5 maja 2022

Franciszek i (un)Realpolitik. Między klątwą wojny a światowym rządem

(Fot. GSz/Forum)

Papież Franciszek ubolewa nad cierpieniem Ukrainy, ale nie potępia wprost agresji Rosji. Choć jego postawę można tłumaczyć na rozmaite sposoby, to stawiam tezę, że pierwszorzędną rolę odgrywają papieskie wysiłki na rzecz budowy światowego rządu. Bez tego, zdaje się sądzić Franciszek, pokoju nigdy nie będzie. Ma rację – ale cel, do którego dąży, jest zarazem przecież groźną utopią.

 

W stronę rządu światowego

Wesprzyj nas już teraz!

Papież Franciszek i ludzie z jego otoczenia od początku wojny udzielają Ukrainie różnego rodzaju wsparcia, konsekwentnie jednak nie potępiają Rosji jako strony agresywnej. Postawa Stolicy Apostolskiej jest krytykowana z wielu stron: lewica i prawica, tym razem wyjątkowo zgodnie, oczekują od Franciszka wyraźnego zaangażowania przeciwko Kremlowi i przyłączenia się do medialno-propagandowej ofensywy wymierzonej w Moskwę. Papież tego nie robi, co samo w sobie, w ogólności, jest doskonale zrozumiałe, zarówno na gruncie tradycji watykańskiej dyplomacji, jak i zdrowego rozsądku: następca świętego Piotra nie chce dać się uwikłać w wielkie spory polityczne.

Owce Jezusa Chrystusa są zarówno w krajach bloku amerykańskiego, jak i rosyjskiego czy chińskiego; Franciszek nie może stać się ani papieżem Ameryki, ani papieżem Rosji. Nie może zatem dziwić, że z wysokości swojego urzędu nie ciska gromów na Władimira Putina i nie domaga się, na przykład, jego rychłej dekapitacji. Z drugiej strony konsekwentne unikanie wskazania na Rosję w sytuacji, w której państwo to nie tylko rozpoczęło niesprawiedliwą wojnę ofensywną, to jeszcze dopuszcza się zbrodni przeciwko ludności cywilnej, nie znajduje swojego wytłumaczenia na gruncie niechęci papieża do „uwikłania się” w politykę obozu amerykańskiego. Na planie moralnym mamy tu do czynienia z fałszywą sugestią: katolik powinien użalać się nad cierpieniem ofiary, ale zamykać oczy na sprawcę. To miłosierdzie bez sprawiedliwości – postawa, która w coraz większej mierze dominuje w działaniach kościelnych decydentów także odnośnie „wewnętrznych” problemów Kościoła, to znaczy – herezji.

Choć dynamika miłosierdzia i sprawiedliwości w polityce Franciszka jest ciekawa, to sądzę, że głównym motorem papieskiego milczenia wobec rosyjskich zbrodni jest co innego: konsekwentne dążenie do zrealizowania utopii świata bez wojen, który mógłby zagwarantować globalny rząd. Franciszek nie chce potępić Rosji, bo bez niej taki rząd nie powstanie; nie chce jednoznacznie poprzeć tych, którzy chcą się agresji sprzeciwiać, bo to oznaczałoby dalsze trwanie w paradygmacie rozwiązań „narodowych”, podczas gdy on dąży do rozwiązań globalnych.

Zbrojenia jako skandal. Kilka wypowiedzi

Oto kilka wypowiedzi, które są moim zdaniem kluczowe dla zrozumienia postawy Franciszka. 21 marca papież nazwał wydatki na zbrojenia „skandalem”; ludzkość powinna raczej „jednoczyć siły i zasoby” by walczyć „z głodem, brakiem wody, chorobami, epidemiami, ubóstwem i współczesnym niewolnictwem”. 24 marca papież stwierdził, że „zrobiło mu się wstyd” gdy przeczytał, że pewne państwa chcą podnieść wydatki na zbrojenia do 2 procent PKB. Według niego jest to „szaleństwo”. Stwierdził też, że w „tak zwanej geopolityce” dominuje „stara logika siły” i wojna na Ukrainie jest tego owocem. Z kolei w piątek 15 kwietnia powiedział, że wprawdzie „rozumie” tych, którzy kupują broń, ale ich „nie usprawiedliwia”. Wcześniej 7 kwietnia wysyłanie broni na Ukrainę przez państwa zachodnie skrytykował watykański sekretarz stanu, kardynał Pietro Parolin. „Widzę, że wielu wysyła broń. To straszne, gdy się o tym pomyśli, to może wywołać eskalację, której nie będzie można kontrolować” – stwierdził, dodając wprawdzie, że Ukraina „ma prawo się bronić”. Parolin mówił też, że w sprawie Ukrainy Watykan miał nadzieję na „realizację porozumień mińskich” czyli „elastyczność ze strony Rosji i Ukrainy” po rosyjskim ataku na Ukrainę w 2014 roku.

