym więcej było ludzi. Jezus nigdy nie był sam. W domu Pana zawsze panował spokój i poczucie bezpieczeństwa.
– Przez te wszystkie dni pisało do mnie dużo znajomych z Polski, czułam się tak ciepło jak nigdy. Wojna przyszła prawie w tym samym momencie, kiedy Wielki Post. Droga Krzyżowa stała się żywa. Z naszej wioski zginął jeden mężczyzna. To wujek mojego kolegi z klasy. Dla mnie ten mężczyzna jest podobny do Szymona Cyrenejczyka. Pomagał Ukrainie nieść jej krzyż. Mam nadzieję, że do świąt wojna się skończy i będzie prawdziwe, radosne Alleluja. Czuję, że razem z Jezusem zmartwychwstanie też i Ukraina. Modlimy się, czuwamy, płaczemy, ale też i uśmiechamy się – opowiada dziewczyna.
Bóg wśród uchodźców
Pisząc o sytuacji katolików na Ukrainie, nie sposób nie wspomnieć również o tych, którzy uciekając przed wojną znaleźli schronienie w naszym kraju. Wielu z nich skoncentrowało się wokół wspólnot istniejących już wcześniej na terenie naszego kraju. Jedna z takich grup istniała już przed wojną w Krakowie, ale ostatnie tygodnie przyniosły jej kilkukrotny rozrost. Diakon Dmytro Koncewycz z Towarzystwa Ducha Świętego współorganizuje Msze Święte w języku ukraińskim w kościele pw. Nawrócenia św. Pawła. Oto jego relacja:
– Najpierw spotykaliśmy się u Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego, potem przenieśliśmy się na Stradom. Wspólnota istnieje od trzech lat, ale tworzyli ją miejscowi, ci, którzy zamieszkali już tutaj na stałe i studenci. Razem koło trzydziestu osób, stale na Mszę chodziło kilkanaście. Teraz, razem z uchodźcami, jest nas ponad setka. To ludzie głównie z zachodniej i środkowej Ukrainy, z Żytomierza, Równego, Lwowa. Mamy Mszę Świętą w języku ukraińskim co niedzielę o 14:00. Wcześniej prowadziliśmy tu taki bardzo kameralny styl duszpasterstwa, po Mszy zawsze wychodziliśmy z młodzieżą na kawę, ale teraz ludzi jest już za dużo, żeby pójść ze wszystkimi. Teraz zbieramy we wspólnocie podpisy pod inicjatywą obywatelską w sprawie zakazu aborcji. To bardzo ważne, aby wreszcie każdy człowiek na Ukrainie mógł się czuć bezpiecznie, ten narodzony i jeszcze nienarodzony – podkreśla.
– Dorośli szukają pracy i mieszkania, dzieci już poszły do szkół. Z dziećmi jest trochę łatwiej, bo przynajmniej mają jakieś zajęcie i łatwo nawiązują nowe relacje. Trudniej jest ze starszymi, ponieważ znalezienie odpowiedniej pracy wymaga dłuższego czasu. Największym problemem jest to, że mamy mało księży Ukraińców. Tam gdzie mieszkaliśmy, również odczuwamy brak powołań, a kapłanów jest dużo mniej niż w Polsce, więc to raczej na Ukrainę przydałoby się wysłać jakiegoś księdza z Polski niż na odwrót. Przez ich brak niestety nie jest możliwe rozpoznanie wszystkich potrzeb duchowych – przyznaje.
– Na szczęście, w Święte Triduum Paschalne oprócz księdza, który opiekuje się naszą wspólnotą, pomoże nam dominikanin o. Andrzej, który długo pracował w Charkowie. On poprowadzi wszystkie obrzędy i oprawi Mszę Świętą w Wielkanoc w kościele św. Idziego. Oprawa będzie skromniejsza, ale najważniejsze, że we wspólnocie, która jest namiastką domu. Oby za rok już wszyscy spędzili święta w swoich rodzinach i parafiach – zapowiada diakon Koncewycz.
– Módlmy się za naszych braci i siostry katolików na Ukrainie, aby wojna została szybko i sprawiedliwie zakończona, kraj podniósł się ze zniszczeń, a Bóg dał wszystkim obrońcom Ukrainy i niewinnie pomordowanym cywilom życie wieczne w Jego światłości! – apeluje.
oprac. Marcin Więckowski