Rosnąca popularność platform streamingowych i związane z tym nowe możliwości oglądania filmów i seriali w każdym miejscu i o dowolnej porze, sprawiają, że powróciły pytania o przyszłość kina. Czy kino umrze? Czy faktycznie ten rodzaj zbiorowego przeżywania emocji przetrwa kolejne lata dynamicznego rozwoju nowych form dystrybucji filmowej?
HBO Max wstrząsnęło rynkiem streamingu. Konkurencja z Netflixem napędza kolejne serwisy do licytowania się na coraz bardziej efektowne „fajerwerki”, stanowiące dla widzów atrakcje. Tym razem następca HBO GO poinformował niedawno, że wszystkie produkcje wytwórni Warner Bros trafią na platformę już 45 dni po premierze kinowej. Wspomniany Netflix z kolei zdecydowanie odpowiedział na wojnę obronną przemysłu filmowego, odmawiającego przyznawania nagród na festiwalach produkcjom ukazującym się wyłącznie w serwisach streaminowych. Amerykański potentat VOD swoje flagowe produkcje wprowadza zatem do kin na kilka dni, by potem umieścić je w sieci. Dodajmy, że swoje platformy ma też Disney, Amazon czy Apple. Rynek rozrasta się, a potężny zwierz, jakim jest przemysł filmowy przygląda się temu z niepokojem, reagując ociężale. Jakie będą skutki nowej ofensywy wielkich platform streamingowych dla świata rozrywki i kultury, do którego zdążyliśmy przywyknąć?
Wydaje się, że najbardziej dynamiczny rozwój VOD przypada na czas pandemii, kiedy wprowadzane co i rusz lockdowny najpierw niemal całkowicie zamknęły nas w domach a później ograniczyły większość rozrywek. Przez długi czas zamknięte były nie tylko kina, ale też restauracje czy siłownie. To sprawiło, że wielu ludzi odkryło w ogóle lub na nowo możliwości jakie dają platformy VOD, udostępniając liczne filmy czy produkując często znakomite, wysokobudżetowe seriale. Wszystko na życzenie: kiedy chcemy, jak chcemy i jak długo chcemy. Można oglądać jeden odcinek, można uprawiać binge watching lub przerwać w połowie dowolnej sceny, by przygotować sobie kawę, uzupełnić lampkę wina czy dosypać chipsów.
Wesprzyj nas już teraz!
Rosnąca popularność platform streamingowych i związane z tym nowe możliwości oglądania filmów i seriali w każdym miejscu i o dowolnej porze, sprawiają, że powróciły pytania o przyszłość kina. Czy faktycznie ten rodzaj zbiorowego przeżywania emocji przetrwa kolejne lata dynamicznego rozwoju nowych form dystrybucji filmowej?
Pogłoski o śmierci przesadzone?
Mimo dość nieporadnych metod obrony tradycyjnego kina przed inwazją nowoczesnych platform VOD, wydaje się, że pogłoski o jego śmierci są przesadzone. Owszem, nikt nie chce wypuścić z rąk zysków, jakie daje wciąż bardzo atrakcyjna dla wielu dziesiąta muza. Opanowawszy wszystkie najważniejsze festiwale przedstawiciele „starej gwardii” nakładają na serwisy internetowe konieczność udziału w kinowej dystrybucji w myśl zasady: nie ma cię w kinie, nie dostaniesz nagrody. Netflix doprowadził tę regułę do absurdu, niemal śmiejąc się w twarz festiwalowym koteriom wszak wrzuciwszy film do kin, po czterech dniach zamieszcza go na swojej platformie.
A jednak rzecz nie w tym czy racja będzie bardziej mojsza niż twojsza. Na końcu bowiem zawsze jest odbiorca i to on zdecyduje, czy za 10 lat kina znikną całkowicie a filmy będą oglądane co najwyżej na „dużych ekranach” telewizorów plazmowych lub w dowolnym miejscu na laptopach czy smarfonach. I wygląda na to, że kino jako miejsce kreujące społeczność filmowych fanów, nadal cieszy się popularnością mimo co najmniej kilku ciosów, zadanych mu na przestrzeni ostatnich dekad. Najcelniejsze uderzenie – nazwijmy je nawet „silnym podbródkowym” – otrzymało w latach 50., kiedy do amerykańskich domów trafiły telewizory. Bogacąca się klasa średnia, zapracowana i spocona niemal w pogoni za dobrobytem swoim i swoich dzieci, zachwyciła się wtedy możliwością ogladania filmów bez konieczności wychodzenia z domu i wydawania pieniędzy na bilety.