Oto zarówno papieża jak i kardynała Parolina przeraża, czy zgoła zadziwia, polityka państw, które zbroją się w obliczu rosyjskiej agresji. Ich zdaniem nie jest to więc właściwa odpowiedź: Rosja atakuje Ukrainę, niszczy miasta i morduje ludzi, grożąc innym państwom atakami, w tym nuklearnymi, a według Watykanu właściwa odpowiedź tych państw nie powinna polegać na zbrojeniach. To bowiem oznacza wejście w „starą logikę siły”, a idzie o to, by „jednoczyć zasoby” w walce z głodem. Franciszek posunął się nawet do tego, by odmówić usprawiedliwienia krajom, które obawiając się rosyjskiego ataku zbroją się: mówi, że to „rozumie”, ale rozumieć można także to, co się potępia. Skoro zaś „nie usprawiedliwia”, to de facto właśnie potępia.

Realpolitik Franciszka

Wydaje się, że słowa Franciszka i Parolina można czytać przez teorię polityki realnej. Zgodnie z nią, w geopolityce nie tyle dominuje logika siły, co innej logiki… w ogóle nie ma. Państwa współpracują ze sobą o tyle, o ile jest to w ich interesie; jeżeli podejmują działania, które zdają się premiować współpracę kosztem własnego interesu, to dzieje się tak zwykle z powodu nacisku sił zewnętrznych (przypadek wielu słabszych państw w Unii Europejskiej). Zasadniczo jednak mamy do czynienia wyłącznie z siłą, zwłaszcza w kontaktach między mocarstwami, które toczą wojnę na Ukrainie – Rosją i Stanami Zjednoczonymi.

Zgodnie z teorią realizmu w polityce międzynarodowej, którą tak spopularyzował w ostatnim czasie w Polsce amerykański profesor John Mearsheimer, konflikty między państwami wybuchają dlatego, że poszczególne mocarstwa dążą do zmiany układu sił na swoją korzyść; nie są nigdy pewne co do intencji innych mocarstw i nieustannie obawiają się ataku, dlatego podejmują wszelkie działania mające dać im lepszą pozycję. W tym kluczu Franciszek może łatwo interpretować działania Rosji: napadła na Ukrainę, bo obawiała się potencjalnej agresji ze strony Stanów Zjednoczonych i NATO, które mogłoby wykorzystać ukraińskie terytorium do antyrosyjskiej ofensywy. Zgodnie z teorią realizmu, Rosjanie nie mieliby więc w zasadzie innego wyjścia, jak tylko zaatakować. Jeżeli Franciszek tak patrzy na wojnę ukraińską, to z jednej strony współczuje Ukraińcom, ale z drugiej może uważać, że agresja Rosji jest zawiniona nie przez jej własną politykę, ale przez strukturę systemu międzynarodowego w ogóle. Decydowaliby więc nie tyle ludzie, co prawa, które rządzą geopolityką. (Na marginesie można postawić kwestię przemocy wobec ludności cywilnej: nawet jeżeli uznalibyśmy tę logikę i stwierdzili, że Rosjanie musieli zaatakować Ukrainę, bo inaczej mogliby ryzykować własną państwowość wskutek postępów NATO, to w jaki sposób ten wzorzec miałby usprawiedliwiać czy umniejszać ich winę w sprawie postępowania wobec ukraińskiego społeczeństwa? Można starać się racjonalnie tłumaczyć domniemaną papieską logikę każącą mu powstrzymać się od potępienia Rosji za atak, ale od potępienia za zbrodnie przeciwko cywilom – już nie).

Hegemonia

Tę logikę siły Franciszek nazywa „starą” i przeciwstawia jej globalną współpracę na rzecz budowania dobrobytu. Znowu wpisuje się to w realną teorię polityki: zgodnie z nią konflikty między mocarstwami będą możliwe tak długo, jak długo nie zostanie zrealizowany jeden z dwóch scenariuszy: pierwszym jest osiągnięcie przez jakieś mocarstwo globalnej dominacji (hegemonii), która uniemożliwiałaby jakiemukolwiek innemu mocarstwu przedsięwzięcie działań ofensywnych przeciwko niemu. Taki wariant jest jednak całkowicie nierealistyczny, co każdy rozumie: obecnie wiele państw dysponuje bronią nuklearną i stąd nawet najpotężniejsze mocarstwo jest narażone na potencjalne zniszczenie przez oponentów. Dlatego, może sądzić Franciszek, na stole pozostaje tylko drugi scenariusz: współpraca światowa, która materializowałaby się w globalnym rządzie.

