Ludzie w nocy wychodzą na balkony i krzyczą, że nie mają co jeść. To przerażająca rzeczywistość 26 milionowej metropolii odciętej od świata w związku z polityką „zero covid”.
Od 1 marca do 9 kwietnia w Szanghaju zanotowano 180 tys. przypadków koronawirusa. 96 proc. z nich nie dawało żadnych symptomów. W całych Chinach dopiero 19 marca na COVID-19 zmarła pierwsza od ponad roku osoba.
W obawie przed rozprzestrzenieniem choroby na obszar Chin kontynentalnych, wczoraj, 11 kwietnia władze podjęły decyzję o przedłużeniu lockdownu o kolejne 2 tygodnie. Każde osiedle podzielono według stopnia zagrożenia epidemiologicznego. W miejscach ocenianych jako niosące najwyższe ryzyko infekcji, zabronione jest opuszczanie mieszkania, a ludzie polegają tylko na dostawach żywności.
Wesprzyj nas już teraz!
W trakcie wizyty wicepremiera Sun Chunlana dało się słyszeć głosy zamkniętych w domach mieszkańców, krzyczących o brakach ryżu i innych podstawowych produktów żywnościowych. Nową tradycją stało się również krzyczenie z balkonów w nocy. Jako, że chińskie władze wyciszają dramatyczne skutki lockdowu w Szanghaju, za główne źródło informacji służą media społecznościowe.
https://twitter.com/nopenotamused/status/1513665884547653639
Residents in #Shanghai screaming from high rise apartments after 7 straight days of the city lockdown. The narrator worries that there will be major problems. (in Shanghainese dialect—he predicts people can’t hold out much longer—he implies tragedy).pic.twitter.com/jsQt6IdQNh
— Eric Feigl-Ding (@DrEricDing) April 10, 2022
„The Epoch Times” informuje, że wicepremier Sun z początkiem kwietnia zaostrzyła politykę „zero COVID”, nakazując poszczególnym samorządom „jak najszybciej osiągnąć zerowy poziom COVID w społeczeństwie”.
Źródło: Lifesitenews.com
PR