Za snucie opowieści na temat próby zachowania człowieczeństwa w nieludzkim, dystopijnym świecie tym razem wziął się Amazon. A skoro platforma Prime Video zawitała do Polski, proponując m. in. znakomitą produkcję własną Reacher, to warto pochylić nad jej programem ideowym wyłaniającym się z innego serialu – noszącego polski tytuł Kraina bezprawia.
Into the Badlands to trzymająca w napięciu i oparta na ciekawej koncepcji opowieść o świecie, w którym zanikła wszelka praworządność, a w Krainie Bezprawia rządzą krwawi baronowie, utrzymujący armie siepaczy i żyjący z wyzysku niewolników. Modele wiary tam są dwa. Albo cyniczny ateizm albo niszowa wiara w bliżej nieokreślone bóstwa. Politeizm tych wierzeń jest zaskakująco prymitywny, zważywszy, że akcja prawdopodobnie dzieje się na terenie byłych Stanów Zjednoczonych, a bohaterowie – jak dowiadujemy się w wielu miejscach – posiadają dość liczne pozostałości wiedzy na temat „poprzedniego” świata.
Ten powrót do wielobóstwa mógłby być motywem całkiem ciekawym, obnażającym stan ludzkości i umysłu człowieka, gdy porzuci się Chrystusa, ale problem w tym, że w całych trzech sezonach odniesienie do chrześcijaństwa nie pojawia się… ani razu. Jedna z postaci opowiada o samurajach, wychwala ich honor i poświęcenie, czyli posiada wiedzę historyczną na temat kultur dawnego świata, mimo to słowo „Chrystus” nie wybrzmiewa, a egzemplarza Biblii nie widzimy wśród innych książek.
Wesprzyj nas już teraz!
Wydaje się, że chrześcijaństwo zostało celowo pominięte – i co się dziwić, przecież w świetle Chrystusowego objawienia (nawet kulawo rozumianego przez jakiegoś protestanckiego scenarzystę) wszystkie te wierzenia stałyby się po prostu śmieszne, a ludzie je kultywujący – groteskowi. Słowem, opowieść nie trzymałaby się kupy. I w sumie można powiedzieć, że pod tym względem się nie trzyma… Bo jak to możliwe, że na ruinach świata, gdzie w opuszczonych sklepach widać chorągiewki z amerykańską flagą, a bohaterowie mają wiedzę na temat starożytnych kultur, wszelkie wspomnienie chrześcijaństwa zniknęło z powierzchni ziemi?
Oczywiście nie mogło przy tej okazji zabraknąć motywu homoseksualnego i nadziei dwójki bohaterek na szczęście w przyszłym świecie, który przyniesie rewolucja przeciwko panowaniu baronów. To wtręt ni przypiął ni przyłatał niczym w również świetnym, ale poplątanym ideowo filmie V jak Vendetta. Choć jedno trzeba przyznać, pojawia się też motyw, który można by uznać za antyaborcyjny. W momencie, gdy jedna z wiodących postaci kobiecych zachodzi w ciążę, ktoś radzi jej, że nie warto przywodzić dziecka na taki świat, sugerując tym samym zabicie go; natomiast główny bohater, z którym łączą się najlepsze uczucia widzów mówi coś wręcz przeciwnego, że to dziecko „to jedyne o co warto walczyć”.
Najśmieszniejsze jest w tym to, że nie wspominając słowem o chrześcijaństwie autorzy serialu pełnymi garściami czerpią z chrześcijańskiej symboliki. Azra jako ziemia obiecana i tajemniczy Pielgrzym jako „mesjasz”. W pewnym momencie na określenie paranormalnych zdolności, jakimi obdarzeni są „mroczni” pada nawet określenie „sakrament Daru”.
Zaznaczam przy tym, iż nie twierdzę, że serial Kraina bezprawia jest zwykłym antychrześcijańskim paszkwilem. Jest tam mnóstwo dobrze poprowadzonych wątków skłaniających do refleksji nad uniwersalnymi wartościami, takimi jak wolność, praworządność, ojcostwo, przyjaźń, lojalność, bezinteresowność czy też po prostu walka dobra złem. Twórcy ciekawie ukazali, jak w całkowicie zdegenerowanym świecie kiełkuje dobro w niektórych bohaterach, którzy budzą się letargu reżimu, w którym zostali wychowani. Myślę, że tych wątków jest nawet więcej, niemniej „anulowanie” chrześcijaństwa z powszechnej świadomości jest tu wręcz zdumiewające!
Można to oczywiście zrzucić na karb konwencji, ale na pewno nie warto tego pomijać. Mówi to przecież tak wiele o współczesnej kulturze, dla której chrześcijaństwo jest swoistym klinem, który lepiej zakopać głęboko pod powierzchnią świadomości, bo jak się wbije, to będzie problem. Nagle okaże się, że świat stworzony w wyobraźni przestaje trzymać się kupy i trzeba wiele rzeczy przemyśleć na nowo, a tak w ogóle to… zastanowić się nad swoim światopoglądem i prawdziwym sensem walki dobra ze złem. Nie twierdzę nawet, że ten serial jest wrogi wobec chrześcijaństwa, ale pokazuje jak bardzo jest ono niewygodne.
Z drugiej strony znów powraca do mnie ta natrętna myśl: Cholera, gdyby też ktoś zdołał stworzyć równie spektakularną opowieść i bezpretensjonalnie wpleść w nią struktury chrześcijańskiej wizji świata! Jak wspaniały byłby efekt. Coś podobnego próbowali zaproponować twórcy filmu The Book of Eli (Księga ocalenia) z Denzelem Washingtonem. Film całkiem niezły, ale zakończenie kładzie całość na łopatki, tak że świetny pomysł łomocze z hukiem o beton relatywizmu i niewiele z niego pozostaje…
O tym jak trudno połączyć prawdziwie katolickie ukształtowanie duszy i umysłu z geniuszem twórczym rozmawialiśmy jakiś czas temu z Łukaszem Karpielem i Tomaszem Antonim Żakiem:
Filip Obara