Globalny rząd

Gdyby istniał globalny rząd, wojny nie byłyby prawdopodobne, lub jeżeliby się zdarzały, szybko by się kończyły. Konflikty są przecież możliwe dlatego, że nad państwami nie ma żadnej władzy: nikt ich nie kontroluje. Stany Zjednoczone, Rosja, Chiny – mocarstwa nie mają nad sobą nikogo, dlatego ogranicza je tylko i wyłącznie siła; nie ma dla nich prawa – to one tworzą prawo podług swoich możliwości dominacji na świecie. Stąd stan rzeczy między mocarstwami przypomina hobbesowskie bellum omnium contra omnes. Rozwiązanie również byłoby hobbesowskie: trzeba na drodze umowy nakłonić wszystkich do przestrzegania pewnego określonego kodeksu postępowania. Tak jak w państwie, w którym wprawdzie wybuchają spory między jednostkami, ale dzięki istnieniu aparatu przemocy państwa są one ogół szybko rozwiązywane. Podobnie mogłoby być w sytuacji zaistnienia rządu światowego, który skończyłby z samodzielnością mocarstw. To globalny rząd, jako właściwy suweren, gwarantowałby zrealizowanie wizji wiecznotrwałego pokoju.

Nikogo nie trzeba chyba przekonywać, że Franciszek stara się wspierać budowę rządu światowego. W czasie swojego pontyfikatu podejmował ogrom inicjatyw tego rodzaju; w gruncie rzeczy niemal wszystkie jego wysiłki zmierzają właśnie w tym celu. Dlatego ogłosił encyklikę Laudato si’ o ekologii, dlatego promuje ideę powszechnego braterstwa, dlatego ryzykuje głoszenie herezji indyferentyzmu prowadząc dialog międzyreligijny… Współpraca międzynarodowa wszystkich ze wszystkimi, oto Franciszkowa alternatywa dla „starej geopolityki” z dominacją siły.

Powszechny terror

Czy Franciszek ma rację i światowy rząd mógłby rozwiązać wiele bolączek, takich jak głód czy ubóstwo? Niewątpliwie tak; adherenci wizji globalnego zarządzania światem zdają się jednak zapominać lub w ogóle nie wiedzieć, że natura ludzka jest skażona grzechem.

O ile w przypadku niekatolickich budowniczych nowego światowego porządku to nie zaskakuje, to w przypadku katolickiego papieża, już tak.

Zarówno Franciszek jak i jego najważniejsi dyplomaci muszą wiedzieć, że potencjalny rząd światowy nie składałby się z aniołów, ale z ludzi grzesznych i upadłych. A to oznacza, że dżumę wypędzałby cholerą. Wojny, głód i choroby to ciężkie dopusty, ale czy czymś lepszym jest mordowanie nienarodzonych czy totalna i deptanie praw narodzonych ludzi w imię walki z zarazami? Nie trzeba specjalnej wyobraźni by przewidzieć, że terror, jaki mogą zgotować swoim obywatelom poszczególne państwa, blednie przy tym, do czego zdolny byłby jakikolwiek światowy rząd.

Biednych zawsze mieć będziecie

Możemy wszakże pocieszać się jednym: budowa rządu światowego jest skrajnie nieprawdopodobna, zatem wizja Franciszka nie zrealizuje się. Stworzenie jednego ośrodka władzy nad całą kulą ziemską jest wizją tyleż intrygującą, co nierealistyczną. Co miałoby skłonić grupy, które kontrolują gigantyczne obszary kuli ziemskiej, broń nuklearną zdolną do zniszczenia całego globu, które trzymają w rękach propagandę usidlającą setki milionów czy miliardów ludzi – by wyzbyli się tej władzy? W gruncie rzeczy rząd światowy mógłby zaistnieć wyłącznie w wypadku, w którym wcześniej jedno z mocarstw osiągnęłoby światową hegemonię! Jako że biorąc pod uwagę światowy stosunek sił jest to niemożliwe, to niemożliwy jest również rząd światowy. Chyba, że ktoś wierzy w jego powstanie drogą pokojowej współpracy – i być może to jest przypadek włodarzy Watykanu. Jeżeli tak, to lepiej byłoby porzucić tę wizję – po pierwsze dlatego, że jest nierealizowalna, po drugie dlatego, że jej realizacja nie byłaby pożądana. Na świecie są wojny, głód i ubóstwo – jak zapowiedział nam nasz Pan, biednych zawsze będziemy mieć będziemy, co można rozszerzająco rozumieć jako z góry zapowiedzianą klęskę budowania raju na tej ziemi.

Być może klęska globalizmu ukazana przez wojnę na Ukrainie sprawi, że następca papieża Franciszka wprowadzi w watykańskiej polityce jakąś korektę – i Stolica Apostolska zajmie się raczej głoszeniem Królestwa Bożego, niż próbami torowania drogi królestwu doczesnego dobrobytu.

Paweł Chmielewski

Wesprzyj nas!

Będziemy mogli trwać w naszej walce o Prawdę wyłącznie wtedy, jeśli Państwo – nasi widzowie i Darczyńcy – będą tego chcieli. Dlatego oddając w Państwa ręce nasze publikacje, prosimy o wsparcie misji naszych mediów.

Udostępnij
Komentarze(27)

Dodaj komentarz

Anuluj pisanie