Świat filmu szybko jednak odbił piłeczkę, stawiając na obrazy naprawdę wysokich lotów: wielkie produkcje historyczne, oparte często na Biblii. Kogo interesowały filmy lub kto marzył, by zobaczyć obraz przygotowany z imponującym rozmachem – nie mógł odmówić sobie wizyty w kinie. Z czasem zresztą wokół kin wytworzyła się aura miejsca doskonałego także dla spotkań towarzyskich, co w pewnym sensie dostrzegamy w naszych multipleksach, do których zaglądamy nie tylko po to, by obejrzeć film, ale też zjeść popcorn, usiąść na kanapach ze znajomymi i pogadać chociażby o zbliżającym się seansie. Jednym słowem: kino wyszło wówczas obronną ręką i telewizory nie zdołały rzucić go na kolana.
Kolejnym wyzwaniem okazały się magnetowidy i rewolucja kaset VHS, pozwalająca oglądać wszystko „na życzenie”. W Polsce gwałtowny rozwój rynku wypożyczalni kaset przypadł dopiero na lata 90. Zachłysnęliśmy się wówczas zachodnim blichtrem, superprodukcjami ukazującymi nam świat, którego dotąd właściwie nie znaliśmy. Wtedy również, jak podkreślają pasjonaci kina, wieszczono śmierć miejsc, w których kinomani spotykali się, by obejrzeć ulubione filmy na wielkim ekranie. I faktycznie, kina zaczęły znikać jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale i wówczas świat filmu odpowiedział z rozmachem, prezentując obrazy z zaawansowanymi technologicznie efektami specjalnymi, jak „Gwiezdne wojny”, „Jurassic Park” czy „Władca Pierścieni”. To historie wręcz epickie, magnetyczne, które obejrzane w kinie niemal wgniatały w fotel. To sprawiły, że kina znów zyskały sympatię mas.
Niepodrabialne emocje
Jak podkreślają filmowi pasjonaci, nie jest łatwo zabić kino. Można je ranić, nawet mocno sponiewierać, ale zabójstwo właściwie nie jest możliwe. Daje ono bowiem pewne unikalne doświadczenia, których nie sposób doznać w domu, przed ekranem telewizora. – To, co nazywamy magią kina, jest czymś więcej niż tylko obejrzeniem filmu. To rytuał, potrzeba doświadczenia czegoś niezwykłego. Dlatego kino się obroni, tutaj jestem idealistą – mówi nam Marcin Kwaśny, aktor, producent a ostatnio także reżyser filmowy.
Faktycznie, kino wydaje się unikalnym doświadczeniem. – Oddziałuje intensywnie na nasz wzrok i słuch, a jakość obrazu w dzisiejszym kinie jest nieporównywalna z jakością jaką mogą dać nam najlepsze telewizory czy projektory – zauważa dr Jacek Flig, filmoznawca.
No i wreszcie kino pozostaje sposobem na spędzanie wolnego czasu: miejscem randek, spotkań z przyjaciółmi, rekreacji dla dzieci. I last but not least: to miejsce wpółdzielenia emocji z innymi miłośnikami filmów. Nawet jeśli po seansie często zapada cisza, czujemy pewną wspólnotę intensywnych doświadczeń, refleksji i po prostu przeżytej przygody. – Unikalność doświadczeń jest tym, co odróżnia kino od serwisów streamingowych. Sam pamiętam jeszcze zapach małych kin, w których oglądałem filmy w latach 90. – mówi dr Flig.
Wojna z kinem to oczywiście coś więcej niż nowe oblicze rewolucji technologicznej. Stary świat trafił na cel coraz bardziej agresywnych i zorientowanych na zysk producentów, którzy nie mają ochoty dzielić się zyskiem z kinami. Marzy im się bardziej bezpośrednia ścieżka dotarcia do odbiorcy a platformy streamingowe nadają się do tego znakomicie. Wiele ułatwia także rozwój technologii RTV.
Mimo to, żaden z naszych rozmówców nie wierzy w śmierć kina. Filmoznawcy, z którymi rozmawialiśmy wskazują zasadniczo na dwie ścieżki, którymi podąży kino. Pierwsza, to trwanie de facto w niezmienionej formie. Zatem nic się nie zmienia, ale twórcy poszukują nowych rozwiązań kreując bardziej intensywne i gęste superprodukcje, których oglądanie w domu nie sprawia tyle frajdy, co seans na wielkim ekranie. Jeśli faktycznie ten scenariusz się sprawdzi i kino ma szanse przeżyć kolejny już renesans, zacznie się zapewne także poszukiwanie jakiejś nowej unikalnej technologii, dającej możliwość deklasacji platform streamingowych. Wiemy już, że technologia 4D nie okazała się wystarczająco fascynująca, ale dlaczego nie miałoby powstać coś nowego, z czego korzystać będzie można jedynie w sali kinowej?
– To ciekawy trop, ale mam tutaj pewne wątpliwości. Pamiętam z jednej strony, jak fascynująca okazała się technologia dolby surround, jednak rozwój technologii niesie ze sobą pewne zagrożenia. Jeśli na przykład kina zaczną iść w kierunku metaversum, to pojawia się pytanie, czy to nadal będzie kino. Doznania z pewnością okażą się fascynujące, jednak świat, w którym ginie granica między tym co realne a wykreowane budzi uzasadnione obawy – zauważa dr Flig.
Śmierć multipleksów?
Druga ścieżka wiąże się z wytworzeniem pewnej mody na oglądanie filmów w kinie. Nie jest to jakaś futurystyczna fantasmagoria, wszak od dłuższego czasu widać, że kultura oglądania na dużym ekranie jest popularna wśród wielbicieli filmów. – Od dłuższego czasu widzimy odrodzenie małych kin. Za modą na kino studyjne stoi pasja do kina. Nie ma tam irytujących dla wielu zapachów popcornu, jest za to możliwość zobaczenia naprawdę ciekawych i często niszowych filmów. Co więcej, ja sam zauważam odrodzenie kin na prowincji, i to jest naprawdę niezwykłe doświadczenie – mówi dr Flig.
Tyle, że to zjawisko, które ma swoją specyfikę: uznaniem koneserów cieszą się przede wszystkim kina studyjne, gdzie brakuje rozrywki w stylu wystrzałowych filmów z serii Marvela, za to sporo jest obrazów refleksyjnych niespiesznego kina europejskiego, klasyki czy po prostu dobrych i uznanych przez krytyków produkcji. Jeśli faktycznie kino przyszłości miałoby się oprzeć na kameralnej i jednak nieco bardziej wyszukanej formule, z czasem musielibyśmy pożegnać wielkie multipleksy, zorientowane na bardziej masową rozrywkę. – Jestem orędownikiem kin studyjnych i nie jest wykluczone, że właśnie one są dzisiaj przyszłością kina – mówi Kwaśny. A dr Jacek Flig zauważa, że jest to jasny sygnał dla multipleksów, które powinny przemyśleć swoją obecność na rynku. – Muszą znaleźć dla siebie jakąś nową formułę. Jeśli tego nie zrobią, mogą znaleźć się w poważnym kryzysie – mówi.
Wielkim sieciówkom z pewnością nie pomaga inflacja: „konsumowanie” kina wraz popcornem i colą staje się bowiem coraz droższą rozrywką, a wiele wskazuje na to, że wysokie ceny nie są chwilowym zjawiskiem i musimy się nauczyć z nimi żyć. Zatem jeśli staniemy w obliczu groźby zubożenia, a schłodzona gospodarka nie będzie zachęcać nas do wybujałej konsumpcji, zaczniemy oszczędzać na wszystkim. Szczególnie na zbytkach, a tym z pewnością jest rozrywka w multipleksie. Kina studyjne są tańsze a popcorn nie jest tam wcale pozycją obowiązkową, zatem także z powodów czysto merkantylnych mogą one zyskać w oczach tych, dla których wizyta w kinie to przede wszystkim film, a dopiero w drugiej kolejności smakołyki i inne dodatki.
Wygląda zatem na to, że kino znowu wywinie numer tym wielbicielom futurologii, którzy uwielbiają głosić zdecydowane i kontrowersyjne tezy. Skoro podnosiło się ze znacznie silniejszych ciosów, zadawanych mu najpierw przez rewolucję telewizorów a później VHS, raczej przetrwa też czas pandemii i ogromnej popularności serwisów VOD. Pytanie tylko, czy w dokładnie takim samym kształcie, w jakim wkraczało trzecią dekadę XXI wieku?
Tomasz Figura
Bardzo dziękuję za pomoc w pisaniu tekstu Michałowi, filmoznawcy i pasjonatowi kina, który obok komentatorów wymienionych w tekście, również poświęcił mi czas na ciekawą rozmowę, czego efektem było kilka spostrzeżeń zawartych w tekście.