Do wszystkich możliwych definicji macierzyństwa należałoby dołączyć stwierdzenie zaczerpnięte z książki Viktora Frankla pt. Bóg ukryty. W poszukiwaniu ostatecznego sensu: „Zapominać o sobie znaczy tu «ofiarowywać siebie» i można tego dokonać, albo służąc jakiemuś celowi, który jest większy od nas samych, albo kochając drugiego człowieka”. Gdy do tak sformułowanej myśli Frankla odnoszącej się do opisanego przez niego fenomenu samotranscendencji dodamy słowa bł. Pierra Claverie: „wartość życia zależy od zdolności jego ofiarowania”, otrzymamy wypowiedź wyrażającą najgłębszą istotę macierzyństwa, która odnosi do… tajemnicy Boga.
Księga Rodzaju wprowadza nas słowami: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci” (Rdz 3, 16) w doświadczenie zastrzeżone tylko dla matek. Ale ten ból i trud nie jest doznaniem wyłącznie zmysłowym; dotyka najwrażliwszej cząstki kobiecego jestestwa, gdy zagrożone śmiercią bądź obarczone cierpieniem jest dziecko. Trudno o bardziej tragiczny moment w życiu matki jak ten, w którym jest świadkiem męczeństwa swojego potomka. Z taką, nie mogącą się już powtórzyć, sytuacją spotykamy się na kartach Ewangelii. Matka Syna Bożego cierpiała niewymownie i niewyobrażalnie. Ciężar jej doznań nie sposób porównać z niczym. W sferze dociekań pozostanie kwestia wymiaru tego cierpienia, w które – być może – wpisany został znój wszystkich rodzicielek.
Gdy spotykamy się z opisem boleści matek lub jest ona naszym doznaniem, trudno nie widzieć w niej tego „niewidzialnego krzyża”, który niosła wraz ze swoim najdroższym dzieckiem Maryja. Cierpienie matki, której dziecko staje się ofiarą przemocy i zła pozwala też lepiej poczuć cenę naszego Odkupienia. A była to cena, którą w osobliwy sposób wyraził św. Albert Chmielowski słowami: „Kupił nas sobie Pan nasz, wydał wszystko, co miał, na zapłatę”. Bo cóż mógł więcej dać niż samego siebie? Jak można bardziej objawić swoją miłość do kogoś, aniżeli oddając za niego swoje życie? Czy można bardziej też unaocznić miłość Boga Ojca, w którym znajduje się pełnia tego, co rozumiemy pod pojęciem macierzyństwa, aniżeli w Ofierze Jego Syna?
Wesprzyj nas już teraz!
W próbie odpowiedzi na te pytania, których po ludzku nie sposób wyrazić w zupełności, niech będzie ukazana przez Zofię Kossak we wspomnieniach z pobytu w niemieckim obozie zagłady Auschwitz-Birkenau historia rosyjskich matek z Witebska i Smoleńska. Pogoda była tego dnia szkaradna – czytamy w książce pt. „Z otchłani”. Zimny wiatr listopadowy zacinał deszczem zmieszanym z krupami śnieżnymi. W smugach deszczu rozgrywa się jedna z zwykłych lagrowych tragedii: Rosjankom przywiezionym przed dwoma tygodniami w liczbie paru tysięcy z Witebskiego i Smoleńska odbierano dzieci, by je pomieścić osobno. Nie uczyniono tego od razu, gdyż na bloku dziecinnym brakło miejsca. Lecz śmierć litościwa zabierała niewiniątka z osławionej dwójki w tempie tak szybkim, że miejsce już się znalazło, natomiast władze napotkały gwałtowny opór. Kobiety wiedziały, że nie żyć im ni dzieciom, lecz niechże niebożęta pomrą w ramionach matczynych, niech się matki z nimi ostatnim kęsem chleba podzielą. Z dziką rozpaczą natur pierwotnych, nie liczących się z możliwościami, Witebszczanki walczyły, skakały do oczu esesmanom, kładły się na dzieciach nie dając do nich dostępu.
