Stara maksyma mówi, że „gdyby wybory mogły coś zmienić, to by ich zakazali…”. W każdym razie na Zachodzie będzie bez zmian. Piszę szerzej o Zachodzie, ponieważ Francja jest teoretycznie tym krajem europejskim zachodniej strefy, który mógłby się przeciwstawić coraz większej federalizacji UE. Niestety, nasza cześć Europy, a zwłaszcza Polska, Słowenia, czy Węgry nie uzyskają nad Sekwaną wsparcia w realizowaniu wizji Europy Ojczyzn.
Wynik wyborów we Francji był jednak łatwy do przewidzenia, a wszystkie sondaże wieszczyły reelekcję Macrona. Warto zwrócić uwagę, że wynik Le Pen jest o prawie 9 punktów procentowych lepszy, niż w 2017 roku. Uzyskała według pierwszych danych 42, 4%. Macron – 57,6%.
Walkę o głosy lewicy (Melenchona) w II turze wygrał urzędujący prezydent, ale nie są to „jego głosy” i zaplanowane na czerwiec wybory parlamentarne, mogą przynieść naprawdę ciekawe rozstrzygnięcia. Obóz prawicy stał bardziej prawicowy, lewica bardziej lewicowa. Bieguny polityczne mocno się od siebie oddaliły; Francja aż tak podzielona nie była od lat. Być może o jakikolwiek konsensus w tym kraju będzie coraz trudniej.
Wesprzyj nas już teraz!
Żaden z dwóch finalistów wyborów prezydenckich nie pasuje do starego podziału na lewicę i prawicę. Macron to ideologicznie „lewicowy technokrata”, Le Pen to „socjalna prawica”. Kolejny etap walki pomiędzy tymi politykami to czerwcowe wybory parlamentarne, które ustalą z kim przyjdzie Macronowi „kohabitować”.
Marine Le Pen uznała wyniki wyborów, a osiągnięty wynik oceniła jako sukces prawicy. Zapowiedziała też od razu „rozpoczęcie bitwy o wybory parlamentarne”. Przypomniała „dwa tygodnie niesprawiedliwych i brutalnych metod” prowadzenia kampanii. Tu przypomnijmy lewackich „zadymiarzy” na ulicach, jednostronność narracji mediów, „listy otwarte” świata biznesu, kultury, sportu, wsparcie UE i zarazem ataki na tych, którzy się publicznie przyznawali do kandydatki Zjednoczenia Narodowego. Wynik ponad 43% głosów „sam w sobie stanowi zwycięstwo” – dodała Le Pen.
„Miliony naszych rodaków wybrało obóz narodowy. Wyrażam najgłębszą wdzięczność tym, którzy mi zaufali w pierwszej rundzie i tym, którzy w milionach dołączyli do nas w drugiej turze” – mówiła przegrana kandydatka. Zdaniem Marine Le Pen, teraz wszystko zależy od wyborów parlamentarnych w czerwcu. Podziękowała „w szczególności rodakom z prowincji i terytoriów zamorskich”, którzy to jej przyznali wygraną. „Tej zapomnianej Francji nie zapominamy” – dodała.
Z kolei w obozie Macrona zapanowała duża radość. Minister ds. europejskich i aktywista LGBT Clément Beaune mówił: „Jest radość, satysfakcja, toczy się walka polityczna ze skrajną prawicą, to wyraźne zwycięstwo, znacząca przepaść. Ale oznacza to również, że będziemy musieli kontynuować prace nad zjednoczeniem kraju, gdy widzimy skrajną prawicę na poziomie ponad 40%.”
Jako pierwszy pogratulował Macronowi przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel, który pochwalił na Twitterze reelekcję Emmanuela Macrona: „w tym burzliwym okresie potrzebujemy silnej Europy i Francji w pełni oddanej bardziej suwerennej i bardziej strategicznej Unii Europejskiej”. Trzeba oddać sprawiedliwość, że „szybki” był też Donald Tusk, który zapowiadał, że wkrótce „będzie Paryż w Warszawie”.
Wybory komentowali też „na gorąco” francuscy politycy. Głos zabierał szef „Zbuntowanej Francji”. Lewicowy Jean-Luc Mélenchon nazwał Macrona „najsłabiej wybranym z prezydentów V Republiki” i wezwał swoich zwolenników do „rozszerzenia ludowej unii”. Polityk „Zielonych” (EELV) Yannick Jadot, stwierdził, że „Francja uniknęła najgorszego, ale kraj jest bardziej podzielony niż kiedykolwiek”. Yannick Jadot w pierwszej turze wyborów uzyskał 4,6% głosów, a teraz podziękował „wszystkim, którzy zablokowali skrajną prawicę”.
Socjalistka Ségolène Royal chciała „równowagi w parlamencie” i opowiadała się za „rekompozycją lewicy i humanistów wokół Jean-Luca Mélenchona”. Z kolei centroprawicowy Republikanin Éric Ciotti pogratulował Emmanuelowi Macronowi nowego mandatu, ale dodał, że wynika on bardziej chęci zatrzymania Marine Le Pen, niż z realnego „poparcia” jego idei. Zdaje się, że jednak ani socjaliści, ani republikanie już do dawnej formy nie powrócą.
Eric Zemmour z „Rekonkwisty” (7% w I turze) wezwał „do jedności narodowej w obliczu wyborów parlamentarnych”. Dodał, że jego partia „Reconquest” „będzie na czele walki przeciwko Emmanuelowi Macronowi”. Mówił, że przed wyborami do parlamentu widać obecnie już dwa duże bloki – Macrona i Melenchona . Jednak, jeśli te dwa bloki „połączą się w politycznym meczu, będzie tylko jeden przegrany – Francja”. Dodał, że blok narodowy również musi się zjednoczyć. „Mamy kraj do odbicia” – podsumował.
Macron rzeczywiście zapewnił sobie na reelekcję, dzięki wsparciu populistycznej lewicy. Paradoksalnie prezydent jest przedstawicielem również mniejszości Francuzów, z których większość jest właściwie antysystemowa i mocno uniosceptyczna (dotyczy to wyborców Melenchona i Le Pen). Teraz partię prezydencką LREM czekają wybory parlamentarne, w których bynajmniej faworytem nie będzie.
Mapa wyborcza II tury wyborów prezydenckich jest bowiem bardzo ciekawa. Le Pen nie tylko wygrała na terytoriach zamorskich i we Francji północno-wschodniej, czy na południowym wschodzie, czyli w tradycyjnych bastionach swojej partii. Podobnie wygląda południowy zachód i wiele departamentów centralnych. Wysoko przegrała w regionie paryskim, ale poparła ją prowincja, co całkiem nieźle wróży Zjednoczeniu w czerwcowych wyborach.
Bogdan Dobosz