Stan wyjątkowy na pstryknięcie palcem, lockdowny w wybranych częściach świata, cenzura sieci i nowe szczepionki; oto plan „wybawienia” ludzkości od zarazy autorstwa Billa Gatesa. Jego implementacja jednak nie może czekać; trzeba wykorzystać moment, gdy świat jeszcze nie ochłonął z pandemicznego szoku.
Tak przynajmniej wynika z ostatniego wystąpienia Amerykanina pt. „Możemy uczynić COVID ostatnią pandemią” wygłoszonego w ramach popularnego cyklu konferencji TEDx. Epidemiczny wizjoner, podobnie jak w przypadku globalnego ocieplenia zaprezentował kompleksowy plan ocalenia świata przed jednym z odwiecznych ludzkich lęków. Dwa lata temu dowiedzieliśmy się jak chce uratować nas od „głodu i ognia”. Widocznie to karkołomne zadanie nie zaspokaja ambicji wizjonera tego kalibru, teraz więc należy wyzwalać nas również od „powietrza”.
Największy orędownik szczepień na świecie, mówiąc o koronawirusie jak o „ciężkim do przyćmienia w swojej paskudności”, „przerażającym pożarze ogarniającym cały świat” pozostaje wierny wypracowanej ponad dwa lata temu propagandzie strachu. I cóż, byłoby strasznie, gdyby niezachwiana wiara w słuszność swoich racji nie naraziła go na śmieszność.
Wesprzyj nas już teraz!
Bo jak nie parsknąć, gdy człowiek, który w 2 lata powiększył swój majątek o prawie jedną trzecią (ok. 35 miliardów USD) rozpoczyna wypowiedź od konstatacji, że pandemia pogłębiła nierówności między bogatymi a biednymi, natomiast szansa przetrwania wzrastała wraz z dochodem czy miejscem zamieszkania.
Podobnie groteskowo wygląda, gdy poważny, starszy biznesmen, wbrew życiowym doświadczeniom, nie rezygnuje z marzeń budowy „świata równego pod względem zdrowia i produktywności” oraz „na zawsze wolnego od strachu przed COVID-19”. Być może z dziećmi rewolucji tak już jest, jednak z dwójki założycieli Microsoftu, to Paulowi Allenowi bliżej było do klimatów rock’n’rolla i wolnej miłości. Podczas gdy jeden wykorzystywał wolny czas do szarpania strun nowiutkiego Gibsona, drugi udoskonalał algorytmy i rozpisywał biznesplany. Dlatego nie bardzo wierzę w transformację Williama z mózgowca w marzyciela.
Zanim jednak Gates roztoczył wizję przyszłości wolnej od strachu i cierpienia, nie omieszkał połechtać swego ego stwierdzeniem: „a nie mówiłem?”. Chodzi oczywiście o słynny wywiad z 2015 r., w którym ostrzegał przed zagrożeniem, jakie stanowią pandemie. Świat nie chciał go słuchać, więc teraz ma za swoje; dzisiaj każdy dwa razy się zastanowi zanim odrzuci plan wspaniałomyślnego filantropa.
Pandemiczni komandosi
Przechodząc jednak do rzeczy. Gatesowi marzy się grupa zadaniowa złożona z naukowców, epidemiologów i analityków, ulokowana w każdym zakątku świata, reagująca na każdy, najmniejszy przejaw nowego patogenu. GERM (Global Epidemic Response & Mobilization) – bo tak w istocie ma brzmieć nazwa jednostki – ma doradzać rządom i ministerstwom, ale podlegać w całości Światowej Organizacji Zdrowia.
Do jej zadań należałaby identyfikacja nowych, niepokojących objawów, opisanie przebiegu choroby oraz przesłanie jak najdokładniejszych danych do centrali. Po ich analizie, „góra” podejmowałaby decyzje o ogłoszeniu stanu epidemii, a eksperci z GERM doradzaliby poszczególnym rządom w jaki sposób izolować dany obszar, tak by zdusić zagrożenie w 100 dni od wykrycia pierwszego przypadku.
Każdy posiadający choć odrobinę politycznej wyobraźni widzi, jakie taki system daje możliwości; zwłaszcza jeżeli – jak nauczyły nas ostatnie dwa lata – uznamy, że lockdowny nie muszą służyć w pierwszej kolejności walce z patogenem. Dlatego za bardzo nie ma się nad czym rozwodzić; wystarczy nadmienić, że jako wzór pandemicznego postępowania Gates wymienił… Australię.