Przerażeni malcy krzyczeli w niebogłosy. Esesmani kopali leżące kobiety, szarpali dzieci, ciągnęli je, jak gdyby wyrywali płód z łona. Zrozpaczone matki skowyczały z bólu, wyły jak wilczyce. Taubera nie było. Hessler, wściekły i mniej zaradny, strzelał na oślep, wrzeszcząc, że głupie Rosjanki nie rozumieją, die dumme Russen, nie rozumieją, o co chodzi. Dzieciom będzie dobrze! Otrzymają na dwójce idealne warunki, mleko, biały chleb… O, tak!… Acz proste i nieokrzesane, choć niedawno przybyłe, matki miały swoje zdanie. Wiedziały już, co znaczy oddać dziecko na blok ozdobiony malowidłami żabek, bocianów, krasnoludków. Wiedziały, że z przydzielanych na papierze porcji nigdy ani odrobina nie dochodzi do ust maleńkich więźniów konających z głodu. Walczyły więc nadal. Niektóre trzymały więc dziecko w ramionach, rzucały się do ucieczki i krzycząc przeraźliwie, biegały miedzy blokami niczym obłąkane
Zabieg okazywał się kłopotliwszy niż oczekiwano, przeto władze zarządziły na całym lagrze ostrą blocksperrę. Wolały zlikwidować kompromitujący je opór Witebszczanek bez świadków.
Z podobną grozą i tragizmem spotykamy się u autorki w opisie zbrodni dokonanej na ludności żydowskiej w ramach likwidacji warszawskiego getta. Zofia Kossak relacjonowała w swoim słynnym „Proteście”: Dzienna przepisowa ilość ofiar wynosi 8–10 tysięcy. Policjanci żydowscy obowiązani są dostarczyć ich do rąk katów niemieckich. Jeśli tego nie uczynią, zginą sami. Dzieci nie mogące iść o własnych siłach są ładowane na wozy. Ładowanie odbywa się w sposób tak brutalny, że mało które dojeżdża do rampy. Matki patrzące na to dostają obłędu. Ilość obłąkanych z rozpaczy i grozy równa się ilości zastrzelonych.
Historia ludzkich dziejów dostarczyła zbyt wielu takich obrazów. Matki, którym „łamano serca” mordem owoców ich łon, gotowe były oddać życie za życie swoich dzieci. One to najlepiej zdolne pojąć były Ofiarę Krzyżową Syna Bożego. To „szaleństwo Bożej Miłości i Miłosierdzia”, w którym widzimy Bożą odpowiedź na zło wszystkich czasów; w którym widzimy, że zło godzące w człowieka jest złem godzącym w samego Boga, podobnie jak ból dziecka jest bólem matki. Dlatego należy przyznać słuszność myśli wyrażonej przez kard. Roberta Saraha w udzielonym Nicolasowi Diatowi wywiadzie pt. „Moc Milczenia”: Proszę sobie wyobrazić matkę z chorym dzieckiem. Może ona cierpieć za dziecko z miłości i przez utożsamienie. Matka w pełni zdrowa może przeżyć konanie swojego dziecka boleśniej niż samo dziecko, właśnie z powodu utożsamienia miłości z ukochaną istotą. Jej miłość jest do tego zdolna. Jakże można sądzić, że miłość Boga jest mniej matczyna od miłości matki, podczas gdy cała miłość wszystkich matek, w tym także miłość samej Najświętszej Maryi Dziewicy, jest zaledwie kroplą w ocenie matczynej czułości Boga?
W matczynej czułości i miłości odnaleźć możemy coś z Boga, choć jest to zaledwie kroplą Jego tajemnicy, bo – jak czytamy w Księdze Izajasza – „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o Tobie” (Iz 49,15).
Anna Nowogrodzka-Patryarcha