Co ciekawe nie Tajwan, Islandię czy inne kraje, które poradziły sobie z pandemią bez pałowania ludzi na ulicach i plombowania drzwi. Wzorem marzeń naszego dobroczyńcy jest zatem cyfrowo-administracyjne kowidowe więzienie, z obozami internowania dla niepokornych.
Gates nie byłby Gatesem, to jest skutecznym biznesmenem, gdyby przy okazji nie wykorzystał okazji do ubicia jakiegoś geszeftu. Plan oczywiście nie powiedzie się bez „right investments”, czyli w wolnym tłumaczeniu – zakupieniu od podmiotów, w które zainwestował, nowych rozwiązań w walce z pandemią. A tych w przyszłości będziemy potrzebować bez liku; począwszy od nowych szczepionek (doustnych, a nawet przyklejanych na ramię), leków, stacji diagnostycznych i wielu, wielu innych.
Z tej okazji zaprezentował, niczym Steve Jobs nowego Iphone’a (czyżby po raz kolejny uwidocznił się kompleks Apple’a?) lśniącego, nowoczesnego, niemal kieszonkowego urządzenia diagnostycznego LUMIRA.
I jak wytrawny i doświadczony akwizytor, w samych superlatywach prezentował korzyści swojego planu, sprytnie pomijając jego wady. Przykładowo, ani słowa nie wspomniał o konieczności cenzury sieci czy zbieraniu danych biometrycznych żartując jedynie z „antyszczepionkowych teorii spiskowych”. – Ludzie przekonują, że chcę monitorować ich zachowania, tak jakby mi było to niezwykle potrzebne do szczęścia. Ciekawe co miałbym z tą całą wiedzą zrobić? – mówił, wywołując salwy śmiechu.
Oczywiście, przy tej okazji nie wspomniał na czym polega deep learning i machine learning, czyli dwa sposoby udoskonalania sztucznej inteligencji (jego zdaniem największej nadziei nauki) korzystające z niewiarygodnej ilości dostarczanych informacji. Cóż, zamiast powiedzieć za dużo – co nieraz mu się zdarzyło – lepiej zagrać wariata.
Równi bogom
Amerykanin nawet nie ukrywa, że za całą zabawę zapłacimy całkiem sporo. Ale to nic w porównaniu ze stratami, jakie poniesiemy, jeżeli kolejny patogen wymknie się spod kontroli. Dlatego „należy zainwestować miliardy, aby uratować biliony”, nie mówiąc już o kosztach, jakie poniesiemy w ludzkich istnieniach.
W słowach miliardera nie sposób nie wyczuć subtelnego, aczkolwiek stanowczego szantażu. Wychodzące z uśmiechniętych ust sympatycznego staruszka, po odrzuceniu całej kurtuazji można je streścić w jednym zdaniu: zainwestujcie w mój plan, w przeciwnym wypadku zginiecie, a świat czeka zagłada. „Dobrotliwy” William okazał się terrorystą, który swoim zakładnikom przystawia pistolet do głowy.
Postawa Amerykanina to nic innego jak dowód, że opisywana przez Williama Easterly’ego dyktatura ekspertów opanowała nie tylko kraje trzeciego, ale również pierwszego świata. I podobnie jak w latach 50′ XX w. „dobrotliwi autokraci” upatrują skutecznych rozwiązań w bezgranicznym zaufaniu do technologii i centralnego zarządzania. A ich buta rośnie wprost proporcjonalnie do liczby popełnianych błędów.
Bill Gates przez ponad dwa lata pandemii uporczywie nie dostrzega fiaska większości proponowanych rozwiązań, widząc błędy tylko tam, gdzie niedostatecznie zaimplementowano jego plan. Również i teraz jest przekonany, że globalny system zarządzania i pandemicznego zadziała jak należy. Skoro sam opisuje opracowanie szczepionek przeciw COVID-19 w kategoriach „cudu” (miracle), na jakiej podstawie sądzi, że będzie powtarzał się za każdym razem, kiedy zechce?
Ostatnie wysiłki podejmowane przez amerykańskiego miliardera to nic innego jak próby okiełznania natury i żywiołów, nad którymi człowiek nigdy nie miał władzy. Aż dziw, że ta zuchwałość, zamiast pożałowania, wywołuje podziw. Z przerażeniem obserwowałem, jak na zakończenie wykładu Gates otrzymał owację na stojąco. Widocznie dwa lata tresury sprawiły, że jesteśmy gotowi uwierzyć byle kuglarzowi, jedynie za obietnicę zaspokojenia potrzeby bezpieczeństwa.
Piotr